Średniej wielkości rozmiarów jaskinia, do której wchodziło się skręcając w krótki korytarz po lewej od wejścia do Świątyni. Znajdują się tutaj potomkowie Immanora.
Przymknął ślepia i delikatnie się uśmiechnął. Trochę ulga, iż uszanowała jego zdanie oraz nie chciała przejść na skróty, choć miała to na wyciągnięcie łapy. Trochę gorycz, że prawda.. Była nieuchronną drogą do szaleństwa jednej z jej ukochanych podopiecznych. A Uessas z wyboru nie mógł z tym nic zrobić.. Skoro postanowił się nie wtrącać to z każdej strony.
– Przywołałem z zapasów. – Otworzył jedno ślepię i poczęstował się naparem, aprobując go przeciągłym pomrukiem zadowolenia. Humor wrócił mu, gdy z taką miłością i oddaniem opowiadała o swoich Plagijczykach. Miło słuchało się tej dumy, którą bóg miłości chłonął z szacunkiem ale i również przyjemnością.
– Dziękuje, iż to uszanowałaś. Być może zdobywając informacje sama, będziesz miała większą satysfakcję z jej zdobycia.. – Uessas sprawiał jednak wrażenie, jak gdyby podróż nie okazała się być rozstrzygnięta przyjemnym finałem, choć bardzo unikał rozwijania się już na ten temat. Spoważniał jednak, upił trochę więcej naparu i dopiero po chwilowej ciszy wrócił mu serdeczny uśmiech na pysk.
– Kalectwa? Okaleczone smoki zawsze miały łaskę Erycala. Jeżeli chodzi zaś o te, które los uczynił jeszcze bardziej wyjątkowymi.. Duszki doprowadzają ciało każdego smoka do takiego, z którym się wykluł. By byli całkiem sprawni, potrzeba byłoby czegoś więcej.. Zapewne gdy sam bóg uzdrowień do nas wróci, opowie ci o tym więcej! A teraz musisz mi wybaczyć, Nawałnico, że spytam.. Czy czujesz się szczęśliwa w swojej Plagijskiej rodzinie? – odpowiedział i ni stąd ni zowąd zadał pytanie. Choć nie powinno ono być dziwne – tam, gdzie rodzina, tam również jest miłość, której Uessas był przecież patronem! A skoro zaczęli od trudnych tematów, nie chciał by Przywódczyni wyszła od niego w ponurym nastroju.
Czas było więc do rozmowy wpuścić trochę pozytywnych promyków Złotej Twarzy!
Uessas mu się kojarzył tylko z tym krępującym pergaminem od Mirri. Za wszelką cenę chciał myśleć o rodzicach, a nie o osobliwych pozach z obrazków. Przełknął ślinę kiedy stanął tuż przed piedestałem boga miłości. A miał za co dziękować, tylko dzięki temu nie spalił jeszcze buraka pod łuskami. Zabrał się do rutynowego sprzątania, łapą strząsając z płaskiej powierzchni to, co na niej zalegało.
– Mama i tata bardzo się kochają, prawda? – wymruczał, rozmawiając z Uessasem podczas swojej pracy. – To dzięki temu się wyklułem, nawet jeżeli reszta jaj nie drgnęła do tej pory. Lubię na rodziców patrzeć. Są szczęśliwi ze sobą, nie ważne czy ich coś dzieli. Choć zwykle są zgodni! Naprawdę nie widziałem, by się kłócili – uśmiechnął się nostalgicznie. Może Pogoń i Okrzyk się z tym wybitnie dobrze kryli? – Chciałbym kiedyś mieć taką dobrą partnerkę jaką jest mama. I być tak dostojny jak tata. Może mi się to uda? – zapytał sam siebie, znów cicho pomrukując.
I już! Nawet nie zauważył jak podczas swojego monologu wyczyścił cały piedestał. Przetarł łapą czoło, pozbywając się z niego brudu. Naprawdę będzie się musiał po tym wszystkim wykapać.
– Idę dalej! Mam prezent dla Viliara. – Pochwalił się i poprawił na barkach to, co mu tak zalegało. – Dobrego dnia, Uessasie! – pożegnał się, faktycznie idąc do dalszych piedestałów.
Pewnego dnia Frar znów stanęła w miejscu, gdzie kiedyś rozmawiała z Uessasem. Dni zlewały jej się ze sobą i ciężko było jej sobie przypomnieć czego dotyczyły ich rozmowy, ale bóg miłości zdawała jej się być do nich dobrym kompanem. Przypominał jej nieco starego przyjaciela.
