OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Trzy siostry zjawiły się pod posągiem Pana Siły. Każda o innej porze.Pierwsza, trapiona gniewem i bólem pragnęła ognia by palić i niszczyć.
Druga, topiła się we własnych wątpliwościach i słabości. Ognia nie pragnęła bo nie uważała siebie za godną. Złożyła ofiarę z kwiatów delikatnych jak jej palce, w Najwyższym szukając oparcia.
Trzecia, której płomień już palił trzewia przybyła nie dla siebie lecz dla innych. Młode rzucone w chrzest Ognia.
* * *
Wrząca Krew
Wrząca Krew nie otrzymała odpowiedzi słownej, ale pomieszczenie wypełniło się dymem, który zdawał się wydobywać spod jej własnych łap. Wirował gwałtownie i kłębił się przy ścianach w rytm jej oddechów i serca. W rytm jej gniewnych myśli. W końcu poczuła szpon, który ukuł ją w pierś, napierając na mostek. Od punktu styku wydobyło się gorąco, które rozprzestrzeniło się po całym jej ciele. Żar buchnął jej z pyska, gdy jej własne gruczoły zostały pobudzone do działania. Nigdy nie czuła się tak pewnie.
+ Płomień Kammanora
* * *
Płocha Ćma
Płocha Ćma złożyła w ofierze pod posąg Kammanora, skromny bukiet wiosennych kwiatów. Musiała skończyć mówić by stało się cokolwiek... niecodziennego.
Jeden z płatków zaczął się żarzyć maleńkim ogniem. Nie było tu nawet płomienia, jedynie ciemny węgiel podążający za pomarańczową iskrą, oraz szary dym. Unosił się cięką stróżką, wijąc się przy tym w fantazyjne wzory, które chociaż piękne – nie przedstawiały niczego.
– Mój Ogień nie jest jedynie dla łowców i wojowników Płocha Ćmo. Jeśli zmienisz swoje zdanie, płomienie będą czerpać z mocy twojego źródła, miast mięśni.
Zapach dymu unoszący się w powietrzu nie pasował do ziela, które przyniosła. Był mocniejszy, bardziej intensywny. Ludzie zapewne porównaliby go drzewa sandałowego. Słoneczna wdychając go, chociaż teraz przez ten krótki moment w świątyni mogła poczuć, że nie trawiły ją żadne lęki, a umysł był spokojny i skupiony.
* * *
Eshel, Znamię Bestii, Trefna Topola
Czarny bez, który Eshel wetknął pomiędzy dwa kamienne palce posągu, nagle zapłonął żywym pomarańczowym blaskiem ognia. Małe ogniki przeskoczyły jak pchły, na łapę czarnego wilka. Tańczyły, rozprzestrzeniając się po jego futrze i ograniczając widoczność. Mimo tego nie musiał mrużyć oczu ani nie odczuwał bólu. Jedynie ciepło. I to ciepło pożarło go całego, rozprzestrzeniając się od tych drobnych punktów aż po sam czubek pyska i koniuszek ogona. W tym blasku i żarze smok ujrzał, że wielka łapa nie wyglądała już jak z kamienia, lecz była pokryta najprawdziwszymi granatowymi łuskami. Pod nimi przesuwały się mięśnie, kiedy kończyba uniosła się i pochwyciła pachnący kwiat między grupe palce.
Z perspektywy Aie i Czuwaliczki młode piskle nagle w całości zostało pożarte przez płomienie. Ogniste jęzory skakały po jego ledwie widocznej ciemnej sylwetce, a posąg pozostawał statyczny jak zawsze.
– Młody Promień nie rozumie po co tu jest. Przybądźcie znowu gdy po Łaskę Ognia zechce sięgnąć samemu – dudniący, pouczający głos rozbił się po ścianach świątyni i czaszkach gromadzonych.
Gdy echo ucichło, zgasły płomienie. Młody stał tak samo jak wcześniej i nie wypadł mu nawet jeden włos z głowy. Delikatny kwiat natomiast, leżał nienaruszony u stóp posągu.









[/center]






















