Malinka

Kordialna Łuska
Adept Słońca
Malinka zabójczyni heretyków
Adept Słońca
Awatar użytkownika
Posty: 29
Rejestracja: 11 lip 2025, 15:41
Stado: Słońca
Płeć: samica
Wzrost: 1,5 m
Księżyce: 50
Rasa: skrajny (podziemny x wężowy)

Malinka

Post autor: Kordialna Łuska »
A: S: 3| W: 2| Z: 1| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,Pł,W,MP,Śl,Prs: 1| O,A: 2
Atuty: Wiecznie Młody; Wierny Druh; Adrenalina;
Kalectwa: Dodatkowa para łap: +1/4 pożywienia do sytości
Fabuły
trwające fabuły
zakończone fabuły

☆ Przyjęcie do stada

Licznik słów: 11
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Kordialna Łuska
Adept Słońca
Malinka zabójczyni heretyków
Adept Słońca
Awatar użytkownika
Posty: 29
Rejestracja: 11 lip 2025, 15:41
Stado: Słońca
Płeć: samica
Wzrost: 1,5 m
Księżyce: 50
Rasa: skrajny (podziemny x wężowy)

Malinka

Post autor: Kordialna Łuska »
A: S: 3| W: 2| Z: 1| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,Pł,W,MP,Śl,Prs: 1| O,A: 2
Atuty: Wiecznie Młody; Wierny Druh; Adrenalina;
Kalectwa: Dodatkowa para łap: +1/4 pożywienia do sytości
Refka
Obrazek

Licznik słów: 1
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Kordialna Łuska
Adept Słońca
Malinka zabójczyni heretyków
Adept Słońca
Awatar użytkownika
Posty: 29
Rejestracja: 11 lip 2025, 15:41
Stado: Słońca
Płeć: samica
Wzrost: 1,5 m
Księżyce: 50
Rasa: skrajny (podziemny x wężowy)

Malinka

Post autor: Kordialna Łuska »
A: S: 3| W: 2| Z: 1| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,Pł,W,MP,Śl,Prs: 1| O,A: 2
Atuty: Wiecznie Młody; Wierny Druh; Adrenalina;
Kalectwa: Dodatkowa para łap: +1/4 pożywienia do sytości
Opowiadanie z podróży

Spięła mięśnie jeszcze raz i syknęła, dociskając bokiem pysk drugiego gada do wykutej w skale ściany. Gdy wąż próbował zacieśnić swój chwyt na jej i tak już mocno ściskanym ciele, odsunęła się, by uderzyć nim o skałę jeszcze raz. I jeszcze raz. Kolce szpiczastej grzywy wbijały się w jej skórę, ale nie mogła odpuścić – mutant nie chciał uciekać. Ona walczyła o dwa życia, a on o rozlaną krew.
Za chwilę usłyszała chrzęst. Poczuła jak czaszka węża pęka i jak kreatura w końcu przestaje się ruszać. Nareszcie… Nie była pewna jak długo jeszcze wytrzyma. Była zmęczona, obolała, a ten wąż błotny był dużo większy niż powinien być. Sącząca się z ran po mieczach krew nawet go nie spowolniła jakby już nic nie czuł.

– Naprawdę nie jesteś jednym z nich…
Te słowa spotkałyby się ze znacznie większym entuzjazmem, gdyby człowiek który je wypowiadał nie miał zmasakrowanej nogi. Pomimo przewróconej lampy olejnej w pomieszczeniu wciąż tliło się słabe światło – zasługa pełzających po ścianach korzeni wypełnionych plugawą magią.

Malinka powoli opuściła ciało węża na ziemię, uważając by nie spadło na opartego o ścianę porucznika tuż pod nimi. Dyszała przez chrapy. Gdy ludzie zaciągnęli ją do podziemi jako przewodnika zacisnęli na jej ciele pełno metalowych obręczy. Nie mogła otworzyć pyska, nie mogła stawiać dużych kroków, bo jej łapy były skute. Chcieli ją rozbroić, a niełatwo jest rozbroić smoka, więc byli okrutnie dokładni. Udało im się, bo nie chciała ich skrzywdzić. Inaczej było ze zmutowanym wężem błotnym, który odciął im drogę ucieczki. Przepełniało go zło. Płynęło w jego nabrzmiałych cudzą mocą żyłach.

