//Wybacz za tą miesięczną zwłokę.
Najwyraźniej Mistyczna nie dawała za wygraną. Robiła wszystko co mogła, aby wzbudzić u niego zaufanie. Ale niech nie myśli że uśmieszek, i kilka miłych słów go zmyli. Ledwo co się znali, a ta już próbowała go przekonać że nie jest zawodowym pożeraczem piskląt. Tamten smok pokazał swe prawdziwe oblicze dopiero pod koniec ich "nauki". Aczkolwiek miała trochę racji: czy powinien mieć obawy do sojuszniczego im stada, a zarazem bardzo odległej rodziny... zakładając że mówi prawdę? No i baczyła na swą prezencję, starając nie wystraszyć, czy też sprowokować go do bardziej skrajnych działań. Przynajmniej prócz momentu w którym to rozłożyła skrzydła, tak jakby chciała przestraszyć samczyka... ale nie pasowało to kontekstu jej wypowiedzi. I właśnie... jej pytania. Wypadało by na nie przecież odpowiedzieć. Wyglądało na to, że Wodna chciała zagadać młodzika na dłuższą chwilę.
–No... tak nawet. Są... fajne? Yhm... są tu bardzo ciekawe miejsca, i... piękne krajobrazy... – Powiedział, nadal pozostając lekko zmieszany, ale przynajmniej zrobił ten jeden krok do przodu, aby nie ześlizgnąć się w dół, i nie musieć mówić aż tak głośno do Adeptki. Jego pozycja nadal zdradzała gotowość do ucieczki, aczkolwiek jego łeb uniósł się nieco wyżej, a ogon opadł na ziemię, zdradzając rozmówczyni iż Ciemny powoli się rozluźnia.
–Co do smoków... w... wole jednak unikać kontaktów z zupełnie mi obcymi. Nigdy nie wiesz na kogo trafisz. Co jeżeli na kogoś, kto... chce ci zrobić krzywdę? Tak po prostu, bez żadnego powodu. – Skwitował z wahaniem, mając nadzieje że zrozumie choć w części jego punkt widzenia. Jego łeb uniósł się jeszcze wyżej, spoglądając na nią. Promienie światła nie raziły go już tak bardzo, dzięki czemu mógł ujrzeć już ją w całej okazałości, Miętowo-niebieskawe ciało w tonacjach miłych dla ślepi. A Układ kolców miała podobny do Umbry, tylko były nieco krótsze. No i jej ślepia były takie bialutkie, zupełnie jak jego własne.
Znaleziono 45 wyników
- 04 mar 2017, 22:46
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Podnóże Skał
- Odpowiedzi: 615
- Odsłony: 82542
- 04 mar 2017, 14:10
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Bliźniacze Skały
- Odpowiedzi: 660
- Odsłony: 88586
//wybacz za tą zwłokę, brakowało mi weny tak trochę...
A jednak nie miał zamiaru jeszcze się z nim żegnać. Młodego samczyka uradowało w duchu, iż (prawdopodobnie) jego obecność nie jest niepożądana. Ba, chciał wymienić z nim nawet więcej słów niż te dotyczące posiłku.Do tego samego dążył w końcu i Ciemny – zamierzał porozmawiać ze swym drugim rodzicem, którego ze względu przez podział na stada widuje tak rzadko, zacieśnić więzy rodzinne między nimi, bo mimo iż dzieliły ich fizycznie setki skoków, to byli sobie bardzo bliscy... W końcu był namacalnym dowodem miłości Jego, oraz Opoki.
Pozwolił mu skończyć, a po dłuższej chwili milczenia, na zebranie myśli, i złożenie poprawnej w miarę gramatycznie wypowiedzi, odezwał się do niego, odpowiadając na jego pytania:
–Tak, myślałem nad tym. Postanowiłem pójść w ślady mej matki... oraz najwyraźniej również i twoje, i zostać łowcą. – Odpowiedział z entuzjazmem, a na jego pyszczku zawitał uśmiech wynikającym z tego, że najwyraźniej ta profesja jest u nich rodzinna. Zaś odnośnie nauki...
-Ja... sporo czasu spędziłem ćwicząc umiejętności niezbędne do mej profesji... Umiem się skradać się do zdobyczy, śledzić ją, gonić za nią oraz zabić swą ofiarę... co jeszcze powinien umieć łowca?[/color] – Nadal zachował entuzjazm, a na jego pysku gościł łagodny uśmiech. Wraz z ostatnią częścią wypowiedzi rzucił na Piórka swe ciekawskie spojrzenie. Może odpowiedział pytaniem na pytanie, ale on sam raczej nie znał odpowiedzi na nie. Ale skoro był łowcą, to on sam raczej wiedział jakie zdolności są jeszcze potrzebne dla jego profesji.
A jednak nie miał zamiaru jeszcze się z nim żegnać. Młodego samczyka uradowało w duchu, iż (prawdopodobnie) jego obecność nie jest niepożądana. Ba, chciał wymienić z nim nawet więcej słów niż te dotyczące posiłku.Do tego samego dążył w końcu i Ciemny – zamierzał porozmawiać ze swym drugim rodzicem, którego ze względu przez podział na stada widuje tak rzadko, zacieśnić więzy rodzinne między nimi, bo mimo iż dzieliły ich fizycznie setki skoków, to byli sobie bardzo bliscy... W końcu był namacalnym dowodem miłości Jego, oraz Opoki.
Pozwolił mu skończyć, a po dłuższej chwili milczenia, na zebranie myśli, i złożenie poprawnej w miarę gramatycznie wypowiedzi, odezwał się do niego, odpowiadając na jego pytania:
–Tak, myślałem nad tym. Postanowiłem pójść w ślady mej matki... oraz najwyraźniej również i twoje, i zostać łowcą. – Odpowiedział z entuzjazmem, a na jego pyszczku zawitał uśmiech wynikającym z tego, że najwyraźniej ta profesja jest u nich rodzinna. Zaś odnośnie nauki...
-Ja... sporo czasu spędziłem ćwicząc umiejętności niezbędne do mej profesji... Umiem się skradać się do zdobyczy, śledzić ją, gonić za nią oraz zabić swą ofiarę... co jeszcze powinien umieć łowca?[/color] – Nadal zachował entuzjazm, a na jego pysku gościł łagodny uśmiech. Wraz z ostatnią częścią wypowiedzi rzucił na Piórka swe ciekawskie spojrzenie. Może odpowiedział pytaniem na pytanie, ale on sam raczej nie znał odpowiedzi na nie. Ale skoro był łowcą, to on sam raczej wiedział jakie zdolności są jeszcze potrzebne dla jego profesji.
- 20 lut 2017, 21:04
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Bliźniacze Skały
- Odpowiedzi: 660
- Odsłony: 88586
Nie minęło wiele czasu, a na horyzoncie zamajaczyła wielokolorowa sylwetka Ognistego Samca. Zrobił krok wstecz, gdy zobaczył że ten nagle obniża swój lot, chcąc dać mu więcej miejsca do lądowania. Gdy tylko ich spojrzenia padły na siebie, ten ukłonił się, po czym powitał go ciepłymi słowami:
–Witaj Oj... Tato. I ja ciesze się z tego spotkania. – Powiedział, być może z lekkim, nie przystojącym do aktualnej sytuacji patosem (w końcu było to osoba która powołała go do życia na tym świecie), po czym spojrzał się na przepyszne mięso podstawione mu pod łapy. Nie wyglądało jak jakieś zwierze, a raczej na jego wnętrze. Zapach jednak był podobny, więc i smak również powinien był być w porządku.
Gdyby nie to, że myślał aktualnie pustym żołądkiem, z pewnością wymienił by więcej słów z Ojcem. Jednak teraz kierował nim instynkt. Nie zwracając uwagi na Piórko, zabrał się za pożeranie całej porcji mięsiwa. Jego czarne szpony trzymały coś, co jeszcze niedawno było i przypominało żyjącą, czującą i myślącą istotę lecz jego śnieżnobiałe kły nie zważały na te przemyślenia i łapczywie zanurzyły się w mięsie, oddzielając pierwszy kęs od reszty sterty. Ten szybko został po prostu połknięty w całości, gdy okazało się że jego smak nie jest odrzucający. Podobnie było z drugim, i trzecim, zapełniając w krótkiej chwili pustkę w jego wnętrznościach. Dopiero teraz impet pochłaniania posiłku zmalał, a Ciemny odgryzał coraz to mniejsze kawałeczki, nawet posuwając się do ich przeżuwania. Lekko żylasta, ciągnąca się masa nieraz utykała między zębami, ale coraz bardziej mu smakowała. Jakiekolwiek ciecze pozostałe w posiłku zaczęły pokrywać jego blado-czerwony język, szybko pobudzając do pracy kubki smakowe, zdradzając smak posiłku. To ponownie obudziło jego apetyt, tym razem siląc się nie po to, by się nasycić, a po to, by degustować, i cieszyć się smakiem.
Gdy cała ta sterta 4/4 Mięsa przestała istnieć, zaś istota do której należała znalazła miejsce ostatniego spoczynku we trzewiach ziemistego, pozostawiając jako ostatni ślad jej egzystencji jasnoczerwoną plamę krwi (przecież gdyby coś zostawił, Ognisty mógłby odnieść wrażenie że to co mu przyniósł nie smakowało jego synowi), ten oblizał swe szpony z resztek posiłku, i płynów które się na nich osadziły, a językiem powyciągał pozostałe kawałki spomiędzy zębów, po czym wstał ociężale na cztery łapy i zwrócił się ponownie w kierunku Piórka. Dopiero teraz jego umysł, i ciało nie myślały tylko o zaspokojeniu swoich potrzeb.
–Dziękuje za ten posiłek. Smakował wspaniale, i czuje się pełny. – Odpowiedział, po chwili uśmiechając się spontanicznie w jego kierunku, by wyrazić swą radość z tego, iż zechciał się nim podzielić swą zdobyczą. Zaraz potem podszedł nieco bliżej... Tak na wypadek gdyby samiec coś od niego jeszcze chciał. Albo gdyby po prostu chciał skwitować te spotkanie i odesłać młodego samczyka do domu.
–Witaj Oj... Tato. I ja ciesze się z tego spotkania. – Powiedział, być może z lekkim, nie przystojącym do aktualnej sytuacji patosem (w końcu było to osoba która powołała go do życia na tym świecie), po czym spojrzał się na przepyszne mięso podstawione mu pod łapy. Nie wyglądało jak jakieś zwierze, a raczej na jego wnętrze. Zapach jednak był podobny, więc i smak również powinien był być w porządku.
Gdyby nie to, że myślał aktualnie pustym żołądkiem, z pewnością wymienił by więcej słów z Ojcem. Jednak teraz kierował nim instynkt. Nie zwracając uwagi na Piórko, zabrał się za pożeranie całej porcji mięsiwa. Jego czarne szpony trzymały coś, co jeszcze niedawno było i przypominało żyjącą, czującą i myślącą istotę lecz jego śnieżnobiałe kły nie zważały na te przemyślenia i łapczywie zanurzyły się w mięsie, oddzielając pierwszy kęs od reszty sterty. Ten szybko został po prostu połknięty w całości, gdy okazało się że jego smak nie jest odrzucający. Podobnie było z drugim, i trzecim, zapełniając w krótkiej chwili pustkę w jego wnętrznościach. Dopiero teraz impet pochłaniania posiłku zmalał, a Ciemny odgryzał coraz to mniejsze kawałeczki, nawet posuwając się do ich przeżuwania. Lekko żylasta, ciągnąca się masa nieraz utykała między zębami, ale coraz bardziej mu smakowała. Jakiekolwiek ciecze pozostałe w posiłku zaczęły pokrywać jego blado-czerwony język, szybko pobudzając do pracy kubki smakowe, zdradzając smak posiłku. To ponownie obudziło jego apetyt, tym razem siląc się nie po to, by się nasycić, a po to, by degustować, i cieszyć się smakiem.
Gdy cała ta sterta 4/4 Mięsa przestała istnieć, zaś istota do której należała znalazła miejsce ostatniego spoczynku we trzewiach ziemistego, pozostawiając jako ostatni ślad jej egzystencji jasnoczerwoną plamę krwi (przecież gdyby coś zostawił, Ognisty mógłby odnieść wrażenie że to co mu przyniósł nie smakowało jego synowi), ten oblizał swe szpony z resztek posiłku, i płynów które się na nich osadziły, a językiem powyciągał pozostałe kawałki spomiędzy zębów, po czym wstał ociężale na cztery łapy i zwrócił się ponownie w kierunku Piórka. Dopiero teraz jego umysł, i ciało nie myślały tylko o zaspokojeniu swoich potrzeb.
–Dziękuje za ten posiłek. Smakował wspaniale, i czuje się pełny. – Odpowiedział, po chwili uśmiechając się spontanicznie w jego kierunku, by wyrazić swą radość z tego, iż zechciał się nim podzielić swą zdobyczą. Zaraz potem podszedł nieco bliżej... Tak na wypadek gdyby samiec coś od niego jeszcze chciał. Albo gdyby po prostu chciał skwitować te spotkanie i odesłać młodego samczyka do domu.
