A: S: 4| W: 3| Z: 1| M: 1| P: 2| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Kż,Skr,Śl,M: 1 | O: 2 | A: 3
Atuty: Silna, Adrenalina, Czempion, Pojemne Płuca
Przyszedł tu, szukając odpowiedniego miejsca na trening ataku. Dla przyszłego Wojownika była to w końcu jedna z najważniejszych umiejętności, które musiał przyswoić. Dostrzegł tu kilka kamieni, które idealnie nadawały się do jego celów.
Rozpoczął od ataku na sporej wielkości głaz. Uniósł ciało, opierając ciężar jedynie na przednich łapach i balansując ogonem dla utrzymania równowagi. Jego łapy były lekko ugięte, sprężyste i w każdej chwili gotowe do ataku, skrzydła zaś złożone na plecach, choć w każdej chwili mógł je rozłożyć. Zamachnął się prawą łapą z rozstawionymi palcami, wewnętrzna powierzchnią „dłoni” na głaz, prostując ją błyskawicznym ruchem. Uderzył nią w powierzchnię głazu, nie wywołując większych obrażeń ani kamieniowi, ani sobie. Nie był zadowolony, głaz powinien zostać choć trochę uszkodzony, ale przy okazji jego łapy nie powinny ulec uszkodzeniom. Znów poruszył łapą, tym razem lewą, biorąc zamach po lekkim łuku, tym razem z „dłonią” złożoną w pięść, pozwalając aby ze świstem uderzyła w głaz. Kontynuował uderzenia łapami z coraz większą częstotliwością, wkładając w to coraz więcej siły, aby móc się wprawić w ten ruch. W końcu z powierzchni głazu zaczął osypywać się pył, potem niewielkie, drobniutkie kamyczki, a sam kamień wydawał się słabnąć i ustępować pod ciosami smoka. Północny odskoczył od kamienia, ale nie zbyt daleko tak, aby głaz wciąż pozostawał w jego zasięgu, po czym oparł wszystkie cztery łapy na ziemi i szybkim rzutem ciała obrócił się głównie na przednich łapach, by silnym, celnym ciosem ogona uderzył w głaz. Niestety kamień nie rozpadł się, ale pojawiły się na nim widoczne pęknięcia, więc Adept postanowił kontynuować. Tym razem stanął na przednich łapach, balansując odpowiednio skrzydłami, całym ciałem oraz ogonem. Nie tracąc czasu, gdy tylko złapał równowagę zakręcił się na przednich łapach, prostując ogon, by ponownie uderzyć nim w głaz z lewej strony, nisko nad ziemią. Znowu pojawiły się pęknięcia, tym razem dużo głębsze. Ocenił, ze jeszcze jeden cios powinien „wykończyć” kamień. Stanął powtórnie na wszystkich czterech kończynach, ale jedynie na chwilę. Po chwili już stał na tylnych łapach, balansując ogonem dla utrzymania równowagi. ustawił przednie łapy, jakby trzymał gardę, obie przed sobą na wysokości piersi. Rozprostował jednak palce, ustawiając spodnią część „dłoni” w kierunku kamienia. W jednej chwili pchnął nimi mocno, gwałtownie i z dużą siła w powierzchnie osłabionego kamienia, który pod siła ciosu rozpadł się na kawałeczki. Taki cios mógłby połamać żebra, co Cathal przyjął z zadowoleniem. Znów stanął na przednich łapach, po czym wybił się tylnymi łapami i majtnął ogonem tak, aby ustawić ciało niemal pionowo. Nie zamierzał jednak trwać tak długo. Gdy tylko znalazł się we właściwej pozycji przestawił skrzydła i obrócił się, młócąc powietrze ogonem tak, jakby celował w głowę niewidzialnego przeciwnika. Jego głowa ustawiona była pod takim katem, że w razie czego mógłby zionąć lodem w przeciwnika… I tak też zrobił. W chwili, w której się obracał nabrał powietrza i czując, jak w jego pysku gromadzi się gaz otworzył paszczę o zionął długim strumieniem płynnego lodu. Ponieważ jednak wciąż się obracał lód zamiast prosto do przodu stworzył dookoła niego coś na kształt lodowej obręczy, czy może raczej półobręczy, mogącej służyć zarówno jako atak, jak i obrona, gdyż zapewne niewielu było takich, którzy chcieliby z własnej woli wejść w