A: S: 2| W: 1| Z: 2| I: 2| P: 1| A: 1
U: MP,S: 2| MA,MO,Skr,Śl,Kż,B,O,W: 3| L,A: 4
Atuty: Urodzony lotnik; pamięć przodka; tropiciel
Kamuflaż i Śledzenie, no i Skradanie. To było jednak coś, w czym czuł się dobrze. Nie w maddarze, która jak kapryśne dziecko raz go słuchała a raz nie. Jego plan dnia na dzisiaj.
Trafił do lasu a więc skupił się na trzech próbach zamaskowania się. Poszukał wpierw jakiejś kałuży, błotka.. czegoś w czym mógłby ukryć swój zapach i nieco swój kolor chociaż brązowe łuski i tak już mu to ułatwiały. Swoją błonę na łbie przycisnął do szyi aby nie zdradzała że tutaj jest. Ogon nieruchomy, skrzydła do ciała, łeb nieco nisko i sztywny. Wytarzał się w znalezionej wilgotnej ziemi. Dokładnie naciskał na ziemię, aby ta dała swojego zapachu też jemu. Kiedy po kilku obrotach uznał, że tyle wystarczy, wstał. Poszukał teraz mchu, zwiędłych paproci i liści aby i te upodobniły go do otoczenia. Każdą czynność robił w małej odległości, aby zapach który zostawia nie rozniósł się szybko. Kiedy był już tak przebrany, odszedł skok dalej i położył się. Czekał aż coś się tutaj przywlecze, ptaki go nie widziały a jego oddech był spokojny. Całe ciało było trudno wypatrzeć obok pnia przy którym leżał. W końcu wstał i otrzepał się, używając magii wyczyścił się. A no właśnie. Może teraz maddara go posłucha. Był spokojny jak na każdych łowach. Wyobraził sobie, że jego ciało pokrywa brązowo-czarno-zielono powłoka, która szczelnie dotyka jego ciała. Nie ominął żadnego miejsca. Powłoka przypominała z wyglądu pień drzewa. Suche listki, zadrapania, wgłębienia i zmarszczki jak na starym i suchym pniu. Jednak on czuł się bardzo dobrze, przyjemnie i ciepło, nie krępowało to jego ruchów, bowiem była to tylko iluzja. Powłoka przepuszczała powietrze którym oddychał, jednak nie przepuszczała jego zapachu. Uznał że wszystko jest gotowe, więc przelał maddarę. Po chwili czekania twór się pojawił. Skupiał się aby to utrzymać, przez pewien czas. Oddychał spokojnie i tak przez dłuższy moment utrzymał to. W końcu puścił. Wstał i powoli odliczył pięć skoków. Taka odległość powinna być dobra. Teraz chodził dookoła i ocierał się o drzewa, co kilka chwil stawał i tarzał się w ziemi aby jak najskuteczniej zamaskować swój zapach. Oczywiście skrzydła do ciała, ogon i szyja wraz z łbem prosto do kręgosłupa. Kiedy tak po raz kolejny ocierał się, ruszył biegiem dalej. Zatrzymał się i pochodził po krzakach, poturlał się po zeschniętych liściach i potem udawał część podszytu. Położył się na ziemi, za drzewami i czekał. Jego ogon leżał nieruchomo, skrzydła też. Obserwował uważnie acz powoli okolicę, spokojnie oddychając aby nie zdradzić swojej obecności tutaj. Pomógł sobie nieco powłoką, którą ponownie wyczarował ale teraz tylko była przeźroczysta i nie przepuszczała jego zapachu. Przelał w ten krótki, nie obijający światła twór maddrę i tak oto poczuł że jest teraz niewykrywalny. Wstał po chwili i od razu poszedł dalej.