- 19 lut 2017, 19:33
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Bliźniacze Skały
- Odpowiedzi: 660
- Odsłony: 88586
Ciemny ponownie zawitał na tereny bliźniaczych skał. Tym razem odwiedzał je nie ze względu na zwykłą chęć poznania ich, a raczej pod lekkim przymusem. Powodem jego wizyty był... głód. Coś na co jak dotąd nie zwracał niemal żadnej uwagi, a jednak stawało się coraz bardziej intensywne, i powoli było również dokuczliwe. Zwłaszcza gdy czuł, iż nieznacznie z dnia na dzień staje się coraz słabszy. A ponieważ nie posiadał jedzenia by się nakarmić, postanowił skontaktować się z łowcą. A był nim... Piórko nadziei, jego ojciec. Minęło wiele czasu od ich ostatniego spotkania, a każda chwila spędzona razem mogła być dla nich cennym doświadczeniem, nawet jeżeli dzielił ich podział stad, a jedynym jego celem jest pożywienie się.
Przysiadł w uznanym przez niego za dogodne miejscu, i czekał na niego.
Przysiadł w uznanym przez niego za dogodne miejscu, i czekał na niego.
- 15 lut 2017, 17:39
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Polanka
- Odpowiedzi: 628
- Odsłony: 74206
Lustrował swym spojrzeniem Szkarłatnego, zastanawiając się nad tym, o czym właśnie myślał. Czekał na jego decyzje, obawiając się, że ten nie dopuści go do dalszej nauki. Zauważył jednak, że ten nagle wstał z miejsca, i ogonem zagarnął większą kupkę śniegu. Spojrzawszy na jego dzieło, a potem wysłuchawszy jego planu, na pyszczku Ciemnego zagościł uśmiech, przebijający się nieśmiało przez grymas bólu.
Miał więc wspiąć się na drzewo, zeskoczyć z niego, przelecieć do wyznaczonego miejsca, i na sam koniec wpaść w zaspę. Plan wydawał się przemyślany, oraz skuteczny. Skupiał swój wzrok kolejno na lipię, potem zaspie, a na sam koniec Piastunie. Gdy ten skończył mówić, bez chwili namysłu odpowiedział mu:
–Nie do końca potrafię... I n... nie, ja chce się dalej uczyć! – Rzekł, patrząc na wodnego, zaś jego ton głosu był mieszanką bólu i radości wynikającej z tego, iż ten nie zakończy nauki z powodu tak błahej rzeczy jak poobijanie się Ziemistego.
Z pomocą szkarłatnego wdrapał się na drzewo znajdujące się na pograniczu polanki. Ze względu na liczne, grube gałęzie nie miał większych problemów z utrzymaniem się na niej, nawet mimo jego wciąż obolałych łap. Przeszedł tak, starając się stawiać łapy tak, by każda była wspierana na innej gałęzi. Gdy doszedł do momentu w którym te stawały się zbyt wąskie by zapewniały w jego mniemaniu podporę, niezgrabnym ruchem wybił się delikatnie w przód, pochylając się lekko w tym kierunku, łapy na tyle na ile pozwalał mu ból podkurczył do ciała, rozpostarł swe pierzaste skrzydła w całej okazałości, unosząc jego przednią część bardziej ku górze, a tylną w dół. Lotki na ogonie służyły mu natomiast do drobnych korekt w trajektorii lotu. Dzięki takiemu ułożeniu mógł odczuć znaczącą poprawę w zachowywaniu przez niego wysokości w porównaniu do jego pierwszego razu. Poczuł jednak iż wytracał on prędkość o wiele szybciej niż normalnie.
Szybował tak przez chwilę, by oddalić się od korony lipy. Nie chciał poranić się o wystające gałązki, pogarszając już i tak jego marny stan. Gdy odległość była satysfakcjonująca, jego skrzydła poczęły unosić się w górę i dół zagarniając powietrze pod jego łapy i ciało, podtrzymując go w efekcie na stałej wysokości.
Teraz nastał czas na kolejną część ćwiczenia: Jego ciało przechyliło się delikatnie na bok ku wewnętrznej stronie do promienia skrętu, a wraz z nim skrzydła, które zmieniły lekko swe ułożenie względem osi ciała (jedno, właśnie po tej wewnętrznej, opadło ku dołowi, drugie uniosło się lekko w górę). Do pomocy zaprzągł dodatkowo ogon, który służył mu w tym wypadku za przeciwwagę, oraz ster wysokości. Jego prędkość zmalała wraz ze zmianą sposobu lotu, lecz gdy tylko ustawił się tak, iż leciał bezpośrednio na usypaną przez jego mistrza powrócił do poprzedniego sposobu lotu. Szybko i obszernie zatrzepotał jeszcze skrzydłami, by odrobić utraconą w wyniku tego manewru prędkość i wysokość, po czym kontynuował swój lot, ponownie trzymając je w bezruchu.
W kontrolowany sposób obniżał swój lot, posługując się do tego celu opierzonym ogonem. Każda korekta wysokości była dokonywana z jego pomocą poprzez zmianę jego kąta natarcia. Podobnie działały zmiany kierunku, tylko w tym wypadku ten odchylał się na boki, przekręcając go w taki sposób by jego opór działa niczym ster. W ten oto sposób lotem ślizgowym wbił się niczym strzała w zaspę, nie zmieniając przy tym ułożenia łap – te nadal pozostały złożone. Cały łeb i szyja zanurzyły się w białym puchu, zatrzymując się dopiero na skrzydłach i... łapach. Mógł ponownie poczuć ich ból, kiedy masa śniegu i ciała samczyka zaczęła na nie oddziaływać. Jęknął tylko cicho, po czym wypełznął ze śnieżnej górki, wspomagając się niezranionymi skrzydełkami i kładąc się na plecach.
Miał nadzieje że tym zadowoli swego nauczyciela. Spojrzał się na Szkarłatnego i oczekując krytyki, bądź pochwały. Co natomiast myślał o sobie? Nie był dumny z siebie, wprost przeciwnie, do teraz karcił się w myślach za to jego lekkomyślne lądowanie. Gdyby tylko nie popsuł tamtego lądowania, nie musiał by się teraz tak męczyć...
Miał więc wspiąć się na drzewo, zeskoczyć z niego, przelecieć do wyznaczonego miejsca, i na sam koniec wpaść w zaspę. Plan wydawał się przemyślany, oraz skuteczny. Skupiał swój wzrok kolejno na lipię, potem zaspie, a na sam koniec Piastunie. Gdy ten skończył mówić, bez chwili namysłu odpowiedział mu:
–Nie do końca potrafię... I n... nie, ja chce się dalej uczyć! – Rzekł, patrząc na wodnego, zaś jego ton głosu był mieszanką bólu i radości wynikającej z tego, iż ten nie zakończy nauki z powodu tak błahej rzeczy jak poobijanie się Ziemistego.
Z pomocą szkarłatnego wdrapał się na drzewo znajdujące się na pograniczu polanki. Ze względu na liczne, grube gałęzie nie miał większych problemów z utrzymaniem się na niej, nawet mimo jego wciąż obolałych łap. Przeszedł tak, starając się stawiać łapy tak, by każda była wspierana na innej gałęzi. Gdy doszedł do momentu w którym te stawały się zbyt wąskie by zapewniały w jego mniemaniu podporę, niezgrabnym ruchem wybił się delikatnie w przód, pochylając się lekko w tym kierunku, łapy na tyle na ile pozwalał mu ból podkurczył do ciała, rozpostarł swe pierzaste skrzydła w całej okazałości, unosząc jego przednią część bardziej ku górze, a tylną w dół. Lotki na ogonie służyły mu natomiast do drobnych korekt w trajektorii lotu. Dzięki takiemu ułożeniu mógł odczuć znaczącą poprawę w zachowywaniu przez niego wysokości w porównaniu do jego pierwszego razu. Poczuł jednak iż wytracał on prędkość o wiele szybciej niż normalnie.
Szybował tak przez chwilę, by oddalić się od korony lipy. Nie chciał poranić się o wystające gałązki, pogarszając już i tak jego marny stan. Gdy odległość była satysfakcjonująca, jego skrzydła poczęły unosić się w górę i dół zagarniając powietrze pod jego łapy i ciało, podtrzymując go w efekcie na stałej wysokości.
Teraz nastał czas na kolejną część ćwiczenia: Jego ciało przechyliło się delikatnie na bok ku wewnętrznej stronie do promienia skrętu, a wraz z nim skrzydła, które zmieniły lekko swe ułożenie względem osi ciała (jedno, właśnie po tej wewnętrznej, opadło ku dołowi, drugie uniosło się lekko w górę). Do pomocy zaprzągł dodatkowo ogon, który służył mu w tym wypadku za przeciwwagę, oraz ster wysokości. Jego prędkość zmalała wraz ze zmianą sposobu lotu, lecz gdy tylko ustawił się tak, iż leciał bezpośrednio na usypaną przez jego mistrza powrócił do poprzedniego sposobu lotu. Szybko i obszernie zatrzepotał jeszcze skrzydłami, by odrobić utraconą w wyniku tego manewru prędkość i wysokość, po czym kontynuował swój lot, ponownie trzymając je w bezruchu.
W kontrolowany sposób obniżał swój lot, posługując się do tego celu opierzonym ogonem. Każda korekta wysokości była dokonywana z jego pomocą poprzez zmianę jego kąta natarcia. Podobnie działały zmiany kierunku, tylko w tym wypadku ten odchylał się na boki, przekręcając go w taki sposób by jego opór działa niczym ster. W ten oto sposób lotem ślizgowym wbił się niczym strzała w zaspę, nie zmieniając przy tym ułożenia łap – te nadal pozostały złożone. Cały łeb i szyja zanurzyły się w białym puchu, zatrzymując się dopiero na skrzydłach i... łapach. Mógł ponownie poczuć ich ból, kiedy masa śniegu i ciała samczyka zaczęła na nie oddziaływać. Jęknął tylko cicho, po czym wypełznął ze śnieżnej górki, wspomagając się niezranionymi skrzydełkami i kładąc się na plecach.
Miał nadzieje że tym zadowoli swego nauczyciela. Spojrzał się na Szkarłatnego i oczekując krytyki, bądź pochwały. Co natomiast myślał o sobie? Nie był dumny z siebie, wprost przeciwnie, do teraz karcił się w myślach za to jego lekkomyślne lądowanie. Gdyby tylko nie popsuł tamtego lądowania, nie musiał by się teraz tak męczyć...
- 13 lut 2017, 21:37
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Podnóże Skał
- Odpowiedzi: 615
- Odsłony: 82542
Stał tak jak wyryty, gdy łeb smoka uniósł się w jego kierunku, i przemówił dość łagodnym głosem. Przynajmniej wiedział, że miał do czynienia z samicą, i że ofiarą jego podeptania ponownie była płeć przeciwna. Niestety światło nadal było zbyt jasne by mógł zobaczyć więcej szczegółów. Zatrzymał się w miejscu, gdy usłyszał jej uwagę na temat terenu. Nadal jednak bacznie przyglądał się jej, obawiając się, że ta "uprzejmość" jest tylko na pokaz, by osłabić czujność Ziemistego i rzucić się na niego. Słuchał jednak dalej co ma ona do powiedzenia.
Po zapewnieniu Ciemnego o tym, że tak na prawdę nic nie poczuła, i nawet jej to nie bolało, i wyjawieniu mu swojego imienia: Mistyczna Łuska, ten nadal ani na chwile nie stracił czujności. Był to przecież nieznany mu smok. Pamiętał opowieść Umbry o złym Cienistym samcu, który odgryzł jej łuskę, oraz przygniótł ją cielskiem. Kto wie jak by skończyła jego przyjaciółka, gdyby nie interwencja Szkarłatnego? Nie miał zamiaru ryzykować, przecież on sam znajdował się bardzo daleko od obozu swojego stada. Gdyby coś mu się stało, nawet jeśli ktoś usłyszał jego ryk, z pewnością nie byłoby co po nim zbierać. Nadal obawiał się Mistycznej... może oprócz jej śmiechu, i równie dostojnych gestów, którymi go powitała. Ale to nadal nie utwierdzało go w przekonaniu, że ma wobec niego czyste intencje.
Gdy tylko usłyszał jej pytanie dotyczące jego imienia, zamyślił się na chwilę. Czy bezpiecznym było podanie swego miana? Ale przecież gdyby ją zignorował, wykazał by się brakiem kultury w najlepszym wypadku, w najgorszym rozwścieczyć ją, i dać kolejny powód do ataku. Dlatego tez postanowił je zdradzić:
–Je... jestem Ciemny, pierworodny Opoki Ziemi, przywódczyni stada Ziemi – Powiedział z charakterystycznym patosem w jego tonie wypowiedzi. Starał się nie okazywać towarzyszącego mu teraz strachu i niepokoju, i o ile udawało mu się to z głosem, ciało jego nadal było lekko skulone, aczkolwiek nieco bardziej rozluźnione niż na początku ten konwersacji. Miał nadzieje że po komunikacie, iż jest on potomkiem kogoś, kto piastuje tak ważne stanowisko, zniechęci agresora do wykonywania pochopnych działań. Przecież nikt nie chciał mieć na głowie żądnej krwi przywódczyni. Chyba że przecenia miłość swej rodzicielki do niego...
