Znaleziono 1802 wyniki

autor: Strażnik Gwiazd
28 lip 2018, 15:49
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Skalny zakÄ…tek
Odpowiedzi: 516
Odsłony: 72504

// inny czas, wbijam tutaj bo to jedyny temat który pasuje qwq'

Nie znajdywał się bardzo daleko, choć nawet najszybsza reakcja, czy lot na złamanie karku nie pomogłyby mu w zjawieniu się na miejscu natychmiast. To chyba jasne, gdy akcja rozgrywała się tak szybko.
Słów Gonitwy nie usłyszał, a i nie dostrzegł nawet jak oddala się z miejsca zbrodni, zamiast tego wyłapując jej sylwetkę przedzierającą się przez chaszcze w stronę Ziemi. Zgodnie z przekazem mentalnym było to kawałek od miejsca docelowego jego podróży, jednak sądząc po pośpiechu samicy oraz fakcie z jaką ostrością wyraził się Pan, przy posłużeniu jej imieniem, być może na miejscu byłoby ją zatrzymać. W końcu gdyby to ktoś z Ognia stanowił zagrożenie, przywódca nie wprowadzałby go w błąd i jasno zaznaczył, że to któryś z ich smoków wyciągnął łapę przeciwko niej.
Zakładając, że Dzika pozostała sama z rannym Ognistym, Quaz zapikował w niewielki prześwit, chcąc zagrodzić drogę zawracającej Gonitwie. Wystartował z Obozu, więc nie musiał nadganiać jej postaci,
a jedynie rozważyć w którym odcinku zdoła ją złapać.
Dlaczego to Gonitwa była sprawcą problemu? Czyżby nie potrafiła poradzić sobie emocjonalnie ze względu na opuszczenie stanowiska? Głupie przypuszczenie, przecież nie wydawała się zmartwiona, gdy z niego zstępowała, a i smoki nie wywierały na niej wtedy żadnego nacisku.
Czyżby chodziło o Grzmota? Znał go jedynie z relacji Wieczornej, jednak wydawał się pasować do zarysu sytuacji, zarówno jako członek Ognia oraz jako osoba będąca skonfliktowana ze starszą smoczycą. W zasadzie nie miał więcej typów, bo nie był szczególnie zapoznany z siarkowym stadem, a wolał założyć, że wojowniczka miała powód do podniesienia łapy na byłego Ziemistego. Nie koniecznie zgodnie z tym co powinna zrobić, ale przynajmniej nie wyciągając swojej reakcji z niczego.
~
Gonitwa oddala się w stronę Ziemi, zatrzymam ją~ posłał wiadomość przywódcy i nie czekając na odpowiedź przedarł się przez rzadką osłonę z drzew, lądując niemal przed samym nosem samicy. Niekoniecznie tak subtelnie jak sobie wyobrażał, zapewne przez to, że nie docenił odpowiednio jej tempa. Z powietrza wszystko wyglądało inaczej dobra?
Zarzucił łbem do tyłu, ustawiając się do obronnej pozycji i rozłożył skrzydła na boki, jakby chciał w ten sposób zagrodzić jej drogę, choć zależało mu, aby nie zdradzać w swojej postawie ofensywy, dopóki nie będzie pewien co właściwie miało miejsce.
–
Zaczekaj! Przywódca wezwał mnie na miejsce, co ty wyprawiasz?– wywarczał odruchowo, niezdolny do uspokojenia głosu zaraz przy lądowaniu.
autor: Strażnik Gwiazd
22 lip 2018, 19:51
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Lustrzany las
Odpowiedzi: 720
Odsłony: 97708

