Hańba temu, co nie otworzy Soundtracka
Nigdy nie widziała tego uśmiechu u innej osoby. Być może ktoś empatyczny dostrzegłby w jej mimice umęczenie. Jej ojciec uśmiechał się podobnie, a jednak
to było czymś innym... Nie rozumiała dlaczego. Ten pełen bólu i nostalgii uśmiech przemówił do jej umysłu. Zapragnęła nagle objąć go i pocieszyć. Oderwała łeb od jego ciepłej szyi. Nie chciała pocieszyć go słowami jak zwykle... A samą swoją osobą. Nim zdążyła odpowiedzieć na ten uśmiech, on zgasł... I pojawiły się słowa. Sama w reakcji się uśmiechnęła. Pełna wdzięczności. Jej wzrok na moment się rozjaśnił i znów pozwoliła sobie wtulić grzbiet nosa w cieplejszą szyję.
–
To wiele dla mnie znaczy, Mwanu. Ale nie ma takiej potrzeby. Zdecydowanie jej nie ma. – Podtrzymała swój delikatny, łagodny wyraz pyszczka. Spojrzenie misternej smoczycy było ciepłe. Zapraszało do mówienia. Do rozmowy. Do... bycia.
I cieszyła się, że z jego gadziej gardzieli wylały się kolejne dźwięki. Dźwięki układające się w tony. W wyrazy. Nie tylko te językowe, ale objawienie uczuć. Czy Rek wymyśliła je sobie? Czy ta głęboka empatia, którą nosiła w swym kruchym sercu kazała jej uzupełnić niski ton albinosa o żal? O skrywaną pod codzienną motywacją rozpacz?
Zamknęła raptem oczy. By Mwanu nie mógł dostrzec w nich cichutkiego lęku. Mógł poczuć jak delikatnie drgnęła pod jego skrzydłem. Nigdy, ale to nigdy nie była choć odrobinę bliska uczuciowym smoczym sprawom. W jednej chwili usłyszała o “pożądaniu”. I zadrżała. Miała świadomość tego co to... ale nigdy tego nie czuła i nie czuła ciągoty. Teraz... teraz... nie była pewna. Jej serce zaczęło bić szybciej. W tej jednej chwili poczuła, że trwa przy rosłym samcu, który otula ją skrzydłem. I nie wiedziała już czym jest to dziwne uczucie w jej gardle, w płucach i trzewiach. Czy to strach? Niepewność z pewnością. Mwanu obudził kaskadę uczuć. Choć nie mógł zobaczyć wtulonego w swoja szyję pyska, zapach jej lekko się zmienił. Słodka woń owoców, tak delikatna, że nozdrza musiały jej poszukiwać, wyostrzyła się lekko. Gruczoły jej ciała zaczęły uwalniać tajemną substancję, jak podczas procesu przerażenia. Ale nie był to zapach strachu. Był wyrazisty i słodki...
–
Ja... do tej pory nawet o tym nie myślałam. – Przyznała cichym, nieśmiałym tonem. Zwykle śpiewny, drżał od nieśmiałości. W pewnym sensie było to urocze. –
Nigdy nie myślałam o partnerze. Czasem tylko, czasem zdarzyło mi się zapragnąć pisklęcia, które otoczę opieką... Ale nigdy nie myślałam o... pożądaniu... – Ostatnie ze słów wypowiedziała wyjątkowo niepewnie. Nie czuć było w jej głosie strachu. Wydawało się, że zupełnie straciła na pewności siebie i powstrzymuje się przed czymś. Przed wpływem emocji, których nie rozumiała. Jej łeb osunął się nieco, jakby chciała się skulić, ukryć pod tym białym, pięknym, ciężkim skrzydłem.
–
Ja... chyba nie do końca wiem co to znaczy. – Przyznała cicho. –
Więc chyba wiem o czym mówisz. – Spróbowała zażartować, łącząc fakty z nieco silniejszym tonem. Wyszło jednak to, jak poddenerwowana się poczuła. –
To pewnie szalone co powiem... – Szepnęła, wbijając oczy w łapy, a szpony w ziemię. Bodziec sprawił masową niemal produkcję hormonów, o których istnieniu nie miała pojęcia. Nie wiedziała, że jej zachowanie wiedzione było w tej chwili instynktem, właściwością gatunku, że było... naturalne. Wbrew jej wyjałowionemu życiu, wbrew jej samej. –
Mój żołądek ścisnął się gdy to powiedziałeś. Może... może.. musisz tego doświadczyć...? Ja... ja mogę już nieść jaja w moim ciele. Ja... mogę już zadbać o nie... – Jej głowa znalazła się nad jedną z filigranowych, platynowych łapek. Oderwana od jego szyi, spoczywała nisko. Nie była w stanie podnieść wzroku. Nie czuła się sobą, a zarazem nie potrafiła tego powstrzymać. Nie była w stanie pohamować swoich uczuć wywołanych fizycznymi zmianami. Nie miała o nich pojęcia. Nie wiedziała, że zapach jej się zmieniał, że to pobudzone feromony wołały ku niej samca. Jakby organizm jej dopiero sobie przypomniał, że to najwyższy czas. Czas bezpieczeństwa, nadchodzącej wiosny i... samca u boku, grzejącego własnym ciałem w razie potrzeby...