Liściaste rozstaje

Niegdyś miejsce to nosiło miano Białej Puszczy, poświęconej Bogom oraz spokojowi, jednak z czasem natura zajęła wydeptane ścieżki i rozrosła się do ciemnych gęstwin, przez które smocze spojrzenie przedziera się z trudem.
Strażnik
Dawna postać
Drzewo
Dawna postać
Awatar użytkownika

Theme Obrazki Vibe
Obrazek
Drzewa nie chcą się zamknąć
Posty: 4467
Rejestracja: 03 kwie 2018, 18:41
Stado: Prorocy
Płeć: Samiec
Wzrost: 1.46m
Księżyce: 28
Rasa: Drzewny
Opiekun: Lato
Partner: Infamia Nieumarłych

Post autor: Strażnik »
A: S: 3| W: 4| Z: 2| M: 5| P: 2| A: 1
U: B,L,W,O,MP,MA,Kż,Skr,Śl,Prs: 1| A,MO: 3
Atuty: Regeneracja, Wytrzymały, Szczęściarz, Twardy jak diament, Utalentowany, Przezorny

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Okazjonalnie zdarzały się miejsca, które były w stanie uspokoić Strażnika, co w jego rozumowaniu oznaczało, że przejmował się swoim losem tylko trochę, a nie bardzo, tak jak zwykł robić na co dzień.
Do takich magicznych obszarów należały oczywiście te otoczone drzewami, najlepiej jak najstarszymi, które zdradzały najwięcej historii i koiły jego zmysły swoją majestatyczną formą. Kilka dojrzałych roślin znajdywało się także tutaj, dlatego zauroczony nimi Strażnik zwolnił na chwilę, już i tak nieco zmęczony marszem, którym wędrował tutaj aż od Ziemistego obozu. Pogoda była ostatnio coraz chłodniejsza, ale tak samo jak drzewa, był na tę zmianę obojętny, aż do czasu liściastych opadów, kiedy cała natura zaczynała martwieć w ślepiach. Przykrość tego okresu napawała drzewnego smutkiem i zmęczeniem, ale te jako jedyne pozwalały mu się zrelaksować, więc gdy przysiadł sobie tutaj, przed wysoką, łysiejącą rośliną, stadne życie, na parę chwil przestało go interesować.
W ten właśnie sposób zastygł, z wysoko uniesionym, nieco przekrzywionym łbem, śledząc wzrokiem każdy odrywający się od gałęzi liść.


Dodano: 2018-10-02, 13:18[/i] ]
Strażnik spodziewał się scenariuszu w którym jego spokój zostaje zakłócony przez innego smoka, choć mentalna wiadomość z wezwaniem o pomoc wykraczała poza jego wszelkie przygotowanie. Chłodny głos Przywódcy Wody natychmiast zarysował mu sytuację, na co drzewny poderwał się gwałtownie, jakby obecność równinnych w obozie, mogła wiązać się z zagrożeniem także tutaj. Ale... jak to możliwe? Co z tą barierą o której słyszał, czyżby była jedynie bujdą, migoczącą bez celu ścianą, która wcale nie była interwencją bogów, a jedynie jakimś mało spotykanym zjawiskiem atmosferycznym?
Naprawdę nie chciał się w to angażować. Pamiętał równinnych ze swojej podróży i chociaż z żadnym nie wdał się w walkę, stale spędzali mu sen z powiek, zmuszając do nieustannej zmiany lokalizacji. Być może dlatego nie mógł teraz dobrać sobie żadnego legowiska, podskórnie przeświadczony, że mądrzej było się nie przyzwyczajać.
Nie miał pewności dlaczego Nurt skierował wiadomość akurat do niego, ale choć podejrzewał, że nie miał być jego jedynym wsparciem, postanowił upewnić się, że Szabla także jest na bieżąco. Zapewne z tej racji, że Nurt mógł nie wiedzieć o zmianie przywódcy i prośbę o pomoc skierować do Zarannej, która zgodnie z tym co sama przyznała, nie miała już tej kondycji co dawniej.
Otrzymał dokładną lokalizację obozu, więc nie ociągając się więcej, wzbił się ponad drzewa, a potem wyruszył w prostej linii przez terytorium Cienia, aż na ziemię Wody. Dopiero będąc już w drodze, prędko sformułował mentalną wiadomość do Szabli ~
Nie wiem czy zostało ci to przekazane, ale przywódca Wody prosi o natychmiastowe wsparcie w swoim obozie, ponieważ został zaatakowany przez dużą grupę – nie sprecyzował liczby – równinnych. To nie do końca nasi sojusznicy, ale smoki zza bariery są wrogami dla wszystkich, dlatego lecę, żeby zorientować się o sytuacji~ W razie gdyby Pan nie wiedział o położeniu obozu, Strażnik skupił się na doinformowaniu przewodnika, w ten sam sposób, w jaki zrobił to Nurt.

//zt

Licznik słów: 473
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
♣ szczęściarz ♣
odwrócenie porażki akcji na 1 sukces
raz na walkę/polowanie/raz na 2 tygodnie w misji

♣ twardy jak diament ♣
stałe -1 ST do testów na Wytrzymałość
♣ przezorny ♣
+2ST do kontrataków przeciwników [color=#585858] [color=#755252] [color=#B69278] [color=#C63C3C] [color=#B88576]
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Na polanie zalegał śnieg. W lesie zalegał śnieg. Na smoku zalegał śnieg. Wszędzie zalegał śnieg tylko nie wokół ula zwisającego z gałęzi. Tam zalegał dym, bowiem pod ulem tliła się mieszanka ziół, całkiem solidnie z resztą kopcąca. Zapach który się unosił był z kategorii tych drażniących i powodujących lekkie zawroty głowy; rozbudzający i otępiający zarazem.
  Lód pociągnął łyk pikantnej herbaty z ciemnozielonej czarki. Odkładana ceramika brzęknęła cicho w kontakcie ze zmarzliną na pniaczku. Jego wewnętrzny zegar mówił mu, że minęło już dostatecznie wiele czasu.
  Przeprowadził już tyle prób na pojedynczych osobnikach, sprawdził wiele odnóg aż w końcu trzymał w garści tą najwłaściwszą. Poznał behawior, spędzając pełną dobę na uważnej obserwacji wnętrza. Biały kobierzec skrzypiał, gdy Uzdrowiciel zbliżył się do woskowego kokonu, z którego rozlegało się stłumione brzęczenie owadów niepewnych, dlaczego poczuły wiosnę tak przedwcześnie. Lód naciągnął na pysk gęstą plecionkę cienkich patyczków osłaniającą ślepia i nozdrza. Wsunął między wargi szeroki pasek skóry, sprawdził szczelność. Inaczej byłaby to głupia śmierć.
  Łapa zwieńczona fioletowymi szponami spoczęła delikatnie na ulu przerywając, jak miał nadzieję, nieuchwytną przez swą inność barierę pszczelej nadświadomości. Powoli, bez pośpiechu wrastał maddarą do wewnątrz. Umysł szukał czegoś nowego, tym razem odmiennego od zetknięcia z osłoną smoczych niezależnych centrów. Czas płynął inaczej, gdy takt wyznaczała wędrówka na wpół tylko fizyczna. Mógł tak stać ledwie parę uderzeń serca, choć może jednak stał pół dnia?
  Jest. Było to ledwie muśnięcie, efemera udająca czucie, lecz była. Nie pomylił się. Powinien poczuć jakąś radość, dumę, ale takie uczucia nic by nie wniosły. Ledwie postawił pierwszy krok, skupił się więc poszukując przyczyn. Źródeł.
  Więc tak to funkcjonuje. Im więcej pszczół dotykał maddarą, tym łatwiej było wyczuć ich zbiorową obecność. Och, ileż by teraz dał za poznanie metod przenikania przez bariery umysłu! Niemniej już teraz dało się posłać ku nim własne myśli, przynajmniej w teorii. Przesyłanie gotowej całości okazało się nonsensem- nieważne do jak wielu robotnic posyłał wizje, te tylko poruszały się do wnętrza kłębu na spodzie ula bądź zupełnie nie zwracały uwagi na obrazy, które przerastały ich pojmowanie. Oczywiście, źle się za to zabierasz. Nie myśl o nich jak o… Zrugał się, nie kończąc nawet tej żałosnej namiastki wewnętrznego monologu, zwracając zamiast tego swą uwagę ponownie na owady.
  Reakcja narastała, wpierw powoli później jednak coraz szybciej, zdradzając kaskadowy przepływ informacji. Intrygujące. Lód przegryzł i połknął rybi pęcherz wypełniony dawką dziurawca, zawczasu umieszczony na podniebieniu. Tik… tak… z precyzją wyćwiczoną do tego stopnia, że odmierzał czas z dokładnością swoich wahadeł, Remedium odmierzał przebudzenie się i wylot z ula szwadronu rozwścieczonych owadów. Przy pierwszych użądleniach wbił ogon z rozmachem w ziemię i syknął. Język boleśnie zatrzymał się na twardym, obślinionym już i obślizgłym pasku skóry. Skup się.
  Jedynie część wyleciała ze środka. A więc całość roju musiała podjąć decyzję. Lepiej zaryzykować nieudaną obronę przed drapieżnikiem niż skazać się na pewną śmierć z wymrożenia. Ciekawe, czy pozostało ich wewnątrz dokładnie tyle, ile jest w stanie utrzymać odpowiednie ciepło. Szkoda, że nie panował jeszcze dostatecznie dobrze nad swym źródłem. Łatwiej by mu się myślało, gdyby mógł odizolować się magiczną błoną od żądeł, utrzymując równolegle kontakt z rojem.
  Obraz pocięty gęstą siatką i drżący od obłażących go robotnic, usiłujących oślepić i wystraszyć, zafalował aż z bólu, gdy parę sztuk wcisnęło się pod przyciśnięte do boku skrzydło i użądliło wprost w zgięcie ciała. Ciche ryknięcie wyrwało się mimowolnie, stłamszone przez skórę trzymaną w pysku. No, dalej. Wracajcie wreszcie. W kalejdoskopie słanych ku rojowi doznań udało mu się wreszcie odnaleźć to właściwe. Zbiorowa świadomość, czymkolwiek by nie była, zaakceptowała jego kapitulację, choć Uzdrowiciel nawet nie pojmował, w jaki sposób ta informacja wślizgnęła się do jego łba. Pozostałe przy życiu osobniki zaczęły pospiesznie wracać do ula. Wyglądało to, jak ucieleśnienie jakiejś choroby ulatującej bezładnym wirem ze smoka ku zewnętrznemu ognisku zarazy.
  Gdy na tafli niebieskiego ciała nie pozostała już ani jedna wściekła rzęsa wodna, Uzdrowiciel wypluł skórę, zdarł maskę i pozwolił sobie na jeszcze jedno jęknięcie, gdy maddara zaczęła wyciskać żądła z ran. Mało delikatna i czyniona od zewnątrz „operacja” przedzierała się przez przemijające znieczulenie jak wcześniej same ukłucia. W końcu wycofał się na środek polany i zaczął nacierać ciało śniegiem, spełniony chyba po raz pierwszy od dnia przesilenia. Cisnął śnieżką w ziołowe kadzidło pod ulem, by ostatecznie je zagasić i pozwolić owadom wrócić do naturalnego stanu.
  To był pierwszy udany eksperyment odkąd utracił Ojca a dla Remedium znaczyło to naprawdę wiele.

Licznik słów: 719
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Wszędobylski śnieg przypominał Miękkiej o wietrznych, zimnych szczytach rodzinnych gór. Tutaj, wiatr wiał jedynie na otwartej przestrzeni, a w lasach rzadkością było poczuć jego lodowate podmuchy wdzierające się w miękkość futra. A choć pozornie było to zaletą, czarnofutra tęskniła za znajomymi doznaniami. W świecie, do którego dotarła wszystko było inne. Inne nawet od tego, co mówił jej Arran, pomimo, że nie mylił się, co do panujących tu zasad. Mylił się jednak odnośnie smoków, odnośnie utopijnego ich życia pozbawionego trosk i wojen. Miękka nie miała o to żalu. Nie była zawiedziona, po prostu czuła się... obco. Zrezygnowała z życia, które znała, porzuciła wszystko, by znaleźć sobie nowe miejsce.
Żadna zmiana nie jest łatwa.
Zaczęcie wszystkiego od początku było jednak dużo trudniejsze niż sądziła. Poczucie osamotnienia nigdy nie odtykało jej bardziej niż tutaj, wśród wszystkich tych, których od niedawna powinna zwać rodziną. Jak jednak można było zwać obcych rodziną? Jak miała zawierzać im siebie, kiedy nic jej z nimi nie łączyło? Była rozdarta pomiędzy powinnością wobec Arrana, a swoimi obawami. Czy Wolne Stada naprawdę były miejscem dla niej – smoczycy z gór? Serce Miękkiej nigdy nie było tak puste jak teraz. Tak tęskniące i drżące przed nieznanym, a przecież nie zwykła się cofać. Arran uczył ją niezłomności i spokoju wobec przeciwności losu. Nigdy wcześniej jednak nie zostawił jej samej.
On już nie wróci.
Westchnęła płytko. Z nad jej pyska uniósł się obłok pary i osiadł kropelkami nad nosem, szybko perląc się kryształkami lodu. Nie wróci. Odszedł do gwiazd. Została sama i powinna stawić czoła swoim lękom. Dotarła do Wolnych Stad, a to było wystarczająco dużo. Teraz musiała po prostu... zacząć żyć, nawet jeśli nigdy wcześniej nie żyła wśród tylu smoków.
Gałęzie drzew ciężkie były od białego puchu, a niemrawe podmuchy wiatru od czasu do czasu strącały go i opadały skrzącymi się drobinkami na puszyste, czarne futro melancholijnej smoczycy. Śnieg skrzypiał pod jej łapami. Miarowy chrobot odmierzał kolejne kroki.
Cisza.
A potem jej głos, miękki, ciepły, smutny, zaintonował piosenkę i poniósł się echem wśród wyniosłych pni.

*Moje serce
zmienia swój kształt
Większe jest niż ja
Od nagłych wzruszeń pęka już
Pomóc nie mogę mu

A czas
płynie jakby nigdy nic
głośno liczy moje łzy
w jego ręce oddam się
nim przyjdziesz po mnie ty
a kiedy wreszcie już
stanę z Tobą twarzą w twarz
powiem Ci
jak było tu Ciebie brak
jak było...

Zamilkła nagle, urywając wpół wersu, wyczuwając w powietrzu ostrą, nieznaną woń. Zatrzymała się, przymknęła oczy, zdając się na węch. Wyraźny zapach spalonych ziół drażnił jej nos, sprawiając, że z łatwością mogła za nim podążyć. Ale czy chciała? Nigdy wcześniej nie czuła takiej woni. Skąd mogła się wziąć w środku zimy? A może ktoś potrzebował pomocy? Rozchyliła powieki i po chwili wahania, analizowania wszelkich możliwych scenariuszy, obmyślania "za i przeciw", ruszyła ostrożnie w kierunku zapachu. Szła nieśpiesznie, ale nie próbowała się skradać. Chciała przede wszystkim zobaczyć źródło niepokojącej woni, ale gdyby zastała tam jakiegoś smoka, nie chciała zostać uznana za intruza. Ostatecznie więc, wychynęła spomiędzy pni całkiem jawnie, obficie przyprószona śniegiem.
To, co zobaczyła pod jednym z drzew było bez wątpienia... dziwnym obrazkiem – smok nacierający się śniegiem...
Przystanęła obok wyniosłej, bezlistnej lipy i obrzuciła nieznajomego, granatowego samca spojrzeniem pełnym ostrożnej ciekawości. Widziała ul, wokół którego brzęczały dziwnie poruszone jak na te porę roku, pszczoły, ale widziała również przygaszone ognisko, pienie i parującą czarkę ustawioną na pieńku... no i oczywiście jego, syczącego pod nosem, który nabierał kolejną garść białego puchu i przykładał do ciała. Czy to możliwe, że pożądliły go pszczoły? W zimę?
Odchrząknęła lekko, starając się skupić jego uwagę.
Czy wszystko w porządku? – W jej głosie dało się wyczuć szczyptę zawahania, choć wyraz pyska był doskonałym obrazem spokoju i neutralności. – Potrzebujesz pomocy? – Nieznacznie przechyliła głowę, przymrużywszy szaro-błękitne ślepia.

*fragment "A kiedy tęsknię" Lipnickiej.

Licznik słów: 627
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  W ostrym zapachu ziół kłębiła się słodsza, rześka dźwięczność herbacianych nut. W suchym powietrzu zimy tańczyły sypkie promienie śnieżnych płatków, uciekając ku ziemi- byle dalej od śmiertelnego ciepła gadziego ciała pochłaniającego właśnie miriady ich sióstr. W przygasłym brzęczeniu ula jak w miodzie tonęły swym chrzęstem różnoniebieskie łuski i wiatr, zawodzący cicho na gałęziach drzew i rogów. Zimno poświstywał w plamach zamarzłego listowia, w skręconych przestrzenią dziwną fioletowych krzywiznach świdra wieńczącego kobaltowy ogon.
  W tym wszystkim natomiast wibrowała miękko smutna melodia, której przesączonym w zatraconej tęsknocie tonom zdawały się odpowiadać pnie drzew, wznoszące unisono odzew swych ech. Śnieg wzmocnił swój opad, jakby chcąc być bliżej i samemu posmakować myśli smoczycy o rzeczach niezmiennych i minionych na wieki. Lód kontynuował wtenczas swoją kurację, pozwalając by przybyła sama podjęła wygodną dla siebie postawę lub minęła go, jeśli wolała przejść i kontynuować swoje przeżycia w samotności. Tą ostatnią potrzebę zrozumiałby jak nikt inny.
  Pszczeli jad stłumiły kolejne dawki białego zimna, oferując Uzdrowicielowi klarowność myśli gdy organizm walczył z toksyną. Pochwycił w łapę jeszcze jedną garść śniegu i strzelił językiem by zebrać informacje o autorca pieśni nim zareagował na pytanie, niespiesznie odwracając się frontem do ciemnofutrej. Skinąwszy lekko łbem, by uspokoić pierwszą niepewność smoczycy, odruchowo pozostawił go lekko podanym ku lewej. – Tak można powiedzieć. To, co ma prawo być w porządku, takim jest. – Oplatał rozmówczynię spojrzeniem ukrytym pod chmurą grzywy oprószonej mroźną bielą, rozwiązując ile się dało z zagadki Bezłuskiej. – Jednakże dziękuję za troskę. Kończąc twoją ciekawość natomiast, skoro zdałaś się tak zaskoczona moim schładzaniem użądleń: słusznie podejrzewasz. – Sięgnął do swojej torby i wyjął z wnętrza mieszek, z którego wysypał na złożone szpony mały kopczyk herbacianego suszu. – Starałem się dotknąć umysłu pszczelego roju. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, tak właśnie jest: pszczoły posiadają coś na kształt wspólnego życia spajającego je w jeden organizm. Spójrz. – Nieoczekiwane spotkanie z drugim smokiem stanowiło doskonałą wymówkę, by ponownie sięgnąć myślą ku owadom. Doświadczenie to było bowiem dla Remedium doprawdy niesamowite.
  Ułożył delikatnie swą łapę u podstawy woskowej poczwarki a drugą wyciągnął w przeciwnym kierunku, trzymając w niej wciąż słodkie płatki i listki. Maddara znów sięgnęła ku pszczołom, lecz tym razem Lód wysycił swój przekaz obietnicą. Wyleciała zaraz pojedyncza zwiadowczyni. Pewna siły swych sióstr pszczela robotnica leciała tuż przy gadziej skórze, zygzakiem dążąc wprost ku obiecanym zapasom. Chwila moszczenia się pośród dobrodziejstwa i samotny zwiadowca powrócił do matni. Niedługo przyszło tak stać Remedium w ciszy, gdyż zaraz z ula wyleciało dobrych trzydzieści owadów. Niektóre leciały, niektóre wręcz bez obaw przechodziły przez ramiona i środek kobaltowej piersi chłonąc ciepło spod łusek, byleby dotrzeć na miejsce i zebrać część przyobiecanego ich rojowi pożywienia. Żółto-czarny sznur wił się w locie i w pełzaniu a Lód niezwykle powoli złożył szpony, lecz teraz nawet to nie wywołało żądlenia. Robotnice tylko zaczęły szukać wejścia przez szczeliny między nimi, aż wreszcie ostatni kawałek daru został zebrany i zniknął w małym królestwie wraz z opieszałą pszczołą.
  – Niezwykła cecha, nie sądzisz? Zdolność do pojmowania potrzeb reszty swych współplemieńców. – Remedium cofnął się wstecz, odsłonił pokrywkę z granitowej, grubościennej misy i nabrał zeń naparu herbacianego do turkusowej czarki. Zebrał włąsne naczynko z pniaka przykulonego w mrozie tuż obok i zaoferował napitek przybyłej. – Proszę, poczęstuj się. Krzepi choćby samą esencjonalnością zapachów. – Głos miękki, chłodny i neutralny znamionował pewność wynikającą nie z postawy a ze świadomości wypowiadanych słów. – Ten napar nie jest szkodliwy, masz na to słowo uzdrowiciela. – Dodał, jeśli tylko dane mu było dostrzec niepewność u obcej. Choć teraz nie do końca obcej, w końcu zdołał już ustalić pewne fakty o smoczycy.
  Ukłucie w skroniach i drętwość w łapach uderzyły bez ostrzeżenia, pole widzenia przesłonił gwałtowny puls płynnej czerni. Samica nie miała zbyt wiele czasu by odebrać czarkę, gdy Lód był zmuszony jak najszybciej odstawić oba naczynka byle gdzie, w zaspę obok. Sukcesem było chociaż nie uronienie naparu, gdy z góry skazana na porażkę była próba zamaskowania nagłego ataku. Udał jednak, jakby tylko chciał pochylić się i sztywnym przesunięciem łapy odnalazł w śniegu kawałek skóry i koszyk na pysk. Sapnął, czując wciąż wiszący przy ziemi kwaśny posmak jadu. Ile pszczół mogło go użądlić? Trzysta? W puchu wciąż tkwiły kopczyki z żądłami które wycisnął z ciała. Wrzuciwszy sztywną od zamarzniętej śliny skórę i plecioną osłonę do torby, Remedium uniósł łeb i ponownie sięgnął po gliniane czarki.
  – Twoja pieśń. Jak dawna tkwi w niej strata, jeśli wolno spytać? – Wyprostował się i oparł nieznacznie bokiem o pień drzewa, zbywając sytuację milczeniem. Północna zdawała się trwać pod zbyt silnym imperatywem niesienia pomocy, by zaprzątać ją taką głupotą. Nie dość że jad był słaby i tylko dawka dożylna przyniosła taki skutek, to i Lód nie trawił u siebie przyjmowania nieproszonej pomocnej łapy. – Jeśli wolisz zachować to dla siebie, może zechcesz dla odmiany opowiedzieć mi nieco o górach północy? – Sposób, w jaki smoczyca stawiała kroki i w jaki przenosiła ciężar ciała: te i wiele więcej detali świadczyło o tym, że nie niziny stanowiły jej środowisko. Teraz spoglądał wprost w szare oczy poszukując śladów tego, co słyszał w jej melodii. Któż lepiej od niego pojmował, czym jest strata najdroższego opiekuna? Mrugnął krótko, gdy wewnętrzne spojrzenie zatrzymało się na wizji Wędrowca dokonującego swych dni w braterskiej krwi. Zaraz jednak odwołał tą marę, bowiem czerwie drążące ciało nie powinny wypełzać na powierzchnię. Hmm… sposób, w jaki czarna wojowniczka układała skrzydła… Lód przełożył czarkę do drugiej łapy, pociągnął łyk pełny zapachów i odstawił naczynko na bok.
  – Nie umiesz latać. Życzyłabyś sobie odmienić ten stan rzeczy? – Półkole zakreślone ogonem przeciągnęło pytanie w oczekiwaniu na odpowiedź. W przypadku zainteresowania smoczycy Uzdrowiciel Wody wyciągnął ku niej jedno ramię. – Pozwolisz? Chciałbym ocenić czy po tylu księżycach bez lotu umięśnienie twoich skrzydeł nie jest zbyt zesztywniałe i nierozciągliwe by rozpocząć od pełnego lotu. – Ponownie, tym razem w całkowitym bezruchu, poczekał na jakiś znak od smoczycy.