Drzewny sądził, że aby być dla stada jakimś rodzajem wzoru musiał zdawać sobie sprawę z tego co występuje na jego obrzeżach, więc mimo pewnej dawki niechęci, wyruszył na powietrzny zwiad. Rzadko latał i choć nie miał nic przeciwko tej metodzie przemieszczania, korzystał z niej głównie, gdy miejsce docelowe było dla niego o wiele cenniejsze niż wędrówka. Miało to miejsce dość rzadko, ale w obliczu ostatnich zmian, nie ma co ukrywać, że dość burzliwych, nie jedynie dla stada, ale i jego własnego samopoczucia, pewne obce zachowania miały szansę występować częściej. Celem jaki sobie dziś obrał, było najzwyczajniejsze rozpoznanie terenowe, choć nie oparte na zagłębieniu się w szczegóły i zapachy, jakie to zwykł poznawać podczas patroli, a na samym zapamiętaniu rozmieszczenia wszystkich mniej i bardziej charakterystycznych lokacji.
Tereny pod barierą były jednak na tyle zróżnicowane, że nawet smok nie posiadający najmniejszej ochoty na lądowanie, nie mógł oprzeć się widokowi dziwnych drzew, których gładka powierzchnia niespodziewanie odbiła światło słoneczne wprost na jego pysk, na chwilę niemal go oślepiając. Gad zawisł w powietrzu, wymachując niewprawnie skrzydłami i z niedowierzaniem odnotował iż skrawek zaobserwowanej ziemi mieścił na sobie zupełnie nieznany mu rodzaj roślin. Z nieufnością, jakby miało być to dzieło jakiegoś groźnego maga, zapikował w sam środek tego zjawiska.
Wylądowałby prawdopodobnie całkiem zgrabnie, gdyby przy wysunięciu łap w stronę gruntu, nie zorientował się o ciemnych postaciach, które w moment otoczyły go zewsząd, jakby zamierzały zaatakować. Gad opadł topornie, zostawiając do połowy przymknięte skrzydła w górze, jako groźbę, lecz jego waleczna postawa okazała się niepotrzebna. Zjawiskiem, które go spłoszyło było odbicie, czy raczej wiele odbijających jego postać drzew, zupełnie jak robiły to lustra wody. Smok zacisnął zęby, nie dość jeszcze spokojny, aby rozluźnić mięśnie, czy zupełnie złożyć lotne kończyny, które mogłyby wspomóc jego ucieczkę. Nie żeby zamierzał opuszczać posterunek z powodu samego niepokoju aleee... nigdy nie wiadomo co mogło go tu jeszcze zastać. Wędrował tak, zupełnie nie potrafiąc się skupić, aż kawałek przed sobą nie dostrzegł drobnej postury smoka, błyszczącego niemal na sposób w który robiły to drzewa. Co jeśli był zaczarowany w ten sam sposób? Czy w ogóle dało mu się jeszcze pomóc?
Powinien wykazać nieco większą ostrożność przy ocenianiu osobliwości nieznanych terenów, jako negatywne, lecz tym razem postanowił zaufać instynktowi i potruchtał bez wahania po lazurowej trawie, prosto do postaci spoczywającej przy roślinie odbijającej obrazy. Chcąc zorientować się czy wszystko w porządku pochylił łeb i niedelikatnie wsunął kraniec pyska pod pyszczek jasnego gada, aby nim podrzucić. Co jak co, ale lepsza metoda na wybudzanie chyba nie istniała –
Jesteś ranna?– Zapytał pospiesznie, w razie czego cofając się o krok, żeby nie sprawiać wrażenia zagrożenia, choć to musiało być trudne do uniknięcia, smok był wszak spięty, a jego pojawienie się nagłe.
autor: Strażnik Gwiazd
30 cze 2018, 14:30
Forum: Błękitna Skała
Temat: Lazurowe Jeziorko
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 99972

Rozumiał nierozeznanie z kulturą, szczególnie z perspektywy morskiego, ale na litość przodków, żeby wyrzucać z nosa takie obrzydliwości!
Osoba nieznajomego była intrygująca, bo choć nie wydawała się dość inteligentna by kłamać w kwestii stada, Quaz nie zamierzał dać się oszukać jedynie ze względu na to spostrzeżenie. Przekonał się już, że nawet najbardziej niewinnie lub bezmyślnie wyglądające stworzenia potrafią umyślnie wykręcać prawdę wedle swoich szemranych intencji. W prawdzie wyszło to na szkodę dla nich, ale ciut inne okoliczności mogłyby sprawić, że to drzewny padłby ofiarą ich matactw. Z czujnością wymalowaną na pysku wsłuchiwał się w tłumaczenie morskiego, nie pojmującego o które imię został zapytany, lub po prostu nie akceptującego zwyczajów pod barierą. Mogło być też tak, że żadnego imienia mu nie nadano, uznając gada za niegroźnego, ale też niewartego większej uwagi jako członka stada.
Nie miał pojęcia o jakiś "świecuszkach" wspominał, ale i tak bardziej niż nieznane słowo, zaalarmowało go naznaczenie terenu zielonym glutem. Nie zmusiło to drzewnego do kroku w tył, o który błagała go jego przewrażliwiona strona, ale i tak nie powstrzymał nerwowego machnięcia ogonem oraz krótkiego zmarszczenia pyska w wyrazie obrzydzenia. Bleh. Przynajmniej wiedział już, że oślizgłość, którą mu przypisał nie była zupełnie bezpodstawna.
–
Nazywam się Quaz, chociaż stado Ziemi do którego mnie przyjęto pozwoliło mi...– Imię było brzydkie, Neptun nieszczególnie związany z tradycją, więc chyba nie było potrzeby by przedstawiać się w związany z nią sposób. Zamierzał poświęcić parę uderzeń serca na wymyślenie mniej problematycznej kontynuacji zdania, ale wrzucone w nie "chociaż", sprawiało że na cokolwiek by nie wpadł, nie pasowało konstrukcyjnie do początku jego wypowiedzi. Ostatecznie niezręczna cisza wydała mu się gorszą perspektywą niż wyrzucenie z siebie stadnego imienia, więc po najprawdopodobniej niezrozumiałej dla morskiego przerwie, kontynuował –... przybrać imię Szyszkowy Kolec, od kwiatów roślin, których tak nie lubisz– przetłumaczył od razu, choć i tak miał wątpliwości, czy było to wystarczająco przejrzyste.
–
Wierzbowa także mieszka w Ziemi, więc można nas określić przyjaciółmi– Prawdę mówiąc niezbyt, ale przynajmniej przed nieznajomymi nie chciał wychodzić na niezżytego ze swoim stadem dzikusa –Chciałeś powiedzieć, że jesteś ich łowcą prawda? Nie wyznaczyli ci żadnych zasad ani warunków które musisz spełnić, a zwyczajnie zaakceptowali twoją obecność w zamian za przysługę?– Czy to nie aby zupełnie nieodpowiedzialne ze strony Pana Wody? –Znasz chociaż tutejsze prawa i kulturę, czy po prostu jako niezależny osobnik taplasz się w tych brudach? I co z tym... twoim przyjacielem?– Przesłuchiwał go nadal, szorstko i bez troski w tonie, choć już z nieco mniejszym naciskiem. Do cholery. Miał chyba jakąś słabość do mogących go okłamać, obrzydliwych samotników.
autor: Strażnik Gwiazd
28 cze 2018, 21:34
Forum: Błękitna Skała
Temat: Lazurowe Jeziorko
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 99972

