A: S: 5| W: 4| Z: 3| M: 2| P: 3| A: 2
U: B,Pł,W,MP,MA,MO,Kż,Skr,Prs: 1| L,O,Śl: 2 | A: 3
Atuty: Pełny brzuch, Trudny cel, Czempion, Przezorny
Obrócił pysk w kierunku ożywionego syna, który przed chwilą chyba drzemał, albo po prostu nie zwracał na siebie takiej uwagi jak jego siostry. Posłał mu lekki uśmiech.
– Jestem pewien, że ktokolwiek by twoim mistrzem nie został, nauczy cię jak się walczy. Plaga ma wielu świetnych wojowników – zapewnił, choć sam znał tylko dwóch, z czego ta jedna niekoniecznie mu zaimponowała. Łamanie sobie kości przy każdym ruchu, to musiało być bolesne. Oby to nie było dziedziczne z krwią.
Na kolejną uwagę syna uniósł lekko brew. Gdyby mógł operować maddarą, powiedziałby mu coś mentalnie, ale nie chciał tak mocno nadwyrężać więzi z Forkorem. Nie skomentował tego, bo nie widział sensu w próbie tłumaczenia takiemu małemu smarkowi, że nie istnieje coś takiego jak "woleć inne pisklę". Co najwyżej można jakieś mniej lubić. Ekhm.
Część wypowiedzi Bandyckiej mu uleciała drugim uchem, ostatnio myśli zaprzątały mu bardziej newralgiczne sprawy, niż obrażone pisklęta, a co raz trudniej było mu z tym wszystkim. Nie rozdzieli się przecież na dwoje. Wyłapał kilka ciekawych kwestii. Więc ceniła sobie jego szczerość, tak naprawdę. Heh.
– Mógłbym je pouczyć, czemu nie – odpowiedział na tę sugestię, lekko się uśmiechając. – Ale jeżeli wolicie by zrobił to ktoś z waszego stada, nie będę naciskał. – Spojrzał teraz na dzieci. Młode czy nie, miały prawo do własnego zdania. To jest, w jego ocenie. Może w Pladze niekoniecznie prawo im na to pozwalało, czy coś.
– Viliar to bóg Wojny, a wspomniana arena to takie miejsce, gdzie wojownicy i czarodzieje walczą z drapieżnikami posiadającymi cząstkę jego mocy. Każdy kolejny przeciwnik jakiego pokonasz jest silniejszy, a ten smok który dotrwa do końca zostaje okrzyknięty Czempionem Viliara. Jeżeli w danym momencie jakiś smok już piastuje ten tytuł, kolejne osoby przechodzące tę arenę mogą na samym końcu zawalczyć z nim o ten tytuł, zwykle na śmierć i życie. – Wytłumaczył w miarę rzeczowo. – A wiecie, że to właśnie Plaga przywróciła Iskrę Viliara, umożliwiając jego powrót wśród śmiertelnych? Ba, Plaga była pierwszym stadem, która w ogóle przywróciła jakiegoś boga. Wcześniej przez długi czas nie było tu żadnego z nich, jedynie szepty w świątyni, lub wręcz zimna cisza. – Przesunął palcem przedniej łapy po barku Kage, łaskocząc ją lekko by się rozchmurzyła. – Dopiero później do grona zdobywców Iskier dołączyła Ziemia, Ogień oraz Woda. Nadal jest wiele Iskier do odnalezienia, daleko stąd, co jest niebezpieczną misją. Kto wie, może wam się to uda gdy podrośniecie? Warto mieć boga, który ma wobec was dług. Wyobraźcie sobie, bóg Śmierci robiący to, o co go poprosicie, w ramach wdzięczności za odzyskanie jego mocy. – Puścił im oczko, bo wiedział jak mocno mogły nie cierpieć bogów, jeżeli były choć trochę podobne do Mimir, ale smoki z natury były chciwe. Perspektywa zysku zwyciężała zazwyczaj wszelkie niechęci.
Usłyszał pytania, jedno po drugim, ale przez jakiś czas trwał w niemałym szoku. Gdy jedna z córek wyplątała się spod jego łap i potraktowała go gorzej niż mokrego wilka z lasu, coś w nim umarło. Aż taki był beznadziejny? Nie miał za specjalnie wzoru rodzica, nie licząc zgarniającej wszystkich pod swoje skrzydła, wiecznie zapracowanej Sztorm. I zwykle jej znajdy były nieco większe. Poszept i Spuścizna się nie popisali, ale się starał. Chciał być kimś lepszym, a wyszedł na zwykłego kundla na którego syczą jego własne dzieci.
Cudownie.
Pytanie, Aqen.