Licznik słów: 968
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Miękka nie znała zapachu palonych ziół ani słodkiej woni herbaty. Wszystko wokół błękitno-grzywego samca było dla niej obce, łącznie z nim samym. A jednak ten przedziwny obraz w jakiś sposób ją urzekał. Czy może raczej... fascynował. Ani ona ani Arran nie używali narzędzi, a jedyne zioła jakie stosowali, to zgnieciona na miazgę babka, nakładana na wszelkie rany. Nieznajomy zaś miał wokół siebie mnóstwo drobiazgów, sugerujących jego zmyślność w konstruowaniu rzeczy. Miękka naturalnie właśnie jemu przypisała stworzenie rozstawionych wokół misek, czarek i torebek. Smoki przecież, raczej nie potrzebowały dodatkowych narzędzi. Miały w końcu chwytne łapy o ostrych szponach i paszcze pełne zabójczych kłów.
Kiedy samiec się odezwał, Miękka rozluźniła się i nieznacznie, bardziej w odruchu niż z faktycznej chęci, wysunęła pysk ku niemu. Nieznajomy wymawiał słowa w przyjemny dla ucha sposób, spokojnym głosem, który pomimo dziwacznych okoliczności, skutecznie uspokajał jej obawy.
Ciekawie, choć z rezerwą, przypatrywała się z daleka wysypanym na łapę, suchym, wonnym liściom. Cóż za dziwne spotkanie. Odkąd przybyła do Stad, wszystkie smoki jakie spotykała na swojej drodze, wydawały się być niezwykłymi indywiduami. Każdy w jakiś sposób ją zadziwiał – Tajemnica grą swoich kłamstw, Tembr życzliwością i swobodą pomimo statusu przywódcy, Tejfe otwartością i łagodnością pomimo należenia do stada Cienia, a Neptun swoją gadatliwością, przedziwnym słownictwem i opowieściami o morzu. Ostatecznie więc, nie powinna dziwić się kolejnemu, nietypowemu smokowi, ale z drugiej strony... jaki był więc ten typowy smok?
Nim zdecydowała się zbliżyć, samiec zdążył przyłożyć łapę do pszczelego domu i wywołać z niego jednego z mieszkańców. Miękka zatrzymała się tuż przed granatowo-łuskim, z wolna przenosząc spojrzenie z jego pyska na łapę i ul.
Stali w ciszy przerywanej jedynie brzęczeniem niewielkich skrzydeł owadów. Północna, balansując jeszcze na granicy ciekawości i ostrożności, obserwowała jak kolejne pszczoły opuszczają swój dom i śmiało lądują pomiędzy pazurami samca. Ale im dłużej obserwowała ich jaskrawo żółte ciałka oblepiające granat łusek, tym większy rodził się na jej pysku... zachwyt. Wszak rysujący się przed nią obraz był niezwykły i godny zapamiętania. Ile razy mogła mieć jeszcze okazję, by ujrzeć coś podobnego? Gdy więc ostatnia z pszczół zniknęła w ulu, Miękka odprowadzała ją wzrokiem, urzeczona i w końcu pozbawiona wcześniejszej rezerwy.
Nigdy nie zastanawiałam się nad życiem pszczół – przyznała cicho, w zamyśleniu, jakby nie chciała płoszyć drobnych istot. Potem, zdając sobie sprawę z własnego, niemal pisklęcego rozmarzenia, zamrugała szybciej i poprawiła skrzydła na grzbiecie, jakby chciała skorygować postawę do takiej, której zawsze ją uczono. Gdy zaś skupiła wzrok na nieznajomym, znów zdawała się uważna i zdecydowanie poważniejsza. Gdzieś jednak w głębi jej ślepi wciąż czaiła się ujmująca łagodność.
Kiwnęła głową, zgadzając się ze słowami smoka.
Sądzę jednak, że wszystkie istoty żyjące w społecznościach mają zdolność do postrzegania potrzeb swoich współplemieńców, niektóre tylko bardziej rozwiniętą. A niektóre po prostu ignorują te potrzeby. Sądzę nawet, że im bardziej rozwinięta istota, tym bardziej skupia się na jednostce, na sobie – zauważyła, podążając wzrokiem za ruchami rozmówcy. – Dlaczego wcześniej cię pożądliły, skoro teraz obchodziły się z tobą tak delikatnie? – zapytała po krótkiej pauzie, bo właśnie to intrygowało ją najbardziej. Nie miała przecież pojęcia na czym polegało "dotykanie umysłu pszczelego roju".
Gdy nieznajomy wręczał jej czarkę, chciała ją przyjąć, choćby jedynie po to, by móc dotknąć przedziwnego narzędzia do czerpania wody. Ale w momencie, gdy sięgała ku niej, samiec zachwiał się, skrzywił, sprawiając, że północną momentalnie opuściło przyjemne rozleniwienie. Serce mocno uderzyło w jej piersi, dając dojść do głosu instynktom – silnej potrzebie niesienia pomocy. Poderwała się gwałtownie, błyskawicznym ślizgiem wsuwając bok pod próbującego odstawić czarki, samca. Ona nie przejmowała się naczyniami i ich gorącą zawartością, która przy tym gwałtownym ruchu i potrąceniu trzymającego je smoka, mogła wylać się na jej grzbiet. Liczyło się to, by osłabiony nieznajomy nie legł w zimny puch... jakby to w jakiś sposób mogło uczynić mu krzywdę. Pod względem opiekuńczości, Miękka była bardzo... miękka. Wtedy przestawała analizować każdy ruch i słowo, skupiając się jedynie na zażeganiu niebezpieczeństwa. Pod tym względem była przejmująco naiwna.
Może zabiorę cię do uzdrowiciela, albo jakiegoś wezwę? – zapytała, czując ciężar ciała przedramion samca na swoim grzbiecie. Jednak był on zaskakująco nieduży, sugerując, że wbrew temu, co sądziła Miękka, nieznajomy nie był aż tak słaby, by zemdleć. Zresztą już po chwili cofnął się, powracając do przerwanej czynności. Zaalarmowana północna wyprostowała się i uważnym spojrzeniem taksowała jego sylwetkę, jakby chciała dopatrzeć się kolejnej oznaki słabości. To nie była jej sprawa, oczywiście. Arran wiele razy ganił ją za nadgorliwość, ale nauczył ją też, że smoki bywają uparte i często nie chcą przyznawać się do trapiącego je bólu. Cóż, przynajmniej Arran taki był. Miękka mogła wnioskować wiec, że inni również mogli mieć podobne, głupie pomysły.
Granatowo-łuski był dla niej obcy, ale nawet gdyby byli wrogami, smoczyca nie potrafiłaby odwrócić się i odejść, nie udzieliwszy wsparcia. Być może ta bezinteresowność kiedyś się na niej odbije, ale na razie... była tą samą, pozornie chłodną i zdystansowaną smoczycą, która w piersi nosiła wielkie i miękkie serce.
Samiec zbył sytuację milczeniem, sprawiając, że w głębi ducha północna poczuła konsternację. Nie lubiła się narzucać, nawet jeśli wiedziała, że należało. Nie skomentowała jednak. Przyjęła czarkę, z miłym zaskoczeniem stwierdzając, że jej ciepło przyjemnie ogrzewało łapę. Wciąż jednak obserwowała nieznajomego z przedziwną troską obrońcy, a przynajmniej dopóki nie zadał pytania. Wtedy drgnęła lekko, nieco odchyliwszy puchate uszy. Nie sądziła, że słyszał jak śpiewała. Nie sądziła też, że domyślił się jej straty.
Uśmiechnęła się melancholijnie i pokręciła głową, strącając przy tym część śniegowych płatków, które osiadały między pokaźnymi rogami i na długości pyska.
To nic, o czym nie mogła bym mówić – odparła, powoli przysiadając na tylnych łapach. – Mój opiekun odszedł... – zmrużyła ślepia, patrząc gdzieś ponad barkiem smoka, w przestrzeń cichego lasu. – ...Jakieś dziesięć księżyców temu. Był już bardzo stary – dokończyła w zamyśleniu, unosząc naczynie do pyska i powoli wciągając w płuca nieznaną woń. – Ale o górach również mogę ci opowiedzieć. – Zerknęła znad czarki, a potem zanurzyła koniec jęzora w ciepłym płynie. Cierpkie... lekko słodkawe.
Zauważyła wpatrujące się w nią złociste ślepia, więc odwzajemniła spojrzenie. Nie wydawała się pogrążona w żałobie, przynajmniej nie teraz. Zupełnie, jakby mimo nuconej wcześniej pieśni, chciała ukryć smutek głęboko w sobie.
Kolejne pytanie znów ją zaskoczyło. Tym razem do tego stopnia, że zmarszczyła nieco brwi, przyglądając się samcowi jakby był jakimś niespotykanym okazem zwierzęcia.
Tak. Skąd wiesz? – Nie próbowała ukryć ciekawości. Ale z drugiej strony, samiec był uzdrowicielem, pewnie znał się na smoczej anatomii i potrafił wywnioskować to z jej postawy, lub ułożenia skrzydeł.
Z wolna pokiwała głową, gdy wyciągnął łapę, a nawet rozłożyła skrzydło w bok, niemal na całą długość. Pióra zaszeleściły miękko, ukazując majestat czerni w całej okazałości. Gdy tylko Lód dotknął ramienia jej skrzydła, mógł wyczuć, że miał rację. Mięśnie północnej były słabe i raczej niezdolne w tej chwili unieść jej w powietrze.

Licznik słów: 1122
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Prawdą jest, że smoki w absolutnie wszystkich codziennych czynnościach mogły poradzić sobie same, bez pomocy dzieł swoich łap. Jednakże jak daleko od przetrwania i szczęśliwego „zwyczajnego życia” możemy się wtedy oddalić? Ciała tych gadów, choć przesycone wieloma wspaniałymi cechami- wciąż miały swoje limity. Oczywiście maddara pozwalała realizować wszystko, co tylko jest w stanie wytworzyć smocza wyobraźnia, lecz bezmyślne szastanie energią własnego źródła leżało w domenie ignorancji. Poza tym twory imaginowane mają to do siebie, że przeinaczają rzeczywistość. Tak więc tendencja do tworzenia rzeczy narosła u Kobalta z potrzeby poznawania świata jakim jest; na początku również z potrzeby kompensowania ułomności pisklęcego ciała. Z czasem wytwarzanie dodatkowych narzędzi stało się swoistym nawykiem, wręcz przyjemnością płynącą z przenoszenia eksperymentów naukowych na grunt praktyczny.
  Efekt? Poza wodą mógł się napić i herbaty. Potrafił zamienić surową glinę w szkliwioną, kolorową skorupę. Kiedy inne smoki potrafiły się orientować w czasie prawie wyłącznie poprzez położenie Złotej Twarzy i bicie własnego serca, on mógł podzielić dobę na precyzyjne odcinki z wykorzystaniem zwykłego wahadła, przy okazji posiadając dowód na to, że ziemia pod ich stopami nie jest nieruchoma.
  Bowiem wiedzy nie zdobywa się wyłącznie po to, żeby coś z niej uzyskać. W przeciwieństwie do kamieni szlachetnych jest wartością sama w sobie.
  – Poprzednim razem przesuwałem ku pszczołom rozmaite wrażenia. Tym razem przekazałem im obietnicę pożywienia oraz informację, jak do niego dotrzeć i utrzymywałem ten kontakt, by rozpoznały we mnie informatora i mnie nie żądliły. – Przyglądał się, jak szereg wrażeń przesuwa się przez pysk smoczycy. W końcu- jak wraca nań jakaś głęboko zakorzeniona maska godności, uprzejmej, chłodnej uwagi oraz swego rodzaju zdecydowanej łagodności. Ciekawe, kim by była bez tej wpojonej postawy i jakie w przyszłości przyniosą skutki te przebłyski jej wrodzonego charakteru. Właśnie dzięki temu jej osoba zyskiwała kolejny wymiar, czyniąc ją kimś potencjalnie niebagatelnym.
  – Hmm… masz rację. Z tym że, jak pokazuje teraźniejszość Wolnych Stad, smoki tak bardzo skupiają się na sobie, że aż zamykają się w skorupce własnej codzienności. Zero wymiany informacji, każdy trzyma co wie dla siebie, wszystko dzieje się ślamazarnie. W międzyczasie wokół nas zbierają się jacyś nieznani wrogowie i kiedy my jak niezgodne stadko baranów bodziemy się między sobą, oni spokojnie atakują nasz obóz, włażą na tereny, szpiegują, zbierają informacje, planują. Słyszałaś o tym, że obce smoki zaatakowały obóz Wody? A o tym, że jeden z nich miał torbę ze smoczej skóry? Ktoś cię ostrzegł przez ludźmi i krasnoludami, którzy są łowcami smoków i mają chodzić po naszych terenach z grotami nurzanymi w śmiertelnej truciźnie? Ktokolwiek wspomniał ci o niedawnym zniszczeniu Jaskiń Proroków przez ożywionego obcą magią Skalnego Giganta, o „chorobie” toczącej barierę Naranlei, o tajemniczej sferze odkrytej wewnątrz tych jaskiń i o milczeniu, jakby zaginięciu bogów? Podejrzewam, że nie. Ja nawet nie mogę dowiedzieć się, co się stało z prorokinią która powinna gdzieś być. Nie było jej na pewno w jaskiniach gdy Gigant przeistaczał je w rumowisko. Dodajmy, że od tego czasu minęło kilkanaście księżyców. – Wszystko to wypowiadał głos spokojny i chłodny. Lekko zamyślony uzdrowiciel zdawał się całkowicie oddany przygotowaniu herbaty i towarzyszącym temu rozważaniom.
  Reakcja nieznajomej była cokolwiek… przesadzona, to fakt. Ale też po dotychczasowych obserwacjach smoczycy spodziewał się czegoś takiego. Szybko objął gliniane usta czarek błonami z maddary, by gorący napar nie wylał się na jej futro. Jakoś mimo chwilowej ciemnoty wywołanej jadem pszczelim udało mu się przywołać bliźniacze twory. Naczynka padły więc nieszkodliwie w śnieg i nawet zawartość ocalała, stając się herbatą wstrząśniętą, niemieszaną.
  Lód w odpowiedzi na sugestię wzywania uzdrowiciela tylko pokręcił łbem i wrócił do przerwanego wątku. Najlepiej będzie po prostu pokazać smoczycy, że nic wielkiego mu się nie stało. – Dziesięć księżyców temu.. z pewnymi stratami ciężko jest się chyba oswoić aż do chwili, gdy samemu zbliżamy się do dołączenia do utraconych. A wtedy sami stajemy się utraconymi dla innych, więc śmierć ma irytujący nawyk zmuszania nas do… nawet nie do wyboru, tylko do akceptacji tego przeskoku pomiędzy smokami z naszej przyszłości gdy żyjemy a tymi z przeszłości gdy odejdziemy. – Dopóki nie umarł Słońce, Lód starał się w skrytości odnaleźć metodę by chociaż zrównać wiek ojca ze swoim, by mogli wspólnie żyć i wspólnie umrzeć. Kiedy już nawet pogodził się z wolą Przyjaciela, uderzyły go okoliczności jego śmierci. Był w stanie zrozumieć rozmówczynię o tyle, że dla niego własny Ojciec był jednym z niewielu którzy faktycznie mieścili się w mało pojemnej sferze uczuć Kobalta i tym, który zajął tam największy obszar. Jakże chłodnego analityka drażniło, że nie miał nad sobą przez jakiś czas pełnej kontroli. Może uczucia nie były zaprzeczeniem racjonalności, lecz emocje już jak najbardziej.
  – Chętnie kiedyś o nich posłucham. Eksploracja jaskiń jest mi bardzo bliska i chciałbym porównać góry północy do tutejszych, choćby za pośrednictwem opowieści. – Przynajmniej tymczasowo, dopóki sam nie wyruszy w końcu na większą wyprawę poza tereny Wolnych, co było dlań w zasadzie tylko kwestią czasu.
  Uniósł kącik pyska w lekkim samozadowoleniu widząc reakcję samicy. – Nauczyłem się patrzeć a nie tylko obrzucać przelotnym spojrzeniem. To wszystko. – Czarka ponownie stała na uboczu a Lód złapał w pewnym chwycie skrzydło smoczycy. Uciskając okolice stawów i sunąc wzdłuż rozłożonego skrzydła wyczuwał jak spod łapy ugniatającej ciało uciekają mu włókna mięśni i więzadeł nienawykłe do pracy, lecz wciąż całkiem elastyczne, na szczęście. Na koniec z doskonałą obojętnością właściwą uzdrowicielom przesunął łapę tuż poniżej klatki piersiowej, gdzie mocno nacisnął. Ruchy były gładkie i płynne, by futro smoczycy nie dostawało się pomiędzy jego łuski i nie wyrywało z ciała. – Spróbuj spiąć mięśnie jak najmocniej. – najważniejsze płaty torsu okazały się całkiem sprawne. – Dobrze. Widzisz, tak naprawdę większość siły potrzebnej do pociągnięcia skrzydeł w dół powinno się brać ze skurczu tych dwóch mięśni piersiowych. Nie ćwiczyłaś ramion skrzydeł w miarę dorastania, więc ciężej będzie ci manewrować w powietrzu na chwilę obecną, gdyż wtedy faktycznie wymagana jest siła w samych skrzydłach. Z przelotami jednak w zupełności powinnaś sobie poradzić, co najwyżej samo wzbicie się w powietrze i lot na niskich pułapach będą dla ciebie trudniejsze, lecz to z czasem minie, gdy mięśnie nadgonią resztę ciała. – Cofnął łapę i odsunął się na środek polanki, uzupełniając czarkę herbatą. Pociągnął spokojny łyk i kontynuował.
  – Najpierw spróbujmy nieco cię rozgrzać. Nie chcę poświęcać czasu na leczenie zerwanych ścięgien albo wydrapywanie cię z ziemi, jeśli coś ci się zerwie w trakcie lotu. – Kolejne spokojne siorbnięcie. – Wyprostuj skrzydła i zacznij unosić je do góry. Chcę, byś spróbowała je unieść jak najwyżej, staraj się zetknąć je koniuszkami nad swoim grzbietem. Choć w tej chwili tego nie osiągniesz, to i tak próbuj… dobrze, stój tak i trzymaj. – Dopił napar w niespiesznym tempie obserwując poczynania samicy, po czym wrócił po dolewkę. Dopiero stanąwszy ponownie w poprzednim miejscu odezwał się ponownie. – Opuść skrzydła. Pomachaj nimi, wyprostuj, złóż, daj mięśniom odpocząć. A teraz złóż je na grzbiecie i zetknij czubkami… i zacznij prostować bez odrywania ich od siebie, najwyżej jak potrafisz. Wyczuj ten punkt który utrzymasz. – Znów zapanowało bezwzględne milczenie, przerywane może co najwyżej sapnięciami smoczycy, która właśnie odkrywała że stanie w miejscu może być niezwykle wyczerpujące. Lód osuszył niespiesznie swoją czarkę i oczyścił śniegiem.
  – Dość. Rozluźnij skrzydła i napij się. Cała misa naparu jest twoja, jeśli sobie życzysz, tylko radzę nie przesadzać bo zaraz znajdziesz się w powietrzu. – Oparł się o pień pszczelej lipy i zaczekał, aż czarnofutra odzyska nieco sił. Nie za długo jednak, by rozgrzewka nie poszła na marne. Znów wyszedł na środek polany.
  – Sądzę, że umiesz robić wyskok? Żeby wznieść się do lotu musisz wybić się z przednich łap, rozwinąć równocześnie skrzydła, po czym synchronicznie wybić tylne łapy i wykonać pierwsze, mocne pociągnięcie skrzydeł. Trochę jak do stójki, lecz wybicie z tylnych kończyn musi być silne. Kontroluj oddech: wykonaj wdech na początku i wydech wraz z ruchem skrzydeł. Ogon powinien wygiąć się łukowato, zmieniając ten łuk możesz przesunąć ciężar ku górze lub ku dołowi, wyczujesz o co chodzi. Tyle gadania, spójrz jak to wygląda. – Ustawił się bokiem do smoczycy i wykonał kilka powtórzeń, wznosząc się na dwa-trzy uderzenia i opadając na ziemię. Przy okazji mogła obejrzeć ostatnią fazę lądowania. Remedium wykonywał wszystkie ruchy najwolniej, na ile mógł sobie pozwolić by wzniesienie się w powietrze wyszło poprawnie a ponieważ sam do najwytrzymalszych nie należał, zaraz czuł ciepło rozlewające się po ciele od wysiłku. Szczęśliwie jego anatomia, w dużej mierze odziedziczona po powietrznych przodkach, dawała mu mniejszą niż u większości smoków masę sprawiając, że mógł mimo zmęczenia wzbijać się tak choćby i pół wędrówki słońca. W końcu wzbicie się i lądowanie stanowiły tak naprawdę najbardziej męczącą fazę zaraz obok ciasnych akrobacji oraz walki z trudną pogodą.
  – Teraz ty spróbuj. Gdy tylko ci się to uda, od razu wykonuj następne pociągnięcia, postaraj się wzbić nieco wyżej. Tuż przy ziemi ciężko się lata ponieważ jest mało powietrza od którego możesz się odepchnąć wzwyż. Tylko nie przesadzaj w drugą stronę, bo powietrze na wyższych wysokościach jest rzadsze. Dołączę do ciebie, gdy tylko znajdziesz się na wysokości dwukrotnie wyższej niż korony drzew. I nie martw się, w razie potrzeby pochwycę cię maddarą lub złagodzę upadek.

