OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
— Aha — westchnął smętnie Oseltamiwir, widząc że jego, jak sobie wyobrażał, misterny plan, poszedł w piguły. — Przepraszam, zapomniałem... znowu. Chociaż to strasznie trudne, pamiętać o tak wielu właściwościach.Ale w porządku, to jeszcze raz. Nadal zamierzał skorzystać z ognia, dochodząc do wniosku, że skoro już zaczął z nim pracować, to będzie to najlepsza alternatywa, ale może teraz zrobi to w inny sposób...
— Czyli teraz atakuję już Nerona, tak? — upewnił się, po czym postąpił parę kroków w kierunku jasnego smoka, zatrzymując się na wszelki wypadek w miejscu, które z tego co widział, było pozbawione roślinności... Nie byłoby dobrze znowu czegoś podpalić, choć miał nadzieję, że tym razem obędzie się bez nieprzyjemnych niespodzianek.
Gdy tym razem sięgnął do źródła, wyobraził sobie nieco inny czar; ognisty bicz, zlokalizowany kilka szponów od jego prawego barku, ciągnący się od kamienistego gruntu. Bicz miał być grubości kilku łusek i długości ogona. Sama końcówka miała żarzyć się najmocniej i być najgorętsza, aby móc zadawać jak najwięcej obrażeń, miały również opadać z niej iskry, poza tym nieobecne na całej długości płomienia.
Tchnął w wyobrażenie maddarę i posłał bicz przed siebie — miał się owinąć wokół lewego ramienia Nerona, kilka łusek powyżej przedramienia i sparzyć go w miejscu styku bicza z łuskami.
/Neron Proszek