OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Charkot przerwał perfekcyjną ciszę poranka. Trzasnęły łamane gałązki, zaszeleściła gnieciona trawa, uszy Aconitum zaś na te wyraźne znaki czyjejś obecności wystrzeliły ku górze w pełnej czujności. Spojrzenie smoczych ślepi zaprzestało pościgu za gołębicą, by przeczesać teren w poszukiwaniu źródła tychże dźwięków. Granat napotkał jasną zieleń, lecz na niej nie poprzestał, badając ciało podczas gdy długie łapy niosły ku celowi falujące na każdym kroku długie cielsko.Smok. Pierwszy napotkany przedstawiciel rasy władców tych ziem. Wyraźnie w stanie złym, choć brakło widocznych tego stanu powodów. Cel wyprawy, cel misji – smok.
Długie, zakończone szponami palce ujęły pysk, brudząc się mimo woli sokiem z bliżej niezidentyfikowanych jagód. Serce zabiło szybciej, choć na pysku nie malowała się żadna emocja. Ślepia zamgliły się na moment namysłem, nim pysk samca pochylił się w skinieniu.
– Twoje życie również jest cenne, towarzyszu.
Maddara przeniknęła barierę właściwą smokom, badając ciało. Niewiele mógł zrobić; brakło mu doświadczenia, a czasu na badanie i reakcję było mało. Skupił się więc na tym, co widział – na niemożności zaczerpnięcia tchu. Musiał to jakoś obejść! Jeżeli zdoła, może zyska więcej czasu by zagłębić się w tajniki smoczego organizmu...
Powoli wziął wdech, wsłuchując się w szum powietrza we własnych płucach, licząc że dadzą mu odpowiedź. I dały, może nie dokładną, jednak odnalazł w nich podpowiedź. Jeśli zdoła ją zrealizować dość szybko, może zatrzyma to, co się teraz dzieje?
Lewa łapa oparła się na ziemi, sięgając w jej głąb, podczas gdy pazury prawej przesunęły się na nasadę szyi, by przy pomocy maddary odnaleźć właściwe miejsce.
Najpierw skupił się na ziemi; sondując ją, wydobywał ziarenka piasku, każąc im wznieść się w powietrze. Podgrzewając, aż przerodziły się w półprzejrzysty, szarawy płyn. Uważnie uformował z nich kształt jakby łodygi pszenicznej, gładki, pusty w środku. Twór długości trzech szponów, a cechujący się średnicą łuski zdjęty został naraz straszliwym chłodem, który utwierdził kształt.
– Zaboli. – padło ostrzeżenie. – Nie ruszaj się, nie chcę zrobić ci krzywdy.
Szpon wbił się tuż nad mostkiem, odnajdując właściwe miejsce, a sprawne szpony lewej łapy schwyciły w powietrzu kwarcową słomkę, by wzdłuż pazura prawej wsunąć ją w smocze ciało. Następnie samiec przeniósł łapy na pysk smoka, zamykając go, osłaniając nosdrza by nie dało się przez nie nabrać powietrza.
– Oddychaj – mruknął – Powoli.
Zbyt niewiele czasu miał, by zbadać gardło, by zrozumieć, czemu nie funkcjonuje. Jednak ominięcie przyczyny problemu przynajmniej w zamyśle miało pomóc. Oby się nie mylił...