~ Krwawisz. – Powiedziała głupio. Przecież człowiek musiał to wiedzieć. Mężczyzna skrzywił się w odpowiedzi na mentalną wiadomość, ale lekko. Mówiła do niego telepatycznie już wielokrotnie, aż nie kazał jej przestać pod groźbą śmierci. Aktualnie jednak, ledwo trzymając się w pionie, nie był już tak jadowity. Jego skóra była wilgotna, a oddech nierówny.
– Ktoś jeszcze przeżył? – Zapytał, nawet nie rozglądając się za bardzo. Zamknął oczy, odchylił głowę, a pikielhauba stuknęła o ścianę swoim metalowym szpicem.

Malinka wzięła głęboki wdech, by uspokoić się po żarze walki. Wytężyła słuch. Jedyny oddech w komnacie należał do niej i do porucznika. Nie musiała patrzeć, w ciemnościach słuch sprawdzał się najlepiej, ale zerknęła i tak, by się upewnić. Życia siedmiu innych mężczyzn zostały zdmuchnięte jak płomień świecy, gdy dwójka przeciwników wypadła na nich ze skalnych kominów. Wszystko rozegrało się szybko, ale nie poddali się bez walki. Pierwszy zgładzony wąż zastygł z na wieczność rozdarty nożem od środka. Być może gdyby Malinka oswobodziła się nieco wcześniej, skończyłoby się to inaczej, jednak nie można było zakłamywać rzeczywistości.
~ Nie. – Odpowiedziała z wyraźnym smutkiem. Jej oczy nie mogły przekazać żalu, ale miała nadzieję, że łagodny, kobiecy głos który sama sobie wybrała wiele lat temu poniesie emocje. Chociaż ludzie byli dla niej źli, nie zasługiwali na tak straszny koniec. Człowiek zadrżał i otworzył oczy, spoglądając w jej puste ślepia. Badał ją, a potem odwrócił wzrok. Była pewna, że jego oczy zabłyszczały wilgocią. Pewnie nie tak wyobrażał sobie rozpad swojego plutonu.

– Klucze do kagańca ma Jurgen. To ten przy wejściu do komnaty. – Ah. Czyli nie uciekał od jej okropnego pyska tylko szukał odpowiedniego podwładnego, by dać jej wolność. Dlaczego? Trzeba było najpierw zatamować krwawienie. Wąż ugryzł go w nogę i rzucił nim o ścianę. Człowiek potrzebował pomocy. Natychmiast. Ludzka kończyna nie miała naturalnie takiego kształtu, nie powinna być tak dziwnie wygięta.
Malinka rozejrzała się, kątem oka wciąż widząc jak plama krwi na granatowej nogawce niebezpiecznie się rozrasta.

Czym zatamować krwawienie? Paskiem? Może paskiem. A może któryś piechur miał ze sobą bandaże. Cokolwiek miała zrobić musiała się ruszyć, wiadomo przecież było, że ranny nie zrobi tego sam. Zaczęła powoli sięgać przednimi, wciąż skutymi razem łapkami do nogi. Może powinna po prostu mocno trzymać i czekać, aż krew przestanie lecieć? Z myśli wyrwało ją ciężkie westchnięcie.
– Pośpiesz się. Tracę czucie w rękach. – Nieco szorstkości wróciło do głosu dowódcy. Gdyby był smokiem być może nawet by zawarczał, ale trudno było się bać kogoś kto nie mógł podnieść miecza. Tak czy inaczej Malinka ruszyła krótkimi kroczkami do biednego Jurgena. Trudno było poznać teraz, ale widziała go bez maski, wyglądał na młodego. Wysunęła z pyska swój wąski język i sięgnęła do torby przy pasie, bez problemu znajdując plik kluczy zawinięty w kawałek materiału.
Gdy wróciła, porucznik machnął dłonią, nakazując by się zbliżyła i gdy schyliła głowę, człowiek faktycznie zaczął rozbrajać mechanizm. Cieszyła się, że nie musiała uwalniać się na ślepo. Gdzieś z tyłu głowy miała zamontowany kolec, gotowy do tego, by zadać jej śmiertelny cios. Do tej pory miała szczęście. Miała szczęście, że konstrukcja była solidna. Szczęście, że trzymający ją na łańcuchu żołnierz nie uruchomił mechanizmu pochopnie.

