A: S: 1| W: 3| Z: 2| M: 5| P: 2| A: 4
U: W,B,Pł,MP,Prs,Śl,Kż,A,O: 1| L,MO,Skr: 2| MA: 3
Atuty: Zdrów jak Ryba; Boski Ulubieniec; Szczęściarz; Mistyk; Magiczny Śpiew; Poświęcenie;
Vark? Imię jej obce, z pewnością niewywoływane dotychczas podczas mglistych ceremonii, ale sama Althemaris też nie była skłonna bratać się z każdym znajomym pyskiem, to i do tej pory nie dane jej było jej poznać. Skinęła jednak łbem, wdzięczna za polecenie, w myślach raczej sprzeciwiając się zrzucenia ciężaru swoich znikomych umiejętności kulinarnych na barki innego gada. Nie było to szczególnie lordowskie z jej strony, odmawianie przyjmowania pomocy w dziedzinach niższych od administrowania, ale miałaby błagać za każdym razem o uszykowanie jej posiłku? To nie w jej stylu. Jej pozycja nie zezwalała na przywilej szukania takiej pomocy bezpodstawnie – teraz to byłaby oznaka jej ułomności.
Spoglądała na niego szeroko otwartymi ślepiami, w miarę jak wymyślał kolejne sprytne, acz w jej mniemaniu zbędne sposoby na uporanie się z jej problemami, aż w końcu na wpół przymknęła powieki, poniekąd znużona tą tematyką. W łapę pochwyciła buteleczkę i zgięła łokieć, spoglądając na nią z pewną goryczą. Czy każdy cholerny gad na wolnych smarował się teraz lawendą? To jakaś tutejsza moda?
– Przeceniasz moje umiejętności i chęci, Łaknący. Oczywiście mogłabym teraz nieskończone księżyce szlifować sztukę wytwórstwa stronic i skórzanych opraw, aż w końcu – być może – osiągnęłabym w tym jakiś zadowalający stopień wiedzy. Zapewne przy tym wszystkim bym posiwiała, a myśli, które miałam do spisania przy nastaniu potrzeby, dawno przestałyby być aktualne. – Pokręciła łbem. Dla tych, którym nie obcy jest brud, pot i znój, to może i słuszne podejście, ale nie dla niej. W tym czasie wolała się poświęcić innym zajęciom, a zasoby pozyskać w bardziej cywilizowany sposób. – Mogę też odszukać mistrza w tej dziedzinie i zakupić wysokiej klasy wyroby. Szybciej. Prościej. Lepiej. – W końcu zdecydowała się też wyciągnąć specyfik z powrotem w stronę Ziemnego. Nie było co go oszukiwać – nie przyda jej się. I nie tylko widać... – Przede wszystkim czuć. Niestety, ale nie miłuję szczególnie słodyczy w tym kontekście – aromaty kwiatów i owoców mi nie leżą. Co innego drzewa, piżmo, nuty korzenne... – Gwajakowiec. Kawa. Przymknęła na moment ślepia, w myślach szukając znajomej sylwetki, z boleścią stwierdzając, że jego twarz powoli umyka jej pamięci. Wróciła spojrzeniem do złotawych oczu Łaknącego, ale w jej własnych ni cna chwilowej boleści widać nie było. – Jedna z naszych zna się na tej sztuce i zapewne odrobinę ją wykorzystam, ale dalej jestem zdania, że rozsądniej byłoby znaleźć jakiegoś poważanego alchemika w mieście.
Choć widoczne jak na dłoni, jego tymczasowe speszenie nie doczekało się komentarzy z jej strony – oszczędziła mu tego, pomimo, że emocjonalizm tego osobnika momentami budził w niej konsternacje. Dorosły samiec, który kajał się, bo bratał się ze szklanką – to Ci dopiero! Niewylewanie za kołnierz mogło być dla nielicznych wstydliwym tematem, ale zwykli się raczej przed stwierdzeniem oczywistego problemu zapierać całym sobą. Wyciągnęła do niego słowem pomocną dłoń, bo wszak ile tego miodu mogli żłopać? Butelkę na łebka od czasu do czasu? Jeden z jej przyjaciół mawiał: "miód zdradziecki jest", ale nie w tych ilościach, i nie na duże smocze ciało.