Licznik słów: 1492
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Nieznajomy był... fascynujący. Północna nasłuchiwała wszystkich wyjaśnień i poglądów z uwagą oraz zwyczajowym spokojem, ale im samiec dalej mówił, tym bardziej utwierdzał ją w przekonaniu, że przypadkowo trafiła na kogoś bardzo nieszablonowego. Wprawdzie wiedziała już, że smoki Stad są nietypowe, ale granatowo-łuski zdumiewał ją najbardziej. Z czasem więc, mógł dostrzec jak ślepia smoczycy otwierają się szerzej w wyrazie zdumienia, a może nawet uznania.
Zalała ją mnogość informacji, głównie odnoszących się do niebezpieczeństw czyhających pod Barierą, czy też na samą barierę. Uzdrowiciel miał rację, nie miała o tym pojęcia, choć jak teraz zastanawiała się nad poruszonymi przez niego kwestiami, przypomniała sobie, że Tajemnica wspomniała coś o upadku Bariery. Miękka jednak nie zwróciła na to większej uwagi, bo jak smoczyca sama wtedy powiedziała, kłamała o części z rzeczy, które przekazała północnej. Nic więc dziwnego, że Miękka wyparła część z tych informacji, uznając za nieprzydatne. Ale jeśli to, co mówił nieznajomy było prawdą, Wolne Stada wcale nie były utopijną kolebką smoków... a może kiedyś były, a teraz po prostu chyliły się ku upadkowi?
Westchnęła płytko, nie bardzo wiedząc jak skomentować słowa samca, który tak ostro krytykował społeczność pod Barierą. Zapewne miał do tego prawo, znał ją lepiej niż ona. Zdecydowanie lepiej, z tego co słyszała.
Nic na ten temat nie wiem – przyznała po chwili wahania – Przybyłam tu niedawno, a jak pewnie wiesz, smoki nie są skore do zwierzania się obcym. Być może dlatego nic jeszcze nie wiem.Nie jestem częścią stad tak jak ty. Dodała w myślach. – Ale jeśli faktycznie przepływ informacji wśród stad jest tak znikomy, to może należy to zmienić? Narzekać może każdy, nie każdy natomiast podejmie się działania jeśli zaistnieje potrzeba – zauważyła, przekrzywiwszy głowę w bok i uśmiechnęła się krzywo jakby rzucała nieznajomemu wyzwanie, by stanął na czele tego poruszenia i wziął sprawy w swoje łapy. Zadziorny uśmiech nie był grymasem, którego można się było po niej spodziewać, ale gdy już wykwitł na jej pysku, całkiem do niej pasował. Zniknął jednak niemal tak szybko jak się pojawił, bo samiec poruszył temat śmierci. Smoczyca naturalnie przybrała odpowiednią do takiej rozmowy, powagę.
Nie obawiała się odejścia do gwiazd. Uznawała to za naturalną kolej rzeczy. To, że Arran w końcu ruszył w ostatnią podróż, nie smuciło jej w taki sposób w jaki inne smoki smuciły się utratą bliskich. Stary północny nie był dla niej ważny w sensie uczuciowym. Nie kochała go tak, jak kocha się ojca lub dziadka, bo on zwyczajnie nie chciał być kochany. Był po prostu jedyną istotą, na której mogła polegać. Gdy odszedł, została sama i to właśnie z samotnością, nie z poczuciem straty, musiała się mierzyć. Niewiele smoków miało okazję poczuć jej prawdziwy smak – splot kwaśnego lęku przed nieznanym i gorycz osamotnienia po stokroć gorszego, kiedy na świecie było się zupełnie samym, bez dumnego stada za plecami, bez choćby świadomości, że ktoś gdzieś czeka. To właśnie taką samotność czuła Miękka, schodząc ze szczytów gór w objęcia nieznanego. To właśnie ją czuła nawet teraz, kiedy zyskała miejsce w stadzie i nowe imię. Dla tego świata wciąż była obca.
A gdzieś na dnie jej serca, jak drobne ziarenko żalu, tkwiło pragnienie, by móc ostatni raz stanąć na przeciw Arrana i powiedzieć "Spójrz, dokonałam tego. Bądź ze mnie dumny i posłuchaj o wszystkim, co zobaczyłam i czego się nauczyłam. To dzięki tobie."
Nie wyprowadziła rozmówcy z błędu. Nie podzieliła się z nim troskami. Uśmiechnęła się do niego z dziwną tkliwością i nie komentując, zanurzyła język w cierpkiej herbacie. Gdy odjęła czarkę od pyska, podjęła inny temat, ten dotyczący gór; stanowczo odpychając od siebie niepotrzebne w tej chwili rozważania.
Góry Północy są niemal w całości pokryte śniegiem, a ich jaskinie w większości skute lodem. W wyższych partiach nawet północne cierpią od chłodu. Ale majestat moich rodzinnych gór jest kojący. – Uśmiechnęła się znad parującej czarki. Jej spojrzenie zamgliło widmo wspomnień. – Szczególnie o brzasku, w pogodne dni. Kiedy wstaje słońce i śnieg skrzy się w pierwszy promieniach. Albo widok z grani na dolinę... Wiatr czeszący futro... – Westchnęła i zaśmiała się cicho, przez chwilę wydają się zupełnie rozluźnioną, a przez to bardzo naturalną. – Przepraszam, rozmarzyłam się. – Powoli odstawiła naczynie w śnieg obok siebie. – Mam nadzieję, że moja wiedza na temat jaskiń Północnych Gór na coś ci się przyda. Daj znać, jeśli będziesz chciał się czegoś dowiedzieć. – Odstawiwszy czarkę, skupiła wzrok na samcu. Tym razem patrzyła na niego już całkiem trzeźwo, uprzejmym uśmiechem kwitując jego komentarz o "umiejętności patrzenia." Uzdrowiciel bez wątpienia miał bystre oko.
Dając mu możliwość zbadania swojego skrzydła, nie miała pojęcia, że całość oględzin zakończy się nauką. Była w ogóle na nią gotowa? Do tej pory pogodziła się z tym, że nigdy nie wzbije się w powietrze. Arran, który stracił jedno ze swoich skrzydeł w jakiejś walce podczas swojej młodości, nigdy nie kwapił się, by ją nauczyć, a wszelkie próby, które sama podejmowała, kończyły się raczej... nieprzyjemnie. Po jednej z takich prób, w deszczowe dni nadal bolała ją złamana za młodu łapa.
Kiedy nieznajomy zbliżył się na tyle, że miała na wysokości pyska jego pysk, przyjrzała mu się uważniej. Zachowywał się jak profesjonalista, z wprawą uciskając mięśnie i wczepiając palce w jej futro. Miękka podczas tego czuła się... niezbyt komfortowo. Nie przywykła do tego, by ktoś obcy... nie, by ktokolwiek w ogóle ją dotykał. Dlatego, chcąc nie chcąc, spięła się odrobinę. Nic jednak nie powiedziała, a słysząc polecenie, nawet zdecydowała się je wykonać, mocno napinając mięśnie klatki piersiowej.
Nastawiła puchate uszy, gdy samiec oznajmił, że mogła jeszcze nauczyć się latać. Poczuła ukłucie ekscytacji i nawet jeśli nie chciała, odbiło się ono w jej ślepiach, rozświetlając je nadzieją.
Gdy samiec cofnął się, Miękka wstała i podążyła za nim wzrokiem. Pewność z jaką ją pouczał, cały ten mentorski ton być może powinien ją zniechęcić, bo czyż nie znaczył, że samiec patrzył na nią z góry? Ale nawet jeśli tak było, Miękka nie miała żadnego problemu z przyznawaniem komuś racji, albo przyjmowaniem porad od tych, którzy znali się na czymś lepiej niż ona sama. Musiała przyznać, że w jakiś sposób spokój nieznajomego, jego pewność i łagodna nonszalancja, ujmowały ją zamiast odstraszać. Zapewne dlatego bez protestu wykonywała kolejne polecenia. Zresztą, miała na tym zyskać coś, co kiedyś było poza jej zasięgiem.
Truchtem pokonała odległość dzielącą ją od środka polanki, a potem zgodnie z wskazówkami, rozpostarła skrzydła i postarała się unieść je najwyżej jak mogła, żeby zetknąć ze sobą końcówki lotek. Ćwiczenie faktycznie okazało się trudniejsze niż sądziła. Ze zdziwieniem wyczuła ból w naciągających się partiach ciała, których wcześniej nie używała. Nieprzyjemne, obce uczucie... Trwała w nim jednak, mocno wyciągając dodatkowe kończyny ku górze.
Jesteś pewien, że to zadziała? – rzuciła, kiedy kazał jej stać i próbować. Poczuła się odrobinę... głupio, kiedy uzdrowiciel popijał napar podczas gdy ona nie mogła zrobić tak prostej czynności, jak zetknięcie skrzydeł lotkami. Jednak daleka była od frustracji. Cierpliwość była jedną z cech, które najbardziej ją wyróżniały. Trwała więc w niezmienionej pozycji, dopóki nie usłyszała kolejnych poleceń. Wykonywała je na komendy. Opuściła skrzydła, zawachlowała nimi wzburzając śniegowy pył. Potem (niczym doskonały żołnierz), ponownie wyprostowała je z impetem, a na koniec złożyła ciasno na grzbiecie. Czuła lekkie pulsowanie mięśni i rodzące się w nich ciepło. Znad jej pyska unosiły się większe obłoczki pary.
Kolejne polecenie wydawało się trudniejsze, nie mniej i to ćwiczenie wykonała, choć z wyraźnym trudem. Uzdrowiciel mógł dostrzec jak w którymś momencie północna marszczy pysk w skupieniu. Ale była wystarczająco wytrzymała, by dyskomfort płynący z ćwiczeń nie zniechęcał jej do dalszych prób. Pod lśniącym, czarnym futrem grały silne mięśnie, a cała sylwetka smoczycy była napięta i sztywna, jakby chciała całym ciałem wspomóc osłabione skrzydła.
Wyczekiwała kolejnego polecenia, a kiedy padło, z westchnieniem ulgi opuściła skrzydła. Powątpiewała, że zdoła się unieść, skoro takie drobiazgi jak rozciąganie mięśnie sprawiało jej trudność.
Dziękuję – mruknęła cicho, podchodząc do miski i bezceremonialnie zanurzając w niej jęzor. Pociągnęła kilka łyków i oblizała pysk. – Muszę przyznać, ze nie byłam świadoma istnienia mięśni, które mnie teraz bolą – przyznała z rozbawieniem, a potem przytaknęła, że i owszem, umie robić wyskok. Była w tym całkiem niezła, biorąc pod uwagę to, że tylko w taki sposób mogła wspinać się po górskich graniach.
Odprowadziła smoka wzrokiem, a potem dołączyła do niego, stając z nim pysk w pysk. Uważnie słuchała wskazówek, by móc się do nich zastosować. W teorii wyglądało to całkiem prosto, ale jak ta teoria miała się do praktyki...
Bladoniebieskie ślepia smoczycy zalśniły, kiedy nieznajomy rozłożył skrzydła ukazując w pełni cały ich majestat. Było coś we wzbijających się w powietrze smokach, co ją urzekało. Uważała to za jeden z piękniejszych widoków, więc nic nie mogła poradzić, że na jej pysku pojawił się nieśmiały zachwyt. Zadarła głowę, obserwując grę mięśni pod granatowymi łuskami. Wirujące wokół sylwetki smoka drobinki lodu, czyniły całą scenę jeszcze bardziej niezwykłą i piękną.
Zagapiła się. I zdała sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy mentorski ton samca przerwał ciszę. Zamrugała wtedy, cofnęła pysk i przywołała się do porządku, krótko kiwając głową. Według jej nauczyciela i ona mogła unieść swoje ciało ku niebu. Czy również wyglądałaby wtedy tak dostojnie?
Przerwała swoje naiwne myśli luźno rozkładając skrzydła, by szybko móc je rozwinąć. Napięła mięśnie łap, mocniej uginając zadnie i zsynchronizowała wybicie się z pierwszym uderzeniem skrzydłami. Mocno, z całą siłą na jaką było ją stać.
Wyskoczyła wysoko, podmuchem wzburzając sypki śnieg. Poczuła jak ziemia ucieka jej spod łap na zdecydowanie dłuższą chwilę niż zwykle, ale bardzo szybko grawitacja się o nią upomniała. Zdążyła ledwie ponownie unieść skrzydła, ale machnęła nimi dopiero, kiedy niemal już dotykała łapami gruntu. Przez to uderzyła skrzydłami w śnieg i ostatecznie opadła ciężko na ziemię.
Odetchnęła głęboko.
Pierwsza próba zakończona.
Jeszcze raz – mruknęła do siebie i powtórzyła sekwencję, przykazując sobie by działać szybciej. Wybiła się, uderzyła skrzydłami, wzniosła się. Uderzyła kolejny raz, jeszcze zanim poczuła że wytraca pęd i tym razem zadziałało. Wzniosła się wyżej. A skoro tak, nic już nie ograniczało pracy jej skrzydeł. Mocnymi uderzeniami wznosiła się coraz wyżej i wyżej, patrząc w dół szeroko otwartymi oczami.
Udało się.
Czuła jak serce wyrywa się jej z piersi, jak ogarnia ją euforia, a przecież jeszcze za wcześnie było, by mogła się cieszyć. Mimo to, wznosiła się ku ciężkim, szarym chmurom, by po kilku chwilach zostawić w dole nawet koniuszki drzew. Nigdy nie sądziła, że doświadczy słodyczy lotu. Ból mięśni w obliczu tej radości, był dosłownie niczym.
Spojrzała w dół na swojego towarzysza i naraz poczuła ukłucie strachu. Tak wysoko... Czy na pewno złapie ją gdyby okazała się zbyt słaba?
Czułabym się pewniej, gdybyś był obok! – zawołała, pierwszy raz od dawna podnosząc głos, który przetoczył się teraz pomiędzy nagimi gałęziami ospałych drzew.