To mogło być równie dobrze kilka uderzeń serca co kilka godzin. Sam nie wiedział na ile odpłynął myślami. W rzeczywistości łapa wisząca w powietrzu po tym jak przeszła przez nią Vicjra zdążyła nieco zdrętwieć. Uniknął wzdrygnięcia kiedy odkładał ją na ziemię.
– A co wy byście zrobiły, gdyby waszą matkę okrzyknięto zdrajcą Plagi? – odbił piłeczkę, zadając równie kuriozalne pytanie co one jemu. Od razu pośpieszył z wyjaśnieniami, by nie zostać opacznie zrozumianym. – Nie sądzę, by do tego doszło. Ani ja ani Khardah nie mamy w planach zerwać współpracy, bo jest dla nas bardzo wygodna. Obaj też nie wybieramy się na razie nigdzie, i choć wiele może się wydarzyć, tak wojen nie widziały Wolne Stada od bardzo dawna. Co najwyżej tę pokojową między Ogniem i Ziemią, przyjacielską rywalizację o skrawek terenów w ramach zakładu. To było zanim się wyklułem ja, czy wasza matka. – Zerknął na Mimir, ciekaw, czy o tym w ogóle wiedziała. – W wojnie nie zawsze trzeba walczyć tak, by zabić. Przeciwnika można pokonać tak, by nie ucierpiało na stałe jego zdrowie, i nie różniłoby się to za bardzo od potyczki na arenie. Walka tak, by zabić, jest trochę jak pójście na skróty. Skuteczne, ale może doprowadzić do wielu nieprzyjemności później. Smoki są pamiętliwe, a niektóre zadry sięgają tak głęboko, że przekazuje się je z pokolenia na pokolenie. Nie życzyłbym nikomu, by musiał odpowiadać za to, co wydarzyło się za mojego życia, choć rzadko da się tego uniknąć. Smocza duma nie pozwala odpuścić. – Poruszył prawym uchem gdy sobie coś przypomniał. Coś bardzo złego, czego pamiętać nie chciał.
Dźwignął się na łapy, znowu siadając. Ani Kage, ani Vicjra nie przepadały za nim, już to wiedział, i raczej nic co by powiedział lub zrobił nie zmieniłoby tego. Sam wiedział jak ważne jest pierwsze wrażenie, a najwidoczniej zrobił coś, by je u siebie zaprzepaścić. Nie miał pojęcia przecież, że to przez gadaninę jego partnerki i fanatyzm względem Plagi sprawił, że te walkę przegrał na samym starcie, zanim się w ogóle zaczęła.
– Nie, nie zabiłbym was, Vicjro. – Odpowiedział jej bezpośrednio, ale nie szukał jej spojrzeniem bo już nie widział w tym sensu. Wybrała, że dla niej był nieistotny jak insekt. Chociaż nie, nawet gorzej. Czy nienawidzi się owady gdy się po nich się stąpa? Był nawet gorszy od takiej mrówki. Paskudne uczucie. Nie chciał tu dłużej być, potrzebował czasu dla siebie. Ostatecznie tylko on sam sobie nie sprawiał takiego zawodu jak wszyscy inni dookoła. Powinien był posłuchać mądrzejszego głosu kiedy miał na to wcześniej czas. – Ale gdyby wasze stado zerwało sojusz i zaatakowało moje, broniłbym go. – Napomknął, bo wydawało mu się to istotne.
Znowu tracisz rezon i perspektywę, Aqen.
Tsk.
– Na mnie już chyba pora, robi się późno, a muszę załatwić parę rzeczy przed snem. – Obejrzał się w kierunku Bandytki, choć musiał się mocno przymusić żeby to zrobić. – Przekażesz Khardahowi, że chciałbym niedługo się z nim rozmówić? Mam dla niego kilka istotnych informacji. – Dodał jeszcze, bo wolał przekazać wiadomość przez Mimir niż Forkora, który mu zaraz na tych plecach wybuchnie z wściekłości i zostawi po sobie dziurę. Ciężar więzi nigdy nie przeszkadzał mu tak bardzo, jak teraz. Kotołak był przeciwieństwem Aqena i gdyby właśnie nie ta więź, próbowałby ich tu wszystkich pozabijać. Czasem miał wrażenie, że Forkor był jakby jego kolejnym rodzicem. Wszak był starszy, gdy Aqen go sobie upatrzył.
Licznik słów: 1102
....
» czempion «
raz na walkę daje +1 sukces do wybranego ataku fizycznego..
» trudny cel «
+1 ST do ataków fizycznych przeciwnika
drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej
» pełny brzuch «
-1/4 żarcia do sytości. Leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół
» przezorny «
+2 ST do wszystkich kontrataków przeciwników. booyah.
» błysk przyszłości
ostatnie użycie: 05.04.2021
#d07f4d