A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Nie mając pojęcia jak dobre wrażenie zrobiła na rozmówcy, wciąż pozostawała w pełni sobą. Niemal nie ruszała się z miejsca w trakcie rozmowy. Była niesamowicie... stała. Jak bardzo omszały głaz, albo idąc tym tropem dalej, jak łańcuch gór – niezmienny pomimo przeróżnych czynników. Od czasu do czasu uśmiechała się jedynie, albo poruszała uszami. I gdy usłyszała, że nie należało smucić się atakiem, właśnie jej uszy odchyliły się odrobinę, sugerując zmieszanie.
– Cóż, jeśli nikt nie ucierpiał, to faktycznie nie jest to duży powód do żalu – przyznała, choć ostrożnie. – Ale zapewne cały stres związany z atakiem odbił się na Wodnych. I jest to jakąś formą straty, choćby i spokoju ducha.
Według niej tak to wyglądało. Nie wyobrażała sobie, by przeszło to bez echa. Ktoś chciał ich zabić, ktoś zasiewał w ich sercach lęk. Może i Wodni byli silni i pozbierali się szybko, ale nie znaczyło to, że nie należała się im choć odrobina współczucia. Te przemyślenia zostawiła jednak dla siebie. Skupiał się natomiast na sprawie gigantów. Nie znała się na nich w ogóle, ale sama nazwa wskazywała na związek tych istot z górami.
– To, że napastnicy wybrali stronę, od której nic nie chroniło Wody, faktycznie może sugerować taktyczne podejście, ale z drugiej strony, skoro w pobliżu nie było gór, to skąd wziął się tam skalny gigant? – Nieznacznie przechyliła pysk, na koniec wydając z siebie wymowne "hm".Wyraźnie dała się wciągnąć w tę dyskusję. Nieznajomy natomiast mówił dalej.
Na pysku Miękkiej pojawiło się uprzejme zdziwienie na wieść o tym, że napastnicy postawili sobie za cel zniszczenie Stad. Brzmiało to bardzo niepokojąco, to oczywiste, ale również... niemożliwie. Kto byłby na tyle silny, by zmieść z powierzchni ziemi istoty, o których powstawały legendy?
– Jeśli za ich sprawą zniknęli bogowie, to znaczy, że naprawdę nie ma sposobu na ich powstrzymanie – zauważyła, jak sądziła, całkiem racjonalnie. Ale powiedziała to z dziwnym spokojem, obojętnością wręcz, bo w ogóle nie brała pod uwagę istnienia samych bogów, a co dopiero kogoś, kto byłby w stanie zrzucić ich z piedestału. – Bardziej skłaniałabym się ku temu, że to mistyfikacja, jakaś próba przestraszenia Stad, by w panice straciły zapał do walki. Ludzie podobno są bardzo przebiegli. Nie rozumiem tylko po co to wszystko? Z tego, co wiem, Stada nie stanową zagrożenia dla innych ras. Może więc to kwestia czystej nienawiści...? – Zadumała się, pochylając nad tą sprawą bardziej niż jej wypadało, ale nieznajomy tak nakreślił sytuację, że naturalnie zaczęła głębiej wnikać w motywy napastników i ich możliwości. Przez kilka chwil patrzyła w przestrzeń, analizując w myślach wszystkie informacje, aż w końcu zamrugała i drgnęła wyraźnie, łapiąc się na przesadnym zamyśleniu. – Wybacz mi śmiałość. Nie mam przecież wystarczającej wiedzy, by wyciągać wnioski – zmitygowała się, lekko kiwnąwszy głową w niewątpliwym geście szacunku i oddania pola. Potem machnęła łapą niefrasobliwie, na to, że i jej towarzysz zamyślił się na dłuższą chwilę. W żadnym wypadku nie miała mu tego za złe. Sama przed chwilą przecież też za bardzo skupiła się na przemyśleniach.
Uśmiechała się łagodnie, kiedy opowiadał jej o sposobie na polepszenie komunikacji międzystadnej. Nieznajomy miał niezwykle praktyczne i analityczne podejście do spraw, to mogła stwierdzić już z całą pewnością. Intrygował ją więc i zanim się spostrzegła, poddała się jego sposobowi myślenia, samemu płynąc z prądem wysuwania pomysłów.