Nawet jeżeli założył, że wyruszy na Wspólne by znaleźć kogoś do rozmowy, nie koniecznie zdawał sobie sprawę z gatunkowych wariantów jakie mógłby tu zastać. Miał już w prawdzie styczność z morskimi, czy też gadami przejawiającymi część ich genów, wymieszanych z dwójki różnych rodziców, ale nie przygotował się na więcej takich spotkań. Nie pojmował swoją drogą, jak ktoś mógłby związać się ze smokiem tak odmiennym, a potem zrobić z nim pisklę, ale był to temat na późniejsze rozważania. Stwór który wylazł z jeziora niedaleko niego był z pewnością czystej krwi, na co wskazywały jego rozmiary, oślizgła ciemno niebieska łuska oraz ozdobiony w prawdziwie morski sposób łeb.
W innych okolicznościach Quaz zareagowałby wrogością i spróbował przepędzić gada, a może nawet chwycić go zębiskami za ogon, nim ten zdołałby ponownie wślizgnąć się do zbiornika, gdzie z pewnością zwykł czyhać na nieświadome niczego gady, by je stamtąd zaatakować. Do tego wszak wykształciła go natura, skoro ciemną barwę przełamywał jedynie osadzony na końcu ogona hak.
Wraz ze zmianą okoliczności, co ma się rozumieć poprzez przebywanie pod barierą odmienna była nie tylko reakcja Quaza, ale także prawdopodobne zwyczaje rybożera, niewątpliwie dość inteligentnego by nie grozić tubylcom, dzięki którym w ogóle powstał ten raj. W ciągu paru przyspieszonych oddechów drzewny zdołał przestudiować wersję zdarzeń w której dopada do nieznajomego, co nieco opóźniło proces wynajdywania jakiegoś zgodnego z tutejszą kulturą, tolerancyjnego powitania. Nie spuszczając z morskiego niemal wyzywającego spojrzenia, samiec porzucił etap gotowości, rozluźniając się i ponownie przysiadając na tylnych łapach. Nie chciał zachęcać go do potyczki nieprzyjazną postawą, więc za sukces uznał powstrzymanie swoich agresywnych instynktów.
Mimo wewnętrznego skonsternowania, z pyska samca nie schodził czujny, ale raczej neutralny wyraz, a choć szczęki przez moment zdawały się mocno zaciśnięte, na grzbiecie nosa nie pojawiła się nawet jedna groźna zmarszczka. Gdyby nie wzrok, być może sam sprawiałby wrażenie przestraszonego.
Otworzył pysk i na moment skręcił nim w stronę jeziorka, chcąc w międzyczasie wrzucić na język jakieś neutralnie brzmiące słowa.
–
Musisz tu mieszkać, skoro z taką swobodą wychodzisz na brzeg– powiedział szorstko i ponownie zwrócił wzrok w stronę pyska morskiego samca –Jak się nazywasz i które stado reprezentujesz?– dodał tonem, jaki prędzej stosowało się na przesłuchaniach, niż między smokami chcącymi wywrzeć na sobie dobre wrażenie. Cóż... mimo nadziei na jakiegoś rodzaju wartościowy kontakt, Quaz był zmuszony upewnić się, że nieznajomy nie przypłynął tutaj niezauważony, nie będąc jednocześnie członkiem podbarierowego towarzystwa.
autor: Strażnik Gwiazd
28 cze 2018, 14:52
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Zagajnik
Odpowiedzi: 658
Odsłony: 88455

