Heulyn odzwyczaiła się od mentalnych wezwań, gdy cudze myśli, słowa, obrazy wkradały się do jej umysłu niczym nieproszeni goście.
Zdawała sobie sprawę, że łatwo mogłaby temu przeciwdziałać, osłaniając swój umysł magiczną zaporą, jednak wtedy pozostałaby głucha na wezwania, które często następują nagle. I nie miała tu na uwadze troski o obcych, ale przede wszystkim o swoich braci i siostry.
Tak, czy inaczej dotarł do niej obraz urokliwego miejsca. Szmaragdowej buczy, usłanej kolorowymi kwiatami falującymi pośród traw łąki. Znała to miejsce, znajdowało się na skraju Dzikiej Puszczy.
Nie znała jednak mentalnego wzoru "głosu" wzywającej ją smoczycy. W obrazie wyczuła prośbę o przybycie i ból.
Wzywająca miała o tyle szczęcia, iż znajdowała się nieopodal samotnego pagórka, dlatego zaciekawiona ruszyła w kierunku buczyny.
Nie spieszyła się zanadto, klucząc pomiędzy pniami drzew. Odruchowo też rozglądała się, obserwując mijaną roślinność, aż w oddali dostrzegła błękintołuską sylwetkę.
Doprawdy, czy wszędzie w koło są sami niebiescy? – pomyślała nieco zniesmaczona o takiej powtarzalności.
Ale cóż, nie każdy mógł być wyjątkowy, prawda? Może samica nadrabiała... wnętrzem?
Uśmiechnęła się pod nosem kierując kroki ku niej.
Przymrużyła odrobinkę powieki, unosząc wyżej trójkątny, złoty łeb.
– Można by pomyśleć, że naprawdę jesteście zdesperowani skoro wzywacie mnie. Z tego, co wiem, już jakiś czas temu wyszkoliłam wam uzdrowicielkę, coście z nią zrobili? – przemówiła swym dźwięcznym głosem, podchodząc do Wodnej samicy.
Dotknęła bez ceregieli jej prawego barku, przesyłając w głąb jej ciała Maddarę, aby móc rozeznać się w obrażeniach smoczycy.
Wiedziała, że chodziło o zadnią lewą łapę, bo smoczyca nią nie ruszała, a do tego łuski były wgniecione, cześ zerwana, pojawił się obrzęk, co mogło świadczyć o złamaniu.
Upewniwszy się, że miała rację zebrała cztery liście, dorodne, całe, a następnie utworzyła z nich stosunkowo płaskie miseczki. Wzmocniła je tak, aby się nie rozdzierały, a do tego aby były odporne na wysoką temperaturę. Nie dostrzegłszy w pobliżu strumienia, ściągnęła wilgoć z powietrza do czterech miseczek. Trzy z nich poddała działaniu wysokiej temperatury.
Zmaterializowała koło siebie pięć rodzajów ziół, obejrzała je uważnie, a następnie podsunęła smoczycy jagody jałowca, dając jej tym samym znać, że ma je zjeść.
Następnie sproszkowała w szponach czarne nasiona lulka i wsypała do miseczki z chłodną wodą. Zamieszała znalezionym patykiem, a następnie podała młodej do wypicia.
– Złagodzi nieco ból – wyjaśniła, przygotowują kolejne zioła.
Następnie wrzuciła do wrzącej wody szyszki chmielu, a do drugiej miseczki kwiaty żółtego dziurawca. Na koniec jeszcze jagody kaliny. Zamieszała w trzech miskach i pozwoliła im się chwilę gotować. Następnie przestudziła wywary i podała je kolejno do wypicia smoczycy.
– Teraz zaśniesz, dzięki temu będę mogła nastawić łapę w spokoju bez twoich wrzasków i szamotaniny. Połóż się na prawym boku, przecież nie będę cię dźwiga – zamruczała, obserwując młodą Wodną.
Gdy wykonała jej polecenie – bo jakżeby nie mogła tego zrobić – zabrała się do pracy.
Upewniła się, że młoda śpi, a następnie przyłożyła palce do jej lewego uda, przesyłając do ciała Maddarę.
Rozeznała się raz jeszcze w obrażeniach, a następnie przeszła do dzieła. Na sam początek nastawiła pogruchotaną kość, robiła to głównie fizycznie, łapiąc nogę nad i pod złamaniem, a wspomagając się magią, nastawiła koś na swoje miejsce. Dzięki Maddarze wyłapała wszystkie odłamki i dopasowała do kości, pobudzając ją do przyspieszonej regeneracji. Namnażała komórki kości, zasklepiając szczeliny, działając od najgłębszych po najwyższe struktury. Następnie poczeła łączyć zerwane żyły, naczynia limfatyzne i nerwowe, pilnując aby były gładkie, drożne, elastyczne w naturalny sposób. Wtedy płynnie przeszła do mięśnia, ściągając włókna kku sobie i regenerując je. Pobudziła również tkankę podskórną, jak i skórną do wzmożonej regeneracji, namnażając ich komórki metodycznie, ale bez pośpiechu, chociaż działała sprawnie, bo młoda mogła niebawem się zbudzić. Przyspieszyła jeszcze wzrost zdrowych łusek, a na koniec została jej ostatnia sprawa...
Odprowadzenie zgromadzonej pod skórą krwi, aby zniwelować opuchliznę.
Zmrużyła powieki, wychwytując wolno zalegającą życiodajną ciecz. Ściągała ją ku górnym warstwom skóry, pozwalając krwi przeniknąć przez jej pory. Pierwsze karminowe krople wyłoniły się wokół szczelin łusek.
Uzdrowicielka zniżyła trójkątny pysk, wciągając przez nozdrza aromat smoczej posoki. Co prawda woń moczarów nieco obrzydzała ją, jednak nie stanowiło to dla niej większego problemu. Wysunęła rozwidlony jęzor i zanurzyła go w spływającej po udzie posoce.
Niemalże jęknęła ekstatycznie, gdy czerwień rozlała się po jej podniebieniu.
Westchnęła, przelewając Maddarę do zaklęcia, a następnie odsunęła się od Wodnej.
Licznik słów: 699
[ ■ CHAŁKA | ■ KRUCZKE | ■ WAŻKA ]
Jeżeli potrzebujesz pomocy, rady lub zauważyłeś jakieś
nieprawidłowości – sprawdź do kogo najlepiej się zwrócić!
Czasami lawina uzależniona jest od pojedynczego płatka śniegu.
Czasami kamyk zyskuje szansę odkrycia, co mogłoby się stać, gdyby tylko odbił się w innym kierunku.