Tym razem niosła ze sobą zawiniątko z owocami leśnymi, ręcznie ciosanymi miseczkami do herbaty i ususzoną miętę. Smakował mu ostatnio jej napar, więc postanowiła przynieść coś podobnego.
Weszła do świątyni i milczała przez chwilę, rozglądając się w półmroku. – Uessasie, czy zastałam Cię dziś? Chciałam porozmawiać.
Atuty: Pechowa – Po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji. Chytra przeciwniczka – W czasie pojedynku/raz na dwa tygodnie w polowaniu/misji Frar może utrudnić akcję swojego przeciwnika, który ma dodatkowe +2 do ST. Mistyczka – Raz na walkę Frar ma 1 dodatkowy sukces do ataku magicznego. Magiczny Śpiew – Jeśli Frar zanuci podczas swojej akcji jej przeciwnikowi odejmuje się jeden sukces. Do użycia raz na walkę/misję. Furia Niebios – Raz na walkę + rana lekka dla przeciwnika
Na początek Frar musiała trochę zaprzyjaźnić się z ciszą. Bogowie bardzo rzadko zwykli objawiać się natychmiast, jakby samo odwlekanie wizyt w czasie miało być jakimś rodzajem sugestii. Choć może byli zwyczajnie zarobieni?
W ramach, poniekąd rekompensaty bóg zdecydował się oferować przywódczyni nieco więcej swojej fizycznej atencji. Wszedł do świątyni mokrymi łapami. To właśnie je usłyszała jako pierwsze, gdy specyficznie brzmiący człap pozostawił za wężowym deszczowe ślady. Gdy zdolała w pełnej okazałości dostrzec jego srebrną sylwetkę, samiec zdążył z gracją przed nią usiąść. Z bliska wydawałby się smokiem bardzo zwyczajnym, gdyby nie roztoczona wokół ciepła aura, mieszająca w sobie zarówno nuty przyjazne i zachęcające do rozmowy, jak i namiastkę nieokreślonej siły.
– No słucham, słucham – powiedział, uśmiechając się.
Kokoro przybyła do tego osobliwego miejsca z nikim innym jak Firletką. Nie kryła nawet tej lekkiej niepewności w związku z ich wizytą. Przystanęły przy, jak sądziła, odpowiednim posągu. Rozejrzała się na boki, oczyściła gardło chrząknięciem. Obejrzała się na smoczycę raz jeszcze, unosząc łuk brwiowy w niemym pytaniu. Sto procent pewności?
– Musimy powiedzieć na głos. Mogą nie usłyszeć myśli – Podrapała się po głowie w zakłopotaniu. Prawdę mówiąc nigdy nikogo o bogów dokładniej nie wypytywała. No, byli. I fajnie. Mama mówiła, że trzeba poprosić, a bogowie może spojrzą przychylnym okiem. To nie zaszkodzi spróbować.
– To posąg Uessasa, plawda? Mamy pewną splawę.
Ano, przyszła, choć zaspana była po tym kilkusiężycowym śnie.
Kokoro coś gadała, a Firla wiedząc o co chodzi, nie komentowała. Dosłownie kłapnęła obok.. partnerki? Ich relacja była dość skomplikowana, ale zdecydowały się na pisklaka, no to, pewnie coś takiego istnieje? Uniosła nieogarniający wzrok na posąg. Heh, zobaczymy.
Okaz zdrowiaodporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycuniestabilna dodatkowa kość do MP, MA i MO, w przypadku niepowodzenia – rana ciężkamistyk raz na walkę +1 sukces do ataku magicznego
Przytaknęła sama sobie, widząc jak Fifi przysypia jej tu na stojąco. Och. Tak to jest jak się chodzi na nocki. Faktycznie ich relacja była... specyficzna. I chcąc nie chcąc, Kokoro nie znała nikogo innego, z kim komfortowo byłoby jej przyjść i zapytać. W tej Ziemi to nigdy nie wiadomo kto brat kto kuzynka. Co za czasy.
– Uessasie, chcemy poplosić o jajka. Ale nie wiemy jak to działa więc chyba, uh. Ty się na tym znasz i nam pomoszesz? Mam nawet, uh, jakby co... – Nie dokańczając ściągnęła z grzbietu worek. Futerkowy worek. Rozłożyła go przed sobą.
