OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
//soundtrackBiedny pomarańczowy smokopodobny. Wszyscy się na niego rzucili jak jeden mąż, nie bacząc na to, że zafundował im przecież naprawdę świetną zabawę. Każdy ma w końcu swój gorszy dzień, najwyraźniej agresor po prostu potrzebował rozrywki. A cóż może być lepszego od zajadania prowiantu i oglądania tej komedii, którą urządziły pisklęta i adepci? Doprawdy, wyśmienita zabawa!
Tak samo jak zaatakowali Cienistego, który zranił Caretha, nie dając nawet temu ostatniemu samemu dostatecznie porachować kości. Znaczy się, miło z ich strony i w ogóle, ale mimo wszystko to nie była ta sama satysfakcja jak samemu sprać komuś zadek. Syn Perlistego Uśmiechu przyglądał się więc jedynie biernie całej tej szamotaninie. Krzyki, agresja, ugh. Czemu musieli tak hałasować? Dopiero kiedy jego zmysły zaczynały się stabilizować coraz bardziej docierało do niego, jaki chaos panował wokół. Bez przerwy chaos, w każdym działaniu. Indywidualiści w większości? Przynajmniej jego Bracia i Siostry ze stada starali się jakoś porozumiewać z resztą. Pozostałe słowa jednak ledwie wychwytywał, nie koncentrując się na nikim poza Khuranem tak naprawdę. Bo najwyraźniej jedyny potrafił raźno myśleć w wyniku niebezpieczeństw i wykazał się kreatywnością. Mimo to jedynie podreptał parę kroków bliżej, wzdychając. I tak był ranny. Osłabiony. Nie było co się pchać. Za to rozglądał się wokół, jakby szukając czegoś do roboty, wypatrując pułapek, niebezpieczeństw... i dostrzegł ją, piastunkę Ognia. Ściągnął łuki brwiowe w zamyśleniu, zbliżając się do niej. Spojrzał pytająco na Smoka, jakby licząc, że ten coś więcej mu powie na temat piastunki i jej położenia.
– Hej, ruszże się Ogniku – syknął, przekrzywiając łepetynę i dostrzegając, że ta najwyraźniej zastygła niczym posąg i nic nie robi. Może czas ją rozruszać, huh. Czyżby i ona nie czuła się najlepiej? A może była tylko iluzją? Wciągnął ostro powietrze przez nozdrza, podnosząc się na tylnych kończynach oraz szykując się do delikatnego złapania pod polikami Szklanej i szarpnięcia w dół. Nie na tyle gwałtownego, by zrobić krzywdę, lecz i tak dosyć silnego.