Rytuał wykonywania patroli kończył się u Quaza odpoczynkiem w towarzystwie drzew i dziś dzień, nie miał stanowić wyjątku w tej kwestii. Choć smoki gromadziły się tutaj zapewne dla wolnej przestrzeni, aby porozmawiać i powyciągać się na słońcu, ziemisty samiec odnalazł największą, najbardziej wytrzymałą roślinę i zamiast ułożyć się u jej pnia, wspiął się po nim powoli, żeby oprzeć cielsko na najgrubszych gałęziach. Nie było to najstarsze drzewo ze zgrai która sobie tutaj rosła, lecz wciąż należało do grupy zdobiącej ziemie pod barierą od wielu dziesiątek księżyców. To dość niezręczne, że wciąż największą sympatią darzył rośliny, ale gdy przypominał sobie relacje z poprzedniego stada, być może na to zasłużył.
Gdy leżał sobie wśród maskujących go liści, jednym co świadczyło o jego obecności był zwieszony luźno ogon, którego żółto niebiesko końcówka ozdobiona dwoma kolcami, wiła się czasem po pniu.
autor: Strażnik Gwiazd
28 cze 2018, 12:17
Forum: Błękitna Skała
Temat: Lazurowe Jeziorko
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 99972

Wykraczanie poza granice stada nie należało do zajęć plasujących się wysoko w skali jego komfortu, ale ostatnimi czasy czuł się wyjątkowo nieużyteczny, więc specjalnie wybrał się na przechadzkę, która mogłaby pełnić formę kary. Miał podczas niej czas zarówno na pokutowanie, co odbudowywania swojego wizerunku, lub raczej opinii, jaką sam wystawiał na swój temat. Ziemistych już z grubsza kojarzył, choć nadal nie miał z nimi żadnego stopnia zażyłości, jakiego powinno się oczekiwać wśród członków stada. Na to akurat nie był zły, bo właśnie takiej sytuacji spodziewał się znajdując schronienie pod barierą, ale i tak gniotło go w piersi poczucie wyobcowania, którego za nic nie potrafił naprawić. Jedynym sposobem zagłuszenia poczucia winy oraz zreperowania strat, które odniósł przez kilka ostatnich dni, kiedy szwędał się po stadzie uzasadniając to patrolem, było poznanie kogoś z sąsiednich grup, aby wygrzebać się w końcu z pozycji politycznego ignoranta.
Wyruszył z samego rana, pierwszy przystanek wykonując przy jeziorze, które przypomniało mu, że od dłuższego czasu nie napoił się czymś więcej, niż żałosną deszczówką, która co jakiś czas zraszała mu grzbiet.
autor: Strażnik Gwiazd
05 cze 2018, 16:38
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wydrążony pień
Odpowiedzi: 446
Odsłony: 70510

Przekrzywił nieznacznie łeb, gdy zauważył parę wznoszącą się od pyska Ognistego. Dziwne to było zjawisko i jeśli nie wynikało z użycia energii, wiedza Quaza na temat podbarierowej biologii okazała się jeszcze uboższa niż podejrzewał. Nie prosił jednak o zdradzanie się ze swoimi zdolnościami, tym bardziej, że smoki nie potrzebowały oddechu aby zaprószyć ogień. W środku lasu było to jednak dość ryzykowne, jeżeli nie miało się pewności co do poziomu tkania swojej energii, więc pomysł który początkowo przemknął mu przez czaszkę musiał odłożyć na bok. Biedne drzewo.
–
Trudno– stwierdził z ledwie słyszalną rezygnacją w głosie i krótko odchrząknął. Jego towarzysz nie wydawał się szczególnie zaangażowany w pomoc co sprowadziło Quaza na ziemię, w kwestii tego jak musiała brzmieć jego prośba –Najwyraźniej nie ma w tutejszym zwyczaju, aby się tym zajmować. Czy pod barierą istnieją w oghh-ogóle jakieś tradycje związane ze smoczą śmiercią?–
Swoją drogą miał już okazję by przejść się niedaleko cmentarza, ale ponieważ nie przepadał za podejrzanymi, zapisanymi kamieniami, nie podchodził bliżej, aby poznać ich funkcję. Zresztą nie potrafił też czytać.
autor: Strażnik Gwiazd
02 cze 2018, 19:41
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wydrążony pień
Odpowiedzi: 446
Odsłony: 70510

