OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Słuchając słów Yngwe już planowała swoje kolejne działania. Zastanawiała się przez chwilę czy nie stworzyć po prostu tarczy wszędzie dookoła siebie, lecz uznała szybko, że byłoby to nieopłacalne – wymagałoby zbyt dużo maddary, a efekt raczej nie przetrwałby długo, ani nie byłby zbyt mocny. Zdecydowała się więc na bardziej ryzykowną, ale oszczędną opcję. Skupiła się i uformowała w wyobraźniokrągły blok kwarcu dymnego o średnicy połowy ogona i grubości jednego szpona. Był to dość nieskomplikowany twór, więc podwoiła go, by skuteczniej obronić obie swoje strony. Szybko więc przelała swój pomysł w rzeczywistość, a po jej bokach na odległości paru szponów od ramion uformowały się dwie identyczne, smukłe, twarde i okrągłe płyty kryształu. Dzięki niewielkiemu rozmiarowi i prostej budowie zamierzała manipulować ich pozycją w taki sposób, by odbić każdy nadchodzący pocisk.
Wtedy dostrzegła strzały i natychmiast zareagowała, prawą tarczą zakrywając obszar nad prawą łopatką, a lewą tarczę kierując nad powierzchnię nieco poniżej pleców, zasłaniając się przed trzecim pociskiem.
Gdy tylko ćwiczenie dobiegło końca, obie jej tarcze rozpłynęły się, a Dae wreszcie rozluźniła się trochę, choć nadal nie traciła czujności w pełni. Czuła jednak głębokie zmęczenie, więc siadła na ziemię i uniosła zadowolone spojrzenie na swojego nauczyciela.
– No nieźle. Chyba muszę poćwiczyć długotrwałe używanie maddary, ale poza tym poszło mi całkiem spoko, nie uważasz? – wyszczerzyła się, czując jak już język się jej plącze. Zamierzała później odsapnąć gdzieś na jakiejś ciepłej skale w cieple zachodzącego słońca.
Pryzmatyczny Kolec