Licznik słów: 1758
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Choć może powierzchownie nie było to widoczne, wydobywanie ze stonowanej samicy ukrytych pokładów wewnętrznego ja stanowiło dla Lodu pewną rozrywkę. Nie należało tego żadną miarą odczytywać jako bawienia się smoczycą- Remedium po prostu po swojemu starał się odkopać co ukryte, napędzany dodatkowo własną, świeżą satysfakcją z udanego pszczelego eksperymentu. Obserwował z przyjemnością, jak z pyska północnej niczym kapa śnieżna opada chłodna uprzejmość zastąpiona przez to, co tkwi pod spodem. Na pewien sposób wzbudzanie szczerych emocji u innych kompensowało Remedium jego wewnętrzną wstrzemięźliwość od takich nonsensów a w przypadku tej smoczycy ów towarzyski proceder sprawiał mu nawet odrobinę więcej przyjemności niż zwykle. Zapewne było to spowodowane naturalnością z jaką jej wpojona postawa przeplatała się z tym, co tkwiło pod spodem- smoczyca przywodziła mu na myśl gęsty las, w którym korzenie drzew wyrastające z podłoża niemal kompletnie przykrywają karmiącą je ziemię, lecz przy odpowiedniej wilgotności czy nasłonecznieniu aromat czarnoziemu wydobywa się spod ściółki.
  Złote włókna budujące tęczówki zafalowały w ślepiach gdy uzdrowiciel zachichotał do siebie cicho i sykliwie na to skojarzenie. Tak, czarnofutra bardzo przypominała taki właśnie czarnoziemowy las: zacieniony, dający chłód, trwały i żyzny, z rozmaitością życia chowającego się na każdym możliwym poziomie, od koron drzew aż po głębsze warstwy gleby. Domyślał się, że ktoś bardziej wrażliwy od niego (co nie było szczególnie wyśrubowanym poziomem wrażliwości emocjonalnej) mógłby poczuć opiekuńcze objęcia tego chłodu. Przy tym wszystkim było też w niej coś, co dawało Remedium przeczucie że nie sięgnął jeszcze serca tej puszczy; co czyniło z północnej niezwykle ciekawą zagadkę.
  Przekręcił łeb, przelewając w środku takie rozważania przy okazji ich jakże optymistycznej rozmowy o teraźniejszości Wolnych Stad. – Tutejsze smoki raczej łatwo przyjmują w swe grono nowoprzybyłych, naprawdę możesz spoglądać już teraz na to miejsce jak na swój dom. Jesteśmy może nawet zbyt otwarci patrząc na napaść na Wodę, bowiem była to napaść nad wyraz dobrze skoordynowana. Jej odparcie nawet nie przyniosło nam wielu odpowiedzi. – Skrzywił się na wspomnienie chaotycznej obrony, która uniemożliwiła przesłuchanie choćby jednego z agresorów. Jedynym, co Lód wyniósł z tej napaści były ciała do badań, odporność na widok smoczych zwłok o psychotycznie artystycznym poziomie zmasakrowania oraz irracjonalną niechęć do fioletowołuskich gadów. Zaraz jednak pysk pokrył mu charakterystyczny półuśmiech w reakcji na sugestię-wyzwanie smoczycy. – Staram się to zmienić. Raczej chciałem uczulić ciebie na nasz immanentny zdaje się marazm, niż narzekać. Im więcej smoków jest świadomych naszej ospałości, tym większe są szanse zmiany tego stanu rzeczy. Choć przyznaję, że obija mi się we łbie parę pomysłów na zapewnienie Stadom współpracy, może nawet w okresie wojen wewnętrznych. – Niestety, zrealizowanie któregokolwiek z tych pomysłów wymagałoby najpewniej zgody wszystkich przywódców. Jak na ironię, najwięcej oporów spodziewał się zastać po stronie Kaskady oraz nieznanego mu osobiście kuzyna, Przywódcy Ognia. Zaczepny wyraz pyska świeżo upieczonej Ognistej stanowił dla uzdrowiciela Wody dodatkową zachętę: rzucał wyzwanie ale też pokazywał, że komuś innemu również może zależeć. Brakowało mu czegoś więcej niż pustych słów i biernego czekania na jego prośbę o pomoc którą z reguły wykazywali się Wolni.
  Wtem smoczyca zeszła na opowieść o górach północy. Lód jakby zahipnotyzowało. Tym razem to on stał jak oniemiały i wlepiał rozmyty marzeniami wzrok w ślepia tkane z chmurnych, deszczowych błękitów. Zaledwie parę słów które spłynęło z jej języka nie powinno było wprawić go w taki stan, lecz ton, tęskny wyraz pyska i śmiech samicy uderzyły w jakąś czułą strunę, rozbudziły mocniej tęsknotę za śnieżnymi pejzażami tkwiącą gdzieś wewnątrz Remedium. Wysunął lekko pysk i wziął głęboki, mocny wdech naiwnie spodziewając się, że wyczuje jeszcze od czarnopiórej zapach otulonych lodem jaskiń i ostrego powietrza na stokach prawdziwie mroźnych gór. W chwili gdy wyobrażał już sobie wspaniałe uczucie zimna wokół ośnieżonych łap zwalczane przez ciepło Złotej Twarzy stojącej na czystym niebie: wtedy dopiero do łba zastukał mu szponem poirytowany Kobalt-realista. Odgiął szyję w tył i wzruszył skrzydłami, jakby strząsając z siebie napad marzycielstwa. Khm. Nie przy innych. Nikt przecież nie musi wiedzieć, że czasem przed snem Lód przywoływał sobie iluzje różnych niesamowitych miejsc i zasypiał otoczony takimi marzeniami.
  Warknął cicho na niesforne myśli i spojrzał, ponownie skupiony, na smoczycę. – Przyznaję, naprawdę chciałbym doświadczyć takiego miejsca samemu. Jednak… jeśli nadarzy się jeszcze kiedyś okazja, to nie puszczę cię dopóki nie opiszesz mi tych gór i tych jaskiń ze szczegółami. Najdrobniejszymi. – Tym razem to on uśmiechnął się zadziornie, pozwalając sobie na nieco intensywniejszą niż zwykle mimikę.
  Stojąc na polanie obserwował rozciąganie się smoczycy z nieuzewnętrznioną aprobatą. Radziła sobie naprawdę dobrze jak na kogoś, kto nigdy dotychczas porządnie nie dbał o elastyczność mięśni skrzydeł. Odstawił czarkę i obszedł smoczycę dookoła, zataczając szeroki okrąg. Dopiero przy drugim ćwiczeniu podszedł i nacisnął podwiniętymi szponami na spięty mięsień lewego boku smoczycy. Ściśnięte węzły momentalnie rozluźniły się pod silnym naciskiem a czarnofutra mogła zorientować się, że usztywnianie mięśni przynosi przeciwny skutek do zamierzonego. – Spróbuj sama rozluźnić drugi bok. Mięśnie mogą drżeć z wysiłku, ale rozciąganie to nie przerzucanie stosów kamieni. Jeszcze będziesz miała okazję zmęczyć je siłowo w powietrzu. – Podczas nauki nie było już znać ni śladu po niedawnej chwili lekkoduszności w obyciu samca, przynajmniej nie powierzchownie. Ton głosu znów był rzeczowym tonem uzdrowiciela i badacza, nie zaś spragnionego odkryć wolnego ducha.
  Smoczyca rozsądnie skorzystała z okazji do ugaszenia pragnienia, zupełnie nie wykazując się zbędną łapczywością. Dlatego więc, gdy Lód złożył skrzydła i stanął by oglądać jej próby wzlotu wiedział, że sukces był tylko kwestią czasu. Niedługiego z resztą, skoro po pierwszej, nieznacznie tylko chybionej próbie udało jej się unieść nad ziemię. Myśl północnej również się spełniła: niekłamany majestat emanował z jej dumnej sylwetki, której węgielna plama wyrzynała się promienistym konturem czarnych skrzydeł z otoczenia rozwianego bielą. Przez chwilę smoczyca skojarzyła się Remedium z jakimś kosmicznym zjawiskiem; ciemną próżnią na nieboskłonie gdy zawisła w promienistej obwiedni Złotej Twarzy, w płaszczu roziskrzonych drobin wznieconym coraz pewniejszymi pociągnięciami skrzydeł. Lód spodziewał się, że to właśnie początek będzie dla niej najcięższy, lecz sięgnęła nieba w godnym podziwu tempie.
  Niski śmiech narósł mu w piersi, gdy usłyszał uniesiony głos smoczycy. ~ Ależ oczywiście. ~ mentalne zapewnienie prześlizgnęło się przez dzielącą ich przestrzeń. Lód rozwinął skrzydła i wzbił się w niebo, by dołączyć do tej, która smakowała nieba po raz pierwszy w swym życiu. Z góry mogła dostrzec że jasnoniebieskie żyły na błonach lotnych oraz ząbkowane krawędzie długich skrzydeł upodabniają samca do granatowego liścia z silnie unerwioną blaszką i poszarpanym brzegiem. ~ Wznoszenie się w pionie pochłania wiele wysiłku i szybko męczy skrzydła. Spróbuj lekko skręcić skrzydła wprzód, by móc zagarniać powietrze nie tylko pod siebie, ale i za siebie. Poeksperymentuj z ułożeniem ogona i szyi, znajdź wygodne dla siebie pozycje ciała. Nie obniżaj też nadmiernie lotu, bo każdy czasem popełnia błędy a lot na większej wysokości daje ci szansę skompensowania skutków swego błędu. a przede wszystkim: nie obawiaj się wysokości, ani prędkości, ani wolności. Nie miej w sobie lęku, pomogę ci w razie potrzeby. ~ Pod koniec tej wypowiedzi Lód przeleciał niecały pod smoczycą, w połowie składając skrzydła i obracając się wokół własnej osi. Spadał tak przez chwilę do góry brzuchem spoglądając na poczynania czarnej sylwetki na niebie, by po chwili postanowić jednak przeżyć ten dzień, co oznaczało powrót grzbietu na górę i parę szybszych uderzeń skrzydłami. Nie było to czynione bez powodu. Chciał rozwiać nieco potencjalnych obaw smoczycy przed nowym doświadczeniem. Podleciał pod nią, by mogła widzieć ułożenie jego ciała podczas lotu.
  ~ Zanim popróbujesz akrobacji, opanuj jednak podstawy. Skręcanie w przestworzach niezmiernie przypomina to podczas pływania. Tutaj jednak bardziej liczy się to, jak podajesz ciało na boki. Wychyl się lekko i ugnij delikatnie skrzydło po tej stronie, w którą chcesz skręcić. O tak. ~ Dał sobie chwilę na latanie slalomem, by północna miała czas się z tym oswoić. ~ Zwracaj też uwagę na ciepłe i zimne pionowe i skośne ciągi powietrza oraz na wiry. Możesz je wykorzystywać do wznoszenia się, opadania, skręcania i dosłownego ślizgania się w przestrzeni. ~
  Remedium wzleciał ponad samicę, by móc łatwiej kontrolować jej poczynania. W razie, gdyby przyszło jej spadać, otrzymałaby od niego ostre polecenie rozłożenia skrzydeł a Uzdrowiciel wytworzyłby pod nią silny ciąg ciepłego wznoszącego powietrza. W razie większego problemu smoczyca poczułaby nagle, jak jej skrzydła otaczają ich większe, widmowe kopie które posłusznie woli swego stwórcy wyciągnęłyby smoczycę z tarapatów i rozwiały się w chmarę włókien kobaltowego źródła.

Licznik słów: 1358
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Syczący chichot był czymś, czego Miękka nie spodziewała się po swoim nieoczekiwanym towarzyszu rozmowy. Wydawał się przecież stateczny, poważny, ale w jakiś sposób również odległy – do bólu realny i nierealny zarazem, szczególnie gdy mówił z emfazą, choć na jego obliczu nie było choćby cienia odbicia emocji słów. Ale gdy zaśmiał się, północna poczuła jakby właśnie zrobił ku niej krok, wychodząc z mgły zwyczajowej rezerwy wprost w promienie słońca szczerości, tym razem, swoją realnością zwyczajnie ją zachwycając.
Nie miała pojęcia co takiego go rozbawiło, ale w duchu ucieszyła się, że przez ten jeden moment, poważny granatowo-łuski stał się... bliższy, naturalniejszy.
A może śmiał się z niej? Obawa ukuła ją w serce zupełnie nagle, sprawiając, że (choć wciąż uśmiechała się uprzejmie), na kilka chwil odwróciła wzrok od lśniących, złotych oczu towarzysza, obserwując wyniosłe pnie okalające zaśnieżona polankę.
Gdy się odezwał, zerknęła na niego kątem oka i poruszyła puchatymi uszami wyłapując znajome już brzmienie głosu. Nieznajomy miał rację. Tembr Ognia wcielił ją do stada dając jej wielki kredyt zaufania, ale Miękka widziała też, że smoki Stad skore są do przyjmowania nowych. Arran jej o tym mówił. Przybywając pod Barierę sądziła nawet, że obejdzie się bez problemów, które przecież miała, gdy spotkała Tajemnicę. Karmazynowa smoczyca, zupełnie odwrotnie niż przywódca, nie była tak skora by jej zaufać.
Nie chodziło jednak o to jak szybko została przyjęta w szeregi Ognia, a to jak czuła się z tym przyjęciem.
Myślę, że sporo czasu minie zanim naprawdę będę patrzyła na te ziemie, jak na swój dom – odrzekła w zamyśleniu, głosem odrobinę zabarwionym melancholią. Zostawiła jednak temat swoich uczuć względem obcych terenów, skupiając się bardziej na poruszonych wcześniej problemach stad. – Bardzo mi przykro, że zostaliście zaatakowani... – W domysł wzięła to, że samiec wypowiadając się o Wodzie, mówił o niej jako o swoim stadzie. Poza tym, przez jego naturalną woń przebijał się charakterystyczny zapach. Miękka zapamiętała go po spotkaniu z łowcą – Syrenim Śpiewem, który przedstawił się jej jako członek Wody.
Nie umknął jej również grymas niezadowolenia, który na chwilę wykrzywił pysk nieznajomego.
Woda na pewno będzie ostrożniejsza po tym, co się stało. Może nauka nieufności nie jest takim złym pomysłem... Dowiedzieliście się czegokolwiek o napastnikach? Jakie mieli motywy? Czy była to walka o teren, czy zwykła chęć szkody? – zapytała łagodnie, w odruchu nieco wysuwając pysk w kierunku rozmówcy, tym samym sugerując subtelne przejęcie. Nie była pewna czy powinna o to wypytywać, tym bardziej, że ani nie należała do Wody, ani też w ogóle nie była wśród stad długo, a jednak ciekawość wygrała i to właśnie ona popchnęła ją do drążenia tematu.
Kolejny uśmiech przeciął poważne oblicze samca, tym razem w odpowiedzi na jej śmiałe wyszczerzenie kłów. Nastawiła uszy, z większą ciekawością przyglądając się towarzyszowi, który z chwili na chwilę zaczynał przedstawiać sobą coraz barwniejszy obraz emocji. I jak on czerpał satysfakcję z odkrywania nowych oblicz czarnofutrej, tak ona z równą przyjemnością poznawała każde kolejne wykrzywienie jego pyska, każde spojrzenie i gest, w myślach kształtując sobie obraz smoka, którego imienia nawet nie poznała.
Będę miała to na uwadze. Dziękuję – odparła nieco żartobliwym tonem, a za chwilę dodała odrobinę poważniej: – Chętnie posłucham tych pomysłów i jeśli pozwolisz, to może jakoś pomogę ci w ich realizacji? Wprawdzie niezbyt dobrze radzę sobie w kontaktach międzysmoczych przez wzgląd na wcześniejsze życie w izolacji, ale... – Lekko wzruszyła barkami. – ...Wolę działać niż oglądać się na innych, tym bardziej jeśli miałoby to pomóc ogółowi. – Brzmiała rozbrajająco szczerze, naiwnie wręcz jeśli chodziło o kwestię niesienia pomocy. Nie wyglądała jednak na kogoś, kto mówiłby takie rzeczy bezmyślnie, albo w ogóle rzucał słowa na wiatr. Nie wahała się. Wyglądało na to, że faktycznie dołożyłaby wszelkich starań, by zmienić coś na lepsze, o ile tylko dostałaby taką szansę.
Nie dostrzegła rozmarzenia w ślepiach swojego towarzysza, sama bowiem była myślami daleko przy wyniosłych szczytach Północnych Gór. Usłyszała natomiast ciche warknięcie. Zerknęła nań w tedy, unosząc brwi w uprzejmym, niemym pytaniu. Czyżby go czymś zirytowała? Napotkała jednak jedynie uważne spojrzenie wlepione w swój pysk. Tym razem to ona poruszyła skrzydłami w odruchu konsternacji, niepewna jak zinterpretować zachowanie rozmówcy. Może naprawdę poczuła się zbyt... swobodnie? Ale za chwilę z pomocą przyszły jej słowa uzdrowiciela i jego zadziorny uśmiech, które ostatecznie zaprzeczyły wcześniejszym domysłom.
Za bardzo się przejmowała?
Grzecznie skinęła mu głową, uśmiechając się uprzejmie, odruchowo powracając do łagodnej rezerwy, którą zwykle się cechowała. Zignorowała nawet całą poufałość jego słów jakby w obawie, że nieumiejętnie je zinterpretuje.
Wobec tego będę wypatrywać następnego spotkania – powiedziała tylko.
Miękka nie miała pojęcia jak dokładnie działa jej ciało. Mogła określić położenie i funkcje raptem kilku narządów wewnętrznych. Większą wiedzę miała w kwestii najszybszego pozbawiania przeciwnika życia. Samoświadomość ciała w jej przypadku ograniczała się więc głównie do utrzymywania równowagi i wykorzystania siły oraz szybkości, nie zaś skupiania na pracy konkretnych mięśni. Nic więc dziwnego, że uzdrowiciel poprawiał jej próby rozciągania. Robiła to właściwie nie do końca wiedząc jaki efekt powinna uzyskać. Jednak dzięki jego szlifom i poradom, była w stanie wznieść się ku niebu.
Sylwetka północnej powoli niknęła na szaro-sinym niebie. Może niezbyt szybko, ale sukcesywnie oddalała się od ziemi. Nie potrafiła zawisnąć w powietrzu. Nie wiedziała nawet, czy tak się da, dlatego pragnęła jak najszybciej usłyszeć nowe wskazówki, by móc się do niech ustosunkować. I te pojawiły się, razem z osobą jej chwilowego mentora.
Upojona radością pierwszego lotu, nie potrafiła już trzymać na wodzy emocji. Teraz jej pysk zalewała cała ich gama – od lęku, gdy spoglądała w dół, poprzez euforię, aż do zachwytu, gdy obserwowała jak granatowe, podobne liściom skrzydła samca, tną powietrze pod nią. Jego głos zaś, odbijał się echem w jej myślach, rezonował w sercu.
"...nie obawiaj się wysokości, ani prędkości, ani wolności. Nie miej w sobie lęku, pomogę ci w razie potrzeby."
A ona zaufała mu, tak naturalnie i bez strachu, jakby znali się całe księżyce, nie zaś przez kilka dziwnych chwil. Być może naiwnie, ale jakie to miało znaczenie w obliczu tego, co teraz czuła?
Słuchała, zapamiętując, a przynajmniej starając się, bo jej skupienie spadało wprost proporcjonalnie do coraz śmielszych akrobacji nieznajomego. Pysk Miękkiej rozdziawił się nieprofesjonalnie, sprawiając, że wyglądała jak pełne podziwu pisklę, nie zaś poważna i dostojna wojowniczka. Niestety nic nie mogła na to poradzić. Zresztą, nawet nie chciała. Teraz liczył się jedynie zapach i smak wiatru, malejący w dole świat i ogromna przestrzeń, która otwierała się przed nią, dając jej masę nowych możliwości.
Była w niebie.
Niemal dosłownie.
Wzniosła się już bardzo wysoko i wiedziała, że nie może dalej tkwić w oszołomieniu, bo zrobi sobie krzywdę. Wzięła głęboki wdech, by po chwili, pomimo obaw, wychylić się w przód. Wyciągnęła szyję, podkuliła łapy i spróbowała zagarnąć skrzydłami powietrze już nie tylko pod siebie, ale również za siebie. Niewiele się zmieniło. Wciąż bardziej wznosiła się niż leciała do przodu. Prawdopodobnie przez swoja zachowawczość. Uznając więc, że musi działać pewniej, bardziej wychyliła front skrzydeł ku dołowi i silnie zagarnęła powietrze. Tym razem pęd wyrzucił ją w przód, ale brak wiedzy o odpowiednim ustawieniu skrzydeł sprawił, że próbując wykonać kolejny zamach, jedynie wyhamowała. Szarpnęła się, lotki zaświszczały przecinając przestrzeń. Serce zabiło jej mocno, kiedy poczuła, że spada. Ale tym razem, bez względu na to co zrobił uzdrowiciel, u północnej zadziałały instynkty. Odruch wznoszenia się, wyuczone przed chwilą ruchy, utrzymały ją w powietrzu.
Odetchnęła płytko, uspokajając szaleńczy bieg serca. To nic. Nie zawsze wszystko przychodziło łatwo. Z tą myślą, wróciła do kolejnej próby. Od czasu do czasu zerkała tylko w górę na zawieszonego lub kołującego nad nią niebiesko-łuskiego. Bardziej jednak starała się skupiać na zadaniu, bo faktycznie, im dłużej utrzymywała pozycję do wznoszenia się, tym bardziej jej (słabe jeszcze) mięśnie, zaczynały odzywać się bólem.
Wykonała podobny manewr jak wcześniej, ustawiając odpowiednio skrzydła i wyciągając ciało niemal prostopadle do ziemi. Kilka chwil minęło zanim znalazła odpowiedni rytm uderzeń, który nie nie szarpałby nią jak poprzednio, ale w końcu – udało się. Miękka mogła cieszyć się lotem w nieco innym aspekcie.
Lodowaty wiatr wdzierał się do jej nosa, szarpał futro i pióra, ale przyjmowała to z przyjemnością. Uśmiech na jej pysku był najdosadniejszym dowodem na to jak wielką radość czerpała z lotu.
~ Mogłabym tak w nieskończoność. Choćby i na kraniec świata! ~ Jej jaźń odnalazła jaźń nieznajomego i dotknęła jej w subtelnym, ale bez wątpienia radosnym przekazie. ~To niesamowite!
Przecinała przestrzeń niczym czarna strzała, ucząc się jak na skrzydła oddziałują przepływające masy powietrza. Uzdrowiciel mógł dostrzec, że jego uczennica z naturalnością chwytała wiatr i szybowała już po kilku chwilach, sunąc gładko na szeroko rozłożonych skrzydłach. Nie skręcała w żaden sposób, przynajmniej nie na początku. Dopiero kiedy znalazła się już daleko nad majestatem Dzikiej Puszczy, jedynie odrobinę wychyliła się w prawo, przechylając za sobą rozstawione skrzydła, a jedno z nich uginając leciutko. Wtedy prześlizgnęła się po wietrze wytyczając łagodny łuk. Potem wyprostowała się i uderzyła skrzydłami obierając nowy kurs. Najwyraźniej samo skręcanie w locie nie stanowiło dla niej dużego wyzwania. Śmigała między wirującymi płatkami śniegu coraz sprawniej i coraz pewniej. Zwieńczeniem jej radości był nieoczekiwany, dźwięczny śmiech, który echem poniósł się w przestrzeni – chwytający za serce, radosny i szczery.

