A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
W swej krótkiej jak dotąd praktyce Kobalt zdążył już przekonać się, podobnie jak Dar, że tytuł Uzdrowiciela wbrew pozorom nie ułatwia prowadzenia badań. Jak nie zdarta łuska to sraczka a jeśli akurat do groty nie wpada trzydziestoksiężycowy pisklak z Czarnym Kaszlem, to do legowiska twojej uczennicy wparowuje morski Łowca, któremu podawanie naparów oznacza ponoszenie ryzyka bycia obrzyganym aromatyczną mieszanką ziołowych dekoktów i połowicznie przetrawionej ryby. Całodniowe wyprawy również nie sprzyjały pilnowaniu swoich eksperymentów z ekstrakcją potencjalnych lekarstw odzwierzęcych (organizm Uzdrowiciela musi jednak okazjonalnie dojść do siebie po przyjęciu wyciągu z wątroby goblina w roztworze z kory topoli).
Kiwnął łbem, słysząc pytanie które w pysku Daru mogło oznaczać ukrytą naganę za popełnienie błędu. Mistrz miał, oczywiście, rację; chmiel faktycznie nie był tutaj aż tak odpowiedni. Remedium ledwo stuknęła druga dziesiątka księżyców a tutaj już oznaki demencji, już nie można zapamiętać marnych 22 ziół? Skup się, głupcze. Syknął na siebie. – Kozłek lekarski. Inhalacje nim są krótkie, działa mocno i omijany jest problem przebitego żołądka, rzecz jasna. Przepraszam. – Choć nie miał się za podlotka i tak poczuł się głupio, jakby zawiódł oczekiwania Ziemnego.
Potrząsnął łbem i potarł czystą łapą kościaną bródkę. Racja, mógł na to wpaść. Pewnie niebawem Mistrz da mu jakąś szansę do poćwiczenia na żywym egzemplarzu, więc będzie mógł od razu złapać niejakie wyczucie w przelewaniu swojej mocy w ciała innych. Sposób w jaki wężowy spuentował całość wywołał kolejny krótki półuśmiech, z kategorii tych bardziej szabloidalnych niż słonkowych. – Myślę, że wiem o co Ci chodzi. – Niemniej chodziło o coś więcej niż „tylko” dawanie nauczki na przyszłość. Leczenie mogło wpoić uczonemu nieco odpowiedzialności, miało swój wymiar psychologiczny. Uzdrowicielowi natomiast właściwe podejście ułatwiało ustalenie priorytetów podczas pracy.
No i zaczęło się. Odprowadził muflona cokolwiek rozbawionym spojrzeniem, obmywając przy tym łapę z trupich płynów w misie z czystą wodą. Na uwagę Daru ocknął się z zamyślenia a ogon zgubił na chwilę rytm w swoim powolnym falowaniu na boki. Demencja jak nic. – Oczywiście, wybacz. – Sięgnął do torby i wyjął jasno turkusową czarkę z glinki pochodzącej z Wyspy Tulipa. Ciemny, esencjonalny napar nabrany z rozgrzanego granitowego naczynia z pokrywką po chwili tańczył już swą błyskotliwą grę barw i zapachów w wyciągniętej ku Darowi łapie. – Jeśli sobie życzysz, mam przy sobie sporo gotowej mieszanki. Tej pozwoliłem lekko skwaśnieć we własnych sokach przed wysuszeniem. – W głowie zrodził się zakład o to, czy przy ich następnym spotkaniu poczuje z fajki aromat nowej mieszanki tytoniowej.
Przymknął paszczę z kłapnięciem widząc, co też przyniósł Lothric. Nudne zadanie? Nie dość, że wąż miał biologię odbiegającą od smoczej, to na dodatek w jego przypadku spalenizna którą normalnie traktowałby jako stosunkowo niegroźną tutaj zapewne zaburzała funkcjonowanie całego organizmu, szalejącego z bólu, zbierającej się surowicy i obecności mnóstwa martwej tkanki. Być może dla doświadczonego Daru było to zadanie nudne. Remedium jednak, przy całym swoim zamiłowaniu do „rozwiązywania” leczeń, musiał się konkretnie skupić nad tym zadaniem.