– Moszesz nawet je włoszyć od lazu tutaj. Łatwiej będzie je przenieść – wytłumaczyła, patrząc wyczekująco na piedestał i rzucając co jakiś czas towarzyszce niespokojne zerknięcie. Żeby jej tu zaraz nie zasnęła, do diaska.
O ile wyczekiwanie było w świątyni popularną aktywnością, gdy smoki zdołały uderzyć we właściwy nerw, boska energia lgnęła do nich, jak muszki do owoców. Tak przynajmniej możnaby opisać tę sytuację ze względu na zapach soczystych jabłek, pomarańczy i wiśni, które otoczyły smoczyce, jakby były w środku kulturalnie bezmięsnej uczty. Choć posąg nie poruszył się, przez chwilę mogły mieć wrażenie, że szmaragdowe ślepia błysnęły, ukrytą wewnątrz energią. A może to jedynie promień słońca wpadający do świątyni pod odpowiednim kątem.
– O ile cenniejsze jest życie poczęte w ciele, od gotowego daru – wokoł nich rozbrzmiał ciepły i swobodny, o ile nie lekko, choć czule rozbawiony głos.
– Która z was chce je nosić? – zapytał, dając im szansę by głębiej zastanowiły się nad następnym krokiem.
Kokoro odetchnęła. Wysłuchał ich! To dobrze. Uśmiechnęła się lekko do Fifi, a potem do posągu, który choć nieruchomy, w tej chwili wydawał jej się podejrzanie ekspresyjny.
– Gdybyśmy mogły – wymamrotała w odpowiedzi, nieco onieśmielona swoim pierwszym spotkaniem z bogiem. Duszki duszkami, ale bóg? To było dla niej niecodzienne. W szczególności, że nie chodziła zbyt wiele do świątyni. Jakoś tak... czuła się tu nieswojo. Nie jej klimaty.
Natomiast samo pytanie mocno ją zaskoczyło. A więc tak to miało wyglądać. Hm. Obejrzała się na Puste Łąki. Mimo wszystko to od Kokoro wyszła cała inicjatywa, a czarodziejka nie miała problemu z oddaniem jaj Ziemi...
– Ja? – najpierw wyszeptała pytająco do towarzyszki, by po jej wyrazie pyska obrócić się ku posągowi z zaciętą miną – Ja, ja będę. Ploszę – powiedziała, wypuszczając powoli powietrze z pyska. Zaczynała coraz bardziej obawiać się tego wszystkiego. Jej niepokój zdołał wydusić z niej jeszcze jedno nieśmiałe zdanie:
– Cz-czy to będzie bolało?
Zmartwienie śmiertelniczki wywołało krótki, odrobinę pobłażliwy, ale wciąż przyjazny chichot. Bóg nie kpił z niej, a roztaczana przez niego atmosfera jedynie upewniała ją w przeświadczeniu, że mimo swojej reakcji, nie traktował jej niepoważnie.
Gładki, przyjemny głos znów rozbrzmiał w przestrzeni wokół smoczyc.
– Nie będzie bolało, mogę ci to obiecać – zapewnił. Kto wie, może skoro to on dzielił się z nimi tym błogosławieństwem, będzie jednocześnie doglądać samego procesu? Z drugiej strony nawet w zwyczajnych okolicznościach składanie jaj nie należało do szczególnie skomplikowanych, czy bolesnych czynności. Poza pewnymi wyjątkowymi sytuacjami zapewne.
– Będziesz wiedziała gdy nadejdzie odpowiedni moment. Mam nadzieję, że stworzycie wspaniałą rodzinę – podsumował, a z jego ostatnim słowem Kokoro poczuła wypełniające jej wnętrze, łaskoczące ciepło. Utrzymało się w niej przez parę spokojnych oddechów, a potem niespiesznie rozeszło po reszcie ciała.
Łąki natomiast poczuła delikatny powiew ciepłego wiatru otulającego jej pierś i dziwnie dodającego otuchy. Dopiero potem pachnąca owocami obecność Uessasa zaczęła powoli wygadać.
Kalectwa: +4 ST do akcji fizycznych i magicznych [ślepota]
Po długich rozmyślaniach smoczyca w końcu zdecydowała się wejść do wnętrza świątyni. Skręciła w stronę bocznej jaskini i natychmiast stanęła jak wryta, gdy przypomniała sobie, że był tam pomnik bogini percepcji. Nie chcąc niepotrzebnie denerwować Lahae, szybko podeszła do swojego celu, miejsca zanoszenia modlitw do Uessasa.