Licznik słów: 1497
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Zastanawiał się, czy smoczyca wyłapie sens jego słów, gdy skleił wypowiedź o jej poczuciu przynależności ze stwierdzeniem o nadmiernej otwartości Wolnych. Stojąca przed nim czarnofutra poradziła sobie z tym jednak bez problemów, odsłaniając tym samym choćby elementarne poczucie własnej wartości. Zarazem nie wykazywała ignorancji i pychy natomiast fakt, że nie poczuła się jak u siebie nadmiernie szybko świadczył też o poczuciu indywidualności. Pokusił się o przypisanie jeszcze jednej przynależności: wytrwałość, lecz nie bezmyślna. Bezłuską cechowała naturalna mądrość, choć sposób w jaki traciła przenikliwość widząc cudze „zagrożenie” był… cóż- wadą. Wolałby jednak stokroć obserwować u innych smoków takie niedoskonałości niż ich znacznie częstsze, egoistyczne imperfekcje lub intelektualną impotencję. Co gorsza- nierzadko współwystępujące.
  W skrócie: wiele dobrego kryło się pomiędzy tymi puchatymi, ruchliwymi uszami i pod parą wygiętych ku górze rogów. Wzruszył skrzydłami na „przykrość” samicy, synchronicznie z falującym powoli ogonem. – Atak sam w sobie nie był powodem do żalu. Skoro przybywali od południa, to Woda była dla nich po drodze. Skalny Gigant również przybył z tego samego kierunku. – nieznajomej, jak każdemu, należało się by znać fakty. – Oczywiście to mógł być tylko wybrany celowo kierunek, niemający znaczenia innego niż brak gór w tej części granicy oraz próba wpuszczenia nas w błędne mniemanie o rejonie w którym operują, lecz to może być już tylko moja paranoja. – wydawał się naprawdę nieprzejęty atakiem, choć wtedy, w trakcie… ale wtedy był bezsilny. Nie miał nic poza sztuczkami stwarzanymi na bieżąco, w wielu przypadkach nazbyt wysublimowanymi na infinitezymalne móżdżki napastników. Mierziło go, że zadziałał tylko jeden pomysł, ten jakże prymitywny. Chyba wtedy, na początku klerykatu zaczął rozumieć częściowo poczucie wyższości jakie cechowało Dar Tdary. Nie mógł poradzić wiele na to, że momentami sam czuł się podobnie, skoro było ono naturalną konsekwencją rozlicznych faktów.
  – Motywy napastników były bardzo różne. Na krótszy lot byli zainteresowani skarbcem, lecz jak na koniec powiedziała jedna z nich: dążą do zniszczenia Wolnych. Wspomniała, że dołączy w glorii do swoich przodków w przeciwieństwie do nas i kazała nam się przygotować na zbliżający się koniec. Działają sprawnie, w przeciwieństwie do nas znają okoliczności, ponieważ to oni je tworzą i albo między innymi za ich sprawą zniknęli nasi bogowie, albo też wykorzystali okazję której nadejścia byli świadomi. Co więcej, Skalny Gigant po rozłupaniu pachniał w swym wnętrzu i smokami i jakimiś dwunogami. Także mamy tutaj do czynienia ze współpracą różnych grup, ewentualnie doskonałą mistyfikacją. Hmm… smoki te nie pachniały żadnym stadem, więc mogły być nawet efektem hodowli dwunogów. – przechylił łeb w lewo i zaczął kiwać nim w wężowym odruchu, zatopiony na chwilę w rozważaniach. Złota włóknina tęczówek zdawała się lekko pulsować i falować jak aurora Złotej Twarzy, gdy gdzieś w głębi za nią następowała weryfikacja hipotez poddanych nowemu przypuszczeniu. Tak… hodowla smoków wiele by tłumaczyła, lecz czy pasowała idealnie? Mrugnął i potarł łapą korzenne rogi; cofając ją wzdłuż wysklepionego czoła i pyska, pozostawił na łbie jeszcze gorszy nieład.
  Roztargnione spojrzenie znów skoncentrowało się na samicy. – Hm, wybacz. – zatoczył młynka złożonymi skrzydłami, słysząc o jej gotowości do pomocy i skinął lekko, z uznaniem. – Nawet nie wiesz, jak bardzo mi brakuje takiej postawy, jeśli pójdą za nią czyny. W zasadzie najpewniejszą w realizacji jest koncepcja utworzenia grupy „gońców” których zadaniem byłaby wymiana informacji pomiędzy sobą i przekazywanie ich Przywódcom. Chodzi o to, by istniała jakaś szybsza metoda koordynacji Wolnych, uwspólniania faktów jak i forma pewnego nacisku na Przywódców, by przynajmniej tymczasowo byli oni zmuszeni do jakiejś współpracy. Informowanie się na ostatnią chwilę wiadomościami mentalnymi jest zbyt powolne i odłożone w czasie mimo szybkości z jaką niesie się w przestrzeni informacja. Ostateczna postać zależałaby niestety od wielu smoków o różnym nastawieniu, lecz to chyba wciąż byłaby najprostsza do osiągnięcia forma współpracy. – poruszył łbem, ciekaw opinii rozmówczyni.
  Byli już w powietrzu. Nie minęło wiele czasu, by północna odnalazła się w przestworzach. Kwestia wykorzystania prądów powietrza do szybowania nie wymagała komentarza a niebieskołuskiemu aż zaświszczało w kącikach pyska, gdy je wyszczerzył widząc ostry, szybki lot smoczycy. Wyczuła ślizg i kontrolowanie wysokości, jak samo wzbijanie się, już za drugim razem. Nie możesz się obawiać, ponieważ gdy się czegoś lękasz- to się spełni. Przemknęło mu przez myśl gdy zszedł do pułapu smoczycy lecąc tuż za nią. Tak, to było bardzo trafne tutaj, pośród wolnej przestrzeni nieba. Towarzyszka lotu natomiast nie potrzebowała już więcej, by ją o tym zapewniać.
  ~ Czyż nie? ~ skomentował lekkimi myślami jej radość. Nie mógł ukryć, że sam ucieszył się z jej śmiechu- tutaj jego ulotność nabierała nowego sensu. Widok smoka odbierającego po takim czasie swe dziedzictwo był urzekający. Nawet teraz jednak, rozkojarzona, leciała płynnie. Doskonała sposobność do dalszej nauki. Lód zaczekał na najbliższą sposobność i skręcił po łuku przeciwnym do czarnopiórej, by najszybciej jak się da przelecieć od boku tuż pod nią i wywołać całkiem silne turbulencje, niesymetrycznie podcinając powietrze spod jej skrzydeł i podbrzusza. Zaraz po swoim manewrze wyhamował gwałtownie i obrócił się, by móc zareagować w razie, gdyby północnej nie udało się ustabilizować samoistnie ~ Lot nigdy nie jest monotonny, chaos prądów powietrza może zaskoczyć Cię w każdej chwili i z dowolnej strony, jak gadzi wariaci. Zwykle pewną podpowiedź stanowi ląd pod tobą. Jego faktura i wilgotność mają duży wpływ na to, co się dzieje na niskich i średnich wysokościach. Gdy jesteś wyżej obserwuj chmury i zawsze pilnuj wrażeń zmysłowych płynących z całego ciała. ~ to podsumowywało temat podstaw. Reszta to czyny. W końcu mówił po to, by ona mogła lecieć a nie na odwrót.
  Teraz już nie było potrzeby udzielania dalszych wskazówek. Remedium więc trzymał się na tyle daleko, na ile jego tętniące mocą źródło mogło w razie potrzeby sięgnąć i zniknął powyżej między zimnymi chmurami. Obserwował z tej wysysającej ciepło wilgoci rozmazaną sylwetkę smoczycy, chcąc dać jej sposobność do osobistego przeżycia tego lotu. Zaczekał na jakiś znak od niej, że chwila ta dobiegła końca i dołączył do niej, lecąc u prawego boku smoczycy- skrzydło przy skrzydle. Miękkie, przytłumione uderzenia powietrza od czarnych, pierzastych skrzydeł mieszały się z mocniejszymi huknięciami kobaltowych błon i charakterystycznymi świśnięciami wiatru na łuskach, najeżonych nie wiadomo po co przez naturę.
  ~ Spróbuj jeszcze jednej rzeczy. Wznieś się w górę i wykonaj pętlę. ~ po tych słowach przyspieszył i zatoczył obszerny łuk ku górze, kończąc znów obok północnej. Niechże pojmie na własnej skórze, że góra i dół mają tylko częściowy sens. Poza tym uczucie nieważkości towarzyszące punktowi szczytowemu było jego zdaniem zbyt niesamowite, by nie doświadczyć go przy okazji pierwszego lotu. Remedium leciał teraz leniwie przed siebie, starając się tym ułatwić samicy wyczucie prostej linii. A jeśli tej zebrało się na więcej niż jedną pętlę… cóż. Po prostu się nie powstrzymał i sam zatoczył jeszcze jedną obok niej.
  ~ Cóż, chyba czas już lądować? ~ Jak na pierwszą wizytę w przestworzach i tak wyszło długo. W tej chwili we łbie Remedium błysnął pomysł tak szalony, że nie miał serca (bo w sumie poniekąd faktycznie go nie miał) tego pomysłu nie zrealizować. Wzniósł się leniwie ponad smoczycę, jakby chciał zaledwie spokojnie przepłynąć na jej drugi bok...
  ~... w zasadzie, to Ty wylądujesz. ~ Dup. Zwinął skrzydła rotując w powietrzu i wylądował grzbietem na jej grzbiecie, na dodatek bezczelnie wczepiając się przednimi łapami pod skrzydła. Choć Kobalt przewyższał wzrostem typowego smoka, to masywna sylwetka czarnofutrej przy jego lżejszym ciele powietrznego czyniła wyzwanie możliwym do pokonania. Bowiem oczywiście, wbrew pozorom, wszystko było skrupulatnie przemyślane. Do smoczycy dotarło kompletnie rozleniwione: ~ Piękne chmury są nad nami. A teraz spokojnie, do lądowania najlepiej opadać serpentyną. Ustabilizuj lot, to zdołasz zadrzeć łeb i popodziwiać jeszcze te chmury. ~ wtedy też powietrze wokół samicy i pod jej skrzydłami nieco się uspokoiło i ogrzało ułatwiając na początku zadanie, jednak efekt szybko przeminął. Jeśli czarnopiórej uda się wylądować teraz, to poradzi sobie z lądowaniem w znacznie gorszych warunkach. Cały czas więc leżał i bawił się w wygrywanie różnych dźwięków wiatrem na świdrze wieńczącym ogon.
  – Przyjemnie słucha się tego poszumu piór, wiesz? – Cofnął szyję wstecz, by móc powiedzieć to smoczycy blisko ucha, by przezwyciężyć furkot wiatru. Kiedy byli już blisko ziemi obrócił się i rozwinął skrzydła, pozwalając masie powietrza porwać się z futrzastej łączki. Masa dwóch smoków przy ostatnim etapie lądowania to byłaby jednak kompletna przesada. ~ Pamiętaj, lądowanie przebiega trochę jak start czyniony od końca. Najpierw na ziemię opadają tylne kończyny, pozwól sobie na jeszcze jeden wymach skrzydeł, niech mięśnie i zadnie łapy zaabsorbują większość siły, dopiero wtedy opadnij na przednie. ~ ostatnie wskazówka i sam złożył skrzydła, by wylądować przed nią. Gadanie gadaniem, lecz w końcu lepiej to po prostu pokazać.

//po Twoim odpisie raport z Lotu 1

Licznik słów: 1411
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Nie mając pojęcia jak dobre wrażenie zrobiła na rozmówcy, wciąż pozostawała w pełni sobą. Niemal nie ruszała się z miejsca w trakcie rozmowy. Była niesamowicie... stała. Jak bardzo omszały głaz, albo idąc tym tropem dalej, jak łańcuch gór – niezmienny pomimo przeróżnych czynników. Od czasu do czasu uśmiechała się jedynie, albo poruszała uszami. I gdy usłyszała, że nie należało smucić się atakiem, właśnie jej uszy odchyliły się odrobinę, sugerując zmieszanie.
Cóż, jeśli nikt nie ucierpiał, to faktycznie nie jest to duży powód do żalu – przyznała, choć ostrożnie. – Ale zapewne cały stres związany z atakiem odbił się na Wodnych. I jest to jakąś formą straty, choćby i spokoju ducha.
Według niej tak to wyglądało. Nie wyobrażała sobie, by przeszło to bez echa. Ktoś chciał ich zabić, ktoś zasiewał w ich sercach lęk. Może i Wodni byli silni i pozbierali się szybko, ale nie znaczyło to, że nie należała się im choć odrobina współczucia. Te przemyślenia zostawiła jednak dla siebie. Skupiał się natomiast na sprawie gigantów. Nie znała się na nich w ogóle, ale sama nazwa wskazywała na związek tych istot z górami.
To, że napastnicy wybrali stronę, od której nic nie chroniło Wody, faktycznie może sugerować taktyczne podejście, ale z drugiej strony, skoro w pobliżu nie było gór, to skąd wziął się tam skalny gigant? – Nieznacznie przechyliła pysk, na koniec wydając z siebie wymowne "hm".Wyraźnie dała się wciągnąć w tę dyskusję. Nieznajomy natomiast mówił dalej.
Na pysku Miękkiej pojawiło się uprzejme zdziwienie na wieść o tym, że napastnicy postawili sobie za cel zniszczenie Stad. Brzmiało to bardzo niepokojąco, to oczywiste, ale również... niemożliwie. Kto byłby na tyle silny, by zmieść z powierzchni ziemi istoty, o których powstawały legendy?
Jeśli za ich sprawą zniknęli bogowie, to znaczy, że naprawdę nie ma sposobu na ich powstrzymanie – zauważyła, jak sądziła, całkiem racjonalnie. Ale powiedziała to z dziwnym spokojem, obojętnością wręcz, bo w ogóle nie brała pod uwagę istnienia samych bogów, a co dopiero kogoś, kto byłby w stanie zrzucić ich z piedestału. – Bardziej skłaniałabym się ku temu, że to mistyfikacja, jakaś próba przestraszenia Stad, by w panice straciły zapał do walki. Ludzie podobno są bardzo przebiegli. Nie rozumiem tylko po co to wszystko? Z tego, co wiem, Stada nie stanową zagrożenia dla innych ras. Może więc to kwestia czystej nienawiści...? – Zadumała się, pochylając nad tą sprawą bardziej niż jej wypadało, ale nieznajomy tak nakreślił sytuację, że naturalnie zaczęła głębiej wnikać w motywy napastników i ich możliwości. Przez kilka chwil patrzyła w przestrzeń, analizując w myślach wszystkie informacje, aż w końcu zamrugała i drgnęła wyraźnie, łapiąc się na przesadnym zamyśleniu. – Wybacz mi śmiałość. Nie mam przecież wystarczającej wiedzy, by wyciągać wnioski – zmitygowała się, lekko kiwnąwszy głową w niewątpliwym geście szacunku i oddania pola. Potem machnęła łapą niefrasobliwie, na to, że i jej towarzysz zamyślił się na dłuższą chwilę. W żadnym wypadku nie miała mu tego za złe. Sama przed chwilą przecież też za bardzo skupiła się na przemyśleniach.
Uśmiechała się łagodnie, kiedy opowiadał jej o sposobie na polepszenie komunikacji międzystadnej. Nieznajomy miał niezwykle praktyczne i analityczne podejście do spraw, to mogła stwierdzić już z całą pewnością. Intrygował ją więc i zanim się spostrzegła, poddała się jego sposobowi myślenia, samemu płynąc z prądem wysuwania pomysłów.
Z tego, co mi opowiadano, wiem, że uzdrowiciele bywają niemal bezstronni, a ich działalność obejmuje właściwie całe stada, a nie jedno konkretne, do których przynależą. Znaczy... – Zawahała się gdy zdała sobie sprawę, że może mieć przestarzałe informacje. – Przynajmniej tak było kiedyś – dodała, spoglądając w pysk rozmówcy – Może więc uzdrowiciele, jako jednostki najmniej skore do budowania niechęci, mogliby się tym zajmować, albo przynajmniej być tego filarami? Są poważani w stadach, mają też bezpośredni kontakt ze smokami i właściwie pierwszy kontakt z rannymi, od których mogliby się wiele dowiedzieć. – Zmrużyła ślepia, postukawszy pazurem w stwardniałą od mrozu ziemię. – Można byłoby stworzyć coś na zasadzie siatki. Uzdrowiciele, do których trafiałyby informacje, przekazywaliby je gońcom, przypuśćmy wojownikom i czarodziejom stad, bo ci mają najmniej obowiązków, jeśli stada akurat nie prowadzą wojen. A ci, przekazywaliby wieści między sobą. – Znów zogniskowała spojrzenie na towarzyszu, darując mu jeden z uprzejmych uśmiechów. – Gdyby wcielić to w obowiązki, nikt nie uchylałby się od nich zbyt często w obawie przed konsekwencjami. Trochę jak z patrolami granic. Ale sądzę, że problem nie polega na tym w jaki sposób zbudować taką siatkę, a jak sprawić, żeby stada nie działały przy tym na swoją szkodę. Jak ustrzec się przed osobistymi uprzedzeniami i niechęciami smoków? – Do tej pory bardzo spokojny ogon smoczycy, teraz zaczął przesuwać się nerwowo wśród białego puchu, prawdopodobnie w wyrazie przejęcia. Tego uczucia jednak nie widać było na niemal kamiennym w tej chwili obliczu. – Nie znam się jednak na relacjach między smokami i nie wiem czy to w ogóle miałoby prawo bytu. Ale w mojej głowie wydaje się całkiem zgrabnym pomysłem. – Tym razem jej uśmiech przybrał nieco niepewny wyraz, co właściwie jedynie dodało jej uroku, sprawiając, że wydawała się bardziej sympatyczna.
Miękka doskonale czuła się w powietrzu. Pierwszy raz miała poczucie takiej swobody i wolności. Nic jej nie ograniczało. Nie było zakazów i nakazów, nie było lęku przed nieznanym – zamiast tego przestwór nieba otwierał przed nią swoje ramiona, chwytał ją i wypełniał jej skrzydła ciepłymi prądami, wywiewając z głowy całą, wypracowaną księżycami stateczność i powagę. Przez chwilę była pisklęciem, które pierwszy raz poznało smak lotu. Wiatr świszczał jej w uszach, drobinki śniegu uderzały w pysk, ale nie przeszkadzało jej to cieszyć się chwilą. Cieszyła się nią nawet bardziej, kiedy nieznajomy śmignął obok niej, zdając się nie mniej uradowany niż ona. Przez kilka chwil ślizgali się w powietrzu, a Miękka niemal zapomniała, że to wszystko było częścią nauki. W tamtym momencie była po prostu na podniebnym spacerze w przyjemnym towarzystwie. Rzeczywistość ubiegła się o nią w bardzo gwałtownej formie, właśnie dzięki zabiegom wyżej wymienionego towarzystwa.
Pęd powietrza uderzył w jej skrzydła, burząc ciepły prąd, którego używała. Straciła nieuchwytne okiem podparcie i zmuszona była zareagować gwałtownie, co zrobiła niemal odruchowo. Wiedziała przecież co zrobić, by nie runąć w dół. Uderzyła skrzydłami, podrywając się wyżej, a potem z gracją urodzonego lotnika, wyciągnęła ciało i pochyliła się, opuszczając w dół front skrzydeł. Tym sposobem ślizgiem znów obniżyła lot, wyłapując ten sam ciepły prąd, który granatowo-łuski wcześniej zaburzył.
~ Masz ogromną wiedzę, to imponujące. ~ Przesłała pełną podziwu wiadomość, po tym jak zdołała skupić się na przekazie, który jej darował. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że kształt terenu może wpływać na komfort lotu. Ale też, nikt wcześniej jej o tym nie uczył. Arran niemal w cale nie poruszał kwestii wzbijania się w przestworza. Miękka obiecała więc sobie, by zapamiętać wszystkie wskazówki nieznajomego, który zdawał się mieć na ten temat bardzo dużą wiedzę.
Po tym drobnym incydencie, który jej zafundował stała się czujniejsza, dlatego uzdrowiciel szybko mógł dostrzec, że czeka na jakiś jego znak. Wprawdzie nadal się uśmiechała, ale tym razem zamiast ślizgać się po niebie, zaczęła wytyczać szerokie łuki, niejako lecąc slalomem. Raz nawet zatoczyła pełne koło wokół nieznajomego. On tymczasem, również zatoczył koło, ale w pionie.
Miękka roześmiała się dźwięcznie.
~ Mogę spróbować. Złap mnie, jeśli poplączą mi się skrzydła! ~ zawołała z rozbawieniem, bo tym razem nie czuła strachu, a jedynie ekscytację. Wysokość nie robiła na niej już takiego wrażenia, kiedy spostrzegła jak dużą władzę ma nad swoimi skrzydłami. Dodatkowo przecież zyskała wiedzę, której mogła użyć w praktyce.
Nie czekając, rozpędziła się i znów bazując trochę na instynktach, a trochę na pięknym pokazie towarzysza, dokonała próby. Wygięła ciało w łuk, unosząc front skrzydeł, ustawiając je w taki sposób, by pęd ślizgu poderwał ją i wyrzucił ku górze. A gdy udało jej się niemal ustawić w pionie, wychyliła się jeszcze bardziej do tyłu, by ostatecznie pokazać błękitnemu niebu swój popielaty brzuch. Niebo z ziemią zamieniły się miejscami, a ona poczuła lekkie oszołomienie. Przez chwilę miała mdłości, przez co nie wyszła jej pełna pętla, raczej... stożek. Ale gdy tylko odzyskała świadomość góry i dołu, i zaczęła spadać w tę dobrą stronę, szybko zmieniła kąt ustawienia skrzydeł, chwytając w nie powietrze. Wiatr uderzył w rozłożone na cała szerokość kończyny udaremniając dalsze spadanie. Potem Miękka jedynie wzbiła się odrobinę wyżej i wyrównała lot, zbliżając się do towarzysza. Zerknęła na niego ponad czernią swoich skrzydeł i granatem jego.
~ Chyba na razie daruję sobie takie akrobacje. Zakręciło mi się w głowie ~ przyznała, uśmiechając się leciutko. Na razie bardziej podobało jej się przemierzanie przestworzy na ciepłych prądach niż podniebne pętle i... stożki.
Gdy towarzysz zarządził lądowanie, Miękka zerknęła w dół na rozpościerającą się pod nimi Dziką Puszczę. Może powinni wrócić nad polankę? Chociaż... Ze zdziwieniem stwierdziła, że byli nieopodal niej, co znaczyło, że musiała bardziej zataczać szerokie koła niż lecieć zupełnie w przód.
~Myślę, że możemy lądować... ~ zgodziła się, kierując ciało ku pozostawionej polance, kompletnie nie przewidując tego, co nastąpiło potem.
Ciężar spadł jej na grzbiet tak nieoczekiwanie, że aż sapnęła. Oczywiście w powietrzu nie było to tak wyczuwalne, ale jednak ramiona samca skutecznie blokowały ruchy jej skrzydeł. Jednak jeśli spodziewał się, że północna piśnie ze strachu, albo zacznie panikować – pomylił się. Miękka, choć początkowo faktycznie się zamotała, to samiec mógł czuć jak jej mięśnie spinają się mocniej, jak wkłada większą siłę w wymachy i jak ostatecznie, jej teoretycznie słabe skrzydła, utrzymują ich oboje. Wciąż poruszała się do przodu, odruchowo przy każdym wymachu wyciągając szyję, to znów cofając ją, przypominając w tym tupiącego po ziemi gołębia. Nie zawróciła uwagi na nagłe ciepło pod sobą, za bardzo skupiła się na wytrwaniu w powietrzu.
Słysząc przekaz, uśmiechnęła się krzywo, odrobinę zadziornie. Bezczelny... Ale ta bezczelność zamiast ją zdenerwować, jedynie ją rozbawiła. To była kolejna barwa w kalejdoskopie jego charakteru i musiała przyznać, że ta również do niej trafiała. W ogóle odczuwała niezwykłą lekkość podczas tego lotu i nie tylko dlatego, że unosiła się w powietrzu, ale dlatego, że zyskała nietuzinkowego kompana do rozmów i wspólnego przemierzania nieba.
Nie zniżała pułapu, wbrew jego poleceniu. Zamierzała choć trochę mu się odpłacić i gdy już miała pochylić się i złożyć skrzydła, runąć w dół, by na koniec wykonać ślizg i obrócić się grzbietem do ziemi, tak by zamienić się z nim pozycją; usłyszała wyraźnie jego głos. Zaskoczył ją. Po pierwsze dlatego, że wypowiedział słowa bardzo blisko jej ucha, a po drugie samym znaczeniem tych słów. Czy miała to wziąć za formę komplementu?
~ Cóż, w moim odczuciu to coś normalnego ~ odparła i dało się wyczuć w tym przekazie lekkie zmieszanie ~ Dla mnie to świst wiatru pomiędzy twoimi łuskami jest czymś niezwykłym. I sam dźwięk uderzenia skrzydeł, donośniejszy, pełniejszy niż mój. Sposób w jaki płyniesz w powietrzu z taką łatwością i gracją... ~ złapała się na jakimś bezsensownym bełkocie, więc zatrzymała potok myśli, który przekazała nieznajomemu razem z uczuciem śmiałego podziwu dla piękna jego sylwetki w powietrzu. Właśnie dlatego nie przepadała za korzystaniem z maddary, by przekazywać informacje – zdarzało jej się "mówić" więcej niż chciała, bo przestawała rozróżniać myśl od wiadomości. Ukrócając więc tę żenującą chwilę, zaczęła zataczać łagodne okręgi nad polaną, leciutko uginając jedno ze skrzydeł, a oba i tak ustawiając nieco w dół, razem z ciałem, na tyle na ile pozwalał jej wczepiony w nią nieznajomy. Zniżała lot z myślą, że będzie zmuszona wylądować z nim na grzbiecie, więc przygotowywała się do tego, że spotkanie z ziemią będzie wiązało się z większym obciążeniem. Naturalnie chciała więc zamortyzować to większą sprężystością łap, trochę jak przy skoku z dużej wysokości. Ale w pewnej chwili ciężar i ciepło samca, zniknęło. Miękka odruchowo zadarła głowę, patrząc za nim. Dostrzegła go, gładko sunącego w przestworzach, ale dostrzegła też coś jeszcze... chmury. Białe obłoki na tle błękitu. Śliczne, tak jak mówił. Uśmiechnęła się do siebie, ale nie skupiała na podziwianiu widoków. Ziemia zbliżała się nieubłaganie, a z nią kolejne wskazówki i pokaz perfekcyjnego lądowania.
Miękka westchnęła płytko, coraz bardziej zniżając lot, aż w końcu ślizgiem wsunęła się na polankę. Przed nią rozpościerała się ściana puszczy i musiała szybko zareagować, jeśli nie chciała zderzyć się z potężnymi pniami. Tak jak samiec jej przykazał, najpierw pociągnęła front skrzydeł ku górze, hamując w powietrzu i tym samym ustawiając sylwetkę niemal pionowo do ziemi. Po dosłownie jednym uderzeniu serca, jej tylne łapy zderzyły się z zaśnieżoną powierzchnią. Wykonała kilka niezgrabnych kroków zanim złożyła skrzydła i opadła na przednie. Potem wytraciła pęd truchtem wbiegając między pierwsze drzewa.
Udało się, choć niezbyt ładnie. Wszystko można było jednak wyszlifować.
Zatrzymawszy się, wzięła głęboki oddech i w nagłym przypływie rozczulenia, zadarła głowę, spoglądając na przestwór nieba. Leciała, pierwszy raz w życiu. Nic nie mogło równać się z tym uczuciem. Poruszyła palcami, wbijając pazury w zmarzniętą ziemię. Dziwnie było powrócić na dół, ale nie próbowała wznosić się kolejny raz. Dopiero teraz bowiem, czuła pieczenie wymęczonych mięśni. Był to jednak dobry ból, zwiastował przecież, że wysiłek się opłacił.
Poprawiła skrzydła i odwróciła się, truchtem docierając do swojego towarzysza. Była mu niezmiernie wdzięczna, co dobijało się w spojrzeniu jej chmurnych ślepi radością, ale i szacunkiem.
Skłonił się nisko, nadając tej chwili patetyczności.
Uczyniłeś mi wielką radość, darując mi możliwość lotu. Jestem ci bardzo wdzięczna. Nigdy nie zapomnę ani pierwszego lotu, ani też tego, kto mnie w nim prowadził. – Uniosła głowę, uśmiechając się znów, ale tym razem szeroko i całkiem radośnie, przez chwilę wydając się niemal równie naturalną i rozmarzoną jak podczas lotu. – Mam nadzieję, że będę miała okazję ci się odwdzięczyć.

