A: S: 0| W: 1| Z: 1| I: 1| P: 1| A: 1
U: B,L,Skr,W: 1
Twór pojawił się i był taki, jak sobie Maestu wymyślił. Czyli, jak mu się wydawało, taki jak miał być. Nie spodziewał się, że Mwanu będzie wchodził w takie szczegóły i ujawni jego niewiedzę, ale z drugiej strony... powinien był się tego spodziewać skoro porwał się na tak ambitny pierwszy projekt. Czuł się źle, że nie wyszło. Jakby ukryta w nim potrzeba bycia docenionym teraz dała o sobie znać, w najgorszym do tego momencie, i sprawiła że cały świat stał się nagle szary. Bo nie podołał wyzwaniu.
Nie wystarczyło, aby twór istniał. Musiał też wyglądać... i do tego ważne były najdrobniejsze szczegóły. O czym adept uświadomił go od razu, gdy tylko jabłko się pojawiło. Połysk. Waga. To dało się przeżyć, jednak gdy Mwanu chciał odgryźć kawałek, na pysku Maestu na sekundę pojawiło się przerażenie.
– N-nie wiem... – przyznał się, niepewny, czy powinien to wiedzieć, bo to wiedza elementarna, czy nie. Zaraz jednak Mwanu go pochwalił, chociaż nie pomogło to zbyt wiele. Wiedział, że musi się bardziej postarać. Ale musiał też pamiętać, że to dopiero początek, musi znać swoje granice...
Co go cieszyło? O! Teraz będzie mógł się popisać!
Zanim jednak zdążył rozpocząć tkanie, odezwał się drugi smok. O, nie... przed nim też musiał się zbłaźnić! Maestu czekał na kolejną naganę, jednak... otrzymał coś zupełnie innego. Spojrzał na Ognistego, przekrzywiając łeb. W jego ślepiach błyskała pisklęca, niczym nie skrępowana ciekawość i zaskoczenie. Obydwoje podchodzili do nauki zupełnie inaczej niż jego matka, łagodniej... pomagali mu. Znacznie bardziej podobała mu się taka forma edukacji.
Wziął głęboki wdech, po czym wolno wypuścił powietrze. Spokój. Szczegóły. Musiał się skupić. Zanim jednak przeszedł do ćwiczenia, uśmiechnął się lekko, jakby nieco niepewnie do Płomienia. Tylko teraz... jak miał pokazać nieożywione coś, co sprawiało mu przyjemność?
Nie. Spróbuje, po prostu, jeszcze raz. Dokładnie, powoli. I będzie pamiętał o wszystkim. I ich zadziwi. Czuł, że jego źródło było przepełnione energią, którą miał zamiar wykorzystać niemalże w całości.
Zamknął ślepia, znowu wyciągając łapę. Jabłko zniknęło, a na jego miejscu miała pojawić się kolejna iluzja. Tym razem wyobraził sobie smoczą sylwetkę, w znacznie zmniejszonej wersji, bojąc się, że nie utrzyma całego smoka w pełnym rozmiarze. Smok miał podłużne ciało, cztery niezbyt umięśnione łapy, drobne skrzydła i wyjątkowo długi ogon. Jego szyja była masywna, nieco dłuższa niż u smoka zwyczajnego, zaś od czoła do połowy ogona ciągnęła się błona pławna, przerywana wyrostkami kostnymi, które miały ją utrzymywać. Łapy miały po cztery palce, zginające się w dwóch miejscach, zakończone szponami, obciągniętymi u nasady skórą, tak, by wyglądało to jakby szpony z niej wystawały. Pysk smoka miał być lekko zaokrąglony z obu stron, przy policzku, który był pełny, przechodząc u góry w oczodół. Para ślepi patrzyła na razie na wprost, miały kształt migdałów, były wypukłe; nad nimi pojawił się łuk brwiowy, lekko wystający, zaś jeszcze wyżej para długich uszu. Były uniesione na sztorc, zakończone spiczasto i dość cienkie. Maestu wyobraził sobie, że pysk nieco się wydłuża, zaokrąglił go na tym końcu, stworzył dodatkowo usta, oddzielające jedną jego część od drugiej. Na tej wyższej pojawiły się dwie kropki nozdrzy, małe dziurki, nad którymi pojawiło się lekkie zgrubienie. Czas na resztę szczegółów!
Łeb sam w sobie był dość mały; szyja tej samej grubości w miejscu, gdzie łeb się zaczynał, stawała się nieco grubsza, z widocznymi zarysami mięśni, które tak naprawdę były jedynie wypchanymi ciasno powietrzem pojemnikami obciągniętymi skórą. Miały po prostu wyglądać, imitować mięśnie, aby twór nie był całkowicie pusty w środku. Szyja stawała się coraz grubsza, aż w końcu rozszerzała się na tułów, klatka piersiowa była wyraźnie zarysowana, w miejscu gdzie zamieniała się w brzuch zwężała się, aby później znowu rozszerzyć na zadzie. Z przodu były barki, przechodzące w łapy, grube na początku, wystające ponad grzbietem, z delikatnie zarysowanymi mięśniami ciągnącymi się aż do łokcia. Ten był zaokrąglony, zginał się, przechodził dalej zwężając się coraz bardziej w łapy. Te były rozcapierzone, zakończone palcami, pomiędzy którymi skóra lekko wisiała, napinała się w miejscach, gdzie były kości. Łapa z drugiej strony była taka sama. Tylne łapy wyglądały nieco inaczej, udo było znacznie większe i łączyło się z zadem. Mniej więcej pośrodku obu łap znajdowało się kolano, wygięte; do tego miejsca łapa zwężała się, łydka była dość cienka, choć wciąż na tyle gruba by utrzymać cały ciężar smoka. Obie łapy były zakończone smoczymi dłońmi, które były podobne do tych z przodu, chociaż... nie do końca. Miały dłuższe kości, tak, żeby smok mógł bardziej się na nich oprzeć. Za to szpony i pazury pozostały takie same. Ogon również się zwężał, dość wolno, ponieważ był długi, nie był całkowicie kulisty, a jakby spłaszczony. Zakończony twardą, kulistą wypustką.