zamarzające płomienie. Przestał ziać lodem i ponownie majtnął ogonem tak, by jego ciało znalazło się w poziomie i by mógł opaść na wszystkie łapy. Poruszył lekko palcami przednich łap, które po wysiłku, jakim było stanie na nich przez całkiem długi czas nieco zesztywniały. Na razie nie był jakoś nadzwyczajnie zmęczony, toteż przystąpił do dalszych ćwiczeń ataku. Ruszył do przodu, bardzo szybko przechodząc w bieg. W pewnym momencie jednak pazurami przednich łap w ziemię, usztywniając bardziej przednie łapy, chociaż tylko na chwilę i wykorzystując pęd oraz wybijając się z tylnych łap wygiął ciało w przód tak, że jego głowa znalazła się niemal na ziemi, jak przy koziołku w przód. W chwili, w której jego tylne łapy oderwały się od ziemi ugiął przednie łapy i wybił się z nich energicznie, tak, że w rezultacie wyszło tak, że w biegu zrobił coś na kształt podskoku z fikołkiem w przód. Podczas fikołka smagnął ogonem, a dzięki pędowi jego ciała i sile, jaką w to włożył podczas ataku mógłby uderzyć przeciwnika z góry ogonem z duża siła, prawdopodobnie łamiąc kości – lub zabijając, co przyjąłby z większym entuzjazmem. Oczywiście po wszystkim wylądował najpierw na tylnych łapach, a potem na przednich i natychmiast odwrócił się w kierunku, w którym atakował, gdyż stanie tyłem do przeciwnika nie byłoby najmądrzejszym pomysłem. Nie było to łatwe ćwiczenie. W czasie skoku na moment stracił równowagę, a podczas lądowania jedna z jego łap poślizgnęła się lekko, przez co nie był od razu gotowy do dalszej walki, a to mu się nie podobało. Musiał powtarzać to ćwiczenie jeszcze cztery razy, zanim udało mu się wykonać wszystko poprawnie oraz trzy kolejne razy, aby dobrze to przećwiczyć. Dopiero wtedy uznał, że sztuczkę ta mógłby wykorzystać w czasie walki. Cathal był wciąż jeszcze młody, toteż nie osiągnął pełnych rozmiarów dorosłego smoka. Postanowił zatem wymyślić sposób na walkę z kimś większym bądź po prostu wolniejszym od siebie. Mniejszego przeciwnika, w ciągłym ruchu trudno jest trafić… Dodatkowo Cathal preferował ataki w tak zwanym wilczym stylu, czyli po prostu atak i odskok. Szybkie mocne ciosy, mające na celu poszarpać przeciwnika, wykrwawić go i zmęczyć, samemu odnosząc mniejsze rany lub – jeszcze lepiej – unikając ich w ogóle. Adept zaczął więc ćwiczyć błyskawiczne ataki i odskoki, chociaż tak naprawdę szybkość nie była jego mocną stroną. W jednej chwili wykonywał skok i atak zębami na wyobrażony bok przeciwnika, w innej odskakiwał nieco w bok i atakował jego skrzydła, by znów odskoczyć, tym razem nieco w przód, paść na grzbiet i zaatakować jego podbrzusze za pomocą szponów łap. Chwilę później zerwał się na równe łapy i odskoczył w tył, a potem w bok, atakując oczy niewidzialnego wroga za pomocą pazurów przednich łap, a potem stanąć na nich i odskoczyć w tył, po czym ponownie zionął lodem w kierunku, w którym normalnie znajdowałaby się smocza głowa, a w tym przypadku nie było tam nic. Potem wykonał kolejny ruch. W pozycji gotowości. Rozłożył lekko skrzydła, by to nimi spróbować wykonywać teraz ciosy. Łatwiej to było robić stojąc na tylnych łapach, toteż właśnie na nich stanął, przednie ustawiając jakby trzymał gardę. Potem wziął zamach po skosie lewym skrzydłem, od góry do dołu, jakby celował w szczękę masywnym kolcem na zgięciu skrzydła. Prawym skrzydłem uderzył zaraz potem z góry na dół. Jeszcze jedno pchnięcie lewym skrzydłem, a dokładniej jego zgięciem pazurzastym wyrostkiem, jakby celował w oko. Wykonał kilka podobnych zamachów prawym oraz lewym skrzydłem, w różnych kierunkach i pod różnymi kątami, aż i one rozgrzały się do walki.
