OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Przekrzywił lekko łeb, słysząc słowa Gonitwy. Kurhan Ognia? Nigdy nie słyszał o tym miejscu, do tej pory gdy któryś z Ogników umierał, zanosił ciało do jego groty i zawalał wejście aby nikt nie mógł zakłócić jego ostatecznego snu. Wtem odezwała się dwójka młodych smoków, z czego rozpoznawał wyłącznie samicę która przyprowadziła do niego półprzytomnego Nieprawidłowego Elementa, podczas jednego z ataków niestabilnej maddary. Co gorsza, mały Maestu również przejawiał te objawy, a gdzie u licha podziewa się Amarilla, Uzdrowicielka Cienia? Maluch umrze bez ciągłego nadzoru. Przysłuchiwał się w milczeniu dość mądrej wypowiedzi. Ich wszystkich opętała wzajemna nienawiść, lecz kto ją podsycał? Kto odpłacał krzywdą za każdy akt dobra, który nie raz był kwestionowany wobec jego własnego stada?Zrozumiał. O tym mówiła Krew Mandragory wiele księżyców temu. To klątwa dotykająca każdego uzdrowiciela który chciał podążać ścieżką Pierwotnych Uzdrowicieli, uczniów Erycala leczących każdego który tego potrzebował. Im bardziej się starał zapobiegać śmierciom, tym więcej śmierci spadało na Wolne Stada. Nie każdy uratowany był tego godzien. Czasem trzeba było zostawić rannego swojemu losowi. Mógł zostawić Cień na śmierć podczas Szczerbatej Skały. Mógł nie odpowiadać na rozpaczliwe wezwanie Nieugiętej gdy sparing z partnerką napotkał na tragiczny finał. Nie robił tego dla osobistej chwały, mięsa czy błyskotek. Wierzył, że to co czyni było słuszne i miłe Erycalowi. Co nie zmieniało faktu że każdy wyrwany z łap Aterala otrzymywał kolejną szansę na poprawę tego, co doprowadziło do prawie-śmierci. Teraz starał się wezwać dług, który zaciągnęli na swoje drugie i trzecie życia. Bez skutku. Wszystko czego uczyła go Krew Mandragory właśnie się spełniało. Wszystko co powiedziała mu po swoim powrocie do świata żywych wiele księżyców temu po Szczerbatej Skale sprawdziło się co do joty. Pokręcił łbem do swojego wspomnienia, zaś pazury zacisnęły się mocniej na ziemi.
– Winszuję twojej wszechwiedzy Nieugięta. Nie zdążyłem nawet porządnie porozmawiać z Grzmotem i dowiedzieć się co naprawdę miało miejsce, nie ustaliłem żadnych warunków jakiegokolwiek azylu, gdy ty wraz z Upiorną wezwaliście mnie wraz z Ogniem żądając jak się okazuje nie jego życia, a więcej ziem. Tłumaczysz się lepszym życiem dla Ziemi? Już żyjecie lepiej. Nie musicie korzystać z gościnności Wody, macie najwięcej ziem na których wszyscy mogą polować. Najmniej pustyń na których nie żyje nic pożywnego, nie macie mórz w których polować mogą tylko smoki dzielące krew z Morskimi. I zagrożenie Mgły nigdy nie powróci, zniszczyliśmy wielki szmaragd manipulowany przez Mroczne Elfy. Ty, ja i Mistycznooka. Ogień i Woda pomogły Ziemi zabezpieczyć przyszłość. A teraz słuchaj mnie uważnie. Ogień nie ma żadnego prawa do Grzmota. Zhańbiony wojownik sam zadecyduje czy chce stanąć na udeptanej ziemi i walczyć o swoje życie. Teraz i tutaj. Jako że Ogień nie przyjął go pod swoje skrzydła, Grzmot nie wnosi ze sobą żadnego skrawka ziemi. Ogień nie zapomniał że w Ziemi nadal są krewniacy i przyjaciele. Gdyby zwycięska strona zdecydowała się nie zabijać przeciwnika lub zwycięzca będzie zbyt ciężko ranny, by moja uczennica Wyciszona Łuska czuła się na siłach by spróbować go ratować, zrobię wszystko co w mojej mocy by postawić go na cztery łapy. Tyle jestem dłużny mojej mentorce, Krwi Mandragory – wypowiedział w stronę Nieugiętej, tłumiąc budujący się gniew. Mimo wszystko nadal wiązała go przysięga złożona przed ołtarzem Erycala i swojej mentorce. "Zajmij się nimi, gdyby coś mi się stało". Nie mógł pozwolić sobie na stratę cierpliwości. Nie teraz, nie tutaj. Choć gdyby odbył trening wojowników czy czarodziei... sprawa potoczyłaby się inaczej. Przez okolicę niczym grom przetoczyłby się okrzyk bojowy Ognia, a skały spłynęłyby krwią. Wszystko jedno czyją... zwrócił powoli łeb w stronę tej, która wystawiała go na próby od pięćdziesięciu księżyców. Miała wraz z Morową Zarazą coś wspólnego, co było wręcz parodią relacji dwóch smoczyc.
