OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Kiedy słuchał samca, wzrok miał zawieszony nieustannie gdzieś na jego ciele, po którym skakał uwagą. Ta wkrótce powędrowała do grzybów, a nowe myśli wygłuszyły poprzednie. Trawiła go młodzieńcza ciekawość, a młodzieńcza ciekawość często popychała do próby zasmakowania ognia. Dopóki go nie oparzy, dopóty się nie nauczy.Wyciągnął dłoń ku jednemu z kapeluszy i trącił go ostrożnie palcem, szybko odrywając go z powrotem. Nie parzył. A Erycal nie zmiótł go z powierzchni ziemi żadnym piorunem, lawiną, czy inną pożogą. Pociągnął nosem, teraz nieco pewniej sięgając po nietypowy wytwór. Czyli pytanie było nieco inne. Po co tu są. Dlaczego. Był... zbyt głupi i niedoświadczony, aby móc w ogóle na to odpowiedzieć. Może kiedyś.
– Ta, smoki zapominają. Zapominają też, że zapominają, dlatego nie myślą o tym, aby wiedzę gdzieś spisać. Nikt się jakoś nie pofatygował, żeby zacząć opisywać bogów i kontakty z nimi w tym całym sypiącym się gigancie. – Ciekawe dlaczego.
Ujął w końcu grzyb u podstawy i go ukręcił. Tak po prostu, jak gdyby nigdy nic. Rozejrzał się wtedy dookoła, wytężając słuch. Wciąż nic. I dobrze.
– W takiej sytuacji, mając wieczność, poświęciłbym pół doby i sam wbił tu głupią tabliczkę z pytaniami i odpowiedziami, byle tylko wszyscy dali mi już spokój. – Wilk syty i owca cała. I może właśnie stał przed tabliczką. Może te muchomorki nimi były.
Sięgnął drugą dłonią ku grzybowi, który trzymał. Nadusił pazurami na jego kapelusik, po czym oderwał kawałek i wsunął sobie do pyska, ciekaw czy te rosnące u boskich stóp różnią się przynajmniej w smaku, ale... ale nie. Były normalne.
Spojrzał znowu na piedestał. Nowe pytanie zrodziło się w głowie. Czy gdyby zerwał je wszystkie...
Odrosłyby na nowo?
Zaczął intensywniej przeżuwać kawałek, po czym po prostu przełknął go i cmoknął, ozorem przeczyszczając kły. Nigdy nie był koneserem grzybów. Wolał mięso.
– Zresztą, nikogo to już chyba nie obchodzi. Ojciec uczył mnie o bogach odkąd pamiętam i sam staram się o nich pamiętać, ale jesteśmy tym... wymierającym gatunkiem. Większość się z tego śmieje i nazywa ich bajkami.
A on tego nie rozumiał. Nie rozumiał, jak można być tak niewdzięcznym i ślepym. Zapatrzonym w swoje z góry policzone dni. I nie mógł z tym walczyć. Choć chciał, zawsze czuł się jak pomyleniec. Jakby to z nim było coś nie tak, a nie z innymi.
Strażnik Gwiazd.
