Licznik słów: 2213
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Wstrzemięźliwość znakowała odpowiedź czarnopiórej. Marzycielka schowana w ciepłej grocie za wodospadem swego niewzruszenia? Może jednak tliła się w niej i żądna przygód awanturniczka? Obrończyni zarazem tęskniąca za końcem potrzeby obrony, jak i łaknąca bronić dalej; szukająca tak przygód jak i spokoju? Smocza natura bywa zaiste zabawna- przewidywalna i rozmaita zarazem.
  – Być może było to potrzebne. Osobiście uważam, że wytrącenie ze spokoju ducha byłoby korzystne, skoro ów spokój wzrastał na moczarach gnijących problemów branych fałszywie za stabilny grunt pewnej codzienności. – przesunął łapą po miniaturowej pustyni sypkiego śniegu, rzeźbiąc niestałe wydmy i kotliny, z oazami słonecznych lśnień na lodowym piasku pomiędzy nimi. Uniósł poważny wzrok na smoczycę. – Nie tęsknię za poczuciem stabilności pochodzącym z ignorancji i zaślepienia. Szkoda tylko, że większość tak łatwo znów w to popada. – Poniekąd włącznie ze mną. W głosie niebieskołuskiego brakowało zadufania. Mówił teraz raczej jak zmęczony nieco życiem Starszy niż młody, zamyślony acz energiczny smok. Nastrój jednak stopniowo przepłynął ku temu właściwszemu, choć nie przyszło to Remedium bez pewnego wysiłku.
  – Skalny Gigant był tworem sztucznym. Napędzała go obca magia zmagazynowana w kamieniach szlachetnych, które wypełniały jego wydrążony korpus. Było ich… – przechylił łeb, odtwarzając w pamięci scenę jego rozwarcia, zliczając kolorowe błyski na przywołanym w umyśle obrazie – trzydzieści i trzy, tak. Moc którą były nasączone parzyła smocze ciało, podobnie jak moc świetlistej kuli o której wspominałem. Choć oczywiście nie twierdzę, że w związku z tym musiała być to ta sama moc, mimo iż zapewne to właśnie ona była celem skalnej animy. Tak chyba można by określić Giganta: widzisz, w środku pachniał on smokami oraz jakąś rasą dwunogów. – podsunął myśl smoczycy, która chyba postrzegała tą istotę jako coś naturalnego, tylko może wybudzonego przez obcych. Ta myśl tknęła kolejną zapadkę w wydatnej czaszce, sprawiając że Kobalt łypnął na czarnofutrą z zainteresowaniem. – Czyżbyś spotkała naturalnych górskich gigantów? – z głębi złotych konstelacji błysnęła nienasycona fascynacja i… nadzieja. Końcówka ogona zgubiła na chwilę pierwotny rytm swego nieustającego falowania.
  Przeszło mu, gdy zeszli na temat możliwości napastników. Cofnął łeb, który bezwiednie wysunął w kierunku rozmówczyni na wężową modłę. Kiwnął nim, wysłuchując słów samicy, choć słowa które miał zamiar zaraz wypowiedzieć nie miały na celu zgodzić się z nią. Jego zdaniem nie było w tym nic złego, bowiem różnica opinii ożywiała ruch myśli, ten natomiast pozwalał zgłębić problem. Zaraz jednak spostrzegł, jak północna wycofuje się i poczuł nieoczekiwane ukłucie winy. Czyżby nieumyślnie zniechęcił ją do rozmowy? Na wszystko co niezgłębione, nie! Nie chciał być powodem dla którego ktoś rezygnuje z podejmowania własnych przemyśleń. Szczególnie ktoś tak interesujący, jak Czarnofutra. Gdy smoczyca machnęła łapą, wysunął szybkim i płynnym ruchem łeb, podsuwając go pod opadającą kończynę. W efekcie, chcąc nie chcąc, samica choć na chwilę oparła łapę pomiędzy jego rogami, wlepiając w jasną grzywę pejzaże śnieżnych drobin i małe lodowce zamarzniętej wody i grudek ziemi. Zaraz mogła poczuć wibracje we własnym kośćcu gdy z gardzieli samca uleciał głos, dodatkowo obniżony przez pozycję jego ciała.
  – Nie mów takich rzeczy. Wszelka wiedza pochodzi z zadawania sobie pytań, więc wycofując się z rozważań ostatecznie pozbawiasz się szansy na dotarcie do wniosków. Nie mam Ci czego wybaczać i sam dysponuję ledwie zlepkiem faktów przeciw lawinie domysłów. Najgorszy błąd popełnia ten, który ucieka od podejmowania poszukiwań. Nie wstydź się więc swych myśli, nigdy. – wygiął nieco szyję ku górze przezwyciężając ciężar krytego futrem przedramienia, by odnaleźć spojrzeniem pysk smoczycy i spojrzał na nią twardo, ale i ze swoistym zawstydzeniem. Pewny swych słów, cokolwiek mentorski ton Kobalta stawał w silnym kontraście przeciw jego przepraszającej pozie. Niemniej wiedział doskonale, że właśnie taka wyrazista reakcja najpewniej trafia do wnętrz, więc nie widział żadnej ujmy w swym postępowaniu.
  Gdy otrzymał taką sposobność ponownie cofnął łeb i ponownie wysłuchał do końca odpowiedzi północnej Ognistej. Gdy jej słuchał, pysk pokrył mu zadowolony półuśmiech, czemu towarzyszyło rozłożenie i złożenie skrzydeł, jakby mościł je wygodniej na miękkich pokładach chłodnego powietrza wokół. – Opisałaś dokładnie to, o czym sam myślałem, wiesz? – otworzył zewnętrzne powieki z kliknięciem akurat w chwili, gdy Czarnopióra posłała doń uśmiech, ale i zaczęła niespokojnie wodzić ogonem przez krainę białego puchu. – Też rozważam te same problemy, choć obawiam się że na osobiste uprzedzenia nie odnajdzie się rady. Jeśli jednak chodzi o antypatie samych Stad i Przywódców, to właśnie jakaś forma współpracy Uzdrowicieli, Wojowników i Czarodziei wydaje się i mnie najpewniejsza. Chodzi przecież o to, by nawet w sytuacji konfliktu pomiędzy stadami występował przepływ informacji odnośnie tego, co dotyczy wszystkich Wolnych. Jeśli przy okazji udałoby się oduczyć paru ignorantów tępego powarkiwania na wszystkich wokół: tym lepiej dla nas.
  Brak obcowania z przestworzami był dla smoczycy niczym niezaspokojone od dawna pragnienie a niezwykła gadzia intuicja od razu podpowiedziała swej posiadaczce, jak spijać soki lotu, by się nimi nie zadławić. Naprawdę cechowała ją niezwykła gracja i talent w powietrzu. ~ Po prostu poszukuję prawidłowości w świecie wokół mnie. Naprawdę mogłabyś zdobyć tą wiedzę o własnych skrzydłach. Teraz jednak ciesz się lotem! Naprawdę zareagowałaś na mój manewr w sposób godny podziwu. ~ przesłał jej wspomnienie sprzed chwili, by Czarnopióra sama mogła obejrzeć płynność swojego manewru- czarna miękkość o ostrym konturze doskonale dostosowująca się do kaprysów powietrza miast z nim walczyć.
   Do dźwięcznego śmiechu samicy dołączył niższy chichot, który zaraz przeszedł w równie otwarty śmiech gdy Lód otworzył paszczę nie zważając na pęd wciskający mu pięść powietrza w gardziel. Wszystko to przez synchroniczne pętle, które zatoczyli przypadkiem w dwóch płaszczyznach, kreśląc spięte ze sobą pierścienie.
  ~ Zawsze. ~ przesłał jej zapewnienie, przepełnione jednak nonszalancką pewnością o możliwości towarzyszki lotu. Wykręcił szyję nie zmieniając kursu, by móc obejrzeć próbę smoczycy. Najpierw zwrócona popielatym podbrzuszem w jego stronę, utknęła na moment w punkcie szczytowym. Zawieszona tak w przestworzach wyglądała, jakby zawieszono ją u niemożliwej powały pochmurnej jaskini, nim puszczono pozwalając zapikować ku ziemskiej tafli.
  Zachichotał ponownie przypominając sobie tą scenę, gdy obserwował niebo z grzbietu smoczycy. Wtedy to dotarła doń jej zmieszana odpowiedź. Zmrużył lekko ślepia, cofnął łeb i wyjął jedną łapę spod skrzydła smoczycy, by w końcu obrócić się na bok i móc spojrzeć jej w pysk. ~ Gdy Przyjaciel… to znaczy Ojciec uczył mnie latać na koniec usiadłem mu na łbie i zasłoniłem jego ślepia, domagając się by wykonał właśnie pionową pętlę. Tobie wyszła ta akrobacja nad wyraz płynnie jak na pierwszy raz. Dziękuję za komplement, lecz nie masz powodów czuć się gorsza żadną miarą. ~ udał, że nie wyłapał tego drugiego sensu jej przekazu. Nie oznaczało to jednak, że nie uśmiechał się moszcząc się ponownie grzbietem na grzbiecie. Nie bał się swoich myśli a wiedział, że i jemu od dawna lot nie sprawiał mu aż takiej przyjemności jak właśnie ten. Prawdę powiedziawszy miał ochotę w ramach odpowiedzi przeczesać szponami futro północnej, lecz zamiast tego po prostu wstał i ześlizgnął się w powietrze.
  Wyraz malujący się w szarobłękitnych ślepiach który ujrzał po wylądowaniu był dlań najlepszym zapewnieniem, że nie mógł spędzić lepiej dzisiejszego południa. Przyjął ukłon smoczycy, samemu oddając gestem płytszym w ruchu, lecz równie głębokim w przekazie, przekręcając przy tym lekko szyję. – Ja natomiast jestem Ci wdzięczny za Twoje zaufanie. I za to, że pozwoliłaś mi wprowadzić się w nasze smocze dziedzictwo. – tym razem mówił, pozwalając sobie nie analizować dokładnie każdego słowa, pozwalając by kierowało nim poczucie radości. W podobnym tonie wypowiedział następne słowa: odpowiedź na uśmiech i nadzieję Czarnofutrej na możliwość odwdzięczenia się. Pokręcił nieznacznie łbem na boki i wzruszył zmęczonymi skrzydłami. – Wystarczy mi świadomość, że będziesz pamiętała. Nie pozwalam sobie na myśl, że jesteś typem smoka u którego świat opiera się na zbieraniu i spłacaniu długów. – na oblicze wypłynął mu jego pełny, charakterystyczny uśmiech: zaciśnięte z przodu wargi i wyszczerzone kły w uniesionych w górę kącikach pyska. Obrócił się chcąc zarzucić na bark swą torbę zielarską, impregnowaną słodko pachnącym pszczelim woskiem.