Blizny Wiatru?
Słuchając najróżniejszych imion podbarierowych gadów wydawało mu się, że miał coraz większą trudność z dopasowaniem do siebie jakiegoś sensownie brzmiącego miana. Wiedział, że otrzyma je niedługo, a jeżeli nie chciał by ceremonia była tak niezręczna jak przy Adepckim, powinien już teraz mieć jakąś dobrze leżącą koncepcję. Może powinien po prostu pytać skąd smoki brały pomysły?
Pozytywnym zaskoczeniem okazało się dla niego powtórzenie jego powitalnego gestu, co choć było zbyt małe aby wpłynąć na ocenę nieznajomego, nie miało dotąd miejsca w Ziemi. Ciekawe czy świadczyło w jakkolwiek sposób o mentalności prezentowanej w Ogniu. Podobieństwo do matki widać było na pierwszy rzut oka, szczególnie po prostej parze rogów i wielkim grzebieniu ozdabiającym łeb. Wyjątkowo niepraktyczny dodatek i nijak nie dodający urody, ale to już wina natury i jej żartów.
Skinął krótko łbem na jego odpowiedź –
Zmarłych się chowa– powiedział posępnie, po raz kolejny tłumiąc kaszel. Jak widać nie żenowało go, że w ten sposób wyrażał się o drzewie –Nie wykorzystuje się ich ciał dla własnych korzyści, a spójrz tylko na ślady szponów pozostawionych w środku. Czy mógłbyś mi pomóc się tego pozbyć?– Wstał szybko i obszedł zmarłe drzewo, zatrzymując się przy jednym z wejść do jego wydrążonego wnętrza. Gdyby Wiatr potrafił ziać ogniem, jak sugerowało jego pochodzenie, mogliby spopielić resztki i je zakopać.
autor: Strażnik Gwiazd
01 cze 2018, 16:14
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wydrążony pień
Odpowiedzi: 446
Odsłony: 70510

Odwrócił łeb w stronę nadchodzącego stworzenia, zamiast lekkim poruszeniem skrzydeł, jak to miał w zwyczaju, witając go gulgoczącym warkotem. W rzeczywistości był to nieudolnie stłumiony kaszel, który w pysku Quaza przybrał podejrzanie wrogi wydźwięk. Drzewny miał jakiś talent do okazywania szorstkości, nawet kiedy zupełnie nad tym nie panował.
Odchrząknął głośno, spuszczając łeb w geście przeprosin i na wszelki wypadek cofając się od nieznajomego, żeby go nie zrazić. O ile istniała szansa, że mógł, bowiem większość chorób z jakimi miał styczność, jakimś cudem trzymała się głównie nosicieli –
Szyszkowy khrr– odchrząknął znowu –Szyszkowy Kolec ze stada Ziemi. Wybacz, ostatnio trze mnie w gardle–
Po tym, nieszczególnie sympatycznym pierwszym wrażeniu, poruszył w końcu skrzydłami, lekko je otwierając, by po chwili ponownie złożyć i skupił się na postaci swojego towarzysza. Nie był szczególnie postawny, ale zdawał się silnym, dojrzałym smokiem, więc to zapewne gatunek ograniczał jego gabaryty. Drzewny nie cierpiał tej różnorodności rozmiarowej, bo nigdy nie potrafił określić z czego wynikała. Nie żeby dyskryminował ze względu na wiek aleee, wolał jednak rozumieć z czym miał do czynienia, choćby dla własnego komfortu psychicznego. Sam, chociaż czuł się upokorzony przez własny organizm, przybrał dumną postawę, prostując grzbiet i zawijając ogon wokół przednich łap. Miał chłodny i dziwnie oficjalny ton, kiedy mówił.
–
Jesteś stąd, więc wiesz być może co spotkało to drzewo?– Wskazał na nie pyskiem, lecz jedynie przez uderzenie serca, żeby nie tracić kontaktu ze wzrokiem samca. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że nie podoba mu się jego postawa, bowiem nadszedł i zażądał imienia, jak gdyby to miejsce należało do niego. Quaz okazał słabość, tak po prostu się mu przedstawiając i futrzany musiał zdawać sobie z tego sprawę.
autor: Strażnik Gwiazd
01 cze 2018, 14:37
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wydrążony pień
Odpowiedzi: 446
Odsłony: 70510

Jakże przykry widok zastał Quaza, gdy tak leciał nad Dziką Puszczą, chcąc rozeznać się w podbarierowej zwierzynie. Nic nie rzuciło mu się w ślepia, choć może nie był dość czujny, na rzecz rozmyślania nad swoją przynależnością w stadzie, dopóki nie zaalarmował go widok śmierci. Odbił nieco od linii granicznej, która zwykle najbardziej go interesowała i wylądował ciężko na niewielkiej polanie, na terenach, które tutejsi określali wspólnymi. Złożywszy skrzydła podszedł do wiekowego dębu, dopiero z bliska dostrzegając, że jego wnętrze jest wydrążone. Nie nastąpiło to poprzez naturalny proces, tego był pewien, więc to pozostawiony szkielet dawnego, silnego drzewa, został wykorzystane przez gada chcącego dla własnych korzyści przyspieszyć zwyczajny rozkład. Obrzydliwe!
Quaz przysiadł przy nim, po tym jak uprzednio obszedł je z każdej strony, zastanawiając się jak naprawić szkodę wyrządzoną przez nieznajomych. Pozostawione w środku ślady szponów sugerowały, że ktoś wykorzystywał pozostałości ciała drzewa jako schronienie, zapewne... zapewne bez żadnego szacunku. Doprawdy załamujące.
autor: Strażnik Gwiazd
31 maja 2018, 15:19
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 79956