– Od dziesiątek księżyców oddaję się pracy dla innych smoków i dla bogów, by choć w części zadośćuczynić za wyrządzone przeze mnie krzywdy. Staram się uprzyjemnić i urozmaicić przy tym smocze życia, jednocześnie szerząc wiarę i pozyskując dla was nowych wyznawców. Jeszcze daleka droga przede mną, jednak już teraz czuję, że udało mi się trochę zmienić na lepsze. Już nie podejmuję pochopnych, krzywdzących innych decyzji. Wszystkie moje pomysły daję prorokowi do sprawdzenia i ocenienia, czy są dobre, jego samego przyjmując sobie jako mentora. Na pewno nie jest to koniec zmian, bo nadal gadam trochę za dużo, czasem się denerwuję, no i zdarza mi się wpychać w sprawy, w które nie powinnam. Nad tym też pracuję. Widziałam jak Strażnik przybył tutaj, żeby oddać iskrę Lahae i bardzo chciałam do niego dołączyć, ale zrozumiałam, że nie powinnam tego robić. Nie zasługiwałam wtedy na to, dlatego nie przekroczyłam progów świątyni, a oddaliłam się z powrotem do domu.
Moje stare ciało jednak zdaje się gasić wszystkie moje nadzieje. Gdy tylko spoglądam na siebie oczami Hallius, widzę jedynie obraz zła, lico zdrajczyni, wyklętą smoczycę. Całe moje zmiany charakteru idą na marne, gdy to jak wyglądam pozostaje nie zmienne. Chcę wydostać się z tej poczwary i opuścić ją nowa, jakoby motyl, mogąc rozwinać skrzydła mego nowego lepszego wnętrza. Chcę pozostawić stare ja w końcu za sobą, które wiecznie przypomina o sobie i pociąga mnie w dół. Ja chcę by moja przemiana była prawdziwa i temu jak staję się czymś nowym wewnątrz, jak moja ciężka praca przeradza się w coś piękniejszego, w smoczycę lepszą niż byłam, temu jak się zmieniam wewnątrz, chce, żebym zmieniła się też na zewnątrz.
Rozważałam przemianę w śmierci i reinkarnacji, jednak nie nauczę się niczego, przez zapomnienie tego co uczyniłam. Będzie to jedynie ucieczka i rozpoczęcie na czysto od nowa, nie wyciągając wniosków ze swych dawnych błędów. Rozważałam dokonać przemiany samodzielnie, kując metalowe maski i zakrywając się skórami i szatami, pokrywając moje ciało zimnym metalem. Byłoby to jedynie ukrycie, kamuflaż, nie zmieniający tego czym fizycznie jestem, a jedynie sprawiającym złudzenie przemiany, nadal skrywające pod sobą to samo stare ciało.
Panie, słyszałam historie o smokach, które dzięki nadnaturalnym mocom, zostały przemienione. Ich wygląd i rasa nie przypominające tego, czym wcześniej były. Pokornie cię proszę: pokryj mnie czernią jak najgłępsze wody oceanu, nadaj mi błękitu spokoju przybrzeżnej morskiej tafli, oraz czerwień pasji, z jaką pragnę podążać za wielkimi szlachetnymi celami. Uczyń mnie jako dziecię oceanu, łaknące słonej wody z której bierze oddech tam, gdzie powietrza nie uraczy. Spójrz proszę, łagodny Uessasie, do mego umysłu, bowiem tam jestem nowa ja. Nowe piękne życie, stuka w swą starą skorupkę i chce wydostać się na zewnątrz. Oślizgła klejąca maź wciąż pokrywa jego ciało, a trzęsąca się główka rozgląda się na boki, szukajac rodzinnego ciepła, a łapki pracują, by wydostać się z dawnego więzienia. Potrzebuje jedynie drobnego aktu, wylizania z dawnych jajecznych wnętrzności, niegdyś wypełniających jego płuca, teraz zaś jedynie krępujących jego ruchy. Jeden drobny akt miłości, żeby mogło ruszyć niepewnie w świat, nieskrępowane zbędnym balastem pozostałym po wykluciu.