Licznik słów: 1279
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Rozumiała, co samiec miał na myśli. Nieostrożność stad, kto wie, może nawet ich pycha i przeświadczenie o nietykalności, sprawiało, że gnuśniały. A to z kolei mogło doprowadzić ich do upadku. Miękka, uczona, że życie życie pod barierą jest usłane różami, dopiero teraz stykała się z rzeczywistością, która niewiele miała wspólnego z naukami Arrana. Oczywiście to nie tak, że zamierzała wierzyć każdemu smokowi na słowo, ale nieznajomy wzbudzał w niej ufność. Nie sądziła, by ją okłamywał, chyba, że był sprytnym kłamcą. Jednak nie o tym teraz rozmyślała, poddając się nastrojowi chwili.
Wiesz, trochę mnie martwi to, co mówisz... – zawahała się, bo zdała sobie sprawę, że zamierza powiedzieć coś, co w widoczny sposób odkrywa część jej osobistych obaw. Dostrzegłszy jednak poważne spojrzenie rozmówcy, westchnęła cicho i podjęła na nowo, ale sama odwróciła spojrzenie zatapiając je w zburzonej łapą uzdrowiciela, nieskazitelności śniegu. – Uczono mnie o wspaniałości Stad. O tym, że życie tu jest proste. Że smoki tu żyjące są wybrańcami rodzaju – mówiła nieco ciszej, a w jej mrukliwy, spokojny ton wkradł się cień smutku. – Świat pod barierą miał być utopią. – Pysk przeciął jej gorzki uśmiech. Zamilkła na moment, a gdy uniosła głowę, znów uśmiechała się w zwyczajny, uprzejmy sposób. – To nie tak, że wierzyłam w to bez mrugnięcia ślepiem. Świat nie jest idealny, nawet tutaj. A jednak przybyłam żeby doświadczyć tych cudów. I choć sądziłam, że jestem gotowa na zderzenie z rzeczywistością, to jednak... – Wypuściła nosem obłoczki pary. – To jednak przykro mi słyszeć, że nawet tutaj świat ma nadal te same, szare barwy. To jak... – zamyśliła się, na chwilę zerkając w niebo. – Dążenie do czegoś z góry ustalonego z nadzieją, że będzie kompletnie inne. – Choć to co powiedziała bez wątpienia sporo mówiło o jej zawiedzionych oczekiwaniach wobec stad, to gdy spojrzała w płynne złoto ślepi uzdrowiciela, nie wydawała się zawiedziona, ani nawet smutna. Może jedynie odrobinie melancholijna.
Wybacz tę chwilę refleksji. – Lekko poruszyła skrzydłami, strząsając z nich warstewkę świeżo opadłego śniegu. – Nie mam zamiaru nikogo obwiniać. Stada mają stać się moim nowym domem i jakiekolwiek by nie były, dobrowolnie stałam się ich częścią. Będę więc dbać o to, by nie popadały w pychę czy gnuśność. A przynajmniej będę się starała. To jedyne, co mogę zrobić. – Kiwnęła głową, jakby utwierdzając w tym przekonaniu siebie samą.
Słuchając dokładnego opisu budowy skalnego giganta, Miękka nastawiła uszy, z ciekawością przyswajając kolejne informacje. Liczba nic jej nie mówiła, podobnie zresztą jak i niezwykła magia, która raniła smoki. Niestety nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszała. Co tyczyło się samych gigantów, to tylko raz widziała taką istotę przemierzającą doliny Północnych Gór. Z tego co opowiadał jej Arran, górscy giganci zamieszkiwali jaskinie w niższych partiach, dlatego też nie mogła schodzić do dolin samotnie. Zresztą nie próbowała.
Widząc zaciekawienie towarzysza, uśmiechnęła się do niego ciepło.
Wydaje mi się, że za pisklęcia widziałam górskiego giganta. – Pokiwała głową, wracając wspomnieniem do chwili, kiedy jako szkrab, pewnego pogodnego poranka zwieszała pysk ze skalnej półki i dostrzegła przemierzającą dolinę, ogromną postać. – Ale nie sądzę, by miały wydrążone ciała. I w ogóle by były naprawdę stworzone ze skał. Ten, który napadł na Wodę może był więc faktycznie jedynie tworem dwunogów, albo jakichś innych smoków. Nie słyszałam jednak o magii, która byłaby zdolna do stworzenia czegoś takiego. – Leciutko wzruszyła skrzydłami. – Ogółem nie znam się na magii jakoś specjalnie, więc niewiele mogę powiedzieć w tym temacie. – W jej tonie zagrały przepraszające nuty. Na niewielu rzeczach na dobrą sprawę znała się lepiej. Umiała wszystko i nic. Wszechstronność może i była przydatna, kiedy trzeba było przeżyć samemu w głuszy, ale czy przydawała się w stadzie?
Nieoczekiwane zachowanie samca wyraźnie ją zaskoczyło. Poczuła pod palcami miękkość blado-błękitnej grzywy i choć początkowo, w czystym odruchu chciała szybko cofnąć łapę, to głos rozmówcy i jego poważny, niski ton spowodowały, że zamarła w bezruchu z nieco szerzej otwartymi oczami. Lecz z płynącymi z pyska słowami uzdrowiciela, na oblicze Miękkiej wracał spokój i zwyczajowe ciepło. Nie spodziewała się, że samiec, który z początku wydawał się nieprzejednany, a nawet protekcjonalny, z taką łagodnością nakłaniać ją będzie do zadawania pytań, do poszukiwań, nawet pomimo oczywistych braków w jej wiedzy. Była zaskoczona, ale na równi, a może nawet i bardziej – poruszona.
Dziękuję – bąknęła cicho. – Zapamiętam. – Pewność jego słów i twardość spojrzenia, za którym kryła się łagodność wstydu, wprawiły ją w dziwne onieśmielenie. To dlatego odwróciła wzrok i ostrożnie zabrała łapę, a potem spięła się, jakby powrót do zwyczajowej rezerwy mógł wyciszyć zamieszanie w jej sercu. Lecz nawet kiedy znów ułożyła łapę na śnieżnym chłodzie, czuła jeszcze wokół palców widmo smoczego ciepła.
Na szczęście mogła uciec od tego dziwnego momentu wprost w objęcia konwersacji, co z ochotą uczyniła. Nie mogła odmówić sobie uśmiechu, kiedy towarzysz stwierdził, że myśleli podobnie. Ucieszyła się, bo choć nie było to wcale coś nadzwyczajnego, to jej zdarzyło się pierwszy raz. Dyskutując z Arranem rzadko się w czymś zgadzali. No i dyskusje z nim nie były tak przyjemne.
Może przy najbliższej dogodnej okazji, porozmawiam o tym z Tembrem. Ciekawa jestem jakie on ma stanowisko w tej kwestii. Może uda się zrobić krok w kierunku lepszej komunikacji między stadami?
Nim jednak spotka się z przywódcą Ogników, najpierw nauczy się latać. Kto wie, może dzięki tej umiejętności będzie lepszym posłańcem w przyszłości?
Lawirując w powietrzu, zastanowiła się nad słowami nieznajomego, nad jego, pewnego rodzaju, skromnością. Chciała nawet zapytać, czy miał może jakiegoś nauczyciela, który to pomógł mu patrzeć na świat w taki sposób, by dostrzegał więcej, i zaszczepił w nim pragnienie poszukiwania. Nie zapytała jednak, bo dostała przykaz cieszenia się lotem, a potem obraz siebie, zwinnie pokonującej przeszkodę. To było przedziwne, ale i niesamowite doświadczenia, móc zobaczyć siebie oczami kogoś innego. I musiała przyznać, że w locie wyglądała całkiem lekko, pomimo tego, że ogólnie wydawała się sobie nieco przesadnie zbita.
Przez kilka ostatnich chwil, Miękka doświadczyła tak wielu nowych rzeczy, że z powodzeniem starczyłoby jej na kilkadziesiąt następnych księżyców wspominania i rozczulania się. Przypadkowe spotkanie z nieznajomym malowało jej niezmienny, szary świat paletą nowych, żywych barw. Granatowo-łuski darował jej nowe możliwości, przekazywał śmiałe poglądy, ale również dzielił się radością i lekkością żartów oraz siłą zapewnień. Miękka, upojona szczęściem, nie sądziła nawet, że mogłaby się tym zachłysnąć. W chwili, kiedy przemierzała przestworza u boku uzdrowiciela, cały świat wydawał się być właściwy, nawet pomimo oczywistych przywar.
Słuchając jego opowieści, wyobraziła go sobie jako pisklę, ściskające łapkami ojcowski pysk. Roześmiała się.
~ I ja wobec tego dziękuję za komplement, ale jestem gorsza... ~ odparła, a po krótkiej pauzie, dodała zaczepnie, ewidentnie rozbawiona: ~ Jeszcze. ~ I zaczęła schodzić do lądowania, które jak na pierwszy raz wyszło jej całkiem znośnie.
Gdy dziękowali sobie za poświęcony czas, nie mogli przestać się uśmiechać. Było w tej chwili coś ulotnego i bardzo ciepłego, co mocno rozgrzewało serce północnej smoczycy. Jakieś poczucie komitywy, świadomość znalezienia choć niewielkiej rzeczy, która zakotwiczy ją tu na dłużej, choćby była tylko szansą na kolejne wzbicie się w przestworza wraz z nietuzinkowym uzdrowicielem.
Ostatnie zdanie towarzysza znów miało w sobie poufałość, do której Miękka nie przywykła i na którą nie potrafiła odpowiadać. Uśmiechnęła się jednak wdzięcznie, bo wiedziała, że faktycznie nie zależy jej na bogactwach i przysługach. Jej nie, ale co z innymi? Arran zawsze uczył ją, że innym należało odpłacać się za pomoc, więc robiła to, choć sama nie żądała niczego. Ucieszyła się w duchu, że nieznajomy także w tej kwestii był jej bliski.
Widząc jak przygotowuje się do odejścia, Miękka spoważniała odrobinę, przyjmując znajomą postawę. Zniknęła gdzieś wcześniejsza wesołość, zastąpiona dokładnie odmierzoną życzliwością i uprzejmością.
Uważaj na siebie w drodze powrotnej – przykazała, starając się odsunąć od siebie myśli, że gdy granatowo-łuski odejdzie, las wokół znów będzie upiornie pusty i cichy.

Licznik słów: 1282
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Nie, nie kłamał. Taktykę kłamstw stosował jedynie w ostateczności, podczas gdy w tej rozmowie nawet nie musiał rozważać jakiegokolwiek lawirowania słowem. Przypadkiem zrodzone spotkanie zaowocowało równie przypadkowym wprowadzaniem popielatofutrej w najnowszą historię Wolnych Stad, które równie przypadkiem przeradzało się właśnie we wzajemną wymianę opinii… a teraz i zwierzenia smoczycy. Te nie były niczym interesującym z zewnętrznego punktu widzenia, ale wnosiły nieco światła do informacji o niej samej. Stateczna północna o ciepłym wnętrzu, teraz mówiąca gorzko o niespełnionej utopii świata pod barierą. Wyraz pyska Lodu był niezmienny, gdy tak lustrował smoczycę, rozkładając jej słowa na czynniki pierwsze. Schylił łeb i zaczął rozrysowywać dla postronnego skomplikowane figury geometryczne, puszczać przez nie linie pod dziwnymi kątami, zapisywać obok jakieś znaki i symbole przemieszane ze smoczymi runami… i dopiero gdy szpon wytańczył na śniegu jakąś pojedynczą linijkę takich symboli: Lód wziął powolny wdech i starł ów mikrowszechświat jednym przeciągnięciem łapy, unosząc łeb ku czarnopiórej. W jego spojrzeniu mogła dostrzec nową siłę, jakby właśnie wypoczął, ale i gdzieś przy okazji tych szlaczków (a może i między nimi) odnalazł niespiesznie właściwe słowa dla swej rozmówczyni.
  – Mógłbym Ci powiedzieć, że tak jest w istocie. Że smoki pod barierą są obdarzone czymś szczególnym. I wiesz… – zapatrzył się na chwilę w przestrzeń, przywołując wszelkie opowieści wsnute w osnowę jego umysłu przez Wędrówkę Słońca – być może kiedyś tak faktycznie było. Być może powinienem teraz Cię powstrzymać, zaprzeczyć; powiedzieć, że życie pod barierą jest życiem dobrym i prostym, pozwalającym sięgać gwiazd. Zapewne wypadałoby mi zaznaczyć, że skoro stałaś się częścią Wolnych, to powinnaś osiągnąć te cuda wraz z nami… lecz… lecz rozumiem Cię. A zarazem… – uśmiechnął się z pewną ironią – faktycznie mam zamiar powiedzieć Ci te wszystkie rzeczy. No, może poza nazwaniem naszego małego domu utopią, gdyż nią nie jest z całą pewnością. Bariera uczyniła nas gnuśnymi. Jej utworzenie było czymś wielkim dla naszych przodków, co tylko pogłębiło ich więź z bogami, ale na dłuższą metę okazało się błędem. Bez zewnętrznego wroga najwyraźniej zatraciliśmy sens. Nie wiem, na ile blisko bytów doskonałych są nasi bogowie – zatoczył pyskiem niewielki łuk, podkreślając słowa – ani nie znam naszej prawdziwej historii dawniejszej, skoro jest tak dalece zmieszana z mitami, za to wciąż podejrzewam, że coś może tkwić w tych „wybrańcach”. To samo w sobie nie ma wartości, wręcz może być szkodliwe, póki przeświadczenie o własnej szczególności przesłania nam chęć podejmowania się zrozumienia i czynów, lecz jest to rodzaj bierzma. Bierzma i mantry, którą może podjąć każdy spoglądający na mit Wolnych jako cel, nie dar otrzymany znikąd. – cykliczny ruch łba, lekkie kiwanie w górę i w dół, stało się nieco bardziej uwypuklone. – Wiesz, w najgorszym razie może się okazać, że jest do mit w sensie dosłownym, nic więcej. Ale wciąż: jeśli w co którymś pokoleniu popycha on smoki do podejmowania się niezwykłych działań, jeśli wciąż sprowadza do nas takich, którym zależy na czymś szczególnym… – wymownie spojrzał na północną. Wiedział, że może nieco pochopnie ocenia ją w tak pozytywnym świetle, miał jednak cichą nadzieję że to utwierdzi ją w potrzebie działania. – …mamy tutaj wiele wspaniałych smoków o nietypowych cechach. Siła Wolnych Stad leży być może właśnie w tym uśpionym potencjale. – zakończył.
  Albo i nie. Nastawił błony uszne i wstrzymał ruch łba, co niemalże sprawiło mu fizyczny ból. – Poza tym akurat z szarością barw ciężko się zgodzić. Bo widzisz- szarość jest tym, co dostrzeżesz zawsze gdy nie spojrzysz z daleka, lecz nie odsłania to wzorca wyplatanego przez życie. Inny argument: sama jesteś szara i to jednolicie szara. – wyważony głos Uzdrowiciela bezwzględnie podsumował aparycję północnej, przy czym Remedium czerpał w tej chwili doskonałą rozrywkę ze sprawdzania jej reakcji. To był tylko dodatek, bowiem temat był jak najbardziej poważny i mimo, iż obecnie mógł brzmieć jak czcza paplanina, to akurat Lód był tym osobnikiem, którego ciężko było określić mianem zamkniętego w swoim świecie. Nie, on starał się być właśnie jak najbliżej wydarzeń- móc stać, obserwować, analizować, wreszcie przemyśleć, pokierować i działać samemu. Czarnofutra mogła być niezwykle wartościowym smokiem, tego był pewny, poprzez swoje obserwacje i doświadczenie nabyte mimo młodego wieku.
  Przymknął ślepia, słuchając o gigancie, by po chwili rozewrzeć je ponownie z kliknięciem powiek, zawiedziony krótkością opisu. Dobrze, tylko kolejny powód by wyruszyć na północ. A później na południe. Oj tak, miał zamiar jeszcze tu, na miejscu, określić dokładnie rozmiar ich ziemi by móc policzyć, ile co najmniej księżyców będzie potrzebował na podróż by przemierzyć ją całą… o ile w ogóle byłoby to możliwe. Gdyby okazało się że nie- cóż, być może nadejdzie czas by pomyśleć o potomkach, którzy mogliby zastąpić mu omniprezencję. Tak, krew z jego krwi, grupa smoków dostatecznie bystrych, by dotrzymać mu tempa. Tylko, na wszystkie tajemnice świata, to tałatajstwo najpierw trzeba by ukształtować, przy okazji nie odbierając im indywidualności. Może jednak Dar słusznie twierdził, że osiągnięcie nieśmiertelności jest rzeczą prędzej wykonalną? Z drugiej strony: wężowy nie znał Wędrówki Słońca.
  – Byłoby wspaniale, gdybyś podjęła ten temat z Tembrem. Sądzę, że masz szansę mu to przedłożyć. – i on nie dawał po sobie poznać, lecz dotyk smoczycy, nawet i w postaci łapy na swoim łbie, był dla niego czymś przyjemnym. W jego przypadku nie była to jednak żadna forma burzy w sercu, bowiem analityk w tym kontekście serca nie posiadał. Po prostu stopniowo dochodził do wniosku, że nad wyraz szybko zaczyna wykształcać ze smoczycą formę więzi, które z reguły jego nie dotyczyły. I bynajmniej nie chodzi tutaj od razu o spoglądanie na nią jak na partnerkę, raczej jak na kogoś w kim może z wzajemnością znaleźć oparcie. Mimo tendencji do zawiązywania znajomości nie było wiele smoków, wobec których Lód byłby w stanie sięgnąć poza swoją wewnętrzną rezerwę, lecz czarnofutra przez jakąś fundamentalną zgodność niezmiernie szybko znalazła się dla niego w tej grupie. Choć… przy tym może faktycznie mogłaby sięgnąć dalej ku niemu? Umysł Remedium już po prostu tak funkcjonował, że Uzdrowiciel od razu przywoływał i wartościował rozliczne scenariusze.
  I dla niego ten lot był doświadczeniem nietuzinkowym, nawet jak na standardy Wodnego, który usilnie starał się wypełnić każdy swój dzień nowymi doświadczeniami a jeszcze mu się ta sztuka powodziła. Beztroska tego lotu wspaniale domieszkowała powagę ich poprzednich słów, utrwalając ich wagę w taki sam sposób, w jaki radosne nauki z Ojcem utrwalały w nim za młodu kolejne lekcje życia, jak choćby uznanie własnej słabości.
  Cofnięcie do jej bezpiecznej, wyjściowej postawy było czymś niemalże nieuniknionym. Ale też jak mógłby kontynuować swoją grę w odzieranie smoczycy z tej maski, gdyby utraciła nawyk jej przywdziewania? – Nie martw się. Uzdrowiciele to cwane bydlaki a ja nie do końca zrezygnowałem z myśli o zostaniu Czarodziejem i Łowcą. Z resztą i tak nie umiem na siebie uważać. – uśmiechnął się szelmowsko. – Ciebie nawet nie mam zamiaru prosić, byś na siebie uważała, bo jestem całkiem przekonany że umiesz sobie poradzić w niejednej sytuacji. A teraz i w powietrzu. – mrugnął na odchodnym. – Do zobaczenia. I jednak pozostań czujna.

Licznik słów: 1140
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Gdy zamilkła, a samiec wyrysowywał na śniegu skomplikowane wzory, pierwszy raz poczuła się w jego towarzystwie bardziej… niezręcznie. Wynikało to z kilku przyczyn. Po pierwsze niepewności związanej z mówieniem o swoich uczuciach, w czym nigdy nie czuła się dobrze; po drugie z braku zrozumienia dla czynów rozmówcy. Jednak pomimo tej niezręczności, milczała, dopóki samic nie dmuchnął na śnieg i nie starł rysunków. Miała ochotę spytać go o to, co tworzył i dlaczego się tego pozbył, ale tym razem niepewność wygrała, sznurując pysk Miękkiej niezwykle skutecznie. Zamiast mówić, słuchała, choć z nieco markotną miną. Nieznajomy zmuszał ją, by na dłużej pochylała się nad wypowiedzianymi przez niego kwestiami, co zresztą czyniła, analizując i wyłapując drobne sugestie.
A jednak tym razem coś zgrzytnęło.
Ostatnie słowa zabrzmiały dziwnie i Zima nie bardzo wiedziała jak je rozumieć. Czy samiec zamierzał sprawić jej przykrość, mówiąc wprost w pysk, że była nieciekawa? Czy może stwierdzał fakt, choć wtedy zmuszona byłaby zarzucić mu daltonizm. Czy może jednak zamierzał przedstawić jej tym jakąś rzecz, której wcześniej nie dostrzegała? Naturalnie jednak, całkiem po smoczemu i odruchowo, poczuła się... głupio. Zażenowanie ścisnęło jej trzewia i musiała się zmusić żeby utrzymać na wodzy galopujące uczucia, które chciały wylać się na jej pysk, przypłaszczyć puszy do głowy i przykulić sylwetkę. Jednak nie przez same słowa o szarości. Bardziej przez to, że w chwili słabości, jakiejś irracjonalnej chęci uczynienia nieznajomego bliższym sobie, zwierzyła mu się ze swoich obaw oraz pragnień, a on na koniec skwitował jej słowa tak... dwuznacznie, kpiąc w miejscu, gdzie ona nie widziała na to miejsca.
Była śmiesznie delikatna na punkcie własnych uczuć.
Zwyczajnie przestraszyła się swojej wylewności, kompletnie nie pojmując innego znaczenia wypowiedzi uzdrowiciela, ani nawet nie dostrzegając wymowności jego spojrzenia, gdy mówił o smokach, które pragnęły działać. To świadczyło jedynie jak bardzo zamknięta była w swoich obawach, które ciężko było dostrzec na pierwszy rzut oka.
Poruszyła się, nieznacznie poprawiając pozycję, jakby było jej niewygodnie. A gdzieś w środku dusiła właśnie strach.
Dziękuję za te słowa. Choć nie gonię za wielkimi czynami. – Sądzę, że smoki powinny być przede wszystkim szczęśliwe, bez względu na to, gdzie żyją – dodała w myślach, ale nie odważyła się już wypowiedzieć tego na głos. Potem wzruszywszy barkami, uśmiechnęła się gorzko.
Cóż. Obawiam się, że dostrzegłam tę szarość właśnie wtedy, gdy miałam okazję spojrzeć na stada z bliska. Wcześniej wydawały mi się barwniejsze. – Ucięła temat, nie rozwinęła go ani o łuskę, wyraźnie wycofując się pomimo tak obszernej wypowiedzi rozmówcy. Może to, co mówił było prawdą. Może stada jednocześnie były bohaterami i więźniami bariery, wybrańcami bogów i szarymi eminencjami świata. Może faktycznie ściągające tu smoki były stworzone do wyższych czynów czy to na rzecz jedynie czterech grup, czy na rzecz wszystkich istnień. Ona w tym momencie poczuła się nieważna i głupia. Zdawała sobie sprawę jak bardzo irracjonalne są to uczucia, ale nie potrafiła w tej chwili im zaradzić. Jedyne czego potrzebowała, to wycofać się z rozmowy, która stałą się dla niej bardzo niewygodna i to nie z racji wstydu przed wyrażaniem własnego zdania, ale z racji świadomości błędu łatwowierności.
Na szczęście mogła uciec, co zresztą uczyniła, zapewniając uzdrowiciela, że chętnie porozmawia z Tembrem. Wyraźnie jednak w Miękkiej coś się zmieniło, stała się uważniejsza, a jej rezerwa, na przekór wszystkiemu, dopiero teraz była boleśnie szczera. Wcześniej jedynie odruchowa, teraz prawdziwa, formowana autentycznym lękiem. Odrobinę nawet nieprzyjemna.
Stopniowo jednak znikała, kiedy na jej miejsce wciskała się radość lotu, by na jego koniec zniknąć niemal zupełnie. To była prosta kalkulacja. Miękka nie musiała obrażać się czy rezygnować ze znajomości przez wzgląd na jedną przykrość. Uczyła się na własnych błędach i podejmowała takie decyzje, by kolejne potknięcia nie miały miejsca. Teraz było podobnie. Może nieco przecząc własnym uczuciom, które jednoczesnym ciepłem i niepokojem przepełniały jej serce, przykazała sobie, by być ostrożniejszą wobec uzdrowiciela, by nie mówić o sobie za dużo, by zwyczajnie działać tak, jak kiedyś nauczył ją Arran.
Uśmiechnęła się ciepło, gdy jego pysk ozdobił łobuzerski uśmiech. Kiwnęła głową, raz, krótko, na znak zrozumienia i akceptacji.
Ona nie była tak bardzo przekonana o tym, że sobie poradzi, ale na krótką chwilę wyszczerzyła w uśmiechu kły.
Do zobaczenia – mruknęła cicho, a gdy samiec zniknął między drzewami faktycznie czyniąc las wokół nieprzyjemnie cichym, a ją dziwnie samotną i smutną, wróciła pamięcią do innego późnego popołudnia... nieco mniej cichego i choć nie mniej samotnego.