–T... tak, wybrałem się na spacer p... po... pozwiedzać tereny. Cóż, j... jak widzisz Płomienna Twarz świeci dz... dzisiaj wyjątkowo jasno. – Odpowiedział na drugą część jej pytania. Na jego pysku nadal nie gościła żadna oznaka jakichkolwiek emocji, pozostawał całkowicie neutralny. Podobnie było z tonem jego głosu, oczywiście nie licząc pewnych zająknięć.
Teraz wypadało by, żeby to on zadał pytanie Wodnej samicy. Być może zapytał by o to, co i ona tutaj robi, lecz o co. Przecież domyślał się, ze pewnie podobnie jak i on, wiedzie sobie sielankowe życie pozbawione trosk i zmartwień, a w to miejsce przybyła po prostu by odpocząć, lub podziwiać krajobrazy. Nie widział sensu w marnowaniu czasu na szukania odpowiedzi na tak banalne zagwozdki.
Po zapewnieniu Ciemnego o tym, że tak na prawdę nic nie poczuła, i nawet jej to nie bolało, i wyjawieniu mu swojego imienia: Mistyczna Łuska, ten nadal ani na chwile nie stracił czujności. Był to przecież nieznany mu smok. Pamiętał opowieść Umbry o złym Cienistym samcu, który odgryzł jej łuskę, oraz przygniótł ją cielskiem. Kto wie jak by skończyła jego przyjaciółka, gdyby nie interwencja Szkarłatnego? Nie miał zamiaru ryzykować, przecież on sam znajdował się bardzo daleko od obozu swojego stada. Gdyby coś mu się stało, nawet jeśli ktoś usłyszał jego ryk, z pewnością nie byłoby co po nim zbierać. Nadal obawiał się Mistycznej... może oprócz jej śmiechu, i równie dostojnych gestów, którymi go powitała. Ale to nadal nie utwierdzało go w przekonaniu, że ma wobec niego czyste intencje.
Gdy tylko usłyszał jej pytanie dotyczące jego imienia, zamyślił się na chwilę. Czy bezpiecznym było podanie swego miana? Ale przecież gdyby ją zignorował, wykazał by się brakiem kultury w najlepszym wypadku, w najgorszym rozwścieczyć ją, i dać kolejny powód do ataku. Dlatego tez postanowił je zdradzić:
–Je... jestem Ciemny, pierworodny Opoki Ziemi, przywódczyni stada Ziemi – Powiedział z charakterystycznym patosem w jego tonie wypowiedzi. Starał się nie okazywać towarzyszącego mu teraz strachu i niepokoju, i o ile udawało mu się to z głosem, ciało jego nadal było lekko skulone, aczkolwiek nieco bardziej rozluźnione niż na początku ten konwersacji. Miał nadzieje że po komunikacie, iż jest on potomkiem kogoś, kto piastuje tak ważne stanowisko, zniechęci agresora do wykonywania pochopnych działań. Przecież nikt nie chciał mieć na głowie żądnej krwi przywódczyni. Chyba że przecenia miłość swej rodzicielki do niego...
–T... tak, wybrałem się na spacer p... po... pozwiedzać tereny. Cóż, j... jak widzisz Płomienna Twarz świeci dz... dzisiaj wyjątkowo jasno. – Odpowiedział na drugą część jej pytania. Na jego pysku nadal nie gościła żadna oznaka jakichkolwiek emocji, pozostawał całkowicie neutralny. Podobnie było z tonem jego głosu, oczywiście nie licząc pewnych zająknięć.
Teraz wypadało by, żeby to on zadał pytanie Wodnej samicy. Być może zapytał by o to, co i ona tutaj robi, lecz o co. Przecież domyślał się, ze pewnie podobnie jak i on, wiedzie sobie sielankowe życie pozbawione trosk i zmartwień, a w to miejsce przybyła po prostu by odpocząć, lub podziwiać krajobrazy. Nie widział sensu w marnowaniu czasu na szukania odpowiedzi na tak banalne zagwozdki.
- 12 lut 2017, 15:06
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Podnóża Skały
- Odpowiedzi: 674
- Odsłony: 95896
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy Niewinna szarpnęła go ku górze. Było to dosyć przyjemne doświadczenie, zważywszy na to, iż ta poświęcała mu tyle czasu... może nawet więcej niż jego własna Matka. Po czym trochę posmutniał na wieść o tym, że jest jeszcze za młody na naukę magii. Ale dlaczego, przecież był pojętnym uczniem... A to że nie umie czarować jest spowodowane tym, że nikt mu jeszcze nie powiedział jak. Z ciekawością słuchał natomiast informacji na temat samej iluzji. Być może wiedza ta kiedyś przyda mu się, gdy będzie się uczył się, jak ujarzmić tą moc.
Pozostawała jednak kwestia drugiej części jej wypowiedzi, dotyczącej jej pochodzenia. Przecież to nie fer, że ona wie o nim tak wiele, a gdy ten pyta się ją to to, by opowiedziała "coś o sobie", ta opowiada mu jakieś ogólnikowe rzeczy. Chciał wiedzieć więcej, w szczególności co było przed tym "byciem długo samą, i zagubioną..." Musiała mieć jakąś ciekawszą historię, niż spotkanie członka ich stada, którego nawet nie kojarzył.
–A co było przed tym, kiedy się zgubiłaś? Przecież to też jest ciekawe. – Odpowiedział, po części parafrazując swe własne przemyślenia. Być może można było zarzucić mu wścibskość, ale przecież był ciekawski już od urodzenia. Nikt nigdy jeszcze przecież nie skrytykował u niego tej części charakteru... może najwyższa na to pora? Albo po prostu Niewinna odpowie na jego "krępujące" pytanie.
Pozostawała jednak kwestia drugiej części jej wypowiedzi, dotyczącej jej pochodzenia. Przecież to nie fer, że ona wie o nim tak wiele, a gdy ten pyta się ją to to, by opowiedziała "coś o sobie", ta opowiada mu jakieś ogólnikowe rzeczy. Chciał wiedzieć więcej, w szczególności co było przed tym "byciem długo samą, i zagubioną..." Musiała mieć jakąś ciekawszą historię, niż spotkanie członka ich stada, którego nawet nie kojarzył.
–A co było przed tym, kiedy się zgubiłaś? Przecież to też jest ciekawe. – Odpowiedział, po części parafrazując swe własne przemyślenia. Być może można było zarzucić mu wścibskość, ale przecież był ciekawski już od urodzenia. Nikt nigdy jeszcze przecież nie skrytykował u niego tej części charakteru... może najwyższa na to pora? Albo po prostu Niewinna odpowie na jego "krępujące" pytanie.
- 12 lut 2017, 10:55
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Podnóże Skał
- Odpowiedzi: 615
- Odsłony: 82542
Ciemny ponownie przechadzał (aczkolwiek bardziej trafnym określeniem ze względu na ostrożność przy tworzenie hałasu byłoby "skradał") się po terenach Wspólnych... w końcu sam już nie pamiętał kiedy po raz ostatni je odwiedzał. Zazwyczaj odbierał tutaj wszelkiego rodzaju nauki... lub kończył wskakując przypadkowo na jakieś młode Wodniste samiczki. Jednego był pewien: każda taka wyprawa wiązała się z napotkaniem kogoś... wcześniej, czy później. Ale to nie o znajomości mu chodziło, a poznawanie otaczającego go świata. Już od kiedy pamięta, a nawet wcześniej, wiodła go ciekawość otaczającego go świata. To właśnie ona wywiodła go ze skorupki jego jajka, a teraz prowadziła go ku kolejnym nieznanym terenom. Rozmowy z innymi uważał za... niechciane urozmaicenie jego podróży.
Rozglądał się po okolicy, podziwiając skąpane w blasku oślepiających promieni Płomiennej Twarzy odbitych od białego śniegu. Ciężko było obserwować cokolwiek, kiedy miało się zmrużone oczy, które potrzebowały jeszcze trochę czasu do zaadaptowania się do intensywności światła, nie mówiąc o podziwianiu krajobrazów... czy patrzeniu pod łapy.
W pewnym momencie poczuł że nadepnął na coś miękkiego i elastycznego. Zwrócił swój łeb ku ziemi... AHHH! Ten oślepiający blask, i dziwny, ciemniejszy, niebieski pagórek... Chwila, czy to jest... SMOK?
Odskoczył momentalnie gdy zorientował się, że to nie była zwykłą kupka śniegu, a ona tak naprawdę zaczęła się ruszać i miała smoczą sylwetkę kogoś podeptał. Ponownie naruszył cudzą przestrzeń osobistą. I na dodatek ten osobnik był od niego starszy... chyba nie ma co liczyć na łaskawość w jego osądzie.
–Na Ateriala! P... prze... PRZEPRASZAM! – Wykrzyczał niemal swe przeprosiny w jej stronę, obawiając się reakcji starszego od siebie. Bał się, kuląc się w sobie, oraz chowając swój ogon pod siebie. Szybko odsunął się na nieco dalszą odległość, stając dopiero w odległości 4 ogonów. Mogło by mu to dać czas na ewentualną ucieczkę, na wypadek gdyby jego "ofiara" chciałby się na nim zemścić i na przykład... odgryźć ogon, lub podeptać go łamiąc mu żebra...
Rozglądał się po okolicy, podziwiając skąpane w blasku oślepiających promieni Płomiennej Twarzy odbitych od białego śniegu. Ciężko było obserwować cokolwiek, kiedy miało się zmrużone oczy, które potrzebowały jeszcze trochę czasu do zaadaptowania się do intensywności światła, nie mówiąc o podziwianiu krajobrazów... czy patrzeniu pod łapy.
W pewnym momencie poczuł że nadepnął na coś miękkiego i elastycznego. Zwrócił swój łeb ku ziemi... AHHH! Ten oślepiający blask, i dziwny, ciemniejszy, niebieski pagórek... Chwila, czy to jest... SMOK?
Odskoczył momentalnie gdy zorientował się, że to nie była zwykłą kupka śniegu, a ona tak naprawdę zaczęła się ruszać i miała smoczą sylwetkę kogoś podeptał. Ponownie naruszył cudzą przestrzeń osobistą. I na dodatek ten osobnik był od niego starszy... chyba nie ma co liczyć na łaskawość w jego osądzie.
–Na Ateriala! P... prze... PRZEPRASZAM! – Wykrzyczał niemal swe przeprosiny w jej stronę, obawiając się reakcji starszego od siebie. Bał się, kuląc się w sobie, oraz chowając swój ogon pod siebie. Szybko odsunął się na nieco dalszą odległość, stając dopiero w odległości 4 ogonów. Mogło by mu to dać czas na ewentualną ucieczkę, na wypadek gdyby jego "ofiara" chciałby się na nim zemścić i na przykład... odgryźć ogon, lub podeptać go łamiąc mu żebra...
- 31 sty 2017, 22:16
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Polanka
- Odpowiedzi: 628
- Odsłony: 74206
Obolały Ciemny starał się utrzymać równowagę na śliskiej posadzce. Podniesiony ton głosu Wodnego trochę go przestraszył, przecież myślał że zrobił wszystko jak należy (w zasadzie to chyba w ogóle nie myślał), zaś sama powierzchnia z lodu... lądował dla niej by "wyrazić szacunek" dla ciężkiej "pracy" jaką Szkarłatny włożył w jej stworzenie. W końcu powstała po to by nie brodził w głębokim śniegu i z niej korzystał, czyż nie?
...Tak, głupia próba wytłumaczenia się z braku rozwagi w swych działaniach. Piastun nie wyglądał na zadowolonego z nauki. A może chodziło mu o samo lądowanie? Z pewnością nie był on dumny Z NIEGO. Ale jakby nie patrzeć, samczyk przeżył swe pierwsze lądowanie, co można uznać za sukces... Przynajmniej tyle osiągnął.
Na pytanie Szkarłatnego odpowiedział tylko przeczącym kiwnięciem swym łbem. Nic mu się nie stało, to fakt. W końcu żył, był w miarę przytomny, i kontaktował ze światem zewnętrznym. Lecz odnośnie bólu skłamał. Przecież minie on z czasem, zaś jego obecność do końca tego dnia będzie mu przypominała o jego lekkomyślności, głupocie, i... ciapowatości. Chciał go jednak ukryć przed wzrokiem piastuna. Jeszcze wypomni mu jego kolejne słabości, i niską wytrzymałość. Próbował sprawić, by to co czuł nie opuściło jego ciemnozielonej, łuskowatej otoczki, ale nie wychodziło mu to najlepiej.
