OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Na szczęście jestem bardzo cierpliwa – zakomunikował mu, mrużąc oczy, gdy nie pozwolił jej się odsunąć. Dmuchnęła mu lekko w pysk obłoczkiem dymu wydobywającym się z jej nozdrzy, a samiec wkrótce się odsunął.Oczarowana słuchała jego śpiewu, starając się jednocześnie nie zgubić nawet jednego słowa, a jednocześnie analizując tekst. Czy błędnym ogniskiem mógł być Dominion? A może to tylko przypadek i Hekate odfrunęła z interpretacją jego słów, które mogły być przypadkowe? Ciekawe gdzie on się tego wszystkiego nauczył i czy wymyślił to na poczekaniu. Przez dłuższą chwilę czarodziejka milczała z postawionymi na sztorc piórami, by w końcu przekezywić głowę niczym zaciekawiony ptak i zakomunikować:
– Doigrałeś się. Definitywnie zostajesz właśnie porwany. Masz za ładny głos, żeby Cię od tak wypuściła ze swoich szponów – zakomunikowała mu bardzo poważnie. Oczywiście żartowała, dobrze wiedziała jak by się to skończyło i jaki los spotkał Hrasvelga, ale w tym momencie naprawdę żałowała, że nie może go capnąć chociaż na parę dni, żeby umiał jej dni śpiewem.
– Masz niezwykły talent. Widocznie jesteś jak słowik nie tylko ze względu na pióra i to – uniosła łapę i stuknęła go podwiniętym pazurem między nozdrza, mając na myśli ostro zakończony pysk wojownika. Lekko i tylko jeśli się nie odsunął.
– Lubisz przytulanie się? Może oswój owce. Słyszałam, że to zwierzęta hodowane przez ludzi i mają futro jak chmurki – zachichotała, odsuwając się trochę. Ona sama uważała niedźwiedzie za przerażające istoty, chociaż faktycznie pokryte grubym futrem i tłuszczem. Pytanie tylko czy te wielkie bestie pragnely się przytulać do kogokolwiek. Hekate miała je za krwiożercze potwory z wielkimi pazurami, nawet jeśli nie były tak groźne jak demony czy bies.
– Pewnie, że tak. Po prostu zastanawiałam się czy... Ziemia chyba nie za bardzo lubi moje stado, nie? Przynajmniej tak słyszałam, dlatego się zastanawiałam czy dają Ci go jakoś odczuć – wyjaśniła powód, z którego zadała mu wcześniej to pytanie. Uśmiechnęła się na znak, że nie miała nic złego na myśli, kierowało nią tylko zaciekawienie.
Hekate kręciła łbem śledząc ruch kamienia niczym zahipnotyzowana. Odruchowo zamknęła ślepia i wzdrygnęła się, gdy już myślała, że zaraz oberwie nim prosto w czoło już myśląc, że był to jakiś odwet za te pijawki i piszczenie, ale nie poczuła uderzenia. Ostrożnie otworzyła jedno oko i zobaczyła kamyczek, który niegroźnie krążył wokół niej, połyskując to na błękitno, to na pomarańczowo. Dominion chyba wreszcie skończył z fochami i od dawna obserwował z bezpiecznego szczytu drzewa całe to widowisko pozornie nie reagując. Siedział cicho niczym mysz pod miotłą z nastroszonymi piórami.
– Jeeeej, fajne! Dobra, bezapelacyjnie spełniłeś warunki i zrobiłeś na mnie wrażenie. Tym samym dopełnię swojej części umowy. Najwyżej rodzina mnie zabije – zachichotała. Sięgnęła do swoich sakw i wyjęła eliksir, który zdobyła kiedyś z bratem na jednej z wypraw. Ponoć był magiczny i miał sprawić, że będzie jaśnieć. Kiedyś oszukała Obejmującego, że potrafi świecić. Nie było to tak do końca kłamstwo, potrafiła to robić, ale tylko dzięki temu specyfikowi, którego miała tylko jedną sztukę. Bez wahania łyknęła jego zawartość z nadzieją, że jej koledzy jej nie oszukali i nie wyrosną jej uszy na łapach bądź skrzydła na karku.
– Iiii... Jak wyglądam? – spytała po chwili, gdy przełknęła gorzki napój. Miała teraz świecić przez księżyc niczym małe słoneczko, czy raczej niczym księżycowy blask, gdyż światło okazało się srebrzyste. Hekate spojrzała na swoje łapy emanujące lekkim, ale wyraźny blaskiem, podobnie jak całe jej ciało.
Obejmujący Obłoki