Miała wtedy może z pięć księżyców i właśnie odbyła swoją pierwszą poważną rozmowę dotyczącą śmierci. Patrzyła właśnie w poważne, szkarłatne ślepia starego północnego, pierwszy raz przyznając się mu jak bardzo przepełnia ją strach przed jego odejściem. Popłakała się wtedy ostatni raz.
Oblicze Arrana było jednak niezmiennie obojętne, podobnie jak jego głos. Zwieszał nad nią wychudły, czarny pysk, który zdawał się na zawsze przybrać cyniczny wyraz.
– Nie rycz. Tyle razy powtarzałem ci, że jesteś za miękka. Rozczulasz się nad każdą głupotą. – Niedelikatnym gestem otarł łzy z jej pyska, niewzruszony nieustającym chlipaniem. – To, że się boisz niczego nie zmieni. Na pewno nie zmieni tego, że umrę. Powinnaś być życzliwa i troskliwa wobec mnie, a nie zalewać mnie swoimi smutkami. – Wykrzywił pysk w szyderczym uśmiechu. – Życzliwość i troska wobec innych koi ich obawy. Jeśli tylko taką będą cię widzieli, łatwiej będzie im zaufać i akceptować, a tobie będzie żyło się łatwiej. – Przycisnął wielką łapę do jej drobnej piersi, pukając w nią szponem. – To, co nosisz w sercu jest tylko twoje. Nie szafuj uczuciami. Podchodź do nich z rozwagą, bo właśnie dzięki nim inne smoki będą miały nad tobą władzę. Trzymanie lęków i pragnień w sercu, pozwala ci lawirować między smokami i sprawi, że zawsze będziesz miała nad sobą kontrolę.


Pełen goryczy uśmiech przeciął oblicze Miękkiej. Spojrzała w niebo, które powoli zaczynało przybierać barwy zachodu. Być może Arran był szorstki, ale wierzyła w jego mądrość płynącą z doświadczenia. Z cichym westchnieniem ruszyła w gąszcz zaspanych, zimowych drzew, a między ich pniami potoczył się łagodny, ciepły głos nucący kolejną piosenkę:

Słońce na niebie gaśnie za rzeką
Zmierzch ma zapach siana i snu
Pójdę przed siebie, pójdę daleko
Za ostatni las białych brzóz

Pójdę daleko, pójdę na łąki
Malowane złotem i rdzą
Zwierzę się wierzbom z naszej rozłąki
Wierzby wierzą szeptom i łzom

Tęsknię za tobą, płaczę po tobie
Płaczą ze mną rosy i mgły
W ciszy drżą słowa, których nie powiem
Bo rozumiesz je tylko ty

Pójdę daleko, pójdę na łąki
Malowane złotem i rdzą
Zwierzę się wierzbom z naszej rozłąki
Wierzby wierzą szeptom
Wierzby wierzą szeptom
Wierzby wierzą szeptom i łzom
*


*Anna Maria Jopek – Szepty i Łzy

z/t

Licznik słów: 1079
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Wieczna Perła
Dawna postać
Feniks do kwadratu
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1205
Rejestracja: 14 gru 2017, 20:37
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 120
Rasa: Skrajny
Opiekun: Cioteczna Kołysanka
Mistrz: Żar Zmierzchu [*]
Partner: Strażnik

Post autor: Wieczna Perła »
A: S: 2| W: 1| Z: 5| M: 4| P: 1| A: 2
U: B,Pł,L,M,MA,MO,A,O,Skr,Śl:1 | MP,W:2 | Lcz:3
Atuty: Kruszyna, Szczęściarz, Konsyliarz, Wybraniec Bogów, Opiekun
  Była głodna. Wiedziała o tym. Z tego też powodu zawezwała jakiegoś łowcę. Ogień obecnie nie miał nikogo takiego, więc trzeba było radzić sobie samemu. Wiadomość zawierała jej dokładną lokalizację, z prośbą o nakarmienie. Miała zostać wysłana w najbliższą okolicę. Jeśli tu nikt nie odpowie, to pójdzie gdzie indziej.
  Czekając na kogoś, położyła się wygodnie, rozkoszując się przy tym pięknem dzisiejszego dnia. Było dość ciepło i nie wiało za mocno.

Licznik słów: 69
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
+2 ST do wszystkich akcji!
Nawet kiedy pada, to gwiazdy wcale nie znikają ze świata. Nadal lśnią za deszczowymi chmurami. Dlatego… zwieję wszystkie chmury, które pokrywają twoje niebo.~ Mayushii, Steins;Gate 0

Obrazek

Kruszyna
Smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu o 1/4 jednostek pożywienia mniej niż zazwyczaj potrzebują przedstawiciele jego gatunku.
Szczęściarz
Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/polowaniu łowcy/pierwszym etapie leczenia.

Następne użycie: Gotowy
Konsyliarz
Smok lecząc z pomocą co najmniej minimalnej ilości ziół ma -1 ST przy etapie magicznym leczenia ran.
Wybraniec Bogów
+1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji.

Następne użycie: Gotowy
Opiekun
-2 ST dla kompana.



Karta Kompana – Feniks Fio

A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 1| P: 2| A: 1
U: A:1| O:1| MA:1| MP:1| MO:1


Karta Kompana – Sokolica Adira

A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 0| P: 3| A: 1
U: A:1| O:1|

-Mowa|~Mentalne|Fio(+BBCode List)|Adira(+BBCode List)
Nieskalana Grzechem
Dawna postać
Vídbláinn Deliryczna
Dawna postać
Posty: 211
Rejestracja: 07 sty 2019, 16:36
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 38
Rasa: Skrajny
Opiekun: Delirium Obłąkanych.
Mistrz: Delirium Obłąkanych.

Post autor: Nieskalana Grzechem »
A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 5| P: 2| A: 1
U: B,L,P,A,O,W,MO,MP,Kż,M: 1| Skr,Śl: 2| MA: 3
Atuty: Mocarna; Niestabilna; Przyjaciółka Natury;
Na wezwanie odpowiedziała Vidblainn, która zamajaczyła na horyzoncie po pewnym czasie. Długim, czy krótkim? Ciężko powiedzieć, jako iż każdy miał inny sposób postrzegania świata i jego cząstek. Wiedźma zniżyła lot i gładko, niemal bezszelestnie wylądowała naprzeciw złotołuskiej, którą skądś już bodajże pamiętała. Zapewne karmiła ją już kiedyś. Albo i nie. Tyle wcieleń, tyle wspomnień...
Mięso pojawiło się u łap Bieli Feniksa, a dwukolorowe, czujne ślepia obserwowały ją. Nienachalnie, acz z pewną dozą nieufności, jak gdyby szamanka badała grunt. Jak podejść do tego osobnika.

Licznik słów: 83
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
, widzę przed tobą świetlaną przyszłość. To... Chyba znicze.
Wieczna Perła
Dawna postać
Feniks do kwadratu
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1205
Rejestracja: 14 gru 2017, 20:37
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 120
Rasa: Skrajny
Opiekun: Cioteczna Kołysanka
Mistrz: Żar Zmierzchu [*]
Partner: Strażnik

Post autor: Wieczna Perła »
A: S: 2| W: 1| Z: 5| M: 4| P: 1| A: 2
U: B,Pł,L,M,MA,MO,A,O,Skr,Śl:1 | MP,W:2 | Lcz:3
Atuty: Kruszyna, Szczęściarz, Konsyliarz, Wybraniec Bogów, Opiekun
  Dziękować Bogom, ktoś przybył. W pierwszej kolejności zainteresowała się pożywieniem. Zniżyła łeb, aby chwycić podarunek. Zaczęła jeść mięso , zostawiając z boku kawałek, dość szybko, nie przejmując się nikim innym wokół niej.
  Dopiero po zjedzeniu i zostawieniu jednego kawałka, spojrzała na samicę. Była wedle Bieli dość ciekawa, jeżeli chodzi o wygląd. Jej tułów, sam pysk, pióra i... oczy. Przede wszystkim oczy. Dwukolorowe... nie widziała gdzieś już podobnych? Nawet jeśli, to te tu i tak wydają się ciekawsze. Dwa odcienie, biały i czarny Dwie skrajności. Czyżby coś symbolizowały, czy to może natura lubi tak sobie żartować? Jeżeli jednak nie był to przypadek, to jak mogłoby się to na niej objawiać? Skrajne charaktery? Jakieś wypełnienie zadania z przepowiedni? Kroczenie między życiem a śmiercią? Pewna była, że bliżej znaczeniu do czegoś związanego z mistycyzmem. Ten pióropusz na łbie dodawał tylko wiarygodności jej podejrzeniom.
  W dodatku sama była obserwowana. Czegoż obca szukała akurat w niej? Pewnie nie tych samych aspektów, których ognista u niej. Niemniej, aby się dobrze zaprezentować, zaraz po zjedzeniu wyprostowała się, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jej wzrok wydawał się zdradzać jej nieufność, co zauważyła po chwili. Czyli upewnia się co do tego, czy Biel jest godna zaufania? Jeżeli tak, to powód wydał jej się całkiem ciekawy. No i chyba pierwszy raz spotkała się z czymś podobnym. Czekała na jej słowa, być może z oceną. Była ciekaw, jakie wzbudza zaufanie swoją postawą, zapachem... ogólni sobą.
  Mimo, że nie ufał tej chodzącej palecie barw, musiał opuścić swą Domine. Bądź przeklęta Ty, która spożywasz pokarm przy kompanach, samej zostawiając jedzenie dla nich w grocie! W Parnym Leżu wygrzebał korzeń kaliny. Cóż, lepsze to niż nic. Zjadł szybko i dokładnie, po czym szybko wrócił.
  Adira również poleciała do groty. Jej nie przeszkadzało to, że ona sobie je. Polecieć do jaskini i tam zjeść to nie problem. Wygrzebała inny kawałek, nie chcąc przeszkadzać Fio. Również zjadła odpowiednią ilość i wróciła.

Licznik słów: 314
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
+2 ST do wszystkich akcji!
Nawet kiedy pada, to gwiazdy wcale nie znikają ze świata. Nadal lśnią za deszczowymi chmurami. Dlatego… zwieję wszystkie chmury, które pokrywają twoje niebo.~ Mayushii, Steins;Gate 0

Obrazek

Kruszyna
Smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu o 1/4 jednostek pożywienia mniej niż zazwyczaj potrzebują przedstawiciele jego gatunku.
Szczęściarz
Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/polowaniu łowcy/pierwszym etapie leczenia.

Następne użycie: Gotowy
Konsyliarz
Smok lecząc z pomocą co najmniej minimalnej ilości ziół ma -1 ST przy etapie magicznym leczenia ran.
Wybraniec Bogów
+1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji.

Następne użycie: Gotowy
Opiekun
-2 ST dla kompana.



Karta Kompana – Feniks Fio

A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 1| P: 2| A: 1
U: A:1| O:1| MA:1| MP:1| MO:1


Karta Kompana – Sokolica Adira

A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 0| P: 3| A: 1
U: A:1| O:1|

-Mowa|~Mentalne|Fio(+BBCode List)|Adira(+BBCode List)
Gasnący Wiciokrzew
Dawna postać
Miodowa Cesarzowa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 2081
Rejestracja: 27 cze 2019, 14:05
Stado: Ziemi
Płeć: samica
Księżyce: 99
Rasa: bagienny
Mistrz: Feeria Ciszy i Dar Tdary
Partner: Grabieżca Fal

Post autor: Gasnący Wiciokrzew »
A: S: 1| W: 3| Z: 4| M: 5| P: 3| A: 1
U: Śl,Skr,Kż,B,Pł,MO,Prs,A,O,MP: 1 | Pł,W: 2 | MA: 3
Atuty: Okaz Zdrowia, Szczęściarz, Mistyk, Wszechstronna, Przezorna
Liściaste rozstaje przyniosły jej na myśl drzewo, które jako jedno z pierwszych w pewien sposób zachwyciło samiczkę w Ziemi. Zachwyciło, jedno z pierwszych, och, zupełnie, jakby ciężko było ją zachwycić – tereny otaczające barierę, dawną i jakże piękną, choć przemierzone w tak gorzkim okresie kompletnej samotności, prawdziwej gehennie dla tak towarzyskiej istotki jak Honi, przecież także zachwycały. Prerie były piękne, drzewa były piękne, każde kwiecie i kwiatuszek, wiecha i koszyczek, każde grono, każdy listek, każdy zając i każda gąsienica – wszystko mniej lub bardziej przywodziło uśmiech na pyszczek bagiennej. Ale nie tak bardzo, jak Wolne Stada.
Nowoziemista wciąż kręciła się cyklicznie po terenach wspólnych, chcąc chłonąć świat w pełni możliwości, jakie posiadała za własnymi granicami. Odwiedzone rozstaje sprawiło, że przystanęła. Feeria i bukiety barw zupełne, jak za czasów, gdy jeszcze nie była sama. Honi, może jak każde smoczę nieobdarowane za młodu iskierką wiary, wierzyła we własne rzeczy. Czy Liściaste rozstaje były znakiem? Symbolem tego, że o to nadeszły piękne, zachwycające w każdej chwili czasy? Odpowiedź nie mogła być bardziej twierdząca.
Położyła się, pośrodku przesmyku, pozwalając bogactwu natury otoczyć się w pełnym tego słowa znaczeniu. Przymknęła oczy. Gdyby nie wciąż uniesiony łebek możnaby pomyśleć, że śpi.

Licznik słów: 195
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek

Okaz zdrowia: odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu;

Szczęściarz: 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie;
zużyty: 13.12

Mistyk: raz na walkę +1 sukces do ataku magicznego;

Wszechstronna: -1 ST do testów umiejętności opierających się na Percepcji i Sile;

Przezorna: +2 ST do kontrataków przeciwników;

Błysk przyszłości
zużyty: 13.10

Kalectwa:
Brak skrzydeł, niemożność Lotu;
Niedowład lewej przedniej łapy (+1 ST do akcji fizycznych);
Wzdęcia i bóle brzucha (+1 ST do wytrzymałości).

| |
Posępny Czerep
Dawna postać
Haunted by Haresis
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1999
Rejestracja: 28 lip 2014, 0:21
Stado: Umarli
Płeć: samica
Księżyce: 117
Rasa: północno-zwyczajny
Opiekun: Haresis'Dea
Mistrz: Haresis'Dea
Partner: Haresis'Dea

Post autor: Posępny Czerep »
A: S: 2| W: 3| Z: 5| M: 1| P: 4| A: 3
U: L,Pł,W,MA,MP,Kż,Skr,Prs: 1| B,A,Śl: 2| O:3
Atuty: Okaz zdrowia; Empatia; Twardy jak diament; Pierwotny odruch; Wybraniec bogów
Wędrownicze stworzenie, jakim była Aank, rzadko spotykała się z kimś za uprzedzeniem. Właściwie nie zupełnie łykała koncept planowanych spotkań. Musiałabym myśleć w przód, planować sobie dni... Aż w końcu zaplanowała by sobie czas aż po wieczność. Zadrżała i otrząsnęła się jak wilk. Obrzydliwe.
Dziką Puszczę lubiła szczególnie, choć i ten kierunek nie obierała celowo. Tak o. Była piechurem, choć zapoznała się i z innymi środkami lokomocji, to właśnie stąpanie twardo po ziemi było tym, co zupełnie do niej przemawiało, aż do cna jej istoty.
Kiedy więc natknęła się na Honi, była szczerze zaskoczona. Krok miała tak beztroski, mimo umiłowania czujności, że nawet nie poczuła nowego zapachu. Po prostu kicała przez trawy, ciesząc nozdrza aromatem ziół i kwiatów, oczami tocząc krąg nad czystym błękitem nieba...
Aż tu, na raz, taki kłębek jesieni pośród ziela wiosny.
Stała na wyprostowanych łapach, uniesiona w górę, z lekko nastroszonym skrzydłem i falującą, ciemną, sztywną grzywą. Lekko naciągięty pysk wydobył z siebie ciche, ciepłe, niegroźne "Rooowwwwwr", jakby pytające. Przechylony pod kątem łeb jak strzała utkwił grotem w błotnistej smoczycy.
No niezbyt dbała o kamuflaż, dla beztroskiej drzemki. Presja pokręciła łbem.
– Hej? Żyjesz? Prawie Cię zdeptałam, istotko.

Licznik słów: 191
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Niemechaniczny kompan: Grohiik, pampasowiec grzywiasty

Haresis'Dea – Latawiec – KK
|S:1|W:1|Z:1|M:1|P:2|A:1|
|L,Skr,A,O:1|

Obrazek
ATUTY:
I: Okaz zdrowia: odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu
II: Empatia: – 2 ST do mediacji, -2 ST do nakładania więzi
III: Twardy jak diament: stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość
IV: Pierwotny odruch: raz na walkę -2 ST do obrony
V: Wybraniec bogów: raz na pojedynek/dwa tygodnie polowania + 1 sukces. Jeśli użyte do A/MA, kara +2 ST



Fabularne, zwykle noszone na sobie: naszyjnik z wilczych kłów na rogu
Główny motyw muzyczny
Drzewo genealogiczne


Obrazek
Gasnący Wiciokrzew
Dawna postać
Miodowa Cesarzowa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 2081
Rejestracja: 27 cze 2019, 14:05
Stado: Ziemi
Płeć: samica
Księżyce: 99
Rasa: bagienny
Mistrz: Feeria Ciszy i Dar Tdary
Partner: Grabieżca Fal

Post autor: Gasnący Wiciokrzew »
A: S: 1| W: 3| Z: 4| M: 5| P: 3| A: 1
U: Śl,Skr,Kż,B,Pł,MO,Prs,A,O,MP: 1 | Pł,W: 2 | MA: 3
Atuty: Okaz Zdrowia, Szczęściarz, Mistyk, Wszechstronna, Przezorna
Już prawie popadła w słodkie objęcia krótkiego snu, aż tu nagle! Coś ją kujnęło. Honi poderwała łeb z piskliwym odgłosem "eek!", uszy jednak postawiły się jak torpedy, pionowo w górę, ze zdziwienia, a nie w dół, ze strachu. Nie ruszała reszty ciała, może jedynie stała się odrobinkę bardziej zwartym kłębkiem. Obróciła szybko łeb w stronę, z której nadszedł atak. Oraz pytający głos.
Tak! Jestem cała i zdrowa. – odpowiedziała szybko, zamrugała i uśmiechnęła się trochę niepewnie, patrząc na napotkaną właśnie samicę. Uszy opadły jej ciekawsko w przód, a za nimi błony na szyi. Wyciągnęła delikatnie łebek w stronę... Ognistej, tak, rozpoznaje już ten zapach. – ty, mam nadzieję, też? Może i moje łuski nie są najtwardsze, ale twój nos wygląda na wręcz zwierzęco miękki! Przypominasz mi też nieco Poszept, oboje macie tak piękne futra! Mam nadzieję, że gorące pory są dla was łaskawe? – zamknęła oczy, uśmiechając się szeroko. Wstała wreszcie powoli, cofnęła się o krok w tył i zakołysała wesoło chudziutkim ogonem, a ciałko zatrzęsło się jej od przeciągnięcia się.
mam na imię Miodowa Łuska. Uczę się w Ziemi. Sen mnie trochę zmorzył, muszę przyznać, sam środek kniei nie jest dobrym miejscem. Wciąż nie jestem przyzwyczajona, że wszędzie mogę spotkać smoka, wiesz? Ale to dobrze. Bardzo lubię takie smocze niespodzianki! – jej głos nie odznaczał się absolutnie niczym szczególnym, choć brzmiał całkiem przyjemnie – choć to pewnie dlatego, że bagienna mówiła nim przyjaźnie, choć trochę za szybko. – mam nadzieję, że wpadnięcie na mnie nie przeszkodziło ci w... czymkolwiek, co robiłaś i dokąd szłaś?

Licznik słów: 257
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek

Okaz zdrowia: odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu;

Szczęściarz: 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie;
zużyty: 13.12

Mistyk: raz na walkę +1 sukces do ataku magicznego;

Wszechstronna: -1 ST do testów umiejętności opierających się na Percepcji i Sile;

Przezorna: +2 ST do kontrataków przeciwników;

Błysk przyszłości
zużyty: 13.10

Kalectwa:
Brak skrzydeł, niemożność Lotu;
Niedowład lewej przedniej łapy (+1 ST do akcji fizycznych);
Wzdęcia i bóle brzucha (+1 ST do wytrzymałości).

| |
ODPOWIEDZ

Chcesz dołączyć do gry?

Musisz mieć konto, aby pisać posty.

Rejestracja

Nie masz konta? Załóż je, aby do nas dołączyć!
Zapraszamy do wspólnej rozgrywki na naszym forum.
Rozwiń skrzydła i leć z nami!

Zarejestruj się

Logowanie

Wróć do strony głównej