A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 3| A: 1
U: M,MA,MO: 1| B,A,O,Śl,Skr,W,MP: 2| L,Pł.S: 3
Atuty: Szczęściarz, Kruszyna
//sorrki za tak masakrycznie długi post, ale jak już mówiłem, uczę się przy okazji magii :P
– No, i bardzo dobrze! Masz całkowitą rację – zaaprobowałam odpowiedź samczyka, zadowolona, że wie przynajmniej co ma zamiar robić. – Dodałabym jeszcze, że oprócz podchodzenia do kogoś niezauważonym, można też przejść obok niego niezauważonym i oddalić się bezpiecznie. Na przykład jak spotkasz jakiegoś grrroźnego drapieżnika.
W pierwszym momencie chciałam groźnie wyszczerzyć kły i sama poudawać owego dzikiego zwierza, jednakże błyskawicznie porzuciłam ten pomysł, uświadamiając sobie, że dalej jesteś nieco wystraszony. Ah... to przyzwyczajenie. Mój brat był inny niż ty... Może jednak mu się udało? Może uciekł z miejsca napaści...
Przez chwilę patrzyłam w przestrzeń, nie mówiąc nic. Dopiero po chwili kontynuowałam, mrugając kilka razy, jakbym próbowała się rozbudzić.
– Taaak... więc jak już mówiłam... Ah tak! Nie musisz się martwić, że nie wiesz jak wygląda skradanie, pewnie nie widziałeś żadnego smoka na polowaniu. Nie martw się, od tego jestem tutaj ja! – dumnie wypielam pierś do przodu. Ah, zaczynało być to dla mnie jak dobra zabawa. Czułam się taka... potrzebna. – Cóż, skoro nie chcesz aby inni Cię zaczepiali, to może zrobimy to w taki sposób. Uwaga, teraz wyczaruję dla nas małą pomoc naukową, a potem będziesz powtarzać za mną.
Skupiłam myśli. Skoncentrowałam wzrok na pewnym punkcie w przestrzeni, który akurat teraz był mi potrzebny. Kilka ogonów przed nami, gdyby iść w stronę lasu, majaczącego kawałek stąd, znajdował się niewielki kamień. Postanowiłam zamienić go w coś bardziej adekwatnego do nauki. Nie byłam jeszcze na tyle pewna swoich magicznych zdolności, aby zaryzykować stworzenie czegoś materialnego, ale iluzja jak najbardziej się nada. Zamienię kamień w smoka. I to nie byle jakiego! Ruszającego się i w ogóle, ze wszystkimi fajerwerkami.
Miałam obrany punkt w przestrzeni. Teraz trzeba było dodać wyobrażenie. W moich myślach, zaczęłam na miejscu niewielkiego kamienia "budować" smoka. Miał być tylko iluzją dla oczu, zapach i dźwięk porzuciłam, na rzecz innych aspektów. W gruncie rzeczy, smok miał być mną, stojącą do naszego obecnego położenia bokiem. Tylko że białą. Nie mogłam zbyt dokładnie przypomnieć sobie innych smoków, więc wybrałam swoją sylwetkę. Niezbyt długie łapy, nie pokryte futrem, a jedynie białą łuską, wyglądały jak moje. Potem tułów, ze skrzydłami przyklejonymi do boków, które całe pokryte były białym pierzem, nadając mojemu korpusowi "puszysty" wygląd, lecz w rzeczywistości, brzuch był całkiem nagi, gdyż tam skrzydła nie zakrywały naturalnej skóry. Na grzbiecie zaś, występowało futro. Postanowiłam stworzyć je w szarawym odcieniu, odróżniającym się od reszty umaszczenia mojego klona. Futro podążało od samego końca całkiem długiego ogona, zwisającego luźno do ziemi, przez dość wąską jak na samicę linię bioder, przez szczupły grzbiet, aż na samą niezbyt długą szyję, kończąc się dopiero u szczytu łba, gdzie też przypomniałam sobie o występującym przebarwieniu, tak więc w swojej iluzji też je dodałam. Grzywa tam stawała się nagle kremowa, nieco przywodząca na myśl kolor skóry bezwłosych dwułapów. Pysk za pewne wyjdzie mi najlepiej, gdyż nie raz widziałam go w odbiciu. Uformowałam go w myśli tak, jak pamiętam, zmieniając jedynie kolor na śnieżnobiały, z wyjątkiem oczu. No cóż, je postanowiłam zostawić limonkowe, podobał mi się kolor moich ślepi. Głowę miałam uniesioną do góry, jakby wyprostowaną, by czegoś wypatrywać. Gotowe, zapisałam w pamięci cały obraz, łącznie z takimi szczegółami jak łuskowata faktura skóry, lub delikatna powierzchnia puszystego futra. Teraz, pozostawało dodać ruch.