– Masz rację, nie mam pojęcia, czemu przybyłaś na te ziemie. Ale wiem, że Wolne Stada nie trzymają nikogo na siłę. Nie jesteś w klatce. Świat jest ogromny, możesz lecieć przez siedem dni i siedem nocy, a nie dostrzeżesz krańca świata. Ja również nie pochodzę spod Bariery, moje jajo znalazło się tutaj przypadkiem i przypadkiem było iż odnalazł je Kruczopióry a nie ktoś z Cienia w czasach gdy nasze dwa stada odnosiły się do siebie z przyjaźnią i dzieliły ziemię. Współwychowywała mnie wasza wielka uzdrowicielka, a potem Przywódczyni, Krew Mandragory. Po zamordowaniu jej na Szczerbatej Skale prawie opuściłem Ogień. I to byłby mój wybór a nie przeznaczenie czy rzekoma rola którą miałbym mieć do odegrania w tym życiu. Nie ma przeznaczenia. Nie ma starych przepowiedni, jeśli to próbujesz powiedzieć. Przepowiednie formułowały jak najbardziej żywe smoki a nie bogowie. Każdy formuje swój własny los, w sposób jaki uzna za stosowny. Ty wybrałaś ścieżkę która niszczy a nie buduje. Gdyby Mandragora widziała tą scenę, pękło by jej serce na widok co się stało z Cieniem, który tak ukochała. A życie Feridy, czy też Róży Kresu, nie należy już do ciebie, a do niej samej – zaiste, to był niezaprzeczalny fakt. Przybrana matka coraz gorzej się czuła pod koniec swojego życia widząc do czego Cień zmierza. A pod Lasem Pekeri ostatecznie rozstała się nie tylko z życiem, ale i z Płomieniem w wielkim gniewie, czego nigdy nie potrafił sobie wybaczyć. Ale nie czas teraz na to. Rozmawiał z Feridą w przeszłości o tym ewentualnym zdarzeniu, walce jeden na jednego. Była gotowa, miała dość życia w strachu przed Równinnymi i przed ciągłym ukrywaniem się na Terenach Wspólnych gdyby nie dostała azylu. Ale szanse nie były równe. I na pewno Kammanorowi nie spodobałby się taki pojedynek.
– Ogień wyraża zgodę na walkę jeden na jednego. Obecna tutaj Róża Kresu jest córką Ognia i wnosi ze sobą skrawek ziemi na który masz chrapkę. Walka odbędzie się w sposób miły Kammanorowi, bogowi męstwa i siły. Na kły i pazury. Bez podstępów. Bez kamieni runicznych. Bez eliksirów leczących, chroniących i wzmacniających ciało oraz ducha. Bez niezwykłych kryształów przyznawanych na specjalnych ceremoniach. I bez wplatania maddary w głos – och, niech teraz nie spojrzy takim zdziwionym wzrokiem. Wszak wychowywał go największy Czarodziej swoich czasów który kilkukrotnie używał tej sztuczki nie tylko do ataku, ale też do obrony. I nie umknęło uwadze innego doświadczonego czarodzieja że Przywódczyni Cienia również poznała tą subtelną sztukę.
– Niezależnie od wyniku walki Ogień odejdzie na Ciemne Skały. Różo Kresu, nadeszła pora na którą się przygotowywałaś. Oby Kammanor stanął po twojej stronie – zwrócił się ku wojowniczce Ognia, kładąc łapę na jej ramieniu. Spojrzał samicy głęboko w ślepia, zaś w jego błękitnych oczach malował się smutek i zalążek gniewu. Całe swoje życie chciał uchronić smoki pod Barierą przed rozlewem krwi. Ale Wolne Stada nie potrafią żyć bez wojen.