– Z tego, co mi opowiadano, wiem, że uzdrowiciele bywają niemal bezstronni, a ich działalność obejmuje właściwie całe stada, a nie jedno konkretne, do których przynależą. Znaczy... – Zawahała się gdy zdała sobie sprawę, że może mieć przestarzałe informacje. – Przynajmniej tak było kiedyś – dodała, spoglądając w pysk rozmówcy – Może więc uzdrowiciele, jako jednostki najmniej skore do budowania niechęci, mogliby się tym zajmować, albo przynajmniej być tego filarami? Są poważani w stadach, mają też bezpośredni kontakt ze smokami i właściwie pierwszy kontakt z rannymi, od których mogliby się wiele dowiedzieć. – Zmrużyła ślepia, postukawszy pazurem w stwardniałą od mrozu ziemię. – Można byłoby stworzyć coś na zasadzie siatki. Uzdrowiciele, do których trafiałyby informacje, przekazywaliby je gońcom, przypuśćmy wojownikom i czarodziejom stad, bo ci mają najmniej obowiązków, jeśli stada akurat nie prowadzą wojen. A ci, przekazywaliby wieści między sobą. – Znów zogniskowała spojrzenie na towarzyszu, darując mu jeden z uprzejmych uśmiechów. – Gdyby wcielić to w obowiązki, nikt nie uchylałby się od nich zbyt często w obawie przed konsekwencjami. Trochę jak z patrolami granic. Ale sądzę, że problem nie polega na tym w jaki sposób zbudować taką siatkę, a jak sprawić, żeby stada nie działały przy tym na swoją szkodę. Jak ustrzec się przed osobistymi uprzedzeniami i niechęciami smoków? – Do tej pory bardzo spokojny ogon smoczycy, teraz zaczął przesuwać się nerwowo wśród białego puchu, prawdopodobnie w wyrazie przejęcia. Tego uczucia jednak nie widać było na niemal kamiennym w tej chwili obliczu. – Nie znam się jednak na relacjach między smokami i nie wiem czy to w ogóle miałoby prawo bytu. Ale w mojej głowie wydaje się całkiem zgrabnym pomysłem. – Tym razem jej uśmiech przybrał nieco niepewny wyraz, co właściwie jedynie dodało jej uroku, sprawiając, że wydawała się bardziej sympatyczna.
Miękka doskonale czuła się w powietrzu. Pierwszy raz miała poczucie takiej swobody i wolności. Nic jej nie ograniczało. Nie było zakazów i nakazów, nie było lęku przed nieznanym – zamiast tego przestwór nieba otwierał przed nią swoje ramiona, chwytał ją i wypełniał jej skrzydła ciepłymi prądami, wywiewając z głowy całą, wypracowaną księżycami stateczność i powagę. Przez chwilę była pisklęciem, które pierwszy raz poznało smak lotu. Wiatr świszczał jej w uszach, drobinki śniegu uderzały w pysk, ale nie przeszkadzało jej to cieszyć się chwilą. Cieszyła się nią nawet bardziej, kiedy nieznajomy śmignął obok niej, zdając się nie mniej uradowany niż ona. Przez kilka chwil ślizgali się w powietrzu, a Miękka niemal zapomniała, że to wszystko było częścią nauki. W tamtym momencie była po prostu na podniebnym spacerze w przyjemnym towarzystwie. Rzeczywistość ubiegła się o nią w bardzo gwałtownej formie, właśnie dzięki zabiegom wyżej wymienionego towarzystwa.
Pęd powietrza uderzył w jej skrzydła, burząc ciepły prąd, którego używała. Straciła nieuchwytne okiem podparcie i zmuszona była zareagować gwałtownie, co zrobiła niemal odruchowo. Wiedziała przecież co zrobić, by nie runąć w dół. Uderzyła skrzydłami, podrywając się wyżej, a potem z gracją urodzonego lotnika, wyciągnęła ciało i pochyliła się, opuszczając w dół front skrzydeł. Tym sposobem ślizgiem znów obniżyła lot, wyłapując ten sam ciepły prąd, który granatowo-łuski wcześniej zaburzył.
~ Masz ogromną wiedzę, to imponujące. ~ Przesłała pełną podziwu wiadomość, po tym jak zdołała skupić się na przekazie, który jej darował. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że kształt terenu może wpływać na komfort lotu. Ale też, nikt wcześniej jej o tym nie uczył. Arran niemal w cale nie poruszał kwestii wzbijania się w przestworza. Miękka obiecała więc sobie, by zapamiętać wszystkie wskazówki nieznajomego, który zdawał się mieć na ten temat bardzo dużą wiedzę.
