A: S: 1| W: 3| Z: 1| I: 5| P: 1| A: 1
U: Kż: 1| M: 2| B,S,L,P,A,O,W,Skr,Śl: 3| MP,MO: 4| MA: 5
Atuty: Inteligentny; Niezdarny wojownik; Mistyk; Wybraniec bogów; Znawca terenów
Co? Moje łapki miały zostać uszkodzone? Zranione – dość lekko? Zmiażdzone? Pokiereszowane? Odcięte? Eeeee ... co mogło się z nimi jeszcze stać? No nie ważne! Najwazniejszy był tylko jeden, jedyny przekaz. Mój przekaz! NIEDOCZEKANIE! One są mi bardzo, ale to bardzo, potrzebne. Obrzuciłam nauczyciela szybkim spojrzeniem – nieco naburmuszonym, nieco poirytowanym – a potem wziełam się do roboty. Po drganiu powietrza, po specyficznym zapachu magii, i jeszcze po czymś tam, wiedziałam gdzie zaatakuje ognisty. Akurat wybrał przednią część ciała, która była najłatwiejsza do bronienia. Czemu? Bo wszystko miało się na łapie. Żeby zobaczyć/usłyszeć, wywęszyć coś z tyłu lub z boku, niestety, trzeba było się namęczyć. No więc, gdy tylko dostrzegłam oznaki oznaczające materializację tworu ognistego, od razu nałożyłam na całe swoje łapy osłonkę. W końcu, nie wiedziałam gdzie konkretnie zaatakuje czarodziej. Łapa to pojęcie ogóle, a ja potrzebowałam jakiś konkretów. Ale skoro ich nie dostałam, to musiałam improwizować. A konkretnie, chronić całość – od stóp aż po same biodro. W ten oto sposób miałam, wróć! wiedziałam, że jest najlepiej chroniona. Sama powłoka – tak jak wczesniejsza i wcześniejsza – miała być elastyczna. Każdy mój ruch – czy to siad, czy to położenie się, czy ten poruszanie się – miał być swobodny. I bezproblemowy. Co prawda, atakowane były tyllko przednie łapy, ale i tak musiałam się czuć komfortowo, czyż nie? I dlatego też, oprócz tego, że moja bariera była elastyczna była też cieniutka. Jak pajęcza nić, albo i ... no nie wiem co. Nie ważne zresztą! Łuska? Nie pół łuski! Dobra! 3/4 Łuski.Jednak – w porównaniu do nici pająka – powinna być też wytrzymała i odporna na rozerwanie, pęknięcie lub po prostu rozdarcie. Taka mała zbieżność sprzecznych cech. Ale, ale ... to w końcu była magia. W magii, czego nie można było powiedzieć o życiu, było wszystko możliwe. Czemu? Bo wszystko wychodziło z głowy, z umysłu. Co jeszcze? Ah. Oczywiście, posiadała również właściwość przepuszczania powietrza. W moim planach, dość skutecznych, nie było czegoś takiego jak odparzenia. Co to, to nie! Takie coś to nie w moim przypadku, niestety. Na koniec, bo na nic innego nie wpadłam, ustaliłam zadanie. Szósty zmysłem – czy jak to się tam to nazywa u smoków, którym coś (jakiś głos, jakieś wenętrze JA) mówi, przed czym mają się bronić – wyczułam, że wciąż nie mogłam się bronić przed temperaturą. Do tego doszły jeszcze uszkodzenia mechaniczne. Czyli, z tego wynika, że opcja rozrywania, rozszerzania, i tak dalej i tak dalej, stanowczo odpada. A kwas? Mogę go zastosować? Hm. Niby nie "wyczułam" żadnego zakazu, ale Ocean wcale nie musiał mi niczego ułatwiać. Mógł ukryć ów substancję, aby utrudnić mi zadania, nieprawdaż? No ale cóż, na inny pomysł (oczywiście, pomijamy wcześniejszą myśl) jakoś nie wpadłam, więc ... Na zewnętrznej stronie swojej osłonki umieściłam kwas. Kwas pochodzenia smoka drzewnego. Choć – i to trzeba było przyznać – nieco go ubarwiłam. Czemu? Bo był jaskrawozielony i było go znacznie więcej – o parę łusek – niż defacto znajduje się w ślinie, pewnych gruczołach we wnętrzu ciała każdego jaszczura. O! Nie można było również zapomnieć o tym, że:
a) kwas nie spływał w dół
b) był odporny na czynniki atmosferyczne
c) mojej barierze – od wewnętrznej stronie – nie mógł nic zrobić. Przeżarcie, oparzenia chemiczne – aut
Poszperałam nieco w najbliższych warstwach skóry (nie raz, nie dwa byłam poszkodowana, więc wiedziałam, że pod łuskami jest jeszcze coś) chcąc znaleźć najlepsze, największe pokłady mojej many. Gdy je tylko znalazłam od razu sięgłam do nich, zagarniając potrzebną (nie za dużą i nie za małą) ilość potrzebną do aktywacji czarów. Na koniec, przelałam ją błyskawicznie – nie gubiąc ani jednej sztuki – do swojego tworu. Będzie sukces? Musi być! Koniec kropka!
Licznik słów: 605