OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Odetchnęła głęboko, uspokajając myśli i wyciszając się. Będzie potrzebować pełnego skupienia do swego treningu – śledzenia. Na samym początku przyjęła odpowiednią postawę. Rozstawiła łapy w równych odległościach i ugięła je lekko, co zapewniało stabilność i pewność kroku. Uniosła nieznacznie ogon, by nie szwendał się po ziemi, a spełniał rolę pomocniczą. Na samym końcu lekko pochyliła głowę.Stała pośrodku dosyć zadrzewionego terenu – a więc pełnego przeróżnych śladów czy zapachów, przynajmniej taką Deirdre miała nadzieję. Rozglądała się uważnie, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Nie skupiała się na niczym konkretnym z okolicy, nie wiedząc jeszcze, czego będzie szukać, ale nie była też niedbała. Złote ślepia poszukiwały śladów, nawet najlżejszych odcisków w śniegu, złamanych gałązek, otarć na korze. Może zgubionego pióra lub kępki futra. Ale nie tylko wzrok odgrywał tutaj rolę. Szare uszy smoczycy strzygły przy głowie, obracając się na różne strony – starała się wyłapać nawet najcichszy dźwięk odstający od reszty, który mógłby świadczyć o obecności jakiegoś zwierzęcia w pobliżu. Nos węszył, w skupieniu filtrując zapachy, starając się ignorować ten należący do niej.
I nie stała długo bez celu – kątem oka dostrzegła kępkę futra zahaczoną o gałąź krzewu, targaną przez chłodny wiatr. Powoli obróciła się w jej stronę i uważnie zlustrowała drogę przed sobą – brak śladów. Powoli, miękko i ostrożnie stawiając łapy by hałasem nie odstraszyć potencjalnej zdobyczy, podeszła do znaleziska. Obwąchała je ostrożnie, cały czas się rozglądając i nasłuchując. Uniosła kącik pyska w zadowoleniu – zapach był wyraźny. Złote ślepia dostrzegły również całkiem wyraźne ślady ukryte wcześniej za krzakiem. Wyminęła ostrożnie przeszkodę, uważając, by się o nią nie ocierać. I skupiła się na śladach. Dwa mniejsze, dwa podłużne. Zając? Najprawdopodobniej. Ruszyła po śladach, śledząc je czujnym spojrzeniem. Nie chciała, by jej umknęły, gwałtownie skręcając. Węszyła, a do jej nozdrzy dochodził delikatny zapach zwierzyny. Tylko uszy, wciąż nasłuchujące, nie znalazły zajęcia.
Nagle Deirdre zamarła – zgubiła trop. Wystarczyła chwila nieuwagi i kilka kroków za daleko, by woń umknęła nosowi, a ślady – ślepiom. Nie pozwoliła sobie jednak na dalsze rozproszenie. Zaczęła się cofać – dokładnie po swoich śladach, by nie naruszyć tropu zwierzyny. Poruszała się powoli, miękko i płynnie. Łapy stawiała delikatnie, zarówno by nie hałasować, jak i zachować precyzję. Delikatnie balansowała ogonem by urzymać równowagę, a także by nie wplątać go sobie pod łapy. Obserwowała podłoże po którym stąpała, czekając na moment, w którym dojrzy ślady. Cały czas węszyła i nasłuchiwała.
Pozwoliła sobie na cichutkie westchnienie ulgi, gdy ponownie dostrzegła trop. Zajączkowe łapy zrobiły krótki sus do przodu, by odskoczyć na bok. W tym miejscu śnieg zapadł się mocniej, bo zwierzak potrzebował większej siły do odbicia. Prawdopodobnie coś usłyszał i rzucił się do ucieczki. Tym bardziej będzie musiała zachować ciszę.
Ruszyła dalej po śladach, delikatnie stawiając łapy, by śnieg nie skrzypiał. Kładła je powoli, by uniknąć na nadepnięcie na gałąź, w razie gdyby wyczuła je poduszkami łap. Ostrożnie przechodziła pomiędzy krzewami i drzewami, manewrując pomiędzy nimi i dokładnie balansując ogonem. Nie chciała się o nie otrzeć, czy potrącić gałąź strącając śnieg. Każdy dźwięk mógłby ją zdradzić. Nawet, jeśli to możliwe jeszcze bardziej, wyciszyła swój oddech. Po chwili do jej uszu doszło ciche tuptanie, skrzypienie śniegu. Zamarła na moment, a jedynym poruszającym się elementem były jej oczy. Jeśli słyszała zająca, musiał być na tyle blisko, by mogła go zobaczyć. Powolutku, uważając na otaczającą ją roślinność, skierowała łeb w stronę hałasu. I tam złote ślepia najpierw dostrzegły ruch, a dopiero potem same zwierzątko – szarak kicał powoli przez śnieg. Wyglądał na lekko zmęczonego.
Uniosła łapę, by ruszyć w jego stronę. Chciała podejść jeszcze bliżej, a może nawet spróbować skradania. I przeklęła swój pośpiech, gdy usłyszała cichy trzask gałęzi pod smukłą łapą. Znów pozwoliła sobie na nieuwagę. A zwierzyna była czujna – zajączek śmignął do przodu, znikając pomiędzy krzewami i zaspami.
Deirdre jednak nie zamierzała się poddawać. Nieco zaniechawszy ostrożności podeszła do miejsca, w którym ostatni raz go widziała i uważnie się rozejrzała. Na szczęście ślady były bardzo wyraźne. Mogła mieć tylko nadzieję, że szybko uciekajacy zajączek nie zrzucił przez przypadek śniegu na swoje tropy. Ponownie przyjęła odpowiednią postawę – rozstawiła równo łapy i ugięła je lekko, ale tak, by nie szorować brzuchem po ziemi; uniosła ogon; pochyliła głowę.
Ruszyła za tropem, miękko i ostrożnie stawiając łapy. Uważała na zdradliwe gałązki i kamienie pod śniegiem, a także na otaczające ją krzewy i drzewa. Wszystko mogło jej przeszkodzić. Czujnie węszyła. Jako że poznała już zapach tropionego stworzenia, było jej o wiele łatwiej skupić się na nim i nie być rozpraszaną przez różnorodne wonie z otoczenia. Uszy nie wyłapywały już hałasującego zająca, ale mimo wszystko, nie poddawały się. Deirdre przeszła tak kawałek, nawet na chwilę nie gubiąc tropu. A gdy w końcu stanęła, uśmiechnęła się smutno – zając zniknął w głębokiej norze. Nic tu po niej.


