Gad na szczęście już nie leżał w śniegu, więc Lód tylko przesunął leżącego obok trupa w ten sposób, by osłonił węża od zimnego wiatru wirującego w dolinie. Zbliżył pysk do zaskrońca i strzelił językiem ponad ciałem, wydmuchując zaraz powietrze nozdrzami. Smak i zapach mówiły mu, że oparzenie sięgnęło kręgosłupa. Będzie musiał jakoś zabezpieczyć rannego przed rzucaniem się, kiedy go wybudzi. Szpon bezgłośnie wzniósł się i opadł kilkukrotnie w mikroskopijnych śnieżnych kanionach. Lepiej minimalizować podanie doustne… tak. Prawie da się je wykluczyć.
Prawie, gdyż… sięgnął maddarą ku drogom oddechowym. Muflon obszedł się z zaskrońcem bezlitośnie, oparzenia sięgnęły głęboko przewodów nosowych. Będzie trzeba uwzględnić to przy doborze ziół.
Przygotował sobie mniejsze, grubościenne miski z granitu przeznaczone do inhalacji. Do pierwszej od razu trafił kozłek lekarski. Jak na ironię wspominał o nim niedawno a tutaj zdawał się najlepszym wyjściem zarówno ze względu na ominięcie kwestii podania płynów jak i ze względu na fakt, że w przeciwieństwie choćby do tasznika nie blokował dostępu do ran. Poza tym działał nieco otępiająco, więc gad po przebudzeniu nie będzie mu się tak wiercił, co aż nadto korzystne.
Inhalacje z kozłka nie powinny trwać długo. Akurat tyle, ile czasu potrzebował Uzdrowiciel by odnaleźć w okolicznych krzakach kilka długich, całkiem sztywnych gałęzi i odedrzeć z worka okrywającego trupy spory kawał roślinnego, neutralnego materiału. Przemył ranne zwierzę letnią wodą, dokładnie podtrzymując maddarą jego temperaturę i zmuszając ciecz by bezpiecznie odparowała, by wąż nie zamarzł. W łapach z wyczuciem zmiażdżył rzęsiście ulistnione gałązki macierzanki oraz liście nawłoci pospolitej aż puściły swoje soki. Dołożył sparzone płatki rumianku i od niego poczynając obłożył oparzenia takim okładem. Rany były zbyt poważne, by je schładzać. Ta myśl uderzyła go już wcześniej pozwalając odrzucić topolę, której wykorzystanie wcześniej rozważał. Roślina ta miała bowiem właściwość obniżania wewnętrznej ciepłoty ciała. Zaskroniec mógłby, dosłownie, usnąć snem ostatecznym.
Ponieważ rany występowały po całym obwodzie beznogiej gadziej stonogi, Lód zawinął obłożonego ziołami pacjenta w przygotowany zawczasu zawój materiału. Następnie rozłożył wzdłuż niego zebrane, gładkie gałęzie i sięgnął po ostatni element swojego zaimprowizowanego okładu z usztywnieniem. Innymi słowy sięgnął do wnętrza rozbebeszonego smoka i ostrym pazurem odciął fragment jelita dłuższy o półtora szponu od zaskrońca. Wyciągnął łapę w bok najmocniej jak umiał, byle z dala od Daru, siebie a przede wszystkim Lothrica i wywołał silną strugę wody, która przeczyściła organ. Taką opaskę naciągnął na gada, by przyciskała doń usztywnienie z gałęzi a jednocześnie nie powodowała duszenia bądź nadmiernego gniecenia ze względu na pewną elastyczność.
Teraz mógł go bezpiecznie wybudzić rozłożonym w czasie, lekko narastającym impulsem maddary. Zaczął też od razu świadomie kontrolować jej upływ zgodnie z przykazaniem Mistrza. Co, nawiasem mówiąc, nabiera dość zabawnego sensu kiedy myśl o odmierzaniu maddary jest zarazem nośnikiem tejże mocy. W każdym razie wąż, stłumiony przez niedawne inhalacje z kozłka, nie miał innego wyboru jak grzecznie tkwić w leczniczej otulinie. Ostatnim ziołem, które miało rozwiązać problem oparzonych dróg oddechowych, był lubczyk podstawiony pod łeb zwierzęcia w formie kolejnych oparów do wdychania. Ten mógł zacząć działać w swoim niespiesznym tempie, Lód natomiast mógł w tym czasie przejść do leczenia maddarą.