Nie pragnę tego, żeby się ukryć, ani nie pragnę tego, żeby uciec przed przeszłością. Jeśli kiedykolwiek zbagatelizowałabym moje dawne czyny, wyrzekła się ich, bądź też udawała, że nie jestem Mirri, że nie jestem Sekcją Zwłok, Panie, zetrzyj me ciało w proch, a mą duszę rozerwij i rzuć w cztery krańce świata. Na nic się też nie zdadzą piękne słowa nie poparte czynem, a wiele jest smoków które zasługują na taki dar znacznie bardziej niż ja, która was zdradziłam. Pokornie więc proszę, pozwól mi służyć tobie i wypełniać cokolwiek ode mnie zażyczysz. Nie jako prorok, a jako zwykła śmiertelna służąca. Choć jestem jedynie drobinką pyłu, pragnę czynić dobro z całych moich sił i mojego serca. Jeśli jest jakiekolwiek zadanie, które byś miał dla mnie, panie, dla zwykłej śmiertelniczki, podejmę się go bez pytania i dam z siebie wszystko by je wykonać co do najdrobniejszego szczególiku.
Atmosfera wokół pomnika jeszcze długo po monologu pozostała zwyczajna. Świadoma boskich manieryzmów Sekcja, zapewne zdawała sobie sprawę także z konieczności cierpliwego oczekiwania i utrzymania swej pokornej pozycji. Trudno powiedzieć czy to właśnie ona przekonała patrona miłości, ale i lenistwa, by pochylić się ku śmiertelniczce, lecz miała pewność, że w końcu to uczynił, gdy w powietrzu zaczęła unosić się delikatna, słodka woń. Posąg pozostał niewzruszony, lecz gdyby nie była ślepa, dostrzegłby błysk w kamieniach szlachetnych, wypełniających jego oczodoły, zupełnie jakby natchnięto je życiem.
– Och Sekcjo – ciepły, melodyjny głos rozbrzmiał wokół piedestału. Nie czuła by wdzierał się jej do głowy, a jakby wypełnił przestrzeń, dochodząc z nieokreślonego źródła. Nikt inny nie mógłby go jednak usłyszeć.
– Raz zmierzasz krętymi ścieżkami, innego czasu starasz się zbiec z nich, jak zwierzę uciekające z płonącego lasu.
Nowy wygląd nie uczyni cię nową osobą, dopóki niesiesz w sercu ten sam ciężar – jego wyjaśnienia, mimo wrogiego stosunku dotychczas spotkanych bogów, wydawały się nieszczególnie nacechowane emocjonalnie. Uessas nie był ani specjalnie przyjazny, ani współczujący, lecz nie mogła zaznać w jego tonie także żadnej wrogości. Interesowała go.
– Ale i tak spełnię twoją prośbę. Pokaż co z tym uczynisz – po tych słowach, niczym rzuconym wyznaniu, słodkie zapachy nasiliły się gwałtownie, przybierając bardziej formę gęstej chmury wiśniowych perfum, niż łagodnego uzupełnienia tła. Ów intensywność paradoksalnie, zamiast pobudzić zmysły Ziemistej, uczyniła ją bardzo senną, tak iż parę wdechów wystarczyło, by bezwładnie osunęła się na ziemię. Nie było przed tym obrony, ani sprzeciwu, w końcu miała styczność z bogiem.
Ciężko powiedzieć ile dokładnie leżała nieprzytomna. Gdy wróciła do niej świadomość, jej ciało było świeże i wypoczęte, choć w głowie przez chwilę panował mętlik. Wokół nie było już żadnego zapachu, a więc niczego co sugerowałoby obecność patrona miłości. Wciąż nie mogła spojrzeć na swe ciało własnymi oczyma, lecz czuła, że jej wizyta u Uessasa nie była daremna. Zdobiące ją, kolorowe błony zakołysały się, wraz z drobnym poruszeniem ogona i wyczuwając gnące się wypustki, wiedziała już że wszystko było inne, od pozbawionego rogów łba, skrzeli, po bogate zdobienia i lśniące łuski. Czytelną, przyjazną zieleń zastąpiła czerń, a złote elementy zamieniły wielkie połacie krzykliwych, choć w jakiś sposób dobrze dopasowanych, czerwieni i błękitów.
Panie, zetrzyj me ciało w proch, a mą duszę rozerwij i rzuć w cztery krańce świata.
Jej własne słowa, rozbrzmiały w jej głowie, w ramach ostatecznego przypomnienia.
Albo ostrzeżenia.