Po tym drobnym incydencie, który jej zafundował stała się czujniejsza, dlatego uzdrowiciel szybko mógł dostrzec, że czeka na jakiś jego znak. Wprawdzie nadal się uśmiechała, ale tym razem zamiast ślizgać się po niebie, zaczęła wytyczać szerokie łuki, niejako lecąc slalomem. Raz nawet zatoczyła pełne koło wokół nieznajomego. On tymczasem, również zatoczył koło, ale w pionie.
Miękka roześmiała się dźwięcznie.
~ Mogę spróbować. Złap mnie, jeśli poplączą mi się skrzydła! ~ zawołała z rozbawieniem, bo tym razem nie czuła strachu, a jedynie ekscytację. Wysokość nie robiła na niej już takiego wrażenia, kiedy spostrzegła jak dużą władzę ma nad swoimi skrzydłami. Dodatkowo przecież zyskała wiedzę, której mogła użyć w praktyce.
Nie czekając, rozpędziła się i znów bazując trochę na instynktach, a trochę na pięknym pokazie towarzysza, dokonała próby. Wygięła ciało w łuk, unosząc front skrzydeł, ustawiając je w taki sposób, by pęd ślizgu poderwał ją i wyrzucił ku górze. A gdy udało jej się niemal ustawić w pionie, wychyliła się jeszcze bardziej do tyłu, by ostatecznie pokazać błękitnemu niebu swój popielaty brzuch. Niebo z ziemią zamieniły się miejscami, a ona poczuła lekkie oszołomienie. Przez chwilę miała mdłości, przez co nie wyszła jej pełna pętla, raczej... stożek. Ale gdy tylko odzyskała świadomość góry i dołu, i zaczęła spadać w tę dobrą stronę, szybko zmieniła kąt ustawienia skrzydeł, chwytając w nie powietrze. Wiatr uderzył w rozłożone na cała szerokość kończyny udaremniając dalsze spadanie. Potem Miękka jedynie wzbiła się odrobinę wyżej i wyrównała lot, zbliżając się do towarzysza. Zerknęła na niego ponad czernią swoich skrzydeł i granatem jego.
~ Chyba na razie daruję sobie takie akrobacje. Zakręciło mi się w głowie ~ przyznała, uśmiechając się leciutko. Na razie bardziej podobało jej się przemierzanie przestworzy na ciepłych prądach niż podniebne pętle i... stożki.
Gdy towarzysz zarządził lądowanie, Miękka zerknęła w dół na rozpościerającą się pod nimi Dziką Puszczę. Może powinni wrócić nad polankę? Chociaż... Ze zdziwieniem stwierdziła, że byli nieopodal niej, co znaczyło, że musiała bardziej zataczać szerokie koła niż lecieć zupełnie w przód.
~Myślę, że możemy lądować... ~ zgodziła się, kierując ciało ku pozostawionej polance, kompletnie nie przewidując tego, co nastąpiło potem.
Ciężar spadł jej na grzbiet tak nieoczekiwanie, że aż sapnęła. Oczywiście w powietrzu nie było to tak wyczuwalne, ale jednak ramiona samca skutecznie blokowały ruchy jej skrzydeł. Jednak jeśli spodziewał się, że północna piśnie ze strachu, albo zacznie panikować – pomylił się. Miękka, choć początkowo faktycznie się zamotała, to samiec mógł czuć jak jej mięśnie spinają się mocniej, jak wkłada większą siłę w wymachy i jak ostatecznie, jej teoretycznie słabe skrzydła, utrzymują ich oboje. Wciąż poruszała się do przodu, odruchowo przy każdym wymachu wyciągając szyję, to znów cofając ją, przypominając w tym tupiącego po ziemi gołębia. Nie zawróciła uwagi na nagłe ciepło pod sobą, za bardzo skupiła się na wytrwaniu w powietrzu.
Słysząc przekaz, uśmiechnęła się krzywo, odrobinę zadziornie. Bezczelny... Ale ta bezczelność zamiast ją zdenerwować, jedynie ją rozbawiła. To była kolejna barwa w kalejdoskopie jego charakteru i musiała przyznać, że ta również do niej trafiała. W ogóle odczuwała niezwykłą lekkość podczas tego lotu i nie tylko dlatego, że unosiła się w powietrzu, ale dlatego, że zyskała nietuzinkowego kompana do rozmów i wspólnego przemierzania nieba.