~ Potrzebujesz pomocy. – Powiedziała, czując tremor przekazywany na kaganiec z jego dłoni. Gdyby nie to, pewnie szybciej poczułaby ulgę ześlizgującej się klatki.
– Już za późno. I tak umrę. – Prychnął, opuszczając bezradnie ręce. Jego oddech zadrżał. Być może miał rację. Samiczka czuła nachylającą się nad nim śmierć. – W cholerę z tymi demonami.
Malinka zerknęła na zniekształconego węża – na jego popękaną od gwałtownego przyrostu masy tkankę, na wylewający się z jego ran błyszczący, emanujący energią płyn.
~ Nie chciały tu być. Żyły w bólu. – Wywnioskowała. Z kajdan była w stanie uwolnić się sama. Przekręcała klucz w ciszy, słuchając słabego oddechu porucznika Frosta. Nazywał się Frost jeżeli dobrze pamiętała. Mogła przyznać, że się go bała, gdy on krzyczał, groził, a ona nie mogła mu dać tego czego chciał. Nie była podwładnym Ernesta Nocnołuskiego. Nie znała tych korytarzy. Dowódca pomylił się i ludzie przypłacili to życiem.
– Magia plugawi wszystko czego się dotknie… i wszystko wokół… jak zaraza – Jego oddechy przychodziły coraz szybciej. Był coraz bledszy. Gdy Malinka otrząsnęła się z reszty łańcuchów i oglądała przepaloną od ścisku i ciągłego pocierania skórę swoich nadgarstków usłyszała szczękanie zębów.

Powinna odejść. Nie była mu nic winna. Zagonili ją w kąt jak wataha drapieżników. Uwiązali ją w bolesne pęta, nawet dociskając ogon do reszty kręgosłupa, by nie mogła znienacka zaatakować. Nie miały znaczenia jej przysięgi i błagania. Wyglądała dla nich jak obrzydliwy efekt korumpującej magii.

Powinna odejść.

~ Pozwól mi zostać. – Ale nie mogła o ile ten oczywiście jej nie odmówi.
Przekręciła łeb, czekając na odpowiedź. Będąc zaledwie kilka kroków od osuwającego się coraz niżej Frosta widziała subtelny ruch palców, jakby chciał zacisnąć dłoń w pięść. Nawet tak słaby, człowiek bił się z myślami. Samiczka dała mu czas, była to jedna z ostatnich decyzji jakie mógł podjąć zanim jego ciało przestanie odpowiadać – miał wybrać jak chce umrzeć, była to poważna decyzja.
W końcu przesunął dłoń do swojego pasa, tam z otwartej tuby wystawał niechlujnie ściśnięty papier.
– Jeżeli zaniesiesz tą mapę… na zewnątrz. – Jego głos, ochrypnięty i cichy, był zbyt słaby, by stawiać warunki.

Chciał żeby ktoś znalazł jego notatki. Widziała, że zaznacza istotne punkty – może zdążył napisać, że wróg zabezpieczył tą trasę podejścia, że wie o ich obecności. Mogła to zanieść, tak. Czarodziej, który niszczył miasteczka i wioski, który torturował biedne stworzenia, zadawał wszystkim tyle bólu nie powinien dostać na tacy więcej zwycięstw. Mogła to zrobić.
Zębami odpięła tubę od paska i znalazła leżące niedaleko wieczko, zamykając je na oczach człowieka. Chyba zrozumiał, bo potem nie protestował, gdy wpełzła między ścianę, a jego plecy, układając go wygodniej. Miała nadzieję, że gdy go owinie, będzie mu mniej zimno.
– Nie wiem czy ma to dla ciebie jakąkolwiek wartość smoku, ale… przepraszam.

Została aż ostatni dech nie opuścił jego piersi i jeszcze chwilę dłużej, a potem wstała delikatnie układając jego ciało na ziemi.

Wypełni tą jedną prośbę. Jedno zadanie i nigdy więcej.
Musiała uważać przy wychodzeniu, by nie potknąć się o żadną ofiarę – ani węża, ani człowieka.
Nieważne jak nienawidziła Nocnołuskiego, nie będzie się w to plątać. Zrobi to raz i nigdy więcej…

Licznik słów: 1298
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
ODPOWIEDZ

Chcesz dołączyć do gry?

Musisz mieć konto, aby pisać posty.

Rejestracja

Nie masz konta? Załóż je, aby do nas dołączyć!
Zapraszamy do wspólnej rozgrywki na naszym forum.
Rozwiń skrzydła i leć z nami!

Zarejestruj się

Logowanie

Wróć do strony głównej