– zmiana rasy (na morską) i wyglądu (odjęte wcześniej w powiadomieniach)
Chaber zjawił się w świątyni... po raz pierwszy w swoim życiu. Przynajmniej nie mógł przypomnieć sobie innego razu. Mimo to, całkiem prędko poszło mu odszukanie piedestału patrona. Czuł się tutaj całkiem niepewnie, zupełnie tak, jak pisklę, które nie wie, dokąd ma pójść i co ze sobą zrobić. Mimo to, miał jeden cel. Ostatnie wydarzenia skłoniły go do szczególnej refleksji, a chęć zmiany stała się większa, aniżeli kiedykolwiek. Chciał odrzucić swoją chłodną powłokę – nie tylko tę oschłą część jego charakteru, ale także zimne barwy, które przylegały do jego ciała, jako symbol faktycznej przemiany. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ta konkretna musi nastąpić w nim samym, w jego sposobie bycia, zachowaniu, charakterze – to jednak wymagało czasu. Miał więc szczerą nadzieję, że nowa powłoka sprawi, iż poczuje się on jak ktoś zupełnie inny, nowy, świeży – a to nastawienie ułatwi mu powolny proces zmiany samego siebie na lepsze.
~Uessasie. Na wstępie chciałbym podziękować Ci za sprawowanie opieki nad moim... nad Słońcem. Jednocześnie kieruję do Ciebie przeprosiny, że nigdy nie miałem dostatecznie wiele czasu czy motywacji, zdrowia, by oficjalnie porozmawiać z Tobą na temat patronatu. Wierzę jednak, że z naszych myśli czy słów, jakie wraz z Mirem Płomieni kierowaliśmy do stada, zgodziłeś się na tę rolę mimo wszystko.~ pokłonił się lekko. Ach, no tak, miał to zrobić na wstępie, zanim jeszcze zaczął mówić. Wybacz, Uessasie, nieporadność tego albinotycznego nietoperza. ~Jak zapewne zdajesz sobie już sprawę, przychodzę do Ciebie z prośbą. Nigdy nie miałem styczności z żadnym bogiem, przynajmniej nie przypominam sobie, żeby tak było, stąd moje kroki skierowałem właśnie do Ciebie, jako stadnego patrona. Chciałbym, by moja cielesna powłoka zmieniła się. Czuję, że jest to coś, co pozwoliłoby mi zyskać odpowiednią ilość motywacji do zmiany samego siebie wewnętrznie. Naturalnie, chcę dokonać przemiany na płaszczyźnie własnego charakteru, sposobu bycia, zachowania – ale czuję, że moje stare, zimne ciało ogranicza mnie. Proszę – zmień więc moje barwy z chłodnej bieli, błękitu i cienia fioletu na kojący grafit, ciepłe złoto i stałą czerń, zaś całe moje ciało pokryj miękkim futrem i piórami, by pomogły mi one w zatrzymywaniu ciepła, które chcę nieść. Głównie zależy mi na moich dzieciach, które najbardziej dotyka moje chłodne obycie.
Wyobraził sobie, jak miałoby to wyglądać. To miała być nieśmiała podpowiedź dla Uessasa. Wojownik stał... i czekał. Nie chciał zniknięcia blizn, nawet nie wiedział, czy jest to możliwe – chciał, by pozostały z jedynie sobie znanych powodów.Uessas
» dowolna pełna zmiana wyglądu (w obrębie rasy).
»Link do wyglądu.
Dwie niemal takie same prośby w tak krótkim czasie? Niebywałe co pogoda czyniła czasem z sercami smoków.
Uessas milczał trochę, jak przystało na patrona nie tylko miłości, ale i lenistwa, choć interakcje ze smokami musiał lubić, bowiem gdy już zmaterializował wokół Przejawu swoją obecność, stworzył ją ze słodkiego, przyjemnego zapachu oraz ciepłej, pokrzepiającej aury. Podobnie wybrzmiał również jego głos, który najpierw roześmiał się krótko, na przywitanie ze smokiem.
– Nie dla każdego boga taka zmiana patronatu jest czymś miłym, ale wiedz Przejawie, że bardzo cieszy mnie doglądanie właśnie waszego stada – zaczął, tak w ramach zapewnienia, że Słoneczni w żaden sposób nie nadszarpnęli jego cierpliwości. Boga słyszał wyłącznie wywernowy wojownik, choć nie czuł, żeby jakaś energia wdzierała mu się do głowy, zupełnie jakby Uessas stał gdzieś obok, ale się nie pokazywał.
