OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Czułam się zagubiona, wszystko to, co działo się wokół wykraczało poza granice mojego poznania. Stres robił dziwne rzeczy z moim ciałem. Mięśnie drżały niekontrolowanie, łapki zdawały się wiotkie i zbyt słabe, aby mnie utrzymać, serce dziko waliło w piersi, a pomimo tego, że oddychałam naprawdę szybko, zdawało mi się, że powietrze w jakiś przerażający sposób gubi swoją właściwą drogę, nie niosąc żadnej ulgi.Zaczęłam delikatnie wachlować skrzydłami, wodząc nic nierozumiejącym wzrokiem pomiędzy mamą, a tatą. Nie umiałam pojąć, czego oczekuje ode mnie moja opiekunka, która była wszystkim, co znałam w dotychczasowym życiu. Pojęcie rozstania wydawało mi się czymś strasznym, wyjętym żywcem z jednego z niespokojnych snów. Zawsze wtedy miałam u boku matkę właśnie, która potrafiła w zaczarowany sposób odgonić każdy smutek, strach czy ból.
Wielki samiec spojrzał jakoś tak dziwnie na mamę, przez co ta wydawała się zaniepokojona. Nie umiałam zbyt dobrze czytać takich sytuacji, dla mnie liczył się skutek, a nie przyczyna. Nastroszyłam się więc, jednak już jego kolejne słowa zbiły mnie z pantałyku. Zamrugałam powiekami, przekrzywiając łebek.
– Naprawdę jesteś złym smokiem? – spytałam wprost, nie mogąc pogodzić w sobie tych wszystkich sprzeczności przekazu.
Zaczęłam się więc zastanawiać, mama przecież nie chciałaby dla mnie źle, nawet jeżeli zrobiłam coś złego, prawda? Nie oddałaby mnie komuś, kto zrobiłby mi krzywdę... Naprawdę chciałam w to wierzyć, zwłaszcza, że miał być kimś tak ważnym, jak mama.
Czując palce mamy buszujące pośród mojej grzywy, rozluźniłam się widocznie, przysuwając łeb bliżej jej łapy, aby chłonąć pieszczotę, z mojego gardła wyrwało się pełne przyjemności świergolenie.
Samiec nagle powiedział coś w stronę krzaków, więc chcąc nie chcąc, zaintrygowana, spojrzałam również w ich kierunku.
Chciał zrobić z kogoś obiad... Może faktycznie był zły? Ale... może to coś smacznego? Na samą myśl, zakołysałam ogonkiem, niemal już czując smakowite kąski na podniebieniu. Wtem, zza kaskady fioletowych kwiatów, wychynęła... równie fioletowa samiczka. I była o wiele mniejsza od pozostałej dwójki, nieco większa ode mnie! Nigdy nie widziałam kogoś zbliżonego do mnie wzrostem.
I jak to pisklę, skupiłam się właśnie na tym fenomenie. Obserwowałam jak samiczka zbliża się do samca, który zwał się tatą, jak ociera się o jego łapę. Hmm... robiła tak, jak ja...
Kiedy piękne, złociste ślepia nieznajomej skupiły się na mnie, zastrzygłam uszami. Zerknęłam najpierw na mamę, potem tatę, a w końcu znowu na przybyłą, a na moim pysku odmalowywał się coraz szerszy uśmiech. Była piękna! I taka łagodna... i tak nie wiele większa ode mnie! Podniosłam się trochę nieśmiało na cztery łapki, a ogon zawadiacko kołysał się za mną. Zbliżyłam się parę kroczków do niej, węsząc. Zarówno ona, jak i tata, pachnieli dosyć podobnie, a jednak różnie. Ale w całej tej gamie wyczuwałam jeszcze coś, co mnie żywo interesowało, a czego jeszcze nie potrafiłam nazwać.
– Czym są wodospady? – spytałam, robiąc jeszcze jeden kroczek ku samiczce, tym samym znajdując się mniej więcej po środku, pomiędzy mamą, a pozostałą dwójką.
– To coś z wodą, prawda? Nie przepadam za wodą, sprawia, że piórka na skrzydłach stają się ciężkie... ale... On walczy, tak? Ale dlaczego? Czy to znaczy, że jest zły? Bije innych? – mój głos z początku był raczej sceptyczny, nacechowany pewną dozą zabawnego obrzydzenia na wzmiance o czymś, co miało kontakt z wodą, jednak następnie pojawiła się w nim ciekawość, ale też... zmieszanie.
Sytherai Grad Skał Waląca Łuska