Nie zniżała pułapu, wbrew jego poleceniu. Zamierzała choć trochę mu się odpłacić i gdy już miała pochylić się i złożyć skrzydła, runąć w dół, by na koniec wykonać ślizg i obrócić się grzbietem do ziemi, tak by zamienić się z nim pozycją; usłyszała wyraźnie jego głos. Zaskoczył ją. Po pierwsze dlatego, że wypowiedział słowa bardzo blisko jej ucha, a po drugie samym znaczeniem tych słów. Czy miała to wziąć za formę komplementu?
~ Cóż, w moim odczuciu to coś normalnego ~ odparła i dało się wyczuć w tym przekazie lekkie zmieszanie ~ Dla mnie to świst wiatru pomiędzy twoimi łuskami jest czymś niezwykłym. I sam dźwięk uderzenia skrzydeł, donośniejszy, pełniejszy niż mój. Sposób w jaki płyniesz w powietrzu z taką łatwością i gracją... ~ złapała się na jakimś bezsensownym bełkocie, więc zatrzymała potok myśli, który przekazała nieznajomemu razem z uczuciem śmiałego podziwu dla piękna jego sylwetki w powietrzu. Właśnie dlatego nie przepadała za korzystaniem z maddary, by przekazywać informacje – zdarzało jej się "mówić" więcej niż chciała, bo przestawała rozróżniać myśl od wiadomości. Ukrócając więc tę żenującą chwilę, zaczęła zataczać łagodne okręgi nad polaną, leciutko uginając jedno ze skrzydeł, a oba i tak ustawiając nieco w dół, razem z ciałem, na tyle na ile pozwalał jej wczepiony w nią nieznajomy. Zniżała lot z myślą, że będzie zmuszona wylądować z nim na grzbiecie, więc przygotowywała się do tego, że spotkanie z ziemią będzie wiązało się z większym obciążeniem. Naturalnie chciała więc zamortyzować to większą sprężystością łap, trochę jak przy skoku z dużej wysokości. Ale w pewnej chwili ciężar i ciepło samca, zniknęło. Miękka odruchowo zadarła głowę, patrząc za nim. Dostrzegła go, gładko sunącego w przestworzach, ale dostrzegła też coś jeszcze... chmury. Białe obłoki na tle błękitu. Śliczne, tak jak mówił. Uśmiechnęła się do siebie, ale nie skupiała na podziwianiu widoków. Ziemia zbliżała się nieubłaganie, a z nią kolejne wskazówki i pokaz perfekcyjnego lądowania.
Miękka westchnęła płytko, coraz bardziej zniżając lot, aż w końcu ślizgiem wsunęła się na polankę. Przed nią rozpościerała się ściana puszczy i musiała szybko zareagować, jeśli nie chciała zderzyć się z potężnymi pniami. Tak jak samiec jej przykazał, najpierw pociągnęła front skrzydeł ku górze, hamując w powietrzu i tym samym ustawiając sylwetkę niemal pionowo do ziemi. Po dosłownie jednym uderzeniu serca, jej tylne łapy zderzyły się z zaśnieżoną powierzchnią. Wykonała kilka niezgrabnych kroków zanim złożyła skrzydła i opadła na przednie. Potem wytraciła pęd truchtem wbiegając między pierwsze drzewa.
Udało się, choć niezbyt ładnie. Wszystko można było jednak wyszlifować.
Zatrzymawszy się, wzięła głęboki oddech i w nagłym przypływie rozczulenia, zadarła głowę, spoglądając na przestwór nieba. Leciała, pierwszy raz w życiu. Nic nie mogło równać się z tym uczuciem. Poruszyła palcami, wbijając pazury w zmarzniętą ziemię. Dziwnie było powrócić na dół, ale nie próbowała wznosić się kolejny raz. Dopiero teraz bowiem, czuła pieczenie wymęczonych mięśni. Był to jednak dobry ból, zwiastował przecież, że wysiłek się opłacił.
Poprawiła skrzydła i odwróciła się, truchtem docierając do swojego towarzysza. Była mu niezmiernie wdzięczna, co dobijało się w spojrzeniu jej chmurnych ślepi radością, ale i szacunkiem.
Skłonił się nisko, nadając tej chwili patetyczności.
– Uczyniłeś mi wielką radość, darując mi możliwość lotu. Jestem ci bardzo wdzięczna. Nigdy nie zapomnę ani pierwszego lotu, ani też tego, kto mnie w nim prowadził. – Uniosła głowę, uśmiechając się znów, ale tym razem szeroko i całkiem radośnie, przez chwilę wydając się niemal równie naturalną i rozmarzoną jak podczas lotu. – Mam nadzieję, że będę miała okazję ci się odwdzięczyć.
Licznik słów: 2213
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.
~~~
Motyw Rożka