Po wszystkim w swoim zwyczaju uciął sobie krótką drzemkę dla regeneracji sił, po czym przeciągając się i ziewając zabrał się za kolejny trening umiejętności przydatnej do walki, a mianowicie obrony.
Ciężko było trenować obronę bez przeciwnika, który by go atakował, ale od czego ma się wyobraźnię? Cathal przyjął pozycje gotowości. Rozstawił szerzej łapy i ugiął je lekko, by krok pozostał sprężysty, prawe łapy ustawiając lekko za lewymi. Skrzydła przycisnął mocno do boków ciała, ogon uniósł nad ziemie, a głowę pochylił, by wraz z szyją tworzyła niemal jedna linię z kręgosłupem, ale tez tak, by nie odsłaniać karku. Postanowił rozpocząć od najprostszego, czyli od odskoków, które w zasadzie niczym nie różniły się od skakania. Ugiął mocniej wszystkie łapy, pilnując skrzydeł i ogona, po czym wybił się mocniej z tylnych, by skoczyć w przód. Ledwie wylądował na ziemi, a już wybił się z łap po raz kolejny, tym razem w tył. Aby to zrobić po prostu wybił się mocniej przednimi łapami, uważając na ogon. Szybkie odskoki w bok miał opanowane niemal do perfekcji nawet bez tych ćwiczeń. Po prostu wybijał się mocniej z łap po stronie przeciwnej do kierunku, w który zamierzał skoczyć – czyli z prawych, gdy odskakiwał w lewo i z lewych, gdy chciał odskoczyć w prawo. Poskakał tak kilka razy, ale nie sprawiało mu to kłopotów. Postanowił zatem przejść do innych form uników, to jest do odturlania się. Musiał się w końcu nauczyć, jak robić to jak najszybciej. Stanął prosto, w pozycji gotowości, by nagle ugiąć łapy i momentalnie paść na ziemię. Przyciskając skrzydła mocno do boków ciała, aby mu nie przeszkadzały, odepchnął się łapami z prawej strony ciała, by przeturlać się w lewo, pomagając sobie poprzez odepchnięcie ogonem. Gdy tylko przeturlał się z powrotem na brzuch powtórzył to samo, dokładnie w ta sama stronę. Musiał w końcu poćwiczyć wszystko. Przeturlał się w lewo dziesięć razy, pozostał jednak na ziemi, by teraz analogicznie przeturlać się w prawo. Tym razem odepchnął się łapami z lewej strony ciała, pomagając sobie ogonem oraz wyrzutem ciała w prawo. I znów dziesięć przeturlań w prawo całkiem go zadowoliło. Każde kolejne było w końcu coraz szybsze i coraz sprawniej wykonane. Po wszystkim ponownie stanął w pozycji gotowości, otrzepując się z śniegu i zabrał za kolejne ćwiczenia. Czas na blokowanie i parowanie ciosów, co sprawiało mu znacznie więcej przyjemności i mniej trudu. Co prawda prawdziwych ciosów nie było, ale tu właśnie w grę wchodziła wyobraźnia.