– No i jakże to nie miałeś styczności z innym bogiem! Cała świątynia tętni naszą obecnością, a przecież Erycal dotknął twojego kalectwa – zacmokał z dezaprobatą, lecz w jego tonie utrzymywało się pewne rozbawienie. Nie był jednak szyderczy, co podkreślił dodatkowo, gdy z następnym zdaniem przybrał nieco poważniejszy, nawet jeśli wciąż przyjazny ton.
– Powinieneś liczyć się z ryzykiem, że jeśli przemiana ciała nie będzie wystarczająca, by odmienić twoje serce, będziesz w przyszłości bardzo jej żałować. Zaraz staniesz się senny, ale będziesz mieć dość czasu, by jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję. – Zgodnie z jego słowami, ciepło wokół nasiliło się, a powieki samca zaczęły mu ciążyć. Co ciekawe, choć jego ciało słabło i niemal bez oporu zaczęło chylić się ku ziemi, przez kilkanaście uderzeń serca, jego umysł pozostał sprawny, jak podczas świadomego snu.
Jeśli był absolutnie pewny zmiany, obudził się nieokreślony czas później, wyjątkowo wypoczęty i pełen życia. Jego futro przybrałoby ciemną, trudno powiedzieć czy przyjazną i zapraszającą barwę, choć wciąż nie można mu było odmówić miękkości. Najbardziej odczułby zapewne zmianę w postaci piór zdobiących jego ramiona. Od tej pory każdy ruch musiał przywoływać zupełnie nowe, świeże uczucie.
Tuż przed swoim łbem dostrzegłby różowiutki kwiat wiśni, choć o proporcjach znacznie większych niż w naturze, bowiem trzymany, byłby w stanie wypełnić całą ludzką dłoń. Spojrzawszy na niego usłyszałby w głowie niewinny, pożegnalny głos Uessasa, przypominający bardziej wspomnienie, niż teraźniejszy komentarz. "Noś go ze sobą. Niech przypomina ci o tym, co ty musisz zmienić w sobie"
Przejaw Anomalii
– dowolna pełna zmiana wyglądu (w obrębie rasy).
Skinął łbem w odpowiedzi na zapewnienie boga, w międzyczasie rejestrując słodki zapach oraz ciepłą, kojącą atmosferę, jaka zapanowała w świątyni. Jego kącik pyska uniósł się nieznacznie, gdy Uessas żartobliwie wytknął mu pomyłkę. Samiec w istocie nie odczuwał jakiegokolwiek poniżenia czy wstydu w momencie, w którym mogło się wydawać, iż zapomniał o własnych kontaktach z bóstwami. Obronił się zaraz jednak – mimo to ton głosu niesiony przez maddarę pozostawał łagodny i zdecydowanie uspokojony. Zupełnie tak, jak gdyby osobowość boska udzielała się każdemu, kto znajdzie się w jego pobliżu.
~Oczywiście, Uessasie. Mój kompan, Ennorath, również został ze mną powiązany dzięki boskiej mocy – wtedy, gdy wraz z matką udaliśmy się przed oblicze Naranlei. Mówiąc o braku styczności z bogami, miałem na myśli chociażby modlitwę tutaj, w świątyni. Nigdy wcześniej nie udałem się przed oblicze któregokolwiek z was, by porozmawiać. By dla przykładu poprosić o coś... niestandardowego. Tak, jak teraz.~ zamyślił się, zanim kontynuował. ~Mimo to domyślam się, że jesteście wszechobecni, a modły można składać tak naprawdę na całych terenach. Być może dzisiejsza wizyta skłoni mnie do częstszych modlitw – tak przewiduję.
Kolejne słowa patrona przyjął ze spokojem. Nie przywiązywał znacznej wagi do swojego wizerunku – tego, w jaki sposób odbierano go wizualnie. Sam przed sobą jedynie chciał uczuć symbol swojej przemiany, toteż to było dla niego najważniejsze. Delikatnie osunął się więc ku ziemi, jednakże czas, jaki podarowany mu został dla przemyślenia sprawy, choć doceniony, nie był mu potrzebny.