Ból wewnątrz pyska zarówno rozeźlił go, jak napełnił obawą, że to zęby futrzaka zdołały uszkodzić wrażliwą skórę, wprowadzając tam swoją truciznę. Gdy uniósł łeb, chcąc przygotować się do kolejnego ataku, na ostatnie z denerwujących stworzeń, poczuł jak jego łapy miękną, a wizja rozmywa się, stopniowo coraz mocniej, wraz z malejącą przytomnością drzewnego. Błogość, która go otoczyła przytępiła jego zmysły na tyle, że nie był w stanie choćby szarpnąć ciałem w wyrazie zaniepokojenia, a jedynie poddał się obcej sile i otaczającym go woniom.
Gdy się obudził, nie było wokół już nikogo ani niczego, choć pospieszne spojrzenie na swoje łapy upewniło Quaza, że odzyskał już panowanie nad wzrokiem. Lecz co z tego? Strach przemawiał zdecydowanie głośniej, niż napływające z otoczenia przyjemności, najprawdopodobniej efekt jadu, przed którym nie zdołał się uchronić. Na bogów w których nie wierzył, czy on umarł?! A może był to jeszcze etap z którego mógł się wydostać, jak sen walczącego ze śmiercią rannego, którego wewnętrzna determinacja musiała zadecydować o jego życiu? Ale jak? Jak, kiedy lęk sparaliżował jego mięśnie, a tępy instynkt chłonął tę sztuczną łagodność, kuszącą aby w niej pozostać, mimo że chciała go pochłonąć?
Czy to kara za to co zrobił? Nie spodziewał się, że otrzyma ją w taki sposób, zadaną przez karykaturalnego przeciwnika. Jak to się miało do jego czynów? Miał poczuć jak żałosną jest postacią, jaką samotną i bezsilną?
Zacisnął zęby, nie mogąc opanować popłochu, próbując wyrwać się z otulających go... wolał naprawdę nie wnikać czym była miękkość, bo był gotów uwierzyć, że pochłoną go ciała zabitych zwierzątek. Zaczął przebierać łapami, przednimi, tylnymi albo samymi ramionami skrzydeł, cokolwiek miałoby pomóc mu dostać się wyżej, gdzie mógłby rozłożyć zaopatrzone w błonę kończyny i po prostu stąd odlecieć. Nie wiedział w prawdzie gdzie, ale skoro był świadomy opadania, może była to sugestia, że wszystko wróci do normy, jeżeli poświęci wszystkie swoje siły na lot/
autor: Strażnik Gwiazd
14 maja 2018, 19:09
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 79956

Początkowo nie wiedział co knuł stwór, którego uwięził między zębami, dlatego gdy poczuł jego krew, stwierdził że musi się go pozbyć, żeby nie utrudniał mu zagryzienia kolejnego zająca. Jak się okazało, skaleczony zwierzak wcale nie był martwy, a jeżeli miał w sobie coś z trucizny, tym bardziej trzeba było ograniczyć uszkodzenia miękkich tkanek, szczególnie wewnątrz paszczy. Nie ociągał się z reakcją i otwierając pysk, gwałtownie szarpnął łbem, żeby wytrącić niechcianego pasażera gdzieś na bok. Drobna ilość kwasu, jaka w międzyczasie nagromadziła się w jego pysku, czy też po prostu gęsta, wybitnie niezdrowa dla ran zająca ślina, z pewnością mogły utrudnić mu przytrzymanie się pazurkami, gdyby stwierdził, że nie życzy sobie wylatywać z Quaziego pyska.
Jeśli zaś mowa o stworzeniu, które przypuściło atak na jego ślepię, nie obrało sobie szczególnie mądrej strategii, bo wystarczyło aby pochylony już gad odwrócił łeb na tyle, aby zając zderzył się z jego zabezpieczonym kostnymi płytami czołem, a i być może z ozdabiającym je kolcem, który mógł dodatkowo przeorać mu brzuszek. Ruch ten miał być krótki i intuicyjny, związany głównie z ochroną najwrażliwszej części łba, choć jeżeli obrona zbiegła się w czasie z wypluwaniem poprzedniego agresora, chcący dobrać się do oka zając, mógł zostać odepchnięty nieco mocniej.
Choć ruchy drzewnego mogły być nieco chaotyczne, nie zapominał o stabilności swojej postawy i kiedy było trzeba, ostrożnie przestępował z łapy na łapę, żeby nigdy nie odwracać się bokiem do tych stworów.
Z trudnością przychodziło mu myślenie o czymkolwiek innym niż walka, choć to nie sprawiało, że uganianie się za gryzoniami było mniej wycieńczające, bo przecież konflikt z nimi nigdy nie powinien mieć miejsca, a i on nie będzie mógł pochwalić się, że je pokonał. Kto do cholery chwaliłby się zabijaniem zająców.
autor: Strażnik Gwiazd
10 maja 2018, 8:56
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 79956