Ugiął łapy w stawach, lekki rozkrok, ogon nieruchomo a skrzydła do boków aby nie hałasować. Łeb na prostej i lekko obniżonej szyi. Oddech spokojny ale i tak nieco bardziej pracował. Oczy i umysł otwarte. Adept powoli ruszył, uważnie rozglądając się i wypatrując dookoła śladów. Zaczął od uważnego rozglądania się po gruncie, szukając śladów zwierząt zarówno węchem jak i wzrokiem. Czasem wysuwał język by posmakować ziemi, jak na gada przystało. Wciskał łeb za pnie, za kamienie, za krzaki i w krzaki. W gęste trawy i te niższe, wszędzie gdzie się dało. Ale nic konkretnego nie znalazł, nic nie poczuł ani nie zobaczył prócz starych wilczych odcisków łap. Potem przeniósł wzrok, węch i smak nieco wyżej a konkretnie na drzewa, kamienie i niższe drzewka. Chodził dookoła. Jedno z drzew go zainteresowało, znalazł na nim połamane gałązki których także szukał. Przystanął przed drzewem, powąchał uważnie i poczuł zapach co przypominał mu sarnę. Przeniósł wzrok niżej, łeb nisko i szukał zapachu, wskazujący na jej obecność. Nagle kichnął bo małe strzępki sierści wleciały mu do nozdrzy. Stary i nikły zapach, jednak nie chodziło o znalezienie jedzenia tylko śladów. Ruszył powoli, nadal węsząc i szukając połamanych gałęzi czy zapachu na trawie który mógłby wskazywać, że sarna leżała lub przechodziła tutaj. Kiedy jego oczy, które powoli i czujnie badały okolicę złapały na ziemi odcisk, kiwnął łbem zadowolony. Odwrócił się i ruszył dalej. Kiedy oddalił się, ponownie przyjął pozę; Ugiął łapy w stawach, lekki rozkrok, ogon nieruchomo a skrzydła do boków aby nie hałasować. Łeb na prostej i lekko obniżonej szyi. Oddech spokojny. Przelatywał oczami każdą gałąź, każde drzewo, każdą roślinę. Powoli wciągał powietrze, podchodząc co jakiś czas do drzewa i szukając czegoś na nim. Szukał zapisanych w głowie zadrapań, kępek sierści. Łeb unosił też do góry, szukając śladów na drzewie. Kępki sierści lub pióra były dobrą oznaką, jednak nic nie znalazł. Po pewnym czasie zobaczył wyraźne ślady ostrzenia pazurów na drzewie po lewej. Kiedy podszedł i ocenił je wzrokowo, uznał że to od kotowatego bo były zbyt małe i cienkie aby były to pazury niedźwiedzia. Kiedy ruszył dalej i węszył, znalazł bardzo niedaleko drzewa odchody właśnie kotołaka. Trochę sierści co oznaczało że jakaś mysz była jego daniem głównym. Przeszedł jeszcze ze dwa skoki, aż odnalazł odciski łap kotołaka, mokrą plamę na skale. A więc i teraz jego cel byłby gdzieś blisko. Ale on nie polował. Więc odleciał.
Teraz kiedy ponownie odszedł dalej zaczął skradanie.
Łapy rozstawił i ugiął w stawach tak, aby całe ciało znalazło się jak najbliżej chłodnej ziemi. Ogon był w prostej lini z kręgosłupem, nie ruszał nim aby nie robić hałasu. Szyja również prosta do kręgosłupa, łeb nico obniżony i patrzył przed siebie. Oddech spokojny aby czujne zwierzę go nie usłyszało. Skrzydła równo i ciasno do boków, też w miarę w bezruchu aby nie hałasować. Nie miał celu ale ogólnie ruszył do przodu. Kiedy kroczył, łapy stawiał uważnie i patrzył co jakiś czas pod nie, czy aby nie ma tam korzenia lub gałęzi, czegoś co spowodowało by zdemaskowanie go. Kontrolował ciągle oddech, jego oczy uważnie wpatrywały się w okolicę. Skupił się teraz na dużym drzewie przed sobą. Udawał że to sarna a więc zwrócił uwagę na wiatr, wystawiając język i czując ogólnie ciałem. Musiał się ustawić bardziej bokiem, więc zaczął iść po łuku a nie centralnie na drzewo i nie zanieść tam swojego zapachu. Uznając że nic nie stoi mu na drodze prócz wiatru, ruszył. Teraz podkradał się bardziej z boku, jednak nadal na tyle że "oczy" drzewa (które tylko sobie wyobraził) by go nie dostrzegły. Co jakiś czas zerkał też, czy pod jego łapami nic się nie znajduje. Szedł żwawo ale uważał na okolicę, wymijał i przekraczał co mu stało a drodze. Widząc kamień tylko przekroczył. Potem krzak, na chwilę się za nim schował i spokojnie oddychał. Dalej tak podkradał się do drzewa. Łapy na przemian, ciało nieco napięte, oddech spokojny, skrzydła do boków, ogon i łeb prosto z kręgosłupem i ciało jak najbliżej ziemi. Przystanął na chwilę bo niby "ofiara" jest niespokojna. Schował się za krzakami, czekając kilka uderzeń serca. Teraz ruszył w odwrotną stronę, ogólnie się podkradając. Wymijał kamienie, krzewy, korzenie i większe skupiska paproci. Co jakiś czas stawiał łapy szybciej, jednak nadal ciało blisko a łapy ostrożnie. Raz coś tylko trzasnęło a poza tym nie było źle. Smok miał na uwadze wiatr, kierował się prosto a on zanosił do jego nozdrzy zapach. Łapy ciągle ugięte, ciało blisko ziemi, skrzydła do boków, ogon i łeb prosto. Ogon nieruchomo, nie kiwał się na boki a on pruł do przodu. Co jakiś czas stawał i kładł się na ziemi, chowając się przed wzrokiem "ofiary"
Uznał że wszystko jest dobrze a więc po chwili odleciał.
Licznik słów: 1218
:.....my nie widzimy:.....::.....my nie widzimy:.....:
~~~~~~~~My wciąż musimy dokonywać wyborów.
Zwierzę jedynie działa, jest.
My jesteśmy spętani, one wolne.
Zatem
być ze zwierzęciem, to zaznać odrobiny
WOLNOŚCI
~ATUTY~
I —
II —
III —
IV —
V —
VI —
l motyw muzyczny 1 l l głos l l motyw muzyczny 2 l