– Hmm... U nas wino zwykli pić po wstaniu, do obiadu i przed pójściem spać i we wszelkich innych nadających się okazjach, a i ojciec niekiedy dawał mi nieco rozwodnionego, kiedy ledwie odrosłam od ziemi. Nie mnie oceniać – wysłowiła się lekkim tonem, łagodnym w swojej manierze. – Od groma potraw też sporządzano na bazie wina, białego czy czerwonego. Nic nadzwyczajnego – większość alkoholu i tak odparuje, nim cokolwiek trafi na talerz.
Kapka współczucia byłaby preferowalna od tego, co zaserwował jej kolorowopióry i sprawił, że magia wtoczyła jej się krew, zlała żyłami ze szczytu łba, wciągając ze sobą iluzoryczne złoto do wnętrza ciała, i cudem jedynie nie przelała jej się przez bok, by osądzić samca za przejście przez nienaruszalną granicę. Momentalnie też wzniosła się z siadu, odsuwając się o kilka kroków, by stanąć w końcu w należytej odległości od Łaknącego. Bezpowrotnie zakończyły się chwile dobroci dla prymitywów, a Althemaris zgubiła swoją dotychczasową, rozluźnioną formę. Z nieskrywaną odrazą zmierzyła go spojrzeniem, wychyliwszy wpierw szyję do tyłu, dumnie. Dała mu jednak skończyć.
– Nie potrzeba mi twojej litości. – Ton wciąż pozostawał neutralny; nie był warczeniem, nie był syczeniem, ale chłód, który od niego bił, ugasiłby zamiary niejednego łaskawcy. – Łatwo wypisuje się pieśni pochwalne na cześć miejsca, w którym przyszło się na świat – i pies umie szczekać o psiarni, w której się urodził, ale wsadź tam wilka, a zdechnie z bólu. Stwierdzisz teraz zapewne, że co jeśli psy sprawią, że wilk pokocha psiarnie? – Cmoknęła jęzorem, już zaczynając to podważać. – Bajki ze szczęśliwym zakończeniem pozostawmy pisklętom, tutaj wilk jest wilkiem i zawsze tęsknić będzie za lasem. – Skończyła się jej cierpliwość do tego bajdurzenia, które ostatecznie miało przekonać jej, że Wolne to dla niej to słynne Elizjum. Na samą myśl i miód, i woda podchodziły jej do gardła. – Biernym pozostawiam przeznaczenie – tym, którzy nie są zdolni wziąć spraw we własne łapy. Sama kieruję własnym życiem, nie jakaś siła przymuszająca mnie do podejmowania decyzji. – Jeszcze jedna kwestia nie dawała jej spokoju, musiała więc ją jasno nakreślić. – I nie jestem twoim pieprzonym jagnięciem. Jestem wilkiem, którego ludzie rzucili na pożarcie psom, ale będę żreć, szczać i szczekać jak kundel, póki nie nadarzy się okazja, żeby wygryźć ludziom gardła.
Na dziś wystarczy jej tego spoufalania się z obcymi. Zsunęła z łba wianek, odkładając go przed sobą.
– Nie chcę twojego użalania się, Łaknący. Nie chcę, żeby mi wmawiać, że na Wolnych odnajdę sens swojego istnienia. Ten pierwszy raz skłonna jestem Ci odpuścić, ale zastanów się dobrze, czy kolejnym razem powstrzymasz jęzor, nim zaserwuje mi kolejne kazanie. Na dziś natomiast wystarczy mi tego. – Głos wciąż poważny, ale już nie tak ostry. Skinęła mu łbem, skąpiąc mu jakiegokolwiek lepszego pożegnania – niechże okupione to będzie chociaż i taką karą. Odsunęła się jeszcze o krok i niezatrzymana wybiła się w powietrze, dając pustynnym, szerokim skrzydłom wynieść się wyżej i powieść się w stronę terenów Mgieł.
// zt.?
Łaknący Przyjemności
Licznik słów: 982
| ☞ Zdrów jak ryba ☜
» odporność na choroby, leczona dostaje bonus już od min. ilości ziół «
☞ Boski Ulubieniec ☜
» raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane «
☞ Szczęściarz ☜
» 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie «
☞ Mistyk ☜
» raz na walkę +1 sukces do ataku magicznego «
☞ Magiczny Śpiew ☜
» raz na walkę odejmuje 2 sukcesy przeciwnika «
|
| ⚜ Hansen ⚜
» Barghest – Typ 2
» S: 1 | W: 1 | Z: 1 | M: 1 | P: 3 | A: 1
» B, Skr, Śl, A, O : 1
|
⚜ Sol ⚜
» Chimera – Typ 2
» bielik zwyczajny + kwezal herbowy + lew afrykański
» kompan niemechaniczny
|