Tuż po własnym przebudzeniu, poruszył się leniwie. Uczuł różnicę okrycia wieńczącego jego barki, a także ciepłotę futra okalającego teraz niemalże całkowicie jego ciało. Nie było to uczucie nieprzyjemne, ale nowe i całkiem obce. Pozytywne i budzące swego rodzaju niewielki ognik determinacji, mający być częścią ognia zmiany. Podobnie również jak kwiat, który znalazł się tuż przed nim. Chaber zaciągnąłby się jego słodkim, przyjemnym zapachem, a z komentarzem majaczącym w myślach, powstał z wolna i ujął kwiat ostrożnie w chwytne palce skrzydeł, choć akcja ta wymagała od niego skupienia, po czym wsunął go do sakwy przylegającej do ciała. Pożegnał się z bogiem w myślach i obrzucił melancholijnym spojrzeniem piedestał, by zaraz odejść z wolna i wyjść z świątyni.
Tio był bardzo zagubiony. Może nie okazywał tego zewnętrznie, ale mierzył się ze swoimi wewnętrznymi rozterkami już dobre... chyba już ponad 25 księżyców. Nie mógł sobie z tym poradzić samemu, więc przyszedł po pomoc do najsilniejszych istot jakie znał. Do bóstw. Ale którego boga wybrać do pomocy? Który go zrozumie, a przede wszystkim: który miał dość mocy i wiedzy, by spełnić jego życzenie.
Po dłuższym błądzeniu po Świątyni wreszcie zatrzymał się w sali wypełnionej zapachem ziół. Ich bukiety zdobiły ołtarz nad którym stał posąg Uessasa. Podszedł po cichu do niego i przyjrzał się kamiennemu obliczu bóstwa. Słyszał o jego wiedzy i mocy. – Czcigodny Uessasie... – zaczął niepewnie. Nigdy się nie modlił i nie wiedział jak to się robi. Nie ważne jednak jak to mówił, mówił prosto z serca. – Jestem Tio, pochodzę ze Stada Słońca i przychodzę do ciebie z dwiema prośbami. Pierwsza, dość błaha, dotyczy mojej rodziny i przyjaciół. Chciałbym cię prosić, o zdrowie dla nich, żeby byli sprawni i choroba nie dotykała ich ciał chociaż do końca mrozów.
Głupio wyszło. Ale może Uessas będzie miał ubaw słuchając tak głupiej prośby. Teraz przyszła kolej na drugą prośbę. Tio odetchnął i przysiadł. – Nie będę ukrywał, że moja druga prośba jest radykalną zmianą i może wydawać się drastyczna, ale dobrze ją przemyślałem. Parędziesiąt księżyców temu, podczas ceremonii zrobiłem coś bardzo głupiego, wstydliwego, i to na oczach całego Stada. Przeze mnie moja matka opuściła stado i znikła porzucając mojego ojca, oraz całe moje rodzeństwo. Minęło wiele czasu, ale ja wciąż pamiętam jej spojrzenie. Od tamtej pory sporo już urosłem. Moje ciało dojrzało. Zakochałem się w mojej siostrze i czuję do niej... To co samiec czuje do samicy. Jest taka pociągająca i pewnego dnia o mały włos zrobiłbym coś czego już nie mógłbym cofnąć. Właśnie wtedy wpadł do naszej wspólnej groty nasz ojciec, Bezmiar Barw. Zobaczył mnie, gdy ja i Aie byliśmy bardzo blisko, bliżej niż brat i siostra. Żałuję, że wtedy wróciłem do groty. Wolałbym, żeby ojciec widział mnie inaczej. Widział to co czuję do Dio i Aie. Niestety nie umiem się pohamować i wyłączyć swojego ciała, które pragnie Aie... Dlatego przychodzę do ciebie z prośbą, Uessasie. Uczyń mnie samicą. Nie mając tego co mają samce będę mieć pewność, że nigdy w przypływie uczuć nie zrobię czegoś nierozważnego.
Zamilkł i położył łapę na ołtarzu. Bardzo pragnął, żeby Uessas wysłuchał jego modlitwy. Może wtedy wszystko się zmieni i Bezmiar Barw pozwoli mu sypiać z siostrą.
// Użycie losu z loterii: – zmiana płci – użyj do końca '23
☀ Ostry węch: dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu (zwierzyna, zioła) ☀ Pechowiec: po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji. Bonus sumuje się do 3 porażek z rzędu. ☀ Pamięć przodka: Pamięć przodka: -2 ST do walki z drapieżnikami ☀ Bystrooka: trzy razy na miesiąc +1 sukces do Percepcji