Nie zmieniało to jednak faktu iż mógł być dość uporczywy przy próbie poprawy etapu lądowania. Przecież chciał mu zaimponować, pokazać że ziemia, jak i inni mogą w nim widzieć godnego i wartościowego członka stada. Na prośbę Szkarłatnego przeszedł kilka kroków próbując sprawić wrażenie, iż czuje się w porządku... kończąc całą tą farsę ponownym poślizgnięciem się i upadkiem.
Nie poddał się, przecież jeszcze przed chwila mówił o nim, jako o smoku "który ma spory potencjał". Doczłapał się na nieco grubsze warstwy śniegu, Po czym wstał ponownie na cztery łapy. Za radą Piastuna, przeszedł tak kilka kroków. może rozchodzi obolałe kończyny. Musi być przecież gotowy do kolejnego etapu ćwiczenia. Tylko te jego łapy...
–Bolą... łapy, tylko trochę... – Powiedział, spoglądając na swego mentora, i lekko mrużąc ślepia. Nadal starał się jednak wypaść na nim jak najlepiej, unikając swej ciapowatości... chyba przesadzał z używaniem tego określenia wobec siebie.
–Ale nie bolą tak bardzo... Mogę latać. – Kontynuował, mając nadzieje że jego nauczyciel wyrazi zgodę na dalszą naukę. Tylko czy w tym stanie nie zaryzykuje dalszym pogorszeniem stanu zdrowia Ciemnego? Ale czy nie rozczarował by młodego pisklaka, gdyby odmówił mu poprowadzenia ćwiczenia do końca?
...Tak, głupia próba wytłumaczenia się z braku rozwagi w swych działaniach. Piastun nie wyglądał na zadowolonego z nauki. A może chodziło mu o samo lądowanie? Z pewnością nie był on dumny Z NIEGO. Ale jakby nie patrzeć, samczyk przeżył swe pierwsze lądowanie, co można uznać za sukces... Przynajmniej tyle osiągnął.
Na pytanie Szkarłatnego odpowiedział tylko przeczącym kiwnięciem swym łbem. Nic mu się nie stało, to fakt. W końcu żył, był w miarę przytomny, i kontaktował ze światem zewnętrznym. Lecz odnośnie bólu skłamał. Przecież minie on z czasem, zaś jego obecność do końca tego dnia będzie mu przypominała o jego lekkomyślności, głupocie, i... ciapowatości. Chciał go jednak ukryć przed wzrokiem piastuna. Jeszcze wypomni mu jego kolejne słabości, i niską wytrzymałość. Próbował sprawić, by to co czuł nie opuściło jego ciemnozielonej, łuskowatej otoczki, ale nie wychodziło mu to najlepiej.
Nie zmieniało to jednak faktu iż mógł być dość uporczywy przy próbie poprawy etapu lądowania. Przecież chciał mu zaimponować, pokazać że ziemia, jak i inni mogą w nim widzieć godnego i wartościowego członka stada. Na prośbę Szkarłatnego przeszedł kilka kroków próbując sprawić wrażenie, iż czuje się w porządku... kończąc całą tą farsę ponownym poślizgnięciem się i upadkiem.
Nie poddał się, przecież jeszcze przed chwila mówił o nim, jako o smoku "który ma spory potencjał". Doczłapał się na nieco grubsze warstwy śniegu, Po czym wstał ponownie na cztery łapy. Za radą Piastuna, przeszedł tak kilka kroków. może rozchodzi obolałe kończyny. Musi być przecież gotowy do kolejnego etapu ćwiczenia. Tylko te jego łapy...
–Bolą... łapy, tylko trochę... – Powiedział, spoglądając na swego mentora, i lekko mrużąc ślepia. Nadal starał się jednak wypaść na nim jak najlepiej, unikając swej ciapowatości... chyba przesadzał z używaniem tego określenia wobec siebie.
–Ale nie bolą tak bardzo... Mogę latać. – Kontynuował, mając nadzieje że jego nauczyciel wyrazi zgodę na dalszą naukę. Tylko czy w tym stanie nie zaryzykuje dalszym pogorszeniem stanu zdrowia Ciemnego? Ale czy nie rozczarował by młodego pisklaka, gdyby odmówił mu poprowadzenia ćwiczenia do końca?
- 30 sty 2017, 20:59
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Podnóża Skały
- Odpowiedzi: 674
- Odsłony: 95896
Poczuł jak jej wzrok padł na jego pyszczek. Nie mógł wiedzieć o czym myśli ciemnofioletowa smoczyca, lecz jej kolejne gesty przyciągnięcia go bliżej za pomocą ogona, oraz złagodniały wyraz pyska, świadczyły o tym, że wydarzenia mające miejsce kilka chwil temu można było popuścić w niepamięć. I raczej po jej słowach nie będzie dążył tego tematu.
A przychodzenie do niej gdyby czegoś potrzebował? Przecież gdyby podczas nauki ponownie wpadł w jakiś szał zabijania, wywołał u niej podobny stan? Chociaż... powoli zaczynał pojmować, że być może dla niej ważna jest pomoc Stadu, i chęć wykazania się mimo swych słabości, jak i ich przezwyciężenia. Czyżby była taka jak Ciemny? Za wszelką cenę starała dać z siebie wszystko, by odwzajemnić się stadu za wychowanie, karmienie, ochronę, opiekę... A jeżeli ona w ramach odwzajemnienia chce go edukować, dlaczego by jej tego nie ułatwić?
–Tooooo... Może kiedyś pouczysz mnie... czegoś jeszcze? – Odpowiedział przyjemniejszym tonem głosu, wychylając nieco śmielej łebek ku Niewinnej. Może nie koniecznie jakiejś umiejętności związanej z zabijaniem, ale...
–Może pouczysz mnie jak zmieniać kamienie w smoki? Albo jeszcze czegoś związanego z łowiectwem? – Zaczął zasypywać ją pytaniami, jeszcze radośniej wymawiając kolejne frazy. Iskierki pożądania nowej wiedzy zamigotały w jego białych niczym śnieg ślepiach. Zaś on sam... przecież nie mógł źle zrozumieć jej intencji, czyż nie?
Miała racje, mimo iż oplatała go całą sobą, nie mogła w pełni powstrzymać przewlekłego zimna bijącego od zmrożonej ziemi. Wygrzebał się z jej przyjemnego, futerkowego uścisku i stanął tak naprzeciwko przyszłej piastunki. Rzeczywiście wypadało by powrócić do obozu. Zaś rozmowa mogłaby umilić cały ten proces.
–A... opowiesz mi o sobie? – Jego ślepia ponownie padły na pysk Niewinnej, a łepek przechylił się lekko na bok. On sam spędzał większość swego czasu w grocie, ale smok o niewątpliwie dość słabej woni ziemi, jak i Stad w ogóle musiał mieć ciekawe doświadczenia, czyż nie? Przecież cały ten jej zapach musiał się gdzieś wytracić... tylko gdzie?
Odnośnie zabaw... młody ziemisty nie był duszą towarzystwa, co nie znaczyło że nie zna zabaw. Pamiętał jak bawił się z jedną Wodną w ganianego... NIE, lepiej będzie jeżeli nie będzie się bawił... nigdy więcej. Zrazi do siebie tylko kolejnego smoka na którym mu... zależy. Który mu zaufał...
–Tak... bawimy się, ale... może pokaże ci te zabawy... w obozie? – odpowiedział lekko zmieszany, ton głosu też nie był tak pogodny jak wcześniej, nie zmienił jednak swej postury. Może nie zwróci uwagi na tą drobną utratę humoru. W końcu wtedy wybaczyła mu... ale nadal ukazuje to, że on sam powinien uważać na samego siebie.
A przychodzenie do niej gdyby czegoś potrzebował? Przecież gdyby podczas nauki ponownie wpadł w jakiś szał zabijania, wywołał u niej podobny stan? Chociaż... powoli zaczynał pojmować, że być może dla niej ważna jest pomoc Stadu, i chęć wykazania się mimo swych słabości, jak i ich przezwyciężenia. Czyżby była taka jak Ciemny? Za wszelką cenę starała dać z siebie wszystko, by odwzajemnić się stadu za wychowanie, karmienie, ochronę, opiekę... A jeżeli ona w ramach odwzajemnienia chce go edukować, dlaczego by jej tego nie ułatwić?
–Tooooo... Może kiedyś pouczysz mnie... czegoś jeszcze? – Odpowiedział przyjemniejszym tonem głosu, wychylając nieco śmielej łebek ku Niewinnej. Może nie koniecznie jakiejś umiejętności związanej z zabijaniem, ale...
–Może pouczysz mnie jak zmieniać kamienie w smoki? Albo jeszcze czegoś związanego z łowiectwem? – Zaczął zasypywać ją pytaniami, jeszcze radośniej wymawiając kolejne frazy. Iskierki pożądania nowej wiedzy zamigotały w jego białych niczym śnieg ślepiach. Zaś on sam... przecież nie mógł źle zrozumieć jej intencji, czyż nie?
Miała racje, mimo iż oplatała go całą sobą, nie mogła w pełni powstrzymać przewlekłego zimna bijącego od zmrożonej ziemi. Wygrzebał się z jej przyjemnego, futerkowego uścisku i stanął tak naprzeciwko przyszłej piastunki. Rzeczywiście wypadało by powrócić do obozu. Zaś rozmowa mogłaby umilić cały ten proces.
–A... opowiesz mi o sobie? – Jego ślepia ponownie padły na pysk Niewinnej, a łepek przechylił się lekko na bok. On sam spędzał większość swego czasu w grocie, ale smok o niewątpliwie dość słabej woni ziemi, jak i Stad w ogóle musiał mieć ciekawe doświadczenia, czyż nie? Przecież cały ten jej zapach musiał się gdzieś wytracić... tylko gdzie?
Odnośnie zabaw... młody ziemisty nie był duszą towarzystwa, co nie znaczyło że nie zna zabaw. Pamiętał jak bawił się z jedną Wodną w ganianego... NIE, lepiej będzie jeżeli nie będzie się bawił... nigdy więcej. Zrazi do siebie tylko kolejnego smoka na którym mu... zależy. Który mu zaufał...
–Tak... bawimy się, ale... może pokaże ci te zabawy... w obozie? – odpowiedział lekko zmieszany, ton głosu też nie był tak pogodny jak wcześniej, nie zmienił jednak swej postury. Może nie zwróci uwagi na tą drobną utratę humoru. W końcu wtedy wybaczyła mu... ale nadal ukazuje to, że on sam powinien uważać na samego siebie.
- 28 sty 2017, 15:04
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Polanka
- Odpowiedzi: 628
- Odsłony: 74206
Nie był pewny, czy jego postura ma jakiś wpływ na to czy potencjalny drapieżnik zje go, czy też nie. Uważał że takie prezentowanie się tylko zachęca potencjalnego agresora do ataku, wydawał się wtedy większym, bardziej zyskownym celem. Ale czy piastun może kłamać w takich sprawach?
Zaś odnośnie mówienia tego, co myśli... to nie o strach chodziło, a o to, czy jego słowa wniosą coś sensownego do dyskusji. Mógł przecież mówić bez zastanowienia wszystko, co mu się niesie na jęzor, ale tego nie robił. Ciemny z natury nie odzywał się do starszych niepytany, nie widział potrzeby zwierzania się ze swych przemyśleń nikomu. Zwłaszcza jeżeli te przemyślenia nie były związane z aktualnym tematem rozmów, w tym wypadku: nauki latania.
–Nie boje się... Ja... po prostu uważam że to co myślę jest bez znaczenia dla naszej nauki. – Powiedział, starając się unikać swej naturalnej "ciapowatości".
Zdziwił się że Piastun nie miał do niego żadnych zastrzeżeń. Niczego się nie doczepił, rzekł tylko w jego kierunku "dobrze", po czym przeszedł do omawiania kolejnego ćwiczenia. Nie szło to wszystko za łatwo?
Nie zamierzał spędzać jednak całego swego czasu na zbędnych przemyśleniach. Wsłuchał się w kolejne polecenia piastuna. Analizował i starał się zapamiętać każdy drobny szczegół z jego wypowiedzi, który wydawał się istotny dla powodzenia całego zadania. A do zapamiętania miał dość sporo informacji. Z podziwem oglądał jak stopił swym oddechem cały śnieg przed nim, tworząc swego rodzaju otwartą przestrzeń. Może była pokryta lodem, ale przynajmniej nie będzie musiał brodzić w głębokim śniegu. Teraz jednak nastał czas, w którym będzie mógł spełnić swe marzenie: Wzbić się w powietrze (albo skręcić kark, gdyby to pierwsze się nie udało).
Przygotował się do rozbiegu. Zniżył się on, ugiął łapy, po czym ruszył z miejsca przemieszczając się efektownymi susami. pędził przed siebie po przygotowanym przez Szkarłatnego torze. Czarne szpony ślizgały się po lodzie, grożąc wywróceniem się, ale młody ziemisty był uparty. Nie poddawał się, i robił wszystko byle nie stracić równowagi: starał się balansować ciałem i wbijał swe pazury w lodową posadzkę. Gdy uznał że nabrał odpowiedniej prędkości, wyskoczył nieco wyżej niż normalnie, przy lądowaniu zgiął się, kumulując w kończynach więcej energii, po czym szybko odbił się od podłoża, wystrzeliwując swe ciało w powietrze. Jak na razie udało mu się: nie wywrócił się na lodowej posadzce.
