Fioletowa sasanka bujała się wesoło na wietrze, pierwszy i ostatni raz zaznając uczucia korzonek w powietrzu... jakkolwiek by to nie brzmiało. ~ Taki ważny, taki ważny! Nie złamany ani razu! Chociaż wichry wiały, czarne kwiecie rośnie silne! Każdą ofiarę, każdą ofiarę uleczył. Pan życia i śmierci, życie sieje, dusz nie odbiera. Raniony, raniony, raniony szponami okrutnymi wydziela życiodajne soki, soki, soki, opatula go kora wspaniała, wspaniała, twarda, silna. Na tej korze rośnie kolejne kwiecie. Wiele kwiecia, cały las! Jako drzewo wielkie, a zarazem korzeń innych kwiatów! A korzeń ten ma rozłamy, rozłamy. Na dwoje, na dwoje. I z jednego Stado wyrasta, a z drugiego uczniowie, uczniowie. Niemalże Prorok, -rorok. Najwspanialszy Uzdrowiciel, najmędrszy, najsilniejszy, tak dostojny! Uzdrowiciel, który jest drogowskazem. A uczniowie, uczniowie którzy na korzeniu twym urosną dumą Stad zostaną. I twój korzeń, twój korzeń, pozwól mu rosnąć, rosnąć. Oto przed tobą maluczki grzybek, który powiązawszy się z tobą wyrośnie okazały, zasilając wielkie drzewo Uzdrowiciela wodami, które zbierze w kolejne księżyce. Wskaż, wskaż, wskaż jemu drogę! ~ Poprosił kwiatek, śpiewając donośnie aż do chwili, gdy Świt wylądował. ~ Popatrz, popatrz. Tu wartka rzeka spokój zaznaje. Tu chcę rosnąć, tu, gdzie ziemia jest wilgotna! ~ Wskazał nagle kwiatek na niewielkie zakole, czy raczej zatoczkę, nad którą dociera śpiewny szum wody, a zarazem jest na tyle spokojna by nie podmywać agresywnie gruntu. Ciepłota wody, choć należała do chłodnych, sprawiała jednak, że niewielki pas ziemi nieosłonięty był śniegiem.
Biała pierwiosnka chybotała się w czasie drogi. Nie tylko dlatego, że drżała przy każdym kroku, ale po prostu, zdawała się tańczyć, chyląc swoje kwiaty to w jedną, to w drugą stronę. ~ Dzisiaj, dzisiaj zbierasz patyczki, krótkołapy przyjacielu. Kolekcjonujesz kamyczki. Lecz ja wiem, ja wiem! Patronem będziesz walk i polowań. To do ciebie przyjdzie każdy smoczek stada. Przyjdzie do ciebie z każdą krzywdą, z każdą ranką, abyś zasklepił zadrapania, aby nie ciekła z nich czerwonkawa żywica. Już niedługo, już niedługo siostry moje poznasz i braci moich. I matkę naszą, Alaleyę poznasz jako siostrę własną. I płatki, i liście, i korzonki zbierać będziesz. I napary, i napary dawać będziesz. I magią, magią leczyć będziesz. To droga twoja. To droga twoja. I ja ci, ja ci pozwolę odnaleźć płomień, który posłuch wywołuje, wołuje. A dusza jego, dusza jego dotykiem kuruje! ~ Zakończyła pierwiosnka swoją piosenkę, gdy Yisheng dojrzał czarnołuskiego smoka. Władcze miał spojrzenie, lecz również... zmęczone. A może to nuta samotności? Tajemniczości? ~ O tak, o tak! Posadź mnie, gdzie Ogień siostrę mą usadzi. To to miejsce, to ta miedz! ~ Okrzyknął kwiatek wesoło, że niewiele pozostało już do celu swojej podróży. Własnej... lecz podróż Yishenga dopiero się zaczynała, choć nie musiał tego czuć.
Licznik słów: 437