Uniósł ciało, stając tylko na tylnych łapach oraz ustawiając ogon bardziej ku górze, łukowato. Przednie łapy ustawił przed sobą, jedna wyżej niż drugą na wysokości piersi, jakby trzymał gardę. Skrzydła balansowały lekko, pomagając mu utrzymać równowagę. Następnie wyobraził sobie kilka sytuacji, przeciwko którym mógłby się zmierzyć. Wyobraził sobie cios ogonem w jego pierś, poziomy z lewej strony do prawej. Wystawił do przodu przednia prawa łapę, napinając lekko mięśnie i ustawił kończynę pod takim kątem, by znajdowała się niemal prostopadle do padającego ciosu tak, by zatrzymała cios bez krzywdy dla niego lub przeciwnika. Oczywiście powietrze krzywdy nie zrobi. A gdyby tak cios leciał szybciej? Tym razem miało to być uderzenie ogonem od góry do dołu. Uniósł zatem w górę lewą przednia łapę, kucając nieco bardziej. Napiął mięśnie kończyny, która miała zablokować cios, ustawiając ja prostopadle do lecącego ogona tak, by zablokować go i nie uczynić krzywdy nikomu z biorących udział w „walce”. Blokowanie polegało zatem na niczym innym, jak tylko ustawianiem kończyny na trasie ruchu ataku przeciwnika pod takim kątem i z takim napięciem mięśni, by zatrzymać atak, zanim dosięgnie jego ciała, bez szkody dla siebie i przeciwnika. Nie było to łatwe, bowiem w mgnieniu oka trzeba było ocenić tor lotu, prędkość i siłę ciosu, a potem wymyślić sposób, w jaki go zablokować. Musiał to przećwiczyć w praktyce, chociaż bez przeciwnika nie było to łatwe. Ustawiał przednie łapy pod różnymi kątami, raz lewa, raz prawą. Czasem krzyżował je razem, by zatrzymać „silniejszy”, wymyślony oczywiście cios. Musiał pamiętać o pracy tylnych łap, by odpowiednio rozłożyć ciężar ciała do zablokowania ataku. W końcu wprawił się w blokowanie ciosów łapami, ale tylko nimi. Nie był zadowolony. Miał w końcu jeszcze ogon i skrzydła, chociaż nimi ciężko byłoby mu zablokować cios. Nie były to w końcu skrzydła wywernowych, a bardziej górskich. Dlatego tez nie bardzo nadawały się do zablokowania ciosu. Co innego do sparowania go… Najpierw jednak potrenował trochę blokowanie wymyślonych ciosów przy pomocy ogona. Ustawiał go na trasie lotu różnych ataków – z góry, z boku, z lewej, z prawej, pod kątem, zawsze jednak starał się, by jego ogon znajdował się pod kątem niemal prostopadłym do wyimaginowanego ciosu tak, by nie zrobić krzywdy ani sobie ani przeciwnikowi, zaś mięśnie ogona były tak napięte, by móc zatrzymać nawet silny atak bez szkody dla siebie samego. W końcu uznał, że koniec z blokami, czas na parowanie ciosów. To wyjście wydawało mu się lepsze niż blokowanie. Wymagało siły, ale również precyzji. Odpowiednie sparowanie ciosu, zbicie je z jego toru lotu wymagało obserwacji i praktyki. W prawdziwej walce na pewno lepiej się wprawi, teraz jednak musiał po prostu przyswoić sobie ich mechanikę, by ruchy potrzebne do sparowania ciosu stały się dla niego równie naturalne, co oddychanie. Wciąż stał na tylnych