Teraz jednak nastał na kolejny etap ćwiczenia. Gdy odczuł jak grawitacja ściąga go na dół, rozłożył swoje biało-zielone opierzone skrzydła w całej swej okazałości i smoczym majestacie. Pamiętając o uwagach piastuna, przechylił się również ku przodowi. Prędkość z jaką opadał znacząco zmalała, a on bezwładnie począł szybować przed siebie.
Teraz nastał jednak etap na najważniejszy moment nauki. Jego trzecia para kończyn zaczęła unosić się i opadać, zagarniając masy powietrza pod siebie. Samo machanie nimi było dość ciężkie dla tak słabego pisklęcia jakim był Ciemny, lecz... o dziwo dawał rade. Leciał do góry, a on czuł się spełniony. Sprawdzał teraz wpływ zmiany prędkości ruchu skrzydeł na unoszenie się. W zależności od częstotliwości trzepotania nimi, jak i zamaszystości ich ruchów siła która utrzymywała go nad powierzchnią rosła lub malała, skutkując jego opadaniem lub wznoszeniem się.
Każdy lot musi się jednak kiedyś skończyć. Aby skutecznie wylądować, musiał wpierw wytracić prędkość. Aby to zrobić (pamiętając o tym, co mówił piastun) wyprostował się, a jego skrzydła przez moment zagarniały powietrze nie pod niego a przed siebie. Gdy ustabilizował lot, lewitował w tej pozycji jeszcze przez chwilę, starając się znaleźć odpowiedni kąt machania swymi opierzonymi kończynami, który zapewnił by mu odpowiednia stabilność. Spojrzał się nawet przez chwilę na piastuna, posyłając mu szczery, pisklęcy uśmiech. Teraz przystąpił do ostatniego etapu zadania: przyziemienia. Zaczął machać wolniej, opadając tym samym powoli na ziemię. Łapy jego były gotowe do amortyzacji uderzenia, tak jak podczas skoku. Wydawało się że wszystko przebiega bez zakłóceń... no właśnie – "wydawało się".
Okazało się że młody samczyk opada zdecydowanie za szybko, by lądowanie było przyjemne. Starał się wyratować z tej sytuacji, jednak było już za późno: przygrzmocił z impetem o lodową posadzkę, a wszelkie próby zachowania równowagi spełzły na niczym, zaś w powietrzu rozległ się głuchy dźwięk uderzających łusek i kupy mięsa. Leżał tak przez jakiś czas niczym ciemno-zielony placek, spoglądając zawstydzony na Szkarłatnego z poziomu ziemi... Ciapowatość w całej swej okazałości.
Dopiero po chwili się opamiętał: Wstał szybko na cztery łapy, zapierając się szponami, by nie poślizgnąć się na lodzie. Stanął tak, cały obolały, udając że nic się nie stało – przecież nie połamał się... chyba. Spojrzał się na swojego mentora, nieśmiało wypinając pierś, po czym otworzył swój pysk:
–Rozłożenie skrzydeł w powietrzu skutkuje spowolnieniem upadku... a przechylenie się w przód pozwala na szybowanie w tym kierunku. Szybsze machanie skrzydłami pozwala na wnoszenie się wyżej. Wolniejsze na utrzymywanie się na stałej wysokości, lub powolne opadanie. Podczas lądowania... trzeba uważać na prędkość... I nie lądować na lodzie... – Powiedział, starając się zachować neutralny ton wypowiedzi mimo bólu rozchodzącego się po jego ciele. Mógł jednak zauważyć że jego pysk trząsł się podczas mówienia, a białe ślepia, mimo iż skierowane w jego stronę, wydawały się skupione na czymś innym niż Piastunie. Mimo tych niedogodności uważał iż należy zdać raport ze zdobytej dzięki niemu wiedzy.
Zaś odnośnie mówienia tego, co myśli... to nie o strach chodziło, a o to, czy jego słowa wniosą coś sensownego do dyskusji. Mógł przecież mówić bez zastanowienia wszystko, co mu się niesie na jęzor, ale tego nie robił. Ciemny z natury nie odzywał się do starszych niepytany, nie widział potrzeby zwierzania się ze swych przemyśleń nikomu. Zwłaszcza jeżeli te przemyślenia nie były związane z aktualnym tematem rozmów, w tym wypadku: nauki latania.
–Nie boje się... Ja... po prostu uważam że to co myślę jest bez znaczenia dla naszej nauki. – Powiedział, starając się unikać swej naturalnej "ciapowatości".
Zdziwił się że Piastun nie miał do niego żadnych zastrzeżeń. Niczego się nie doczepił, rzekł tylko w jego kierunku "dobrze", po czym przeszedł do omawiania kolejnego ćwiczenia. Nie szło to wszystko za łatwo?
Nie zamierzał spędzać jednak całego swego czasu na zbędnych przemyśleniach. Wsłuchał się w kolejne polecenia piastuna. Analizował i starał się zapamiętać każdy drobny szczegół z jego wypowiedzi, który wydawał się istotny dla powodzenia całego zadania. A do zapamiętania miał dość sporo informacji. Z podziwem oglądał jak stopił swym oddechem cały śnieg przed nim, tworząc swego rodzaju otwartą przestrzeń. Może była pokryta lodem, ale przynajmniej nie będzie musiał brodzić w głębokim śniegu. Teraz jednak nastał czas, w którym będzie mógł spełnić swe marzenie: Wzbić się w powietrze (albo skręcić kark, gdyby to pierwsze się nie udało).
Przygotował się do rozbiegu. Zniżył się on, ugiął łapy, po czym ruszył z miejsca przemieszczając się efektownymi susami. pędził przed siebie po przygotowanym przez Szkarłatnego torze. Czarne szpony ślizgały się po lodzie, grożąc wywróceniem się, ale młody ziemisty był uparty. Nie poddawał się, i robił wszystko byle nie stracić równowagi: starał się balansować ciałem i wbijał swe pazury w lodową posadzkę. Gdy uznał że nabrał odpowiedniej prędkości, wyskoczył nieco wyżej niż normalnie, przy lądowaniu zgiął się, kumulując w kończynach więcej energii, po czym szybko odbił się od podłoża, wystrzeliwując swe ciało w powietrze. Jak na razie udało mu się: nie wywrócił się na lodowej posadzce.
Teraz jednak nastał na kolejny etap ćwiczenia. Gdy odczuł jak grawitacja ściąga go na dół, rozłożył swoje biało-zielone opierzone skrzydła w całej swej okazałości i smoczym majestacie. Pamiętając o uwagach piastuna, przechylił się również ku przodowi. Prędkość z jaką opadał znacząco zmalała, a on bezwładnie począł szybować przed siebie.
Teraz nastał jednak etap na najważniejszy moment nauki. Jego trzecia para kończyn zaczęła unosić się i opadać, zagarniając masy powietrza pod siebie. Samo machanie nimi było dość ciężkie dla tak słabego pisklęcia jakim był Ciemny, lecz... o dziwo dawał rade. Leciał do góry, a on czuł się spełniony. Sprawdzał teraz wpływ zmiany prędkości ruchu skrzydeł na unoszenie się. W zależności od częstotliwości trzepotania nimi, jak i zamaszystości ich ruchów siła która utrzymywała go nad powierzchnią rosła lub malała, skutkując jego opadaniem lub wznoszeniem się.
Każdy lot musi się jednak kiedyś skończyć. Aby skutecznie wylądować, musiał wpierw wytracić prędkość. Aby to zrobić (pamiętając o tym, co mówił piastun) wyprostował się, a jego skrzydła przez moment zagarniały powietrze nie pod niego a przed siebie. Gdy ustabilizował lot, lewitował w tej pozycji jeszcze przez chwilę, starając się znaleźć odpowiedni kąt machania swymi opierzonymi kończynami, który zapewnił by mu odpowiednia stabilność. Spojrzał się nawet przez chwilę na piastuna, posyłając mu szczery, pisklęcy uśmiech. Teraz przystąpił do ostatniego etapu zadania: przyziemienia. Zaczął machać wolniej, opadając tym samym powoli na ziemię. Łapy jego były gotowe do amortyzacji uderzenia, tak jak podczas skoku. Wydawało się że wszystko przebiega bez zakłóceń... no właśnie – "wydawało się".
Okazało się że młody samczyk opada zdecydowanie za szybko, by lądowanie było przyjemne. Starał się wyratować z tej sytuacji, jednak było już za późno: przygrzmocił z impetem o lodową posadzkę, a wszelkie próby zachowania równowagi spełzły na niczym, zaś w powietrzu rozległ się głuchy dźwięk uderzających łusek i kupy mięsa. Leżał tak przez jakiś czas niczym ciemno-zielony placek, spoglądając zawstydzony na Szkarłatnego z poziomu ziemi... Ciapowatość w całej swej okazałości.
Dopiero po chwili się opamiętał: Wstał szybko na cztery łapy, zapierając się szponami, by nie poślizgnąć się na lodzie. Stanął tak, cały obolały, udając że nic się nie stało – przecież nie połamał się... chyba. Spojrzał się na swojego mentora, nieśmiało wypinając pierś, po czym otworzył swój pysk:
–Rozłożenie skrzydeł w powietrzu skutkuje spowolnieniem upadku... a przechylenie się w przód pozwala na szybowanie w tym kierunku. Szybsze machanie skrzydłami pozwala na wnoszenie się wyżej. Wolniejsze na utrzymywanie się na stałej wysokości, lub powolne opadanie. Podczas lądowania... trzeba uważać na prędkość... I nie lądować na lodzie... – Powiedział, starając się zachować neutralny ton wypowiedzi mimo bólu rozchodzącego się po jego ciele. Mógł jednak zauważyć że jego pysk trząsł się podczas mówienia, a białe ślepia, mimo iż skierowane w jego stronę, wydawały się skupione na czymś innym niż Piastunie. Mimo tych niedogodności uważał iż należy zdać raport ze zdobytej dzięki niemu wiedzy.
- 27 sty 2017, 19:46
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Podnóża Skały
- Odpowiedzi: 674
- Odsłony: 95896
To nie było "normalne". Przynajmniej nie w znaczeniu w jakim rozumiała to Niewinna. Ale to nie w zabijaniu był problem. Poniekąd uważał nawet, iż to dobrze że jako przyszły łowca posiada tak dobry instynkt. Rzuca się bez większego namysłu i zbędnych przemyśleń na swą ofiarę, kiedy tylko ją spostrzeże. Problem widział w tym, że jego "instynkt" kazał mu zabijać inne smoki. A on nie chciał robić nikomu krzywdy... W szczególności, jeżeli ten ktoś mógł być mu bliski.
Tym bardziej zaniepokoił się, gdy usłyszał jej słowa dotyczące niechęci do zabijania. Nie bał się pozbawiania życia samego w sobie, a możliwości jego przypadkowego odebrania komuś innemu. Że pewnego dnia nie odzyska świadomości na czas, że pewnego dnia... będzie za późno.
Potrzebował jeszcze chwili na uspokojenie, by móc przemówić. Chciał by jego słowa miały nieco więcej sensu niż zwykły bełkot. A bycie otulonym przez tak grubą warstwę futerka pomagało mu w tym. Przynajmniej nie trząsł się aż tak. Tylko o czym warto tu porozmawiać?
–Ja... – Oczywiście że zacznie swą wypowiedź od tego wyrazu...
–...dziękuje za trening. N... nie chciałem sprawić takiego kłopotu. – Podniósł swój pyszczek, i skierował ja na łeb Niewinnej. Niestety dla niego, był on skierowany gdzieś na dół, tak jakby ona sama przeżywała to, co miało tu miejsce. W jego tonie głosu nadal można było wyczuć strach... ale i wstyd, który teraz go zdominował.
Jak okropnie musiało to dla niej wyglądać kiedy "zabił", że doprowadził ją do takiego stanu? I co powie na to jego stado, jego rodzina... JEGO MATKA, kiedy przyszła piastunka złoży raport z nauczania jej pierworodnego. Co wtedy powie? Że nauka przebiegła bez problemów? Że jest z niego dumna? Że jest dobrym, malutkim pisklęciem? A może to dobrze, i jego opiekunka ucieszy się na wieść o tym, że urodziła łowcę z dobrym instynktem... przez co zagraża innym smokom w stadzie.
Tym bardziej zaniepokoił się, gdy usłyszał jej słowa dotyczące niechęci do zabijania. Nie bał się pozbawiania życia samego w sobie, a możliwości jego przypadkowego odebrania komuś innemu. Że pewnego dnia nie odzyska świadomości na czas, że pewnego dnia... będzie za późno.
Potrzebował jeszcze chwili na uspokojenie, by móc przemówić. Chciał by jego słowa miały nieco więcej sensu niż zwykły bełkot. A bycie otulonym przez tak grubą warstwę futerka pomagało mu w tym. Przynajmniej nie trząsł się aż tak. Tylko o czym warto tu porozmawiać?
