OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
// zawsze tak było, że nie wiem – łuski tracą zdrowy kolor, stają się matowe – choćby to. A nawet przed utratą atrybutu musi być smok wycieńczony – jak w prawdziwym życiu, zanim na stałe się coś w ciele zepsuje, to trzeba się do złego stanu doprowadzić, nie? :PSmoczyca z obrzydzeniem tym razem spojrzała na samca. Nie, nie warto jest się dla niego wysilać. Nie miałaby nawet ochotę pastwić się nad nim... o ile w ogóle nie brzydziłaby się dotknąć prawie rybiej powłoki. Przeniosła wzrok łakomie niżej, z jego ślepi na szyję i gardło. Pamiętała, jak zabijały z matką Wodnego Uzdrowiciela. Nie różnił się niczym od tego kapryśnego dzieciaka przed nią teraz. Szkoda, że nie miała córy, z którą mogłaby świętować.
– Wygodnie jest mieć wrogów, jeśli pragnie się śmierci. – syknęła. Zatrzymała się, bo zaczął drażnić ją morski zapach smoka. Czy ta szprotka nie wiedziała, że Woda i Cień są w konflikcie? A może... coś się zmieniło podczas jej nieobecności? Może... ale ona się nie zmieniła. A jej imię wciąż powinno budzić respekt...
Przedwieczna pozostała w swojej drapieżnej pozie i zastygła. Nie sądziła, by instynkt zawiódł ją jeśli chodzi o tego osobnika – nie wyglądał jej na Wojownika, ani na Łowcę tym bardziej. Każdy Łowca... prawie każdy Łowca jest w stanie sam sobie zapewnić pożywienie. Piastun? Jeśli tak, to była w stanie współczuć młodym Wodnistym. Czarodziej? Hmm... Specjalny inteligent raczej z niego nie był. Mógł więc być wciąż Adeptem. Jeśli tak, nie było krzywdy, którą mógłby jej zrobić. Nie należy ignorować żadnego przeciwnika.
– A więc chcesz mi powiedzieć, że tak twoja woda, jak i stado twoje i sojusznicze cierpicie na brak zwierzyny? – parsknęła, tym razem z prawdziwym zadowoleniem. A, niech wszyscy pozdychają z głodu. Chociaż wolałaby osobiście ich wszystkich wykończyć. – Na pewno widzisz, jak bardzo przykro jest mi z tego powodu, że głód skłania do błaganie o pomoc wrogów.
Dopiero teraz Przedwieczna pomyślała, że może to być zasadzka. Rozejrzała się ukradkiem i wytężyła słuch oraz węch, na wszelki wypadek. Skarciła się w myślach, że dopiero teraz na to wpadła – mogłaby być już dawno martwa.
– Nie wiem, czego mogłabym chcieć od morskiego, którego nie znam nawet imienia. – mruknęła, tym razem starając się nieco przeciągnąć rozmowę. Może smok sam powie jej, co planuje lub co ma do zaoferowania.

















