OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Zacisnęła wargi, a jego słowom odpowiedziało jedynie spojrzenie. Pełne niepewności, przepastne ślepia wypychały swoją winę na wierzch, przepraszała go wręcz bez słów. Zwątpienie w siłę Czarodzieja gryzło się z niechęcią do próby zranienia go walcząc teraz w jej wzroku. Jedno pchało drugie ku krawędzi. Sama jej postawa – lekko skulona, wydawała się jak dziecko wobec rozzłoszczonego Ojca, później zdziwione, że mu wybaczył. Roślina, która zjawiła się nieopodal nich wydawała się dawno stworzonym tworem, ukrytym zawczasu – teraz pobudzonym do życia..Coś na ziemi przy nich drgnęło, zaczęło pokracznie czołgać się, po czym wzniosło się z ziemi. Cienkie sople zwisały posępnie z pozostawionego kolca. On także wrócił, wraz z tchniętą maddarą. Jego bracia wciąż spoczywali, uśpieni, martwi – milczący. Czubek "kolca" wygładzony, stopiony, teraz mógł jedynie rozesłać niemiły chłód. Płynął wolno przez dzielącą ich przestrzeń ku jej Nauczycielowi.
..Nie mógł zrobić krzywdy, jednak był tym, czego chciał. Domniemanym atakiem. Jak mrówka rzucająca się na sarnę.