–Ja... – Oczywiście że zacznie swą wypowiedź od tego wyrazu...
–...dziękuje za trening. N... nie chciałem sprawić takiego kłopotu. – Podniósł swój pyszczek, i skierował ja na łeb Niewinnej. Niestety dla niego, był on skierowany gdzieś na dół, tak jakby ona sama przeżywała to, co miało tu miejsce. W jego tonie głosu nadal można było wyczuć strach... ale i wstyd, który teraz go zdominował.
Jak okropnie musiało to dla niej wyglądać kiedy "zabił", że doprowadził ją do takiego stanu? I co powie na to jego stado, jego rodzina... JEGO MATKA, kiedy przyszła piastunka złoży raport z nauczania jej pierworodnego. Co wtedy powie? Że nauka przebiegła bez problemów? Że jest z niego dumna? Że jest dobrym, malutkim pisklęciem? A może to dobrze, i jego opiekunka ucieszy się na wieść o tym, że urodziła łowcę z dobrym instynktem... przez co zagraża innym smokom w stadzie.
- 26 sty 2017, 21:56
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Leszczynowy Zagajnik
- Odpowiedzi: 734
- Odsłony: 95709
//Nauka samodzielna: Skradanie II / III
Przybył ponownie na miejsce w którym poznał młoda samiczkę, jednak nie w celu zabawy, czy ponownego zwiedzania miejsca. Chciał teraz w odosobnieniu poćwiczyć swoją nowo nabytą umiejętność: skradanie. Leszczynowy zagajnik wydawał się do tego odpowiednim miejscem. Drzewa jak i leszczyny rosnące wokół polanki dawały mu miejsce do skrycia się przed wzrokiem ciekawskich, a że sam zagajnik wydawał się raczej rzadko odwiedzany. Nic więc dziwnego że właśnie na tą lokacje padł wybór.
Przed rozpoczęciem ćwiczeń, zmniejszył swój profil, poprzez podkurczenie swych łap, oraz schylając swój łeb, szyje jak i ogon. Wszedł za tutejsze drzewa, po czym rozejrzał się po okolicy za czymś, co mogło być jego "celem". Był nim kamień, wystający odrobinę ponad powierzchnią morza białego puchu. Miał to być (w jego wyobraźni) duży, czarny, bliżej nieokreślony kształtem potwór, przed którym miał przemknąć się niezauważenie, zakraść się za plecy i wykorzystując element zaskoczenia... przytulic? NIE, oczywiście że go zaatakować! Sytuacja (którą oczywiście sobie wyobraził) wyglądała więc następująco: stworzenie było świadome jego obecności, i uważnie obserwowało miejsce w którym się znajduje. Samczyk w celu uniknięcia bycia wykrytym, miał wykorzystać osłonę pni drzew, by zakraść się poza jego pole widzenia, po czym kryjąc się w wysokim śniegu, uniknąć "świecenia" swymi Ciemnozielonymi łuskami, podejście na jak najbliższy dystans i rzucenie się na swą ofiarę.
Przeanalizował więc otoczenie pod kątem z której strony, oraz jaką ścieżką należy podążyć, aby zwiększyć swoje szanse. Jego pysk szybko spostrzegł, że jego prawa pokryta jest większą ilością bujnych, gołych gałęzi mniejszych krzaków, które mimo iż straciły na zimę swe liście, zapewniały o wiele lepszą ochronę, niż pnie drzew. Po tej stronie też zagajnik zakręcał lekko za bok jego celu, co zapewniało mu dodatkową osłonę. Ruszył więc, pozostając schylonym jak najniżej jak tylko mógł. Jego łapy człapały z miejsca na miejsce. Podnosił je wysoko by te nie szurały po śniegu, unikając w ten sposób tworzenia dodatkowego hałasu, oraz śladów świadczących o jego obecności w tym miejscu. Ciało również było ugięte w taki sposób, by w żaden sposób nie zawadzało o biały puch. Ogon i szyja zrównane były w jednej linii z resztą kręgosłupa, z łbem lekko uniesionym ku górze, co pozwalało mu na przyglądnie się... kamieniowi. Szedł tak w odległości pół ogona od krzaków, by przypadkiem nie zahaczyć o żadną gałązkę. Gdyby złamał jakąś naporem swego ciała, co przy tej temperaturze i wilgotności powietrza zimą nie jest trudne, hałas mógłby zwabić i spłoszyć potencjalną ofiarę (lub sprowokować tego potwora do ataku).
W tym momencie drobne krzaczki rosnące na jego trasie skończyły się. Musiał więc zmienić taktykę. Teraz o wiele dłużej pozostawał na otwartej przestrzeni, czego musiał unikać jako skradający się łowca. Miał do wyboru dwa sposoby aby przemieścić się za plecy: Albo szybkimi susami chować się za kolejnymi pniami drzew, lub zachować swoją normalna prędkość, i jak najciszej jak to tylko możliwe przechadzać się za kolejnymi drzewami. Ponieważ cel jego zwrócony był bokiem, miał on większą szanse przekraść się na druga stronę, przecież nadal gapił się w stronę, z której dawno się przekradł. Nadal mógł go jednak usłyszeć, dlatego opcja z cichym, lecz powolnym przemieszczaniem się za drzewa wydawała się bardziej adekwatna do sytuacji. Tak więc uczynił: wychylił się zza krzaków, by upewnić się, że jego cel nadal zwrócony jest w inną stronę, po czym powolnym, ostrożnym krokiem opuścił swoją kryjówkę. Baczył jednak nie tylko na swą ofiarę, ale również na podłoże po którym przyszło mu stąpać. Okazało się ono bowiem pokryte twardszą niż zwykle posadzką, na dodatek pokrytą lodem. Co z tego wynikało? A to, że szpony Ciemnego uderzając o taką powierzchnię, wydawały specyficzny stukot, który mógł nakierować potwora, na jego własną pozycję, pomijając już fakt, iż chodzenie po lodzie groziło utrata równowagi i wywróceniem się. Musiał coś wymyślić, bowiem brodzenie we śniegu w celu odnalezienia lepszej ścieżki do kroczenia podczas skradania się do potencjalnie niebezpiecznej "ofiary" nie jest dobrym pomysłem. Dlatego postanowił dokonać rzeczy głupiej: skoczył za kolejne drzewo, mając nadzieje że wyląduje za nim, kryjąc się przed wzrokiem "drapieżnika". A dlaczego głupi? Gdyż okazało się że tutejsza ziemia jest jeszcze bardziej oblodzona niż ta, na której był. To, w połączeniu z jego dużą prędkością, i sposobem lądowania, nieomal doprowadziło do upadku samczyka. Całe szczęście drobny poślizg, i chwilowa utrata równowagi zostały szybko nadrobione przez jego intuicyjną reakcję zaparcia się własnymi, czarnymi, haczykowatymi szponami, i wbiciem ich w lodową posadzkę. Gdyby nie dość spora odległość dzieląca go od kamienia, z pewnością uznał by że ćwiczenie należy powtórzyć. Założył jednak że hałas nie wskazał jego lokacji, i w ogóle nie dotarł do niczyich uszu, więc kontynuował podchody.
Na całe szczęście dalsza droga pozbawiona była uporczywego lodu. Doszedł on do miejsca w którym drzewa nie mogły zapewnić mu dalszej ochrony, a jego łuski jak nigdzie indziej będą kontrastować z otaczającą go barwą białego puchu. Po jego stronie stał jednak fakt, iż był on zwrócony do niego tyłem, więc jedyną rzeczą która mogła go zdradzić, był dźwięk. Bacząc na wszelakie formy hałasu, jakie opuszczają jego ciało, postarał się nie tylko o powolne, ciche kroczenie, ale również o spowolnienie własnego oddechu. Świst powietrza wciąganego i wypuszczanego przez nozdrza również mógł być usłyszany przy tak małej odległości, na jaką chciał podejść ziemisty. Gdy uznał że pomyślał o wszystkim, co wpadło mu do głowy, opuścił tutejszy lasek, i skierował się na otwartą polankę. Przy tym podejściu nie baczył on o swoją posturę. Gdyby został zauważony, nieważne jak bardzo by się schylił, nie ukrył by swojej obecności na otwartym, pokrytym śniegiem terenie. Jego łuski nie były kolorystycznie przystosowane do wtapiania się w zimowe otoczenie.
Zbliżył się na ogon od swego kamienia. Był gotowy do skoku, ale przecież nie będzie skakał bezpośrednio na kamień. Nie byłoby to przyjemne doświadczenie dla jego szponów. Zamiast tego, w ramach ukoronowania jego samodzielnego szkolenia... skoczy obok... Tak, nie mógł wpaść na nic ciekawszego i bardziej finezyjnego niż zwykły skok. Gdy tylko rozważył, i przeanalizował swoje błędy (ten felerny lód), ruszył ponownie ku obozowi Wody. Miał nadzieje że posiądzie odpowiednie umiejętności, by jego matka uznała go za godnego miana Adepta.
//zt
Przybył ponownie na miejsce w którym poznał młoda samiczkę, jednak nie w celu zabawy, czy ponownego zwiedzania miejsca. Chciał teraz w odosobnieniu poćwiczyć swoją nowo nabytą umiejętność: skradanie. Leszczynowy zagajnik wydawał się do tego odpowiednim miejscem. Drzewa jak i leszczyny rosnące wokół polanki dawały mu miejsce do skrycia się przed wzrokiem ciekawskich, a że sam zagajnik wydawał się raczej rzadko odwiedzany. Nic więc dziwnego że właśnie na tą lokacje padł wybór.
Przed rozpoczęciem ćwiczeń, zmniejszył swój profil, poprzez podkurczenie swych łap, oraz schylając swój łeb, szyje jak i ogon. Wszedł za tutejsze drzewa, po czym rozejrzał się po okolicy za czymś, co mogło być jego "celem". Był nim kamień, wystający odrobinę ponad powierzchnią morza białego puchu. Miał to być (w jego wyobraźni) duży, czarny, bliżej nieokreślony kształtem potwór, przed którym miał przemknąć się niezauważenie, zakraść się za plecy i wykorzystując element zaskoczenia... przytulic? NIE, oczywiście że go zaatakować! Sytuacja (którą oczywiście sobie wyobraził) wyglądała więc następująco: stworzenie było świadome jego obecności, i uważnie obserwowało miejsce w którym się znajduje. Samczyk w celu uniknięcia bycia wykrytym, miał wykorzystać osłonę pni drzew, by zakraść się poza jego pole widzenia, po czym kryjąc się w wysokim śniegu, uniknąć "świecenia" swymi Ciemnozielonymi łuskami, podejście na jak najbliższy dystans i rzucenie się na swą ofiarę.
Przeanalizował więc otoczenie pod kątem z której strony, oraz jaką ścieżką należy podążyć, aby zwiększyć swoje szanse. Jego pysk szybko spostrzegł, że jego prawa pokryta jest większą ilością bujnych, gołych gałęzi mniejszych krzaków, które mimo iż straciły na zimę swe liście, zapewniały o wiele lepszą ochronę, niż pnie drzew. Po tej stronie też zagajnik zakręcał lekko za bok jego celu, co zapewniało mu dodatkową osłonę. Ruszył więc, pozostając schylonym jak najniżej jak tylko mógł. Jego łapy człapały z miejsca na miejsce. Podnosił je wysoko by te nie szurały po śniegu, unikając w ten sposób tworzenia dodatkowego hałasu, oraz śladów świadczących o jego obecności w tym miejscu. Ciało również było ugięte w taki sposób, by w żaden sposób nie zawadzało o biały puch. Ogon i szyja zrównane były w jednej linii z resztą kręgosłupa, z łbem lekko uniesionym ku górze, co pozwalało mu na przyglądnie się... kamieniowi. Szedł tak w odległości pół ogona od krzaków, by przypadkiem nie zahaczyć o żadną gałązkę. Gdyby złamał jakąś naporem swego ciała, co przy tej temperaturze i wilgotności powietrza zimą nie jest trudne, hałas mógłby zwabić i spłoszyć potencjalną ofiarę (lub sprowokować tego potwora do ataku).