Gdyby nie rzucił okiem na zemdlonych towarzyszy, być może nie przejąłby się tak bardzo, ale cóż miał pomyśleć smok widzący dorosłe gady, pod którymi łapy rozsuwały się, zaraz po atakach zajęcy?
Rozsądek smoka zaczęły kłócić się z obowiązkiem, a ta abstrakcyjna konfrontacja obrała nagle dramatyczny, wycieńczający psychicznie tor. Co jeżeli rzeczywiście miały coś w ślinie i jeżeli się nie oddali, skończy tak samo jak pozostali? Co jeżeli zginą, jeżeli stąd odejdzie, gdy podejrzane stworzenia, może potwory pod iluzją gryzoni, wsączą w ich ciała kolejne dawki jadu? Z drugiej strony kim był Quaz, żeby móc aż tak troskać się o swoje życie i w jaki sposób miałby udowodnić, że zasługuje na więcej niż splunięcie równinnego, jeśli teraz by zbiegł?
Jeśli udają, że zemdleli, te potworne bydlęta i jest to jakiś rodzaj żartu z okazji przyjęcia nowych członków...!
Drzewny zacisnął zęby i ruszył w kierunku gryzoni. Nie musiał przechadzać się daleko, w końcu wylądowały obok, ale zerwał się ku nim z taką desperacją, jakby zamierzał skoczyć nad przepaścią. Co za potwory, czemu coś takiego w ogóle żyło?!
Szyja Szyszkowego nie była najdłuższa, jeżeli zestawić jego anatomiczne osiągi na spektrum różnych smoczych ciał, ale była wystarczająca aby wygiąć się zwinnie w S-owy kształt, a potem umożliwić Quazowi w miarę szybko przypuszczony atak na jedną z włochatych postaci. Rzecz jasna nie na samej prędkości skupiał się drzewny, choć z oczywistych względów musiał się raczej spieszyć, by nie dać kicaczowi umknąć.
Jednego z nich zamierzał chwycić w zęby, najlepiej po prostu za tułów, ponieważ stanowił największą powierzchnię i jednym gryzem przepołowić, lub przynajmniej zmiażdżyć zębiskami na tyle, by uszło z tego dziadostwa całe życie. Musiał się w prawdzie schylić by wykonać swój ruch, jednak gdy wylądował po swoim niby wyskoku (prędzej wierzgnięciu przednią częścią ciała), zgiął lekko łapy, tak że odległość między zającem a jego szczękami nie powinna być wielka. Co zaś tyczy się drugiej istoty, także nadzieję pokładał w swoich szczękach, więc o ile nie chybiłby pierwszego, wcześniej znokautowanego ramieniem zająca, wyplułby go gdzieś na bok i skierował zakrwawione kły by dziabnąć w bok drugiego stwora. Musiał jak najbardziej zagęścić ruchy, dlatego po pierwszym ataku, zamierzał poprowadzić łeb blisko ziemi, wciąż stojąc na lekko zgiętych, ale zapewniających stabilność kończynach, i przekrzywiając głowę, jak gryzący na ślepo, spłoszony krokodyl, by natrafić nią na przeciwnika. Gdyby nie zdołał ugryźć go w bok, tak jak zaplanował, zawsze istniała szansa, że przy próbie odskoku, gdzieś w smoczych szczękach zapodzieją się małe łapki, a przy najgorszym scenariuszu, ciałko odbije się od łba, zamiast nabić na zęby. Celem kłapnięcia, jak nie trudno się domyślić było oderwanie sporego kawałka ciała z widocznego dla Quaza profilu, czy też odgryzienie pochwyconych łapek.
Co się zaś tyczy się trzeciego agresora, właśnie tego, który zdołał wbić zęby w brązową pierś, o ile Szyszkowy nie stratował go przy okazji, będzie musiał zająć się nim za chwilę
autor: Strażnik Gwiazd
07 maja 2018, 18:28
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 79956

Przepraszam, co?
Przezroczysta bariera, gadający ptak i oswojony niedźwiedź, a teraz jeszcze to? Choć Quaz martwił się o niedostosowanie do tutejszej kultury, największym problemem była zdecydowanie natura, całkiem odmienna od tej, która otaczała go w poprzednim stadzie. Mniej inteligentne stworzenia zabijano, przed większymi i groźniejszymi uciekano, ale gryzonie ledwie odrastające od ziemi nigdy nie wpisywały się na żadną z listę, przez każdego zwyczajnie ignorowane. Czegokolwiek najadły się te wściekłe zające, zdecydowanie zniechęciły Quaza do interesowania się tutejszą fauną. Co za trucizny musiały wić się tutaj w ziemi, że dotknęły od razu całego stada i czy istniała szansa, że to od razu początek plagi?
Drzewny nie zdążył poświęcić uwagi pozostałym smokom, których postawa mogłaby zdradzić mu czy podobne rewelacje są tutaj codziennością i póki co skupił się na małych agresorach. Nie spodziewał się otrzymać od nich żadnych obrażeń, choć musiał przyznać, że o ile nie przejmowały go same w sobie, to co wzbudziło w nich to zachowanie, przerażało go do szpiku kości.
Machnięcie otwartą łapą wydawało się najsensowniejszym rozwiązaniem, ponieważ nie wymagało od Szyszkowego zmiany pozycji, ani specjalnego przygotowania, choć rzecz jasna gad nie zapomniał o ostrożności w postaci upewnienia się o swojej stabilności. Widząc biegnące gryzonie, lekko rozstawił łapy, uniósł ogon i w groźbie połowicznie rozłożył skrzydła. Skoro to nie podziałało, podobnie jak stłumiony warkot puszczony w ich kierunku, Quaz był zmuszony przetrącić im wszystkim karki, lub przynajmniej tym które zdoła objąć łapą. Miał to być prosty zamach prawą kończyną, tuż przed sobą, w poziomej linii, choć nie wykonany bezmyślnie, a w odpowiednim momencie, najlepiej uderzenie serca po kicnięciu, z konkretnym zamiarem zahaczenia o szare ciałka. Nie trafienie ich samą rozwartą dłonią nie mogło uczynić mu większej szkody, gdyż samo rozpędzone ramię powinno być na tyle silne, aby odrzucić na bok wszystkich napastników, zbijając ich z toru, który sobie obrali. Jeżeli zające skoczyły niesynchronicznie, zaraz po zamachnięciu się prawą łapą, Quaz mógł na nią swobodnie wylądować i z ugiętej wcześniej lewej wyprowadzić kolejny, podobny cios, chroniąc przednią część ciała. Mógł jednak nie zdążyć, zważywszy na ilość futrzaków.


// wiem, że nie mogę bronić się przed trzema naraz, ale skoro cel mają podobny, opisuję tak jak fabularnie smok sądzi, że może się obronić :0
autor: Strażnik Gwiazd
01 maja 2018, 12:07
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 79956

//jestem tu incognito, nie zwracajcie uwagi xD

Gdyby brakowało komuś niespodziewanych gości, Quaz ze swoim patrolem po raz pierwszy zdołał wykroczyć poza tereny Ziemi. Nie wiedział kiedy właściwie przekroczył granice jej terenów, ale był pewien, że w pewnym momencie las zaczął trącić obcymi woniami, co sugerowało złamanie prawa, bądź właśnie przejście w neutralny skrawek gleby pomiędzy wszystkimi stadami. Nie odróżniał zbyt dobrze nieznajomych smoków i co reprezentowały, ale o tym że mógł tu przebywać zapewniała go świeża nić zapachowa jednego z członków jego nowej grupy. A może kilku? Zdecydowanie więcej czasu powinien spędzić na zapamiętywaniu ich.
Chcąc nie chcąc, był ciekaw czy współczłonek (lub członkowie) udał się tu w konkretnym celu i czy to mogłoby doprowadzić go do smoków innego Pana. Nie znał kultury własnego stada, a co dopiero innych, więc wolał aby ktoś bliższy kontrolował jego ruchy, przy pierwszej konfrontacji z obcymi. Mało klejące się spostrzeżenie, jeżeli drzewny wciąż postrzegał Popiół jako nieznajomego, ale z pewnością kojarzył go więcej, niż zupełnie nieokreślone gady.
Przystanął niedaleko krawędzi wąwozu, z góry dostrzegając skrawki postaci, które się tam zgromadziły. Nie miał dobrego uzasadnienia by do nich dołączać, szczególniej, że przechadzał się tędy przypadkiem, dlatego pozostał skryty między drzewami, aby móc przez chwilę im się przysłuchiwać. Specjalnie kryć się nie zamierzał, więc żadna szkoda gdyby go wywołali, ale dlatego tym bardziej nie widział nic złego w krótkim studium smoków, bez wtrącania się między nie.

Wyszukiwanie zaawansowane