Ah, jeszcze błona pławna pomiędzy pazurami! Była delikatnie postrzępiona, na wpół przezroczysta, znajdowała się pomiędzy wszystkimi palcami. Podobnie postrzępiona była błona na grzbiecie, ciągnąca się nad kręgosłupem smoka.
Maestu wyobraził sobie łuskę; miała charakterystyczny, lekko kulisty z jednej, spiczasto zakończony z drugiej kształt, błyszczała się, była nieco śliska, wyjątkowo lekka. Poza tym biała i bardzo drobna, w końcu smok miał zmieścić się na jego łapie! Wyobraził sobie wiele takich łusek, które przylgnęły do iluzji, układając się w specyficzny dla gadów smoków, jedna przykrywała drugą, tworząc zwartą osłonę. Łuski rzucały drobny cień na te pod nimi; miały pojawić się na grzbiecie, ogonie, łapach, wyrostkach na których opierała się błona na grzbiecie oraz pysku smoka. No, i na górnej części szyi. Nie wszystkie łuski były tego samego rozmiaru, te na palcach, uszach, wokół oczodołów i nozdrzy były znacznie mniejsze od pozostałych, aby mogły osłonić całą powierzchnię o nieregularnym kształcie. Te na policzkach były nieco od nich większe, ale wciąż mniejsze od reszty. Na podbrzuszu łuski były miękksze, bardziej przylegające i miały inny kształt – były szerokie, prostokątne, ledwo widocznie zaokrąglone przy końcach. Również białe, nieco mniej błyszczące od tych na grzbiecie, ale wciąż gładkie. Miały pokrywać dół smoka; od miejsca, gdzie kończył się łeb a zaczynała szyja, aż do końca ogona. Były znacznie miękksze od drugiego rodzaju łusek.
Całe ślepia były czerwone, ale ta czerwień nie była jednolita, stawała się ciemniejsza w miejscu, gdzie po chwili pojawiła się czarna, podłużna linia. Para oczu była wilgotna, błyszczała się delikatnie. Maestu nie wydawało się, aby Mwanu chciał testować jego twór tak, jak jabłko, zwłaszcza, że była to jego miniaturka, ale na wszelki wypadek upewnił się, że ciało na całej długości, pod łuskami, było dość twarde, nie zapadało zapadało się pod wpływem dotknięcia, ale reagowało na nie w minimalny sposób odkształcając się.
Pachniało dziką różą i mokrą trawą, poza tym typowym dla Cienia zapachem. Smok miał stać, z lekko ugiętymi łapami, w bezruchu. Ogon opierał o łapę Maestu; jego klatka piersiowa miała wolno unosić się i opadać, w miejscu, gdzie był pysk powietrze miało być zasysane do środka podczas wdechu i lekko wypychane podczas wydechu. Miniaturka ważyła znacznie mniej niż jej odpowiednik w realnym świecie, mniej więcej tyle, co duży, mieszczący się w łapie kamień. Aby wyglądała na nieco bardziej żywą pisklak sprawił, że jej mięśnie ruszały się minimalnie, co jakiś czas łapy spinały się, końcówka ogona ruszała się na boki, zaś ślepia patrzyły przed siebie.
Wyciągnął nieco maddary ze źródła, znacznie więcej niż wcześniej, po czym tchnął ją w wyobrażenie. Moc zaszeleściła, zasyczała nieprzyjemnie, łapa zapiekła gdy dotknął nią wyobrażenia, we łbie zakręciło się tak, że stracił panowanie nad maddarą, nad tworem, nad wszystkim dookoła. Iluzja zamigotała na jego łapie, utrzymała się tam przez jakieś pięć uderzeń serca, po czym zamazała się, wszystkie parametry zmieszały się ze sobą, tworząc dziwnego stwora, zupełnie niepodobnego do Mwanu, który po chwili zniknął. Maestu oparł się drugą łapą o podłoże, przypadł do niego, z wciąż zamkniętymi ślepiami, biorąc ciężkie oddechy.
Łapa piekła, niesamowicie piekła, jakby właśnie ktoś włożył ją do smoczego ognia...
//stwierdziłam, że cieciowi się to nie powinno udać, nawet gdyby się bardzo skupił + fabularnie już wprowadzam konsekwencje drugiego atutu który chcę wziąć, niestabilny ^^
Licznik słów: 1286
A T U T YSzczęściarz
W przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) Atut daje automatyczny 1 sukces. Do użycia w pojedynczej akcji raz na dwa tygodnie w polowaniu/misji/jednym z etapów leczenia lub raz na pojedynek.
Mechaniczna przypominajka: darmowa nauka wybranej umiejętności specjalnej u Nauczyciela (po spełnieniu wymagań) z loterii świątecznej