łapach, chociaż nie było to łatwe. Potem smagnął nagle ogonem w dół, jakby usiłował zbić z lotu cios lecący z boku. Z dowolnej strony, bowiem czy jest lepszy sposób na zbicie z poziomego toru lotu, niż tylko w dół? No, ciekawym pomysłem jest jeszcze odbicie go w górę, co tez postanowił uczynić. Tym razem jego ogon uderzył powietrze nie z góry, lecz z dołu, jakby na prawdę leciał tamtędy atak zagrażający ognistemu. Kontynuował zbicia ogonem od góry i dołu, gdyż nie było to trudne. Po prostu uderzał nim powietrze raz z góry, raz z dołu, dokładnie kontrolując prędkość uderzeń, by nie zrobić krzywdy ewentualnemu przeciwnikowi – ani tez sobie, rzecz jasna. Potem przeszedł do zbić pionowych uderzeń poprzez uderzanie prostopadłe, to jest z prawej lub z lewej strony, oczywiście przy pomocy ogona. Powtórzył każde z nich jakieś dwadzieścia razy. Podobnie uczynił z uderzeniami pod skosem – sam uderzał pod skosem, prostopadle do padającego ciosu. To było trudniejsze, toteż na przećwiczenie tego poświęcił nieco więcej czasu niż na poprzednie zbicia. Ale to tylko ćwiczenia ogonem. Czas na łapy i skrzydła. Każde ćwiczenie powtarzał analogicznie do tego, jak ćwiczył zbijanie ciosów ogonem. Oczywiście dla prawej i lewej łapy oraz prawego i lewego skrzydła oddzielnie. Uderzenia z prawej strony i lewej dla ciosów lecących z góry lub z dołu. Ciosy z góry lub dołu dla tych lecących poziomo, z lewej lub z prawej. I oczywiście ciosy prostopadle pod skosem dla tych ataków, których tor lotu był właśnie skośny. To ostatnie ćwiczenie, zbijanie ciosów skrzydłami i łapami trwało najdłużej. Po chwili ponownie dołączył do tego ogon, by wprawić się najlepiej jak tylko mógł. Najlepsza praktyka będzie walka, ale dopóki nie nauczy się najlepiej jak może samodzielnie, nie może przecież stanąć do prawdziwego pojedynku. W końcu zmachany, ale i zadowolony z wyników treningu Cathal zaprzestał ćwiczeń, dysząc ciężko. Stwierdził, że więcej sam się nie nauczy.
Licznik słów: 2254
Oh, jak bardzo pragnęłam się uwolnić.
Obudzić. W końcu przetrzeć oczy. Wokół mnie świat płynął, jakby nigdy nie istniał.
Szara zasłona mgły – niewyraźne kontury.
Oh, jak bardzo pragnęłam się obudzić.
Dzień za dniem egzystowałam. Nie czułam nic, prócz cierpienia.
Wściekłości.
Pożerającej mnie skutecznie, po trochu.
Traciłam duszę.
Oh, jak bardzo pragnęłam się uwolnić. Obudzić.
W końcu przetrzeć oczy.
Czasami pośród nocy widziałam światło.
Gwiazdy.
Marzyłam wtedy, że jestem czymś więcej, niż cieniem.
Rozpostrzec skrzydła i wzlecieć.
Zawsze jednak spadałam.
Na dno.
Atuty:
*Adrenalina* Smok dostaje dodatkową kość podczas testów na akcje fizyczne (bieg, obrona, atak)
*Czempion* Raz na walkę smok ma 1 dodatkowy sukces do ataku fizycznego
*Pojemne Płuca* Raz na walkę smok ma -2 ST do ataku opartego na smoczym oddechu. Dodatkowo efekt pasywny: -1 ST do obrony przed smoczym oddechem

Ziemia – Żywiołak
S: 1| W: 1| Z: 1| M: 3| P: 2| A: 1
B, Skr, Ma, MO: 1