Po pierwsze, pomyślałam o łagodnych podmuchach wiatru, jakie od czasu do czasu przetaczały się po polanie. Były bardzo niewielkie, jednak wystarczające, by poruszyć futrem. Wyobraziłam sobie, jak od czasu do czasu futro mojej iluzji faluje, drobniuteńkie fale przetaczające się po jego powierzchni. Następną rzeczą, był oddech. To musiało występować cały czas, poruszając piersią mojego klona to w górę, to w dół, na niemal niezauważalną odległość. I to uwzględniłam w wyobrażeniu. Skrzydła i łapy pozostawiłam nieruchomo, jednakże ogon, poruszał się raz w jedną, raz w drugą stronę, zwisając luźno ku ziemi. Teraz najważniejsze, największy ruch. Łeb iluzji powinien odwracać się co jakiś czas w naszą stronę i pozostawać tak na chwilę, a później w drugą stronę, patrząc na odległy las. Ah, na sam koniec przypomniałam sobie o mrugających ślepiach. Dołożyłam je do rutyny oddechów, falującego futra i drgnięć ogona. Zebrałam to wszystko razem, mając wyobrażenie przed swoimi ślepiami tak jakby już tam stało i sięgnęłam po moc.
Pomocne duchy, które sprzyjają mi za każdym razem, gdy jestem w potrzebie. Pomóżcie mi i tym razem stworzyć waszymi łapami, coś w świecie żywych, tak aby pamięć o was, przetrwała na zawsze.
Wyczułam ją. Fragment magicznej mocy nie z tego świata, był jak zawsze obecny w moim ciele. Sięgnęłam po niego, wydobyłam część tej mocy i natchnęłam nią twór, który wciąż tak wyraźnie rysował się przed moimi oczami. "Działaj" – powiedziałam w myślach, materializując staranną iluzję. Utworzyłam nić połączenia między mną a tworem, aby podtrzymywać "pętlę" ruchów, z której obmyślenia byłam bardzo dumna.
Stała tam. Moja iluzja. Biała jak śnieg ja, rozglądająca się z zagubionym wyrazem na pysku i ślepiami, które nie wyrażały zbyt wiele emocji. Pewnie tak wyglądałam, zanim zdołałam dotrzeć do naszego obozu...
– Ha! To będzie nasza pomoc. Podkradniemy się do niej tak żeby nas nie zauważyła – uśmiechnęłam się zawadiacko do Ciemnego. – Naśladuj moją postawę ciała. Będziemy skradać się razem.
Opuściłam się odrobinę na łapach. Mój brzuch, prawie dotykał śniegu. Ogon wyprostowałam na linii zadu, jednak nie napinałam go za bardzo, aby nie był całkiem sztywny. Prawą przednią łapę wystawiłam do przodu, tak samo jak lewą tylną, dwie pozostałe umieszczając bardziej z tyłu. Skrzydła docisnęłam do boków. Łeb pochyliłam, wyciągając swoją szyję, tak że była niemal wyprostowana na linii moich barków. Stałam tak gotowa, ale nie spięta, miękko balansując na łapach.
– Teraz twoja kolej, ale musimy być bardzo cicho – szepnęłam konspiracyjnie do ucznia. – Ustaw się tak jak ja i możemy ruszać.
Poczekałam aż wykona polecenie.
– Teraz... powiedz mi z której strony powinniśmy podejść, żeby nas nie zauważyła? – kontynuowałam szeptem. Znowu poczekałam na twoją odpowiedź, a potem dorzuciłam:
– Jak już wiesz wszystko co trzeba, to możemy ruszać. Poczekaj na odpowiedni moment i powiedz do mnie "start", to wtedy ruszymy!
Licznik słów: 1001