W tym momencie drobne krzaczki rosnące na jego trasie skończyły się. Musiał więc zmienić taktykę. Teraz o wiele dłużej pozostawał na otwartej przestrzeni, czego musiał unikać jako skradający się łowca. Miał do wyboru dwa sposoby aby przemieścić się za plecy: Albo szybkimi susami chować się za kolejnymi pniami drzew, lub zachować swoją normalna prędkość, i jak najciszej jak to tylko możliwe przechadzać się za kolejnymi drzewami. Ponieważ cel jego zwrócony był bokiem, miał on większą szanse przekraść się na druga stronę, przecież nadal gapił się w stronę, z której dawno się przekradł. Nadal mógł go jednak usłyszeć, dlatego opcja z cichym, lecz powolnym przemieszczaniem się za drzewa wydawała się bardziej adekwatna do sytuacji. Tak więc uczynił: wychylił się zza krzaków, by upewnić się, że jego cel nadal zwrócony jest w inną stronę, po czym powolnym, ostrożnym krokiem opuścił swoją kryjówkę. Baczył jednak nie tylko na swą ofiarę, ale również na podłoże po którym przyszło mu stąpać. Okazało się ono bowiem pokryte twardszą niż zwykle posadzką, na dodatek pokrytą lodem. Co z tego wynikało? A to, że szpony Ciemnego uderzając o taką powierzchnię, wydawały specyficzny stukot, który mógł nakierować potwora, na jego własną pozycję, pomijając już fakt, iż chodzenie po lodzie groziło utrata równowagi i wywróceniem się. Musiał coś wymyślić, bowiem brodzenie we śniegu w celu odnalezienia lepszej ścieżki do kroczenia podczas skradania się do potencjalnie niebezpiecznej "ofiary" nie jest dobrym pomysłem. Dlatego postanowił dokonać rzeczy głupiej: skoczył za kolejne drzewo, mając nadzieje że wyląduje za nim, kryjąc się przed wzrokiem "drapieżnika". A dlaczego głupi? Gdyż okazało się że tutejsza ziemia jest jeszcze bardziej oblodzona niż ta, na której był. To, w połączeniu z jego dużą prędkością, i sposobem lądowania, nieomal doprowadziło do upadku samczyka. Całe szczęście drobny poślizg, i chwilowa utrata równowagi zostały szybko nadrobione przez jego intuicyjną reakcję zaparcia się własnymi, czarnymi, haczykowatymi szponami, i wbiciem ich w lodową posadzkę. Gdyby nie dość spora odległość dzieląca go od kamienia, z pewnością uznał by że ćwiczenie należy powtórzyć. Założył jednak że hałas nie wskazał jego lokacji, i w ogóle nie dotarł do niczyich uszu, więc kontynuował podchody.
Na całe szczęście dalsza droga pozbawiona była uporczywego lodu. Doszedł on do miejsca w którym drzewa nie mogły zapewnić mu dalszej ochrony, a jego łuski jak nigdzie indziej będą kontrastować z otaczającą go barwą białego puchu. Po jego stronie stał jednak fakt, iż był on zwrócony do niego tyłem, więc jedyną rzeczą która mogła go zdradzić, był dźwięk. Bacząc na wszelakie formy hałasu, jakie opuszczają jego ciało, postarał się nie tylko o powolne, ciche kroczenie, ale również o spowolnienie własnego oddechu. Świst powietrza wciąganego i wypuszczanego przez nozdrza również mógł być usłyszany przy tak małej odległości, na jaką chciał podejść ziemisty. Gdy uznał że pomyślał o wszystkim, co wpadło mu do głowy, opuścił tutejszy lasek, i skierował się na otwartą polankę. Przy tym podejściu nie baczył on o swoją posturę. Gdyby został zauważony, nieważne jak bardzo by się schylił, nie ukrył by swojej obecności na otwartym, pokrytym śniegiem terenie. Jego łuski nie były kolorystycznie przystosowane do wtapiania się w zimowe otoczenie.
Zbliżył się na ogon od swego kamienia. Był gotowy do skoku, ale przecież nie będzie skakał bezpośrednio na kamień. Nie byłoby to przyjemne doświadczenie dla jego szponów. Zamiast tego, w ramach ukoronowania jego samodzielnego szkolenia... skoczy obok... Tak, nie mógł wpaść na nic ciekawszego i bardziej finezyjnego niż zwykły skok. Gdy tylko rozważył, i przeanalizował swoje błędy (ten felerny lód), ruszył ponownie ku obozowi Wody. Miał nadzieje że posiądzie odpowiednie umiejętności, by jego matka uznała go za godnego miana Adepta.
//zt
- 26 sty 2017, 12:25
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Polanka
- Odpowiedzi: 628
- Odsłony: 74206
Gdy tylko poczuł na sobie "uderzenie" łapy piastuna, wyprostował się intuicyjnie. Zaiste, nie było to zbyt miłe doświadczenie dla Ciemnego, zważywszy na ton jego wypowiedzi, oraz dalsze uwagi dotyczące jego zachowania. W szczególności nazwanie go "ciapą", co bardzo godziło w jego "godność". Można by powiedzieć, że Szkarłatny szybko ostudził jego zapał do nauki... a nawet nie przeszedł do opisywania ćwiczenia. I jak mógł by mówić, iż nie jest gorszy od kogoś? Co przez to młody ziemisty miał rozumieć? Przecież w walce z nim nie miał by żadnych szans, więc na pewno nie byli sobie równi, ani umiejętnościami, ani fizycznymi rozmiarami. Ale cóż innego miał zrobić, jak nie usłuchać się jego polecenia. Uniósł swój łeb wysoko i spojrzał się na piastuna, oczekując dalszych instrukcji.
Spojrzał się, jak ten prezentuje swoją trzecią parę kończyn, po czym przeszedł on do słuchania jego uwag, oraz szukania odpowiedzi na pytania. Pamiętał swoją lekcje skoków, pamiętał że matka była dumna z jego postępów, i co najważniejsze: pamiętał jak wyglądał przebieg tej lekcji. Tylko co samiec rozumie poprzez "pamiętasz"? Czy spodziewa się, by opisał mu jej przebieg, czy też ma to zademonstrować? Czy też może ma po prostu przytaknąć? Ale wtedy dlaczego w ogóle by o nią pytał? Przecież ta zdolność była kluczowa, jeżeli ktoś planował oderwać się od ziemi. Po prostu połączy wszystkie trzy możliwości w jedną spójną odpowiedź.
–Tak, pamiętam. – Powiedział po dłuższym zamyśle, zachowując posturę, którą nadał mu Wodny, minimalizując w jego mniemaniu ryzyko bycia "ciapowatym". Po tym przeszedł do prezentacji swych zdolności (mając nadzieje że nie popisze się ich brakiem).
Wykonał swoje skoki, pokazując zwykły skok do góry, odskakując potem w bok, a na koniec w tył. Cała czynność zajęła bardzo krótko, z pewnością demonstracja była szybsza niż powolne tłumaczenia. Ale aby w pełni wyczerpać temat:
–Podczas skoku należy przyjąć pozycje podobną jak do biegu, ugiąć swe łapy, jak i ciało, po czym szybko je wyprostować, odbijając się od ziemi. podczas tego, należy w szczególności baczyć na równowagę. Podczas lądowania, należy użyć własnych łap do amortyzacji uderzenia o podłoże, w celu uniknięcia obrażeń. – Dopowiedział po dość sporym okresie milczenia wymaganym na odpowiednie złożenie zdania tak, by nie brzmiało one jak wypowiedź jakiejś "ciapy".
Przeszedł teraz do drugiego etapu ćwiczenia: zgodnie z zaleceniem Piastuna, miał za zadanie sam wywnioskować, czym charakteryzuje się lot. Pierwsze pytanie tyczyło się zachowania skrzydeł podczas ich rozkładania, i trzepotania nimi. Sama prezentacja wykonywania tego ćwiczenia nie była konieczna, gdyż samczyk znał odpowiedz na to pytanie, jednakże dla spokoju wykonał ją. Ku jego (nie)zaskoczeniu prawa natury nie zmieniły się przez ten czas: Skrzydła stawiały większy opór powietrzu, przez co poruszanie się, czy bieganie stawały się dość sporym wyzwaniem. Trzepotanie nimi skutkowało odczuwalną utratę masy ciała pisklęcia, zaś rozłożenie ich przy wietrznej pogodzie pozwalało na ich mimowolne unoszenie się ku górze.
Kolejną jego częścią miało być odbicie się od ziemi, i sprawdzenie jak zachowują się one w powietrzu. Jak zdołał wcześniej zaprezentować, pamiętał skoki. Ugiął wiec swe łapy, zniżył ciało, po czym szybko wyprostował je, odbijając się z dość spora energią od ziemi. W powietrzu szybko rozprostował swe skrzydła, i starał się je utrzymać nieruchomo. Spowolniło to znacząco prędkość z jaką opadał na ziemię, co zdążył zauważyć, mimo iż w powietrzu spędził tylko krótka chwilę. Po opadnięciu na ziemię, ugiął swe kończyny w momencie przyziemienia, aby jeszcze płynniej wyhamować i zamortyzować upadek.
Po tym wyprostował się dumnie i spojrzał swymi ślepiami na Piastuna, wszystko po to by ponownie nie został wyzwany przez niego od "ciapy".
–Rozłożone skrzydła zmniejszają moją prędkość. W powietrzu zmniejszają prędkość z jaką upadam, zaś na ziemi gdy je rozkładam, i wieje wiatr samoczynnie unoszą się one ku górze. Podczas machania nimi czuje się jakbym był lżejszy. – Zdał po dłuższym namyśle raport swemu nauczycielowi. Starał się unikać jąkania, głos jego brzmiał stanowczo, ale nie ukazywał niemal żadnych emocji... poza lekki zdenerwowaniem. W środku był natomiast kupką nerwów, które przed ich ucieczką z zewnątrz ciała były powstrzymywane przez jego chęć wywarciu na innych jak najlepszego wrażenia, i nie przyniesieniu wstydu rodzinie.
Po skończonej przemowie stanął wyryty w niego jak kamień, oczekując z jego strony uwag i krytyki dokonanych obserwacji.
Spojrzał się, jak ten prezentuje swoją trzecią parę kończyn, po czym przeszedł on do słuchania jego uwag, oraz szukania odpowiedzi na pytania. Pamiętał swoją lekcje skoków, pamiętał że matka była dumna z jego postępów, i co najważniejsze: pamiętał jak wyglądał przebieg tej lekcji. Tylko co samiec rozumie poprzez "pamiętasz"? Czy spodziewa się, by opisał mu jej przebieg, czy też ma to zademonstrować? Czy też może ma po prostu przytaknąć? Ale wtedy dlaczego w ogóle by o nią pytał? Przecież ta zdolność była kluczowa, jeżeli ktoś planował oderwać się od ziemi. Po prostu połączy wszystkie trzy możliwości w jedną spójną odpowiedź.
–Tak, pamiętam. – Powiedział po dłuższym zamyśle, zachowując posturę, którą nadał mu Wodny, minimalizując w jego mniemaniu ryzyko bycia "ciapowatym". Po tym przeszedł do prezentacji swych zdolności (mając nadzieje że nie popisze się ich brakiem).
Wykonał swoje skoki, pokazując zwykły skok do góry, odskakując potem w bok, a na koniec w tył. Cała czynność zajęła bardzo krótko, z pewnością demonstracja była szybsza niż powolne tłumaczenia. Ale aby w pełni wyczerpać temat:
–Podczas skoku należy przyjąć pozycje podobną jak do biegu, ugiąć swe łapy, jak i ciało, po czym szybko je wyprostować, odbijając się od ziemi. podczas tego, należy w szczególności baczyć na równowagę. Podczas lądowania, należy użyć własnych łap do amortyzacji uderzenia o podłoże, w celu uniknięcia obrażeń. – Dopowiedział po dość sporym okresie milczenia wymaganym na odpowiednie złożenie zdania tak, by nie brzmiało one jak wypowiedź jakiejś "ciapy".
Przeszedł teraz do drugiego etapu ćwiczenia: zgodnie z zaleceniem Piastuna, miał za zadanie sam wywnioskować, czym charakteryzuje się lot. Pierwsze pytanie tyczyło się zachowania skrzydeł podczas ich rozkładania, i trzepotania nimi. Sama prezentacja wykonywania tego ćwiczenia nie była konieczna, gdyż samczyk znał odpowiedz na to pytanie, jednakże dla spokoju wykonał ją. Ku jego (nie)zaskoczeniu prawa natury nie zmieniły się przez ten czas: Skrzydła stawiały większy opór powietrzu, przez co poruszanie się, czy bieganie stawały się dość sporym wyzwaniem. Trzepotanie nimi skutkowało odczuwalną utratę masy ciała pisklęcia, zaś rozłożenie ich przy wietrznej pogodzie pozwalało na ich mimowolne unoszenie się ku górze.
Kolejną jego częścią miało być odbicie się od ziemi, i sprawdzenie jak zachowują się one w powietrzu. Jak zdołał wcześniej zaprezentować, pamiętał skoki. Ugiął wiec swe łapy, zniżył ciało, po czym szybko wyprostował je, odbijając się z dość spora energią od ziemi. W powietrzu szybko rozprostował swe skrzydła, i starał się je utrzymać nieruchomo. Spowolniło to znacząco prędkość z jaką opadał na ziemię, co zdążył zauważyć, mimo iż w powietrzu spędził tylko krótka chwilę. Po opadnięciu na ziemię, ugiął swe kończyny w momencie przyziemienia, aby jeszcze płynniej wyhamować i zamortyzować upadek.
Po tym wyprostował się dumnie i spojrzał swymi ślepiami na Piastuna, wszystko po to by ponownie nie został wyzwany przez niego od "ciapy".
–Rozłożone skrzydła zmniejszają moją prędkość. W powietrzu zmniejszają prędkość z jaką upadam, zaś na ziemi gdy je rozkładam, i wieje wiatr samoczynnie unoszą się one ku górze. Podczas machania nimi czuje się jakbym był lżejszy. – Zdał po dłuższym namyśle raport swemu nauczycielowi. Starał się unikać jąkania, głos jego brzmiał stanowczo, ale nie ukazywał niemal żadnych emocji... poza lekki zdenerwowaniem. W środku był natomiast kupką nerwów, które przed ich ucieczką z zewnątrz ciała były powstrzymywane przez jego chęć wywarciu na innych jak najlepszego wrażenia, i nie przyniesieniu wstydu rodzinie.
Po skończonej przemowie stanął wyryty w niego jak kamień, oczekując z jego strony uwag i krytyki dokonanych obserwacji.
- 25 sty 2017, 22:52
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Leszczynowy Zagajnik
- Odpowiedzi: 734
- Odsłony: 95709
Gdy zobaczył, iż Wodna wstaje z miejsca, on również podniósł się na cztery łapy. Kroczył u jej boku, okrywając ja swym opierzonym skrzydłem. Nie chciał by marzła, oraz nudziła się przez całą tą drogę.
–Tak... idziemy. – Potwierdził tylko jej słowa, po czym wyruszyli w drogę powrotną do obozu.
Przez cały ten czas zastanawiał się, co myśli o nim Umbra? Jak go zapamięta? Czy będzie chciała się z nim jeszcze spotkać? Czy W OGÓLE jeszcze się spotkają? Miał taką nadzieje, bowiem jest jedyną obcą samiczką na którą zdołał się otworzyć, i porozmawiać.
//zt
–Tak... idziemy. – Potwierdził tylko jej słowa, po czym wyruszyli w drogę powrotną do obozu.
Przez cały ten czas zastanawiał się, co myśli o nim Umbra? Jak go zapamięta? Czy będzie chciała się z nim jeszcze spotkać? Czy W OGÓLE jeszcze się spotkają? Miał taką nadzieje, bowiem jest jedyną obcą samiczką na którą zdołał się otworzyć, i porozmawiać.
//zt
- 25 sty 2017, 21:50
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Leszczynowy Zagajnik
- Odpowiedzi: 734
- Odsłony: 95709
Ucieszył się niczym pisklak (którym zresztą był), gdy usłyszał twierdzącą odpowiedź Umbry. Już sobie wyobrażał jak razem zatapiają swe kły w gardle nieświadomej ofiary, a posoka opryskuje ich łuski... Nie lepiej było wyobrazić sobie że polowanie po prostu zakończy się sukcesem, a nie ich śmiercią? Lotki jego sięgnęły nasady jej żuchwy, gdzie delikatnie przesuwały się po powierzchni łusek.
–Mi tez również było by miło... – Odpowiedział podekscytowany z jeszcze większym uśmiechem na psyku. Teraz pozostało czekać, aż nabędą odpowiednie zdolności do polowania.
Powoli zaczęło się ściemniać. Chłód jeszcze bardziej wdawał im się we znaki, a ich prowizoryczne schronienie nie zapewniało już tak komfortowej ochrony. Miział ją swymi piórkami jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym uznając iż i tak nie mają nic ciekawego do robienia, zadał już ostatnie pytanie:
–Robi się zimno. Wracamy... razem? – Wypadało przecież wrócić do groty, w szczególności na noc. A że Ziemia mieszka aktualnie na terenach wody, mają po drodze.
–Mi tez również było by miło... – Odpowiedział podekscytowany z jeszcze większym uśmiechem na psyku. Teraz pozostało czekać, aż nabędą odpowiednie zdolności do polowania.
Powoli zaczęło się ściemniać. Chłód jeszcze bardziej wdawał im się we znaki, a ich prowizoryczne schronienie nie zapewniało już tak komfortowej ochrony. Miział ją swymi piórkami jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym uznając iż i tak nie mają nic ciekawego do robienia, zadał już ostatnie pytanie:
–Robi się zimno. Wracamy... razem? – Wypadało przecież wrócić do groty, w szczególności na noc. A że Ziemia mieszka aktualnie na terenach wody, mają po drodze.
- 25 sty 2017, 0:01
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Podnóża Skały
- Odpowiedzi: 674
- Odsłony: 95896
Trwał tak w swym letargu, starając odciąć się od otaczającego go świata. Dopiero ciepło ogona Niewinnej przywróciło jego spokój. Leżał tak, dygocząc ze strachu... iluzja śmierci tego smoka, sam fakt iż mógł zabić, zrobić to z taka łatwością, stracić kontrolę nad samym sobą w tak kluczowym momencie szkolenia... był dla niego przerażający. A jednak poprawnie wykonał swe zadanie.
Starał się przyjąć do świadomości jej słowa, przyswoić je i przeanalizować, lecz w jego obecnym stanie było to utrudnione. "Przeprasza" – za co? Przecież to on zabił... bynajmniej zrobił by to, gdyby nie to, iż była to tylko iluzja (ale traktował ją niczym prawdziwego smoka... przed którym miał tylko przemknąć się niezauważenie). A jej dezaprobata wobec czynu którego się dopuścił... obrzydzenie tym było dla niego zrozumiałe. Zdawał sobie dobrze sprawę również z tego, że zrobił wszystko świetnie... nawet zbyt świetnie. Też nie lubił zabijania... a zapewnienie iż "nic się nie dzieje"? Było tylko chwilowe, zaraz pewnie znów rzuci się na coś.
–Ja... – Próbował coś powiedzieć cichym, pełnym poczucia winy głosem, lecz jego zdanie urwało się po pierwszym wyrazie.
–Ja... – Ponownie podjął się próby wytłumaczenia z jego postępowania, lecz nie znalazł żadnej łagodzącej go okoliczności...
–Cz... czy to... normalne? – Zdobył się w końcu na coś, co nie było próbą tłumaczenia się z jego natury... Jego pytanie nacechowane było niepokojem, jak i strachem. Co jeżeli w końcu kogoś zabije? Nie był to w końcu pierwszy raz, kiedy tracił nad sobą kontrolę...
Starał się przyjąć do świadomości jej słowa, przyswoić je i przeanalizować, lecz w jego obecnym stanie było to utrudnione. "Przeprasza" – za co? Przecież to on zabił... bynajmniej zrobił by to, gdyby nie to, iż była to tylko iluzja (ale traktował ją niczym prawdziwego smoka... przed którym miał tylko przemknąć się niezauważenie). A jej dezaprobata wobec czynu którego się dopuścił... obrzydzenie tym było dla niego zrozumiałe. Zdawał sobie dobrze sprawę również z tego, że zrobił wszystko świetnie... nawet zbyt świetnie. Też nie lubił zabijania... a zapewnienie iż "nic się nie dzieje"? Było tylko chwilowe, zaraz pewnie znów rzuci się na coś.
–Ja... – Próbował coś powiedzieć cichym, pełnym poczucia winy głosem, lecz jego zdanie urwało się po pierwszym wyrazie.
–Ja... – Ponownie podjął się próby wytłumaczenia z jego postępowania, lecz nie znalazł żadnej łagodzącej go okoliczności...
–Cz... czy to... normalne? – Zdobył się w końcu na coś, co nie było próbą tłumaczenia się z jego natury... Jego pytanie nacechowane było niepokojem, jak i strachem. Co jeżeli w końcu kogoś zabije? Nie był to w końcu pierwszy raz, kiedy tracił nad sobą kontrolę...
- 24 sty 2017, 23:12
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Leszczynowy Zagajnik
- Odpowiedzi: 734
- Odsłony: 95709
Ciemny wsłuchiwał się w opowiadania Umbry dotyczące polowań, przez cały czas nagradzając jej cierpliwość i życzliwość poprzez piórka. Jego ciekawość była pobudzana przez kolejne fakty, o których mu mówiła: skradanie się, łapanie ofiary, pogoń za nią, kamienie... Wydawało się, iż będzie miał całe łapy roboty. A mała pomoc może się przydać, zwłaszcza ze strony starszego smoka Nawet jeżeli jego wiek nie szedł najwyraźniej w parze z umiejętnościami i doświadczeniem, ale zawsze mógł to nadrobić. Miał sporo czasu do swojej pierwszej wyprawy.
–A czy można wyruszać na wspólne polowania? Bo... myślałem że moglibyśmy zapolować razem... oczywiście jeśli chcesz. Im więcej smoków, tym większe szansę na to, że coś znajdziemy i złapiemy... czyż nie? – Zapytał się jej z lekkim uśmiechem na twarzy. Możliwość polowania wraz z nią wydawała się o wiele bezpieczniejsza, zawsze były to 2 dodatkowe pary łap do pomocy, a kto wie jakie niebezpieczeństwa kryją się w dziczy. Tylko czy chciała aby jej towarzyszem był taki fajtłapa jak on?
–A czy można wyruszać na wspólne polowania? Bo... myślałem że moglibyśmy zapolować razem... oczywiście jeśli chcesz. Im więcej smoków, tym większe szansę na to, że coś znajdziemy i złapiemy... czyż nie? – Zapytał się jej z lekkim uśmiechem na twarzy. Możliwość polowania wraz z nią wydawała się o wiele bezpieczniejsza, zawsze były to 2 dodatkowe pary łap do pomocy, a kto wie jakie niebezpieczeństwa kryją się w dziczy. Tylko czy chciała aby jej towarzyszem był taki fajtłapa jak on?
- 24 sty 2017, 14:39
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Leszczynowy Zagajnik
- Odpowiedzi: 734
- Odsłony: 95709
Ciemny ucieszył się, słysząc zapewnienie Wodnej. Poszedł wraz z nią do dołku, gdzie przysiadli by schronić się przed wiatrem i zimnem. Zgodnie z umową, gdy ona również ułożyła się w wygodnym miejscu, wyciągnął skrzydło i zaczął smyrać ją swymi piórkami.
–Więc opowiedz mi o polowaniu. Jak ono wygląda? I... czy kiedyś uczestniczyłaś w jakimś? – Od razu zasypał ją pytaniami, patrząc na nią, i uśmiechając się entuzjastycznie w jej stronę. Była taka młoda, a wiedziała o wiele więcej o tym fachu niż on sam. A pomyśleć że zarówno jego matka, jak i ojciec jest łowcami... wstyd.
–Więc opowiedz mi o polowaniu. Jak ono wygląda? I... czy kiedyś uczestniczyłaś w jakimś? – Od razu zasypał ją pytaniami, patrząc na nią, i uśmiechając się entuzjastycznie w jej stronę. Była taka młoda, a wiedziała o wiele więcej o tym fachu niż on sam. A pomyśleć że zarówno jego matka, jak i ojciec jest łowcami... wstyd.
- 24 sty 2017, 11:25
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Polanka
- Odpowiedzi: 628
- Odsłony: 74206
Podążał on za Szkarłatnym księżycem. Gdy tylko usłyszał o nauce latania poczuł się wniebowzięty. Motywy jego nauczyciela dlaczego to robi pozostawały mu nieznane, nie prosił go o to, a jednak sam ją zaproponował. Może czegoś od niego zażąda? Może tak naprawdę wyprowadza go w ustronne miejsce, by go zabić i zjeść? A może Ciemny jak zawsze histeryzuje. Przecież był piastunem, i nie zrobił mu jak dotąd żadnej krzywdy.
Zatrzymali się na małej, ośnieżonej polance. Wydawała się niewielka, lecz do nauki latania małego pisklaka powinna w zupełności wystarczyć. Ziemisty spojrzał się na Wodnego, oczekując pierwszego pytania dotyczącego ćwiczenia. W niemalże identycznym momencie Szkarłatny uczynił ponownie i wlepił swe ślepia w młodego samczyka, po czym zadał swe pytanie.
–Wiem, że aby to robić, na... należy machać skrzydłami. Po... podczas samego lotu nie trzeba jednak robić tego t... tak intensywnie. – Odpowiedział, mając nadzieje że wiedza nabyta z obserwacji będzie zadowalająca, nawet jeżeli była ona nikła. Samo latanie wydawało mu się proste, smoki robiły to, jakby były do tego stworzone.
Zatrzymali się na małej, ośnieżonej polance. Wydawała się niewielka, lecz do nauki latania małego pisklaka powinna w zupełności wystarczyć. Ziemisty spojrzał się na Wodnego, oczekując pierwszego pytania dotyczącego ćwiczenia. W niemalże identycznym momencie Szkarłatny uczynił ponownie i wlepił swe ślepia w młodego samczyka, po czym zadał swe pytanie.
–Wiem, że aby to robić, na... należy machać skrzydłami. Po... podczas samego lotu nie trzeba jednak robić tego t... tak intensywnie. – Odpowiedział, mając nadzieje że wiedza nabyta z obserwacji będzie zadowalająca, nawet jeżeli była ona nikła. Samo latanie wydawało mu się proste, smoki robiły to, jakby były do tego stworzone.