Uchwycił podstawę gadziego łba między niezaostrzone szpony a kaskada myśli poruszyła fizyczny aspekt jego źródła, pozwalając wyimaginowanym nerwom wniknąć do wnętrza drugiego organizmu. Dla zmysłów magicznych istot wąż musiał przypominać teraz wałeczek z rozpiętymi gęsto pajęczymi nićmi. Wielka kolonia myśli uwijała się jak pajączki poznając specyfikę nowego ciała. Zawisła w końcu w bezruchu i wyciszyła się, badając i chłonąc rytm istoty. Musiał zrozumieć a także wyczuć, poznać naturalny puls wężowej fizjologii by móc podjąć kroki mające na celu pomóc a nie zaszkodzić. Zmiennocieplny gad teraz wykazywał sprzeczne oznaki. Mróz kazał organizmowi skulić się, zapaść w śpiączkę w najbliższej dogodnej szczelinie. Ów naturalny odruch miał swojego antagonistę w postaci szalejących w walce z ranami tkanek, żądających by dostarczono im energii, ciepła, budulca. Najpierw jednak należało usunąć spaleniznę i oczyścić ranę. Włókienka, jeszcze niematerialne, skupiły się wokół ognisk martwicy i uformowały w układzie krwionośnym membrany. Kiedy każda struktura nabrała pełni kształtu i sensu, Lód zaczął powoli urzeczywistniać wyobrażenia. Membrany filtrowały krew w organizmie z wszelkich źródeł stanów zapalnych, których istnienia był świadom bądź domyślał się młody badacz-Uzdrowiciel. Gdy oczyszczanie przebiegało dlań już niemal podświadomie a upływ energii był kontrolowany i na niewielkim poziomie, Remedium przeszedł do przypaleń. Martwą, zwęgloną i zbielałą tkankę oddzielały od zdrowej nabierające nieśpiesznie materialnej formy żyły, między którymi zaczęła powstawać błona działająca jak magiczny, błoniasty okład przez który krew mogła przepływać wzdłużnie, symulując utracone tkanki. To zaklęcie również nie pobierało wiele energii, kwestia opierała się raczej na utrzymaniu koncentracji na czymś tak skomplikowanym.
W końcu martwica była oddzielona a ciało oczyszczone z ropy i zagrożenia zgorzelą. Membrany zanikły a błona okrywająca rany zapuściła korzonki w ciele. Powoli, wciąż badając dawki, Lód rozpoczął pobudzać proces regeneracji tkanek. W tym też czasie, nie przerywając pracy, rozciął swój usztywniony okład wzdłuż i rozsunął go, by Dar mógł własnymi ślepiami ocenić skutki jego działań. Poza tym trzeba było mechanicznie oddzielić odcięte wcześniej ciało od reszty. Regenerację rozpoczął od nerwów w rdzeniu kręgowym, które wraz z kośćcem ucierpiały gdy Lothric chwycił węża między zęby. Tak, w jednym miejscu nawet był ślad po ognistym ugryzieniu. Odnowiony rdzeń kręgowy oznaczał, że Remedium musiał od teraz usypiać odruch ucieczki węża cyklicznymi przypływami energii. Nie było to silne a wręcz ustalało niejako pewien rytm leczenia i przy takim podejściu ułatwiało pracę, pozwalało skupić myśli. A było nad czym myśleć. Organy wewnętrzne nie ucierpiały, lecz mięśnie trzeba było dokładnie poznać i dopiero później odtwarzać. Warstewka po warstewce, pojawiała się świeża, szklista tkanka poprzecinana naczyniami krwionośnymi i siateczką unerwienia. Błony śluzowe i aparat węchu odbudowywał z najwyższą skrupulatnością, by przypadkiem nie poplątać wachlarzu aromatów docierających do leczonego. Odbieranie odmiennych bodźców węchowo-smakowych oznaczałoby dla bezrozumnego gada pewną śmierć. W końcu przyszła skóra. Praca prosta, bo łatwa i trudna, bo nudna. Może poza odtwarzaniem łusek, które okazały się mieć ciekawą, odbiegającą od smoczych budowę.
Remedium rozrósł raz jeszcze układ sond w ciele i badał przez jakiś czas odruchy w zregenerowanych właśnie partiach, porównując odpowiedzi z tymi pochodzącymi z nienaruszonych przez żywiołaka rejonów. W końcu ostatni impuls zwrócił oczekiwaną odpowiedź więc syn Wędrowca cofnął swoje źródło, wciąż nie wypuszczając pacjenta ze swojego chwytu.
– Gotowe. – Przytrzymał gada jeszcze jakiś czas, jeśli Dar zażyczyłby sobie zbadać go osobiście bez buszującej w środku maddary Wodnego.
Licznik słów: 1512
₪ Ostry Węch ₪ Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
₪ Szczęściarz ₪ Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
₪ Skupiony ₪ -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
₪ Wybraniec bogów ₪ +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji
══════════「 Muzyka 」══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem
════